Torgi wychodzę z siebie. Pożarłem się z dziewczyną w środę, zaczęło się w sumie od głupoty ale trwało to ze 2h. Na następny dzień przeprosiła, ale powiedziała, że "bardzo się stara" a ja jestem dosyć nerwowy to od razu padaki dostałem, że jak się stara, że mi jedno przepraszam napisała, a ja po każdej kłótni zawsze jeździłem i przepraszałem nie wiadomo jak. No i poszła kolejna kłótnia, próbowała trochę to łagodzić ale nie wyszło no i lipa. Trzeciego dnia ogarnąłem, odpuściłem, przeprosiłem. Pojechałem do niej a ta, że musi sobie to przemyśleć, że mogłem przyjechać jutro (tzn następnego dnia) i powiedziała, że mogłem nie przyjeżdżać. No to myślę jak to, przyjechałem i się dowiaduje, że mogłem nie przyjeżdżać. No to się wkurwiłem i pojechałem do domu. No i tak właśnie rozpoczął się dzisiaj 4 dzień kiedy nie żyjemy ze sobą w zgodzie, zobaczymy co dzisiaj będzie, ale wychodzę z siebie i myśli, że to się może sypnąć itd nie dają mi spokoju, bo się na razie jeszcze do mnie nie odezwała.
Zakładki