Ok, Ok. Jako że sam w domu siedze od wczoraj, postnowiłem coś ugotować, tym samym zaoszczędzając kasę pozostawioną przez rodziców moich na fast foody :D
Wczoraj ugotowałem makaron, sos napoli z torebki i było improwizowane spaghetti (oczywiście doprawione przeze mnie nieśmiertelnym czosnkiem i pieprzem cayenne).
Dzisiaj już poszerzyłem horyzonty kulinarne i takie o to dzieło udało mi się zmajstrować:
Obiad na winie, czyli co się pod rękę nawinie :D
Ryż z parówkami (!)
(!) - lub czymkolwiek, co znajdziecie w lodówce - grubo krojona szynka, kurczak, wołowe itp.
Składniki:
- ryż (ja ugotowałem jedną torebkę)
- kostka
pieczeniowa (ja wiem, że wiele z Was robi w bulionie, grzybowej lub innej, ale ja z braku powyższych wrzuciłem pieczeniową, co okazało się bardzo dobrym posunięciem)
- 2-3 parówki
- jedna, większa cebula
- przyprawy: sól, pieprz, pieprz cayenne, czosnek
- inne składniki, jeśli coś macie (papryka, kukurydza itp. - ja z ich braku, skorzystałem tylko z parówek, ryżu i cebuli xD)
Przygotowanie:
Na początek wlejmy do garnka litr wody, odpalmy palnik i wsypmy pół łyżki stołowej soli. Czekamy, aż woda się zagotuje, gdy to nastąpi, wrzucamy torebkę ryżu i kostkę pieczeniową. Całość mieszamy, by kostka się dobrze rozprowadziła i rozpuściła. Na moim ryżu napisane było, by gotować go 18 minut, tak też zrobiłem, po trochu mieszając od czasu do czasu.
Podczas gotowania ryżu musimy zadbać o dodatki do niego - kroimy cebulkę w interesujący Was sposób. Ja pokroiłem w piórka, ale kostka chyba lepiej by tu pasowała (będę mądrzejszy następnym razem). Na patelnię (średnią, nie za dużą, ale też nie za małą) wlewamy trochę oleju i na wolnym (!) ogniu szklimy cebulkę, mieszając często. Ważne, by jej nie spalić, bo nie robimy skwarków do pyzów czy pierogów, a chcemy soczystą cebulkę. Gdy już cebulka nie jest twarda i ma złoty kolor, wrzucamy doń surowe parówki pokrojone w kostkę bądź krążki. Całość oczywiście w dalszym ciągu mieszamy i wyczekujemy z radością jak ryż nam pięknie dochodzi (byle nie krzyczał). Gdy już odnotowaliśmy na zegarze upływ osiemnastu pełnych minut, wyjmujemy torebkę z wody (tak, gaz też zakręcamy pod garnkiem) i przepłukujemy zimną wodą, co by ryż nam się nie skleił. Wysypujemy do miseczki, rozbijamy iiiii... wrzucamy na patelnię, do cebulki i parówek. I co najlepsze, teraz uwaga, bo trudne: około połowę wody z gotowania ryżu (bulionik) wlewamy na patelnię. Całość mieszamy dokładnie, podsypując zmielonym czosnkiem, pieprzem, solą i pieprzem cayenne. Ten ostatni z umiarem, żeby sobie podniebienia nie spalić. Przykrywamy patelnię pokrywką, wciąż bacząc, by ogień był minimalny, i spokojnie odchodzimy do expienia, słuchania muzyki, czy co tam lubicie robić podczas gotowania (ja gram na gitarze :D).
Co kilka minutek przydałoby się pójść do kuchni, odkryć pokrywkę, delektować się zapachem, przy okazji oczywiście mieszając wszystko. Po ponownym przykryciu wróciłem do nauki solówki
Sweet Child o'mine. Gdy odnotujemy pierwsze objawy przypalenia się potrawy (piszczenie czujnika przeciwpożarowego itp.) biegniemy niczym maratończyk z łychą i mieszamy wszystko. Jeśli do patelni przywarły znaczne ilości ryżu, parówek itp, wyłączamy i przesypujemy wszystko do miseczki.
A teraz dodatek - można zrobić sos ze słoika (ale jakiś ten lepszy, nie tanie wyroby made in lidl) słodko-kwaśny albo - jak ktoś umie - samemu taki sos przyrządzić i wymieszać. Można spróbować z sosem napoli...
Zdjęcie..... to wygląda jak rosół z ryżem, z przewagą dla ryżu :D Ale wrzuce, jak tylko zdejmę z ognia ;) Teraz posmakowałem tyle co mi na widelcu po mieszaniu zostało :D
Zakładki