Reklama
Strona 101 z 109 PierwszaPierwsza ... 519199100101102103 ... OstatniaOstatnia
Pokazuje wyniki od 1,501 do 1,515 z 1626

Temat: Creepypasta - straszne rzeczy tutaj pokazujom

  1. #1501
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Minimalista

    Jego imię to Sven. Ma 27 lat, blond włosy i kiedyś miał dobrze zbudowane ciało.

    Mieszkaliśmy razem przez trzy lata, on i ja. Noce spędzaliśmy przy piwie, orzeszkach i dobrej rozmowie, a za dnia prawie się nie widywaliśmy z powodu mojego napiętego harmonogramu zajęć. On jest architektem, czy też raczej był, nie jestem pewien.

    W marcu udało mu się spełnić swoje marzenie. Pojechał do Japonii na trzy tygodnie. Przez ten czas jego ściana na fb była wypełniona zdjęciami świątyń, ulic i ludzi. Ale najwięcej było zdjęć domów, małych i dużych, a w końcu domów i mieszkań od wewnątrz. Pod jednym ze zdjęć, do dzisiejszego dnia widnieje zdanie, które jak mi się wydaje, rozpoczęło jego obsesję:

    "Tutejsi ludzie są bardzo mili. Powiedz im, że jesteś architektem i poproś grzecznie, a każdy obcy człowiek pokaże ci swój dom - pamiętaj tylko o zdjęciu butów!"

    W swoich postach oraz dwóch krótkich rozmowach telefonicznych, które odbyliśmy podczas jego pobytu w Japonii zauważyłem, że wydawał się on mieć nową pasję - minimalizm. Uprość i oczyść swoje życie, a uprościsz i oczyścisz swój umysł.

    -Wiesz - powiedział - Oni mają tam mieszkania, które nie są większe niż nawet pokoje studenckie, ale mają w nich wszystko! Prysznic, kuchnię, wszystko w tylko jednym pokoju, nawet tego się nie zauważa!

    Pierwszą rzeczą jaką Sven zrobił po swoim powrocie było spakowanie większości swojego życia - swoich ubrań, konsol do gier i swojego telewizora, a potem też starych prezentów oraz przypadkowych pamiątek - do pudełek. Postawił pudełka na chodniku i znikły one w przeciągu godziny. W przeciągu tygodnia coraz więcej i więcej pudełek opuszczało jego pokój. Stare kartki urodzinowe, zdjęcia, trofea, a nawet jego odziedziczony po dziadku zegarek. Niedługo potem wszystko było na chodniku. Niedługo potem wszystko znikło.

    Pokój z prawie całkowicie pustą półką, prawie całkowicie pustą szafą, biurkiem i krzesłem.

    -Czyż nie jest to piękne? - zapytał.

    Musiałem się zgodzić. Tak bardzo proste, tak bardzo czyste, tak bardzo relaksujące.

    Żadnego bałaganu. Żadnych wspomnień.

    Żadnych zmartwień.

    Choć trochę motywacji Svena przeskoczyło też na mnie, to mój pokój pozostał w nieładzie.

    -Naprawdę powinieneś odgracić swój pokój - powiedział - Nigdy nie czułem się szczęśliwszy.

    Sven żył prościej od tamtego dnia.

    -Jest o wiele bardziej relaksująco.

    Uśmiechał się, gdy to mówił.

    Prostsze jedzenie.

    -Czuję się taki lekki.

    Prostsze ubrania.

    -Nie muszę już wybierać. Trzy zapętlone komplety ubrań. Wszytko inne to nadmiar!"

    Bez biurka.

    -Zresztą i tak szkodzi twoim plecom.

    Bez półki.

    -Tylko zbiera kurz.

    Bez prześcieradła.

    -Twoje ciało uczy się radzić sobie z zimnem.

    Bez materaca.

    -Miękkie rzeczy źle działają na kręgosłup.

    Bez łóżka.

    -Tak jest o wiele łatwiej.

    -Och- powiedziałem - ale gdzie śpisz?

    -Podłoga mi wystarcza.

    Znów uśmiechnął się w ten sposób. Rozluźniony, opanowany, spokojny, niemożliwie szczęśliwy.

    -I co robisz, gdy robi się zimno?

    Uśmiechnął się szeroko.

    -Nie ma problemu. Wciąż mam szafę.

    Wprowadził się do szafy na początku kwietnia. Od tamtej pory nie widywałem go nigdzie indziej.

    Nie przesadzam, gdy to mówię.

    Nie widywałem go w kuchni.

    Nie widywałem go w łazience.

    Podczas dnia otwiera drzwi do szafy. Nocą je zamyka.

    -Naprawdę powinieneś do mnie dołączyć. - rzekł - Jest tu mnóstwo miejsca.

    -Nie wydaje mi się.

    -Och - powiedział Sven - Po prostu jesteś zbyt przywiązany do rzeczy.

    Pożegnałem się ze Svenem, którego znałem dwunastego kwietnia, dnia w którym ogolił głowę. Tamtego dnia był już chudy, o wiele zbyt chudy, żeby być zdrowy.

    Czasem przynosiłem mu jedzenie.

    -Nie. - mówił - Nie jestem głodny.

    Nigdy nie był głodny, dało się to dostrzec patrząc na to jak siedział bokiem w swojej szafie, a jego ciału kształtu nadawały jedynie jego żebra i kości, które wydawały się niemal przenikać skórę.

    Ale on zawsze się uśmiechał.

    -Naprawdę potrzebujesz pomocy - powiedziałem.

    A on uśmiechnął się wyszczerzając zęby, których dziąsła powoli obumierały.

    -Nie martw się o mnie. Tutaj czuję się o wiele lepiej, o wiele lepiej niż wcześniej.

    -Ziom, to nie jest zdrowe.

    -O wiele bardziej zdrowe, niż to jak ty żyjesz - powiedział - Naprawdę powinieneś do mnie tu dołączyć. Jest tu wystarczająco miejsca dla nas dwóch!

    -Tu nie ma miejsca - rzekłem.

    Naprawdę nie powinienem był tego mówić.

    Sven zamontował deskę w szafie, tuż nad swoją głową.

    -Możesz być na górnej półce.

    Myślałem, że to był żart.

    Każdego dnia wydawało mi się, że górna półka rosła, a jego miejsce się kurczyło. Ale mieścił się tam.

    Zawsze tam siedział, cicho, czasem z pożyczoną ode mnie książką, a czasem tylko ze swoim umysłem.

    Był wtedy wrzesień.

    -Naprawdę - powiedział - Możesz mieć górną półkę. Na pewno się zmieścisz.

    -Nie jestem tego taki pewien.

    -Och - odparł - Zrobię trochę więcej miejsca. Jutro na pewno się zmieścisz.

    Następnego dnia, jako żart, usiadłem na jego górnej półce.

    On zamknął drzwi.

    Słyszałem tylko swoje bicie serca i jego oddech.

    -Czyż nie jest spokojnie? - zapytał Sven.

    -Trochę za ciasno jak dla mnie. - zasugerowałem - I coś tu śmierdzi.

    Wtedy powiedziałbym, że śmierdziało jak paznokcie.

    -To odejdzie - oznajmił.

    Następnego dnia górna półka była jeszcze większa. Wysokość jego miejsca była tak mała jak wysokość pięciu lub sześciu książek ułożonych na stosie.

    Zapach się pogorszył.

    Zgnilizna.

    -Nie martw się - oświadczył - polepszy się.

    -Sven - powiedziałem - Myślę, że umierasz.

    A on się zaśmiał.

    -Za bardzo lgniesz do swojego ciała. - rzekł.

    -Nie. Naprawdę, musisz iść do szpitala.

    -Nie jestem szalony! Nie zaczynaj znów tej rozmowy!

    -Daj mi numer swoich rodziców.

    -Nie.

    Po raz pierwszy wyglądał na złego.

    -Proszę, chce ci tylko pomóc.

    -Nie! Jestem całkowicie w porządku.

    -Czuję zapach twojego gnijącego ciała.

    Zaśmiał się.

    -Nie martw się, to tylko proces leczenia.

    -Leczenia?

    -Rany.

    -Jakie rany?

    -Nic poważnego - odpowiedział - Nic poważnego, naprawdę!

    -Pokaż mi.

    -Nie!

    -Pokaż mi!

    Chwyciłem go za prawą dłoń.

    Była koścista, mała i zimna.

    -Przestań!

    Ale ja pociągnąłem.

    Był lżejszy niż mój plecak.

    Jego paznokcie wbiły się w moje ramię.

    -Przestań! - krzyknął.

    Całe jego ciało wyśliznęło się z jego półki.

    Oprócz lewego ramienia.

    I jego nóg.

    Puściłem.

    -Pierdol się! - krzyknął.

    Jednym ruchem znów znalazł się na swojej półce.

    -Jesteś szalony - powiedziałem.

    -Nie. To ty jesteś. Nie potrzebujesz tych wszystkich rzeczy, żeby być szczęśliwy!

    Odszedłem tyłem do drzwi.

    -Co zrobiłeś ze swoimi nogami?!

    -Nie potrzebowałem ich. Odciąłem je dwa tygodnie temu.

    -Mój Boże...Ty umrzesz...

    Jego oczy znów wyglądały łagodnie. Uśmiechnął się.

    -Uprość. Wtedy przestaniesz martwić się o takie rzeczy.

    Powinienem był zadzwonić po karetkę, albo na policję, albo po prostu do kogokoś - kogokolwiek. Ale nie zrobiłem tego, bo za każdym razem, gdy próbuję to zrobić, patrzę na niego, a on się uśmiecha.

    On jest szczęśliwy, szczęśliwszy niż ktokolwiek inny kogo widziałem.

    Minęły już cztery dni. Sven wciąż tu jest, szczęśliwy. Czasem słyszę jak nuci albo śpiewa. Czasem po prostu siedzi tam cicho i się uśmiecha.

    Powinienem być zszokowany, obrzydzony, przerażony.

    Zamiast tego czuję się błogo i spokojnie, gdy patrzę na niego.

    Gdy czuję się zestresowany lub zmartwiony to patrzę na niego, a jego uśmiech mnie uspokaja.

    Zacząłem sprzątać swój pokój, nawet o tym nie myśląc. Sven ma rację w pewnych sprawach, to oczywiste. Odgracanie uspokaja mnie. Zostawiłem dwa pierwsze pudełka na ulicy.

    Nocą, chwilę zanim zasnę, zastanawiam się jakby to było, być tam z nim, w jego szafie.

    I gdy zamykam oczy, ciemność wypełnia zostaje wypełniona wspomnieniem. Nie słyszę nic oprócz bicia swojego serca i jego oddechu, a pamiętam jedynie to jaki szczęśliwy byłem tam, w środku.

  2. #1502
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Mieszkam w Osace, w Japonii i często jeżdżę rano metrem do pracy. Pewnego dnia, kiedy czekałem na pociąg, zauważyłem bezdomnego w kącie stacji. Mamrotał do siebie, kiedy ktoś koło niego przechodził. Trzymał kubek, żebrał. Gruba kobieta minęła bezdomnego, ledwo usłyszałem, że powiedział "świnia". Wow, pomyślałem. Bezdomny obraża ludzi i ciągle liczy, że ktoś da mu pieniądze? Później minął go wysoki biznesmen, żebrak powiedział "człowiek". Człowiek? Nie mogłem się z tym nie zgodzić, mężczyzna, który przeszedł bez wątpienia był człowiekiem. Następnego dnia dotarłem na stację wcześniej niż zwykle i miałem trochę wolnego czasu. Postanowiłem stanąć bliżej bezdomnego i posłuchać jego dziwnego mamrotania. Chudy, zmizerniały człowiek minął żebrzącego - wymamrotał on "krowa". Krowa? Zbyt chudy jak na krowę, jak dla mnie bardziej indyk, albo kurczak. Minutę później gruby facet przeszedł obok mojego obiektu zainteresowań. Powiedział on - "ziemniak". Ziemniak? Myślałem, że na grubych ludzi mówi "świnia". Tego dnia w pracy nie mogłem przestać myśleć o bezdomnym. Starałem się rozgryźć jego zachowanie. Chciałem odnaleźć jakąś logikę w jego mamrotaniu. Może ma jakąś nadprzyrodzoną zdolność, pomyślałem. W Japonii wielu ludzi wierzy w reinkarnację, gość może potrafi rozpoznać kim byli w poprzednim życiu, czy coś w tym stylu. Obserwowałem bezdomnego jeszcze wiele razy i moja teoria wydawała mi się prawdziwą. Często słyszałem, jak nazywał ludzi "królikiem", "cebulą", "ziemniakiem", a nawet "owcą". W końcu nie wytrzymałem. Moja ciekawość wzięła górę. Podszedłem do niego, spojrzał na mnie i powiedział "chleb". Wrzuciłem do jego kubka kilka monet, zapytałem czy ma jakaś nadprzyrodzoną zdolność odnośnie tego mamrotania. Bezdomny uśmiechnął się i powiedział - "Tak, w rzeczy samej, posiadam taką zdolność. Odkryłem to w sobie kilka lat temu. Ale to nie jest raczej coś czego mogłeś się spodziewać. Nie potrafię przewidzieć przyszłości, ani czytać w myślach". "Jaką więc posiadasz umiejętność?" - spytałem prędko. "Po prostu, potrafię poznać jaka była ostatnia rzecz, którą dana osoba zjadła". Uśmiechnąłem się, ponieważ zdałem sobie sprawę, że miał rację. Powiedział "chleb", ostatnią rzeczą jaką jadłem tego dnia był przypieczony chleb. Odszedłem kiwając głową z niedowierzaniem. Ze wszystkich nadprzyrodzonych umiejętności ta musi być najbardziej bezużyteczna.

    Ale w tym momencie dotarło do mnie i przeraziło mnie coś innego. Wiesz co, prawda?
    .

  3. #1503
    Avatar Kaplarek
    Data rejestracji
    2009
    Posty
    361
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    za ostatnią propsik :D
    nie świecę

  4. Reklama
  5. #1504
    Avatar siwy__
    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Gorzów Wlkp
    Wiek
    31
    Posty
    226
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    5 min siedziałem i rozkminalem o co chodzi i postanowiłem przeczytać jeszcze raz i dość szybko się wyjaśniło xDDDDDDDD

  6. #1505
    Avatar Ander Twenty
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    29
    Posty
    4,414
    Siła reputacji
    21

    Domyślny

    moze ktos naprostowac bo nie wiem czy dobrze mysle xd

  7. #1506
    Avatar Hootz
    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Tu i tam.
    Posty
    497
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Cytuj Ander Twenty napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    moze ktos naprostowac bo nie wiem czy dobrze mysle xd
    Biznesmen jest kanibalem.
    Ostatnio zmieniony przez Mandarke : 15-10-2013, 10:59 Powód: spoiler

  8. Reklama
  9. #1507

    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Łódź
    Wiek
    29
    Posty
    1,513
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    Ale może w tagu spoiler co? Dzięki....
    Ostatnio zmieniony przez Mandarke : 15-10-2013, 11:00 Powód: spoiler

  10. #1508
    Avatar Ander Twenty
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    29
    Posty
    4,414
    Siła reputacji
    21

    Domyślny

    Cytuj Hootz napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Biznesmen jest kanibalem.
    kompletnie nie zwróciłem na to uwagi, o kurwa xD

    Czekamy na więcej bo ta była całkiem fajna (jak się okazało).

  11. #1509
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Zemsta

    -Jesteś pewny, że chcesz to zrobić?- pyta po raz kolejny Twój przyjaciel.
    -Tak, tak jestem pewny.- warczysz.- Jestem profesjonalistą. Jedno nawiedzone miejsce w te, czy we wte nic nie zmieni.
    -Ale…
    -Żadnych ale. Zobaczymy się za kilka dni. Żegnam.
    Targasz swoje walizki do domu i zatrzaskujesz za sobą drzwi. W Twoje nozdrza uderza zapach zgnilizny. Zniesmaczony marszczysz nos i rozglądasz się po pomieszczeniu. Stara spróchniała podłoga, skrzypi przy każdym Twoim ruchu. Tapeta z zeszłego wieku jest oderwana i zdrapana w bardzo wielu miejscach. Na prawo od Ciebie stoi podniszczone biurko. W dalszej części pokoju znajdują się schody. Pod sufitem chybocze się żyrandol. Podchodzisz do schodów i stawiasz nogę na jednym ze stopni. Stopień skrzypi, pęka i pochłania Twoja nogę. Warczysz jakieś przekleństwo pod nosem i wyrywasz stopę z pułapki. Przechodzisz obok schodów i kładziesz rękę na klamce kolejnych drzwi. Pchasz wrota, a Twoim oczom ukazuje się długi korytarz. Kiedyś białe ściany mają szarawy odcień. Jest tu pełno drzwi w regularnych odstępach od siebie. Podchodzisz do pierwszych drzwi i pchasz je. Szary pokój, żelazna prycz, krzesło i krata w oknie. Wszystko zdaje się krzyczeć „szaleństwo, szaleństwo, szaleństwo”. Dochodząc do wniosku, że wszystkie pokoje będą wyglądały podobnie, przywlekasz się do pierwszego pokoju z walizkami. W kącie dostrzegasz szafę. Wzruszasz ramionami i patrzysz na zegarek. Dwudziesta druga. Rozkładasz śpiwór, który ze sobą wziąłeś i się w nim kładziesz. Ustawiasz budzik w komórce na trzecią w nocy, zamykasz oczy i zaczynasz zasypiać.

    -Panie Michael, panie Michael… Proszę wstawać…- budzi Cię nieznany żeński głos.
    -Co za Michael?- warczysz, powoli otwierając oczy. Widzisz śnieżnobiały sufit. Po plecach przebiega Ci dreszcz. Jakim prawem ten sufit ma taki kolor?- Co pani tu robi?
    Próbujesz się poruszyć, ale coś Ci to uniemożliwia. Patrzysz na swoją klatkę piersiową. Jesteś przypięty do żelaznej pryczy.
    -Co tu się dzieje?- warczysz, próbując wydostać się z pasów.
    -Proszę się uspokoić- świergocze znowu kobieta.- Doktor nie będzie zadowolony, że znowu ma pan atak.
    -Co za atak? O czym ty w ogóle mówisz?
    Patrzysz z wściekłością na kobietę. Ma na sobie strój pielęgniarki.
    -Co tu się dzieje?- warczysz zdezorientowany.
    -Proszę pana…- mówi znowu.
    -Odpowiadaj!
    -Proszę się uspokoić…
    -Nie uspokoję się! Mów co się tutaj dzieje! Czemu jestem przypięty do łóżka?! Co ty tutaj robisz?!
    Pielęgniarka cmoka i podchodzi do Ciebie.
    -Pan doktor nie będzie zadowolony…- wzdycha. Wyciąga skądś strzykawkę i wbija ją w Twoje ramię.
    -Co ty robisz…?!- pytasz, czując jak powoli zanika Ci czucie w ramieniu.
    -Proszę się uspokoić, pan doktor zaraz się panem zajmie- słyszysz jej głos, ostatkiem sił utrzymując świadomość. Przed oczami zaczyna robić Ci się ciemno…

    -Więc nasz kochany pacjent miał przed chwilą atak?- słyszysz męski głos. Wyczuwasz, że mężczyzna się uśmiecha. Nadal nie możesz otworzyć oczu ani się poruszyć.
    -Tak- odpowiada znana Ci już pielęgniarka.
    - O której do nas przybył?
    -Zasnął o dwudziestej drugiej dziesięć, a dotarł do nas o dwudziestej drugiej jedenaście.
    -Bardzo dobrze, że zasnął tak szybko.
    - Z tego co wiadomo jest profesjonalistą.
    -A co robi?
    -Zwiedza nawiedzone miejsca.
    Oboje wybuchają śmiechem, a Ty zastanawiasz się, co się tutaj dzieje.
    -Bardzo ciekawe…- mruczy mężczyzna.- Elizabeth?
    -Tak?
    -Nasz pacjent już nas słyszy. Prawda, panie Hunter?
    Chcesz zapytać mężczyznę skąd zna Twoje nazwisko, ale nie możesz poruszyć ustami.
    -Oh, lek jeszcze działa?- mówi z udawaną troską lekarz.- Obiecuję panu, że elektrowstrząsy pomogą.
    Elektrowstrząsy?
    -Elizabeth, może uczynisz ten zaszczyt?- pyta mężczyzna. Po chwili przez Twoje ciało przebiega prąd. Z Twoich ust wyrywa się krzyk. Czujesz mrowienie w palcach.
    -Oh, bolało? Ale nadal pan nie widzi- mówi z udawanym smutkiem lekarz.- Większa dawka powinna pomóc.
    Przez Twoje ciało przetacza się prąd, ale o dwa razy większej mocy. Znowu krzyczysz.
    -Już powinien pan widzieć…- odzywa się lekarz.- Więc zaczynamy leczenie…
    Pielęgniarka wciska jakiś guzik i Twoje krzesło opuszcza się. Trafiasz do zbiornika pełnego wody. Przed zanurzeniem, nie wziąłeś oddechu. Dławisz się. Woda napływa do Twoich płuc. Za wszelką cenę próbujesz się wyrwać. Podrywasz głowę do góry, ze strachem patrząc na jasną plamę nad powierzchnią wody. Bąble powietrza latają przed Tobą, kiedy miotasz się na krześle. Nie możesz nic zrobić. Twoje krzesło podrywa się do góry. Wykasłujesz wodę i szybko łapiesz ukochane powietrze. Cieszysz się, że jesteś ponad wodą. Twoja radość nie trwa jednak długo. Znowu zanurzasz się w wodzie. Tym razem bierzesz głęboki wdech, więc nie jest tak źle. Nagle przez Twoje ciało przetacza się prąd elektryczny. Drżysz, otwierasz usta, pozbawiając się powietrza. Próbujesz krzyczeć. Krzesło znowu podrywa się do góry. Bierzesz wdech i krzyczysz. Twoi oprawcy nawet nie pozwalają Ci skończyć wołać. Zanurzają Cię, kiedy jeszcze masz otwarte usta. Łykasz wodę, czujesz jak powoli zalewa Ci płuca. Czujesz jak Twoje powietrze, życie, przecieka Ci przez palce niczym piasek. Przez Twoje ciało znów wędruję prąd. Straciłeś nadzieję, nie próbujesz się nawet wyrywać. Drżysz tylko. Krzesło znów wędruje do góry. Wypluwasz wodę i czekasz na kolejne zanurzenie. Zaciskasz powieki ze strachu. Czujesz jak Twoje krzesło się opuszcza. Czekasz na kolejne zanurzenie, które… jednak nie następuje. Słyszysz jak nogi krzesła uderzają o płytki. Zdziwiony otwierasz oczy i widzisz przed sobą lekarza i pielęgniarkę. Próbujesz mówić, ale nie możesz. Lekarz ubrany jest w strój operacyjny i maskę chirurgiczną. Widzisz jak wokół jego oczu tworzą się zmarszczki. On się uśmiecha.
    -Proszę pani, przechodzimy do kolejnego zabiegu- mówi.
    -Oczywiście, panie doktorze- odpowiada pielęgniarka i podaje mężczyźnie szpikulec do lodu. Gwałtownie kręcisz głową.
    -Proszę się uspokoić- mówi lekarz i daje znak kobiecie, aby przytrzymała Twoją głowę. Kobieta wplata palce w Twoje włosy, unieruchamiając Cię. Mężczyzna podnosi szpikulec na wysokość Twoich oczu.- Poczujesz lekkie ukłucie…
    Bez chwili namysłu lekarz wbija szpikulec w Twoje oko. Krzyczysz, próbujesz się wyrywać… Wszystko na marne. Lekarz głębiej wbija szpikulec i zaczyna nim kręcić w Twoim mózgu. Czujesz jak powoli zanika czucie… Nie możesz się poruszyć. Siedzisz na tym krześle, a lekarz wkłada kolejny szpikulec do drugiego oka. Zanim jednak to zrobił, z nienaruszonego oka wypływa pojedyncza łza. Łza smutku. Łza końca.

    Nic nie czujesz. Słyszysz, ale nie rozumiesz. Siedzisz z opuszczoną głową. Twoje przedziurawione gałki oczne turlają się gdzieś po podłodze. Z Twoich pustych oczodołów wypływa krew. A Oni rozmawiają.
    - Czyli pozbyliśmy się już kolejnego- mówi pielęgniarka. Słyszysz, ale nie rozumiesz słów.
    - To prawnuk lekarza, który Cię tutaj zabił- odpowiada lekarz.- Nasz kochany szpital psychiatryczny tak działa. Teraz trzeba ściągnąć tu jego przyjaciela. To prawnuk lekarza, który zabił Jenny.
    -Rozumiem.
    -Zamknijcie go w domu i poczekajcie, aż zaśnie. Inaczej go tutaj nie sprowadzimy.



    Mija tydzień odkąd duchy zamordowanych porwały Cię do swojego świata. Twój przyjaciel wchodzi do opuszczonego budynku i szuka Cię, krzycząc Twoje imię. On widzi tylko opuszczony budynek. A Ty siedzisz na kanapie z opatrunkiem na oczach w poczekalni wyglądającej jak nowa. On Cię nie widzi, szuka dalej. Wchodzi do tego pokoju, w którym zasnąłeś. Obmacując ściany, podążasz za nim i siadasz na materacu. Twój przyjaciel patrzy ze zmarszczonym czołem na śpiwór, który zostawiłeś. Nagle z hukiem zamykają się za nim drzwi.
    -Przyszedł, przyszedł- słyszycie skrzeczące głosy.- On tu jest…
    -Co się dzieje?- pyta Twój przyjaciel.
    -On tu jest, on tu jest… Zabijemy go… On zabił Jenny…
    -Co za Jenny?! Co tu się dzieje?!- krzyczy Twój przyjaciel.
    -Nic, nic- odpowiadają słodkim tonem skrzeczące głosy.- Po prostu idź spać.

  12. Reklama
  13. #1510
    Avatar supermate
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    Warszawa
    Wiek
    34
    Posty
    1,931
    Siła reputacji
    14

    Domyślny

    Cytuj Musk napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Zemsta
    poprzednie fajne, to słabiutkie

  14. #1511
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Skupienie
    Czy kiedykolwiek widziałeś jedno z tych filmików gdzie masz patrzeć się, lub wzrokiem podążać za specyficzną rzeczą poprzez cały filmik?

    Potem, na koniec, ujawniają że w czasie gdy ty oglądałeś, coś dużego i natrętnego poruszyło się w widoku a ty nigdy tego nie zauważyłeś?

    Przerażające jest, jak często to się zdarza. Właśnie przeszedłem z holu do twojego pokoju gdy ty to czytałeś.

  15. #1512
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Ci cisi
    Wiecie kim jesteśmy. Jesteśmy tymi, którzy siedzą z tyłu. W kącie. Nie mówimy za dużo. Nie pytamy jak minął ci weekend. Nie rozmawiamy o pogodzie. Nie obchodzi nas to. Wszyscy znacie taką osobę, myślicie o niej teraz. Ta osoba, która siedzi za tobą w klasie. Ten współpracownik w kącie biura, który nigdy z tobą nie rozmawia. Ten sąsiad, który rzadko wychodzi z domu. Taka osoba istnieje w życiu każdego z was.
    Proszę, nie mylcie nas z innymi. Tymi "strasznymi". Tymi, którzy próbują was bez przerwy podrywać. Tymi niezdarnymi, którzy za bardzo starają się sprawić, żebyście ich polubili. Oni nie są nami. Mówię o tych, których nawet nie zauważacie, że są w pobliżu. Nie zauważacie ani gdy jesteśmy obecni, ani gdy nas nie ma. Ci niewidzialni. Przychodzimy i odchodzimy wedle naszych upodobań, a wy nie macie o tym pojęcia. Nie rozmawiamy między sobą, jeśli myślicie o tym. Nie jest to jakieś sekretne stowarzyszenie albo klub. Nie mamy zebrań. Nie wysyłamy grupowych mail'i. Po prostu jesteśmy tutaj. Po prostu patrzymy. Po prostu myślimy. Po prostu planujemy.
    Mimo wszystko, wszyscy znamy się ze sobą. Oczywiście, nie osobiście. Mam na myśli to, że przechodząc obok jednego z nas na ulicy, korytarzem, w biurze, to wiemy. Rozpoznajemy siebie nawzajem. Nie kiwamy głową ani nie mrugamy. Nie przybijamy piątki. Patrzymy tylko sobie w oczy i wiemy. Niektórzy z nas tworzą drużyny, ale większość nie. Jednak tym, którzy to robią praktycznie zawsze się nie udaje. Zwyczajnie jesteśmy lepsi sami. Nie pytaj mnie czemu, bo nie wiem. Nie wiem czemu jesteśmy tacy. Przestałem o tym myśleć wiele lat temu. Po tym pierwszym. Potem już mnie to nie obchodziło. Nie potrzebowałem wyjaśnień. Po tym momencie, po raz pierwszy w swoim życiu, poczułem się jakbym był sobą.
    Miałem 16 lat. Przez całe życie czułem się inny. Miałem przyjaciół, ale nie interesowali mnie oni, a oni nie interesowali się mną. W szkole byłem niewidzialny. Nigdy nie byłem dręczony, ale też nie byłem "popularnym dzieciakiem". Byłem tam fizycznie, jednakże nie mentalnie. Zawsze byłem gdzieś w środku mojej głowy, żyłem swoją imaginacją i przeżywałem różne wielki i przerażające przygody. Żyłem w swojej głowie. Myślałem zbyt wiele o wszystkim. Martwiłem się o wszystko. Byłem pewien, że przez to będę miał raka.
    Mój tata odszedł zanim go poznałem. Moja mama była sekretarką u lokalnego okulisty, zarabiała wystarczająco żebyśmy mogli żyć komfortowo. Nasze małe życie było cacy oprócz jednej rzeczy. Jednej dużej i spoconej rzeczy...jej szefa, Dr Jeffery King'a. Lubił moją mamę. Bardzo. Za bardzo. Bardziej niż ona lubiła go. Popełniła błąd, gdy zaczęła się z nim umawiać na początku swojej pracy u niego. Błąd, którego oboje potem żałowali. On bardziej niż ona. W momencie, gdy ona to zakończyła, on powoli stawał się agresywny. Zaczęło się od dzwonienia i pisania smsów późną nocą. Później zaczął pojawiać się przed naszym domem pijany i krzyczeć do mojej mamy. Później w naszym domu było włamanie, a jedynym zdewastowanym pokojem był pokój mojej matki. Wiedzieliśmy, że to był on, ale nie było żadnych dowodów. Następnego dnia moja mama złożyła rezygnację z pracy, za dwa tygodnie mogłaby odejść. Błagałem ją żeby po prostu tam nie wracała, ale ona chciała "postąpić słusznie". Nikt nigdy nie postępuje słusznie. Zacząłem chodzić do jej biura po szkole, bojąc się, że on mógł ją skrzywdzić. Nie miałem zamiaru na to pozwolić.
    Nigdy nie spojrzał na mnie, gdy tam byłem. Patrzył tylko na nią. Pewnego dnia, gdy moja mama przygotowywała się do wyjścia z pracy, włamałem się do szafki na dokumenty. Była w pokoju na zapleczu, więc wiedziałem, że mam kilka minut. Znalazłem nazwiska i numery kilku poprzednich sekretarek. Tamtej nocy zadzwoniłem do każdej z nich. Robił to już wcześniej. Lubił żerować na swoich sekretarkach. Wszystkie opowiedziały podobne historie. Jedna skończyła się o wiele gorzej od reszty. Jedna kobieta wylądowała w szpitalu po tym jak została brutalnie zgwałcona, gdy wracała do domu z pracy. Zeznała policji, że to był ten doktor, ale z jakiegoś powodu żaden pozew nie został wniesiony. Później, King powiedział mi, że pracował dla szefa policji oraz, że stali się kolegami od golfa. Kobieta powiedziała, że zawsze odrzucała jego zaloty oraz, że gwałt wydarzył się dzień przed sfinalizowaniem jej rezygnacji. Jutro miało być ostatnim dniem pracy mojej mamy. Decyzja podjęła się sama.
    Jakieś 24 godziny po skończeniu rozmowy z tamtą kobietą, siedziałem w biurze King'a. Za to on nie siedział. Jestem pewien, że ciężko byłoby znaleźć krzesło biorąc pod uwagę fakt, że wypaliłem mu oczy przy użyciu jego własnego lasera służącego do przeprowadzania operacji oczu. To było zabawne. Przykleiłem go taśmą klejącą do ławki, a następnie zmusiłem go do trzymania otwartych powiek z małą pomocą haczyków wędkarskich. Haczyki były przyczepione do drutu, który przyszyłem do tyłu jego głowy, żeby jego oczy pozostały otwarte. Jego głowę też przykleiłem taśmą klejącą, nie chciałem, żeby laser wypalił coś więcej niż te niebieskie oczka. Następnie włączyłem maszynę i usiadłem. Wrzaski rozpoczęły się bardzo szybko. Musiałem zakleić mu usta, żeby był cicho. Zadziwiająco, zdołał pozbyć się taśmy zanim zdążyłem usiąść ponownie. Po tym jak obkleiłem całą jego głowę, usiadłem i zacząłem mu wyjaśniać. Widocznie mnie nie rozpoznał, więc powiedziałem mu o tym kim była moja matka, o kobietach z którymi rozmawiałem, bla bla bla. Powiedzmy po prostu, że pod koniec wiedział czemu to się działo. Poprawiłem jego głowę tak, żeby jego drugie oko było przed laserem. Po kilku kolejnych minutach wyłączyłem maszynę. Nie chciałem, żeby jego oczy zostały zainfekowane, więc wylałem na nie buteleczkę izopropylowego alkoholu. To też mu się nie spodobało. Opóźniając nieuniknione, zerwałem taśmę z jego ust i zadałem mu kilka pytań na które miał trochę interesujących odpowiedzi. Szlochając i łkając opisał mi to co robił kobietom w przeszłości. To brzmiało jak spowiedź. Spowiedź, którą tylko potwór mógłby powiedzieć księdzu.
    Fantazjowałem o tym co miało wtedy nastąpić przez całe życie, a jednak wciąż byłem poddenerwowany. Moje serce szalało. Pociłem się, a moje dłonie się trzęsły. Nie osądzajcie mnie - to był mój pierwszy raz. Nie miałem jeszcze wtedy żadnego z moich narzędzi. Wszystko co miałem to stary, wojskowy bagnet, który znalazłem w naszym garażu kilka lat wcześniej. Moja mama nigdy nie powiedziała skąd on się wziął, ale wiedziałem, że należał do mojego ojca. Przez chwilę, gdy doktor mówił, przyglądałem się ostrzu. Na uchwycie wydrapany był mały trójkąt. Coś czarnego spływało z czubka ostrza i wysychało. W środku jego spowiedzi, dźgnąłem Dr Jeffrey'a w gardło, odrobinę na prawo jego tętnicy szyjnej. Krwawił intensywnie. Próbował nabrać powietrza. Wepchnąłem ostrze nawet głębiej, gdy on skręcał się i gulgotał. Wpychałem je tak głęboko, aż poczułem jego kręgosłup. Popatrzyłem jak jego krew wylewa się na podłogę w ogromnych ilościach, a następnie poszedłem do domu. Moje serce nie szalało. Nie pociłem się. Moje dłonie się nie trzęsły. Stałem się sobą tamtej nocy.
    Dobra opowieść, no nie? Powinno uspokoić cię to, że nie wszyscy z nas są tacy jak ja. Wszyscy jesteśmy inni. Nie wszyscy z nas zabijają, torturują, gwałcą, okaleczają, przebijają sztyletem, strzelają czy porywają. Wszyscy mamy własny styl. Wszyscy mamy swoje własne potrzeby. Niektórzy z nas po prostu zaspokajają je w inne, mniej "mordercze" sposoby. Niektórzy zaznają komfortu używając do tego narkotyków lub alkoholu. Niektórzy z nas lubią kraść. Niektórzy lubią odkręcać śrubki z infrastruktury dla niepełnosprawnych, siadać w pobliżu i się śmiać. Pewnego razu widziałem materiał w wiadomościach o woźnym, który pracował na nocną zmianę w małym katolickim kościele. Każdej nocy czyścił łazienki, wycierał ławki kościelne i masturbował się do wody świętej. Widzicie, każdy z nas ma swój własny styl.
    Jeśli to wszystko jest dla ciebie nowe, to bądź zapewniony, że nie jesteś jednym z nas. Bądź wdzięczny za to. Uważaj się za farciarza. Miłuj swoje "normalne" życie. Nie myślcie, że zawsze takie będzie. My tak nie myślimy. Nie chcemy być tacy jak wy. Może przed naszymi Pierwszymi tak myśleliśmy, ale nie po. Nie, po uważaliśmy się za farciarzy, że nie jesteśmy tacy jak reszta z was. "Błogosławiony" to chyba słowo, którego wy używacie dość często. Mimo wszystko, niektórzy z nas nie czują się tak. Niektórzy z nas nienawidzą bycia jednym z nas. Po prostu jeszcze nie mieli swojego pierwszego i jest to bardzo zrozumiałe. Niektórzy z nas kwitną późno, a niektórzy wcale. To smutne, gdy oni nie zdają sobie sprawy z tego kim są, ani jak osiągnąć swój cały potencjał. Muszą czuć się tacy zagubieni i zrozpaczeni w środku. Uczucie, które prawdopodobnie nigdy nie odchodzi. Próbują wypełnić swoje życia czymś "ważnym", ale nic im nigdy nie pasuje. Szukają swojego powołania na tradycyjnej ścieżce kariery, ale nienawidzą swojej pracy. Szukają miłości, ale miłość zawsze ich opuszcza. Zwracają się w stronę płytkich rzeczy. Może dużej ilości followerów na Twitterze, lub wielu znajomych na Facebook'u. Mimo to, nie są w stanie zbudować prawdziwej przyjaźni z żadnym z nich. Ale oni to wiedzą. Kończy się to tym, że siedzą w domu, bo jest tam bezpiecznie. Nie mogą zostać skrzywdzeni w domu. Przestają próbować. Przestają wpuszczać ludzi. Ludzie tylko ich krzywdzą i zostawiają. To etap na którym większość zostaje aż do dnia w którym umrze. Czy to naturalnie w samotności, czy też popełniając samobójstwo w ów samotności. Jeżeli to choć trochę przypomina ciebie i opisuje twoje życie, to gratulacje - jesteś jednym z nas. Witamy. Woda jest ciepła. Po prostu wskocz.
    Do reszty z was mogę powiedzieć tylko jedno: obserwujcie. Ta osoba, która siedzi za tobą w klasie, ten współpracownik w kącie biura, który nigdy z tobą nie rozmawia, ten sąsiad, który rzadko wychodzi z domu...obserwujcie ich. Obserwujcie ich, bo mogą być tacy jak ja, lub o wiele gorsi. Mogą nie być tymi którzy zakwitają. W takim razie nigdy nie będziecie tą osobą, która w wiadomościach po okropnym wydarzeniu mówi "Był takim miłym facetem. Bardzo spokojnym i cichym". No i najważniejsze - obserwujcie ich, bo oni obserwują was.

  16. Reklama
  17. #1513
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Zabawy w windzie
    Pocałowałem Lucy w szyję, a ona spojrzała na mnie ciepło tymi swoimi ślicznymi, brązowymi oczami i uśmiechnęłasię szeroko. Widziałem tę minę już kilka razy i zawsze prowadziła ona do bardzo przyjemnych momentów. Wsunąłem jej dłoń pod kitel - była studentką medycyny - i zastanawiałem się czy nie zatrzymać windy, nim zniżyłaby się do kolejnego piętra. Było już późno, zatem mogło nie być już nikogo w tej części kampusu.
    Zajęci sobą, prawie nie zauważyliśmy jak winda zwolniła i zatrzymała się, a do środka wkroczył mężczyzna wyglądający na nieco zdenerwowanego. Miał na sobie duży fartuch laboratoryjny. Cały był poplamiony i brudny, ale wciąż - to przecież fartuch laboratoryjny. Lucy gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Nic tu się nie dzieje. Szybko wyjąłem rękę spod jej kitla. Absolutnie nic. Mężczyzna stanął naprzeciwko nas, ale nie patrzył w naszą stronę. Wydawał się patrzeć w nicość, jakby był bardzo zamyślony. Kołysał się lekko w przód i tył na stopach. Wyglądał jak stereotypowy profesor żyjący we własnym świecie.
    Musiałem bardzo się starać, żeby szeroki, głupkowaty uśmiech nie rozciągnął mi ust - ten facet pewnie był jej nauczycielem, więc musiała być nieco zażenowana. Winda zjechała jeszcze niżej i drzwi się otworzyły. Lucy pociągnęła mnie mocno za rękę, wybiegając na korytarz. Zacząłem się głośno śmiać.
    - Kto to był? Twój profesor? - zapytałem ją z rozbawieniem. Zerknąłem przez ramię. On również opuścił windę. Szedł bardzo szybko. Spojrzałem na Lucy i uśmiechnąłem się, ale mina szybko mi zrzedła, gdy w jej dużych, brązowych oczach zobaczyłem panikę.
    - Nie - odpowiedziała, chwytając mnie mocniej za rękę i zaczynając biec. - Uczyliśmy się na tym trupie trzy godziny temu.

  18. #1514
    Avatar Mack1996
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Berlin
    Posty
    1,025
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    słabo ten thread żyje.
    jak chcecie bardzo pojebane rzeczy po których nie da się zasnąć to zapraszam na 4chan.

  19. #1515
    Avatar Musk
    Data rejestracji
    2013
    Położenie
    UK
    Wiek
    23
    Posty
    197
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Jeśli o kimś można powiedzieć, że jest osobą spełnioną i szczęśliwą, to z całą stanowczością można tak było powiedzieć o pani Zofii. 65 letnia kobieta, trochę niedbały i nieroztropny, ale mimo wszystko kochany mąż, 4 dorosłych odpowiedzialnych dzieci i gromadka wesołych urwisów – wnuków. Kiedy przeszła na emeryturę, poczuła że może być jeszcze szczęśliwsza. Już dawno marzył się jej dom na wsi z wielkim ogrodem. Takie siedlisko, gdzie mogłaby w spokoju, bliżej natury dożyć końca swoich dni u boku męża. Sprzedali mieszkanie w bloku i kupili piękny, otoczony wielkim sadem dworek na mazurach. Pani Zofia była zachwycona. Każdego dnia chodziła z mężem na długie spacery, pielęgnowali swoje jabłonie i grusze, czuli, że to ich raj na ziemi. Jedynym ich zmartwieniem były gryzonie. Myszy lub szczury regularnie dobierały im się do spiżarki. Często, słysząc chrobot, budzili się w nocy. Poustawiali pułapki, jednak to nie usunęło problemu. „To już przesada, mam tego dosyć” – pomyślała pani Zofia, kiedy w biały dzień, na jej oczach, bezczelnie, wcale się nie śpiesząc, przez środek salonu przeszedł bury szczur wielkości małego kota. Lekko zdenerwowana, postanowiła rozmówić się z mężem:
    - Jurek, nie obchodzi mnie jak to załatwisz – masz pozbyć się tego paskudztwa. Nie pozwolę żeby takie plugastwo zatruwało nam życie. Proszę załatw to jak najszybciej, wiesz że na wakacje przyjeżdżają nasze wnuki.

    Nie ma nic przyjemniejszego dla babci niż opiekowanie się wnukami. Kiedy przywiozła je z dworca, widząc jak radośnie witają się z dziadkiem, nie mogła powstrzymać łez szczęścia. Po kolacji, zostawiając bawiące się, niechcące jeszcze spać dzieci w jednym z pokoi, usiadła z swoim mężem na werandzie. Popijając zwolna herbatę chwalili swoje pociechy, jakie to one są mądre i śliczne – po prostu siedmioro cudownych aniołków. Pani Zofia westchnęła z lubością, oboje zamilkli na chwilę wsłuchując się w odgłosy bawiących się dzieci. Od niechcenia, delikatnie otumaniona sielskim nastrojem, Pani Zofia zapytała męża o ich „gryzący” problem. Pan Jerzy upił łyk herbaty, uśmiechnął się i odpowiedział:
    - Znalazłem najlepszą firmę deratyzacyjną w okolicy. Prawdziwi fachowcy. Człowiek, który obiecał mi że pozbędzie się szczurów na 100%, powinien dostać doktorat – pan Jerzy uniósł obie dłonie, potrząsnął nimi nad głową – taka wiedza.
    Pani Zofia uśmiechnęła się z zadowoleniem do męża:
    - I jak to chce załatwić, ten twój szczurzy doktor?
    Mężczyzna, przegryzając herbatnik mówił nieśpiesznie:
    - Był tu, kiedy pojechałaś po nasze pisklaki. Polecił mi najskuteczniejszą trutkę na rynku. Nie dość, że gryzonie nie mogą się jej oprzeć, to zabija je w przeciągu kilku minut. Pojemniki też nie są skomplikowane, zwykłe prostopadłościany bez góry. Najobrzydliwsze będzie usuwanie trucheł tych paskudztw, ale cóż, to chyba nie duża cena za święty spokój.
    Pani Zofia, zadowolona że nie długo pozbędzie się jedynego problemu, dolała sobie herbaty z imbryka. Cień niepokoju ogarnął ją, gdy mocząc usta w gorącym płynie, usłyszała tupot stóp swoich skarbów. Odłożywszy filiżankę drżącym głosem zapytała męża:
    - Czy powiedziałeś temu specowi, że będą u nas małe dzieci?
    Pan Jerzy ze zdziwioną miną popatrzył na żonę. Patrzyli tak na siebie do momentu aż nadbiegła cała gromadka. Dzieci uśmiechnięte od ucha do ucha, stały przed nimi w szeregu, kręciły biodrami jak małe bąki. Babcia widząc radosne twarzyczki, popatrzyła pytająco na Anię, nie najstarszą, ale najsprytniejszą i najodważniejszą z całej grupy.
    - Bo my coś zna-leź-li-śmy – powiedziała rezolutnie, przewracając coś w buzi. Wyciągnęła za pleców niewielkie prostokątne pudełeczko pełne różowych prażynek. – Leżało pod kredensem, musiało wam upaść. Są pyszne babciu, takie słodziuteńkie. Wszystkim nam bardzo smakowały.
    Pani Zofia, oniemiała patrzyła na wyciągniętą w jej stronę rączkę, z pojemnikiem zawierającym słodkości. Widząc swojego męża, który trzęsącą się dłonią ocierał czoło oraz najmłodszego wnuczka, trzyletniego Jasia który klapnął tyłkiem na deski i nieprzytomnie, ze zdziwieniem potrząsnął główką, mimowolnie załkała. Ania przerażona spojrzała na babcię. Pani Zofia jednym ruchem otarła łzy, uśmiechnęła się do swojej najsprytniejszej wnuczki i cicho powiedziała:
    - Tak Aniu, dziadkowi jakiś czas temu te cukierki wpadły pod kredens. Zapomnieliśmy już jak są dobre. Poczęstuj nas.
    .

  20. Reklama
Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Smiechowisko - tylko tutaj linki do smiesznych rzeczy
    Przez Palladni w dziale O wszystkim i o niczym
    Odpowiedzi: 668
    Ostatni post: 24-09-2013, 18:23
  2. Najstraszniejsza CREEPYPASTA - konkurs
    Przez konto usunięte w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post: 20-07-2013, 17:55
  3. Straszne przyciny
    Przez bojkowY w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post: 24-12-2012, 18:54
  4. Straszne spowolnienie internetu. OTL
    Przez Pro Gimbus w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post: 24-11-2012, 12:08
  5. Straszne schody - mini gra - 30mb na zawał.
    Przez Scyther w dziale Inne gry
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post: 03-02-2012, 15:43

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •