Reklama
Strona 97 z 109 PierwszaPierwsza ... 47879596979899107 ... OstatniaOstatnia
Pokazuje wyniki od 1,441 do 1,455 z 1626

Temat: Creepypasta - straszne rzeczy tutaj pokazujom

  1. #1441
    Avatar Anna Maria Wesołowska
    Data rejestracji
    2011
    Położenie
    Kraków.
    Wiek
    31
    Posty
    3,868
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Może otwieramy temat od nowa :D?

  2. #1442
    Avatar Aureos
    Data rejestracji
    2009
    Wiek
    32
    Posty
    6,788
    Siła reputacji
    21

    Domyślny

    no przydaloby sie bo nuda
    stare dobre czasy tego tematu moglyby wrocic ;d

  3. #1443
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    PRZERAŻAJĄCE MÓWIENIE PRZEZ SEN
    (Creepy sleeptalking)

    Ta historia nie jest bardzo długa ani dramatyczna, ale jest prawdziwa.
    Leżałam w łóżku ze swoim chłopakiem. Od dłuższego czasu spał.
    Nagle zaczął chichotać. On nie robi tego zbyt często.
    „Z czego się śmiejesz, skarbie?" - spytałam go.
    Uśmiechnął się i odparł:
    „Z mężczyzny na suficie“.
    Wiem, że to był tylko senny bełkot, ale tej nocy już nie spałam.


    ZAGINIONA

    W Trójmieście niektóre autobusy mają zamontowane monitory - lecą na nich reklamy lokalnych firm, wiadomości, a czasem wyświetlają się informacje o zaginionych ludziach. Nie zawsze są to aktualne ogłoszenia, czasem dotyczą osób zaginionych dziesięć, piętnaście lat temu.
    Jechałam akurat takim autobusem, patrząc bezmyślnie w ekran. Wiadomości. Reklamy. Angielskie słówka. I znowu - lista zaginionych osób. Jak często zdarzyło się wam, że widzieliście tam znajomą osobę? No właśnie. A jak często widzicie na tych zdjęciach samych siebie?

    To właśnie zdarzyło się mi. 'Ja' ze zdjęcia wyglądała na młodszą, grubszą i miała blond włosy. Zrobiło mi się gorąco i zakręciło mi się w głowie. Serce tłukło się w mojej piersi jakby miało wyskoczyć. Życie przebiegło mi przed oczami; dzieciństwo, mam pięć lat, jem pomarańcze, po których pieką mnie usta. Sześć lat, idę do zerówki i czytam o psie, który jeździł koleją. Pierwsza klasa podstawówki, druga. Komunia.

    Więcej nie pamiętam. Dlaczego? Nigdy nie zastanawiałam się nad moją przeszłością, nie wspomniałam jej, dopiero to zdjęcie wywołało we mnie takie emocje. Po dziewiątych urodzinach następuje blokada w mojej głowie - jakbym nie istniała. Jakby ktoś wymazał mi życie.

    A ja tu przecież siedzę, mam dwadzieścia trzy lata, kończę studia. Mam chłopaka. To znaczy, tak myślę - ostatnio odzywa się do mnie coraz mniej, często chodzi smutny, ignoruje moje telefony. Dlaczego?

    Zapadam się w siedzeniu, przerażona, że nagle ktoś mnie rozpozna na fotografii. Rozglądam się ostrożnie, żeby sprawdzić, czy ktoś już to zauważył. O dziwo, nie - owszem, niektórzy patrzą na ogłoszenie, patrzą na mnie, ale są absolutnie niewzruszeni. A przecież ja ze zdjęcia nie jest znowu aż tak inna ode mnie! Rozpinam kurtkę i opieram głowę o szybę. Myśl, Jo, myśl. Raz jeszcze patrzę na ogłoszenie ze mną w roli głównej. Zgadzają się wszystkie dane. Data urodzenia, waga. Patrzę na miejsce i rok zaginięcia: Gdynia, 22 październik 2000 rok. Miałam wtedy dziesięć lat. Gdzie prawie trzynaście lat mojego życia?

    - Boże, co tu się dzieje... - szepczę do samej siebie, czuję się jak w sennym koszmarze. Gdzie ja jestem, czy to mi się śni? Szczypię się w rękę i czuję ból. On jest realny, w odróżnieniu od tej groteskowo przerażającej sytuacji. Siedząca na przeciwko mnie starsza kobieta nagle wskazuje głową na ekran z moją podobizną. Serce mi staje.

    - O, pani zobaczy! To ta od Schroederów! Biedna rodzina, co za szkoda... - mówi do siedzącej obok kobiety.
    Skąd ona mnie zna? Skąd zna moją rodzinę?! Co tu się dzieje?
    - Wiem, wiem... Ale sama przyzna pani, coś było nie tak z tym ojcem. Słyszałam od sąsiadów, że zamykał młodą Józefinę w piwnicy, jak była niegrzeczna. Jak zaginęła, to oczywiście sprawdzili najpierw jego - dodała, kiwając głową.
    Zaczynam się dusić. Nikt nie zwraca na to uwagi.
    - Ta Józia to takie ciche dziecko było. Krzyczała podobno tylko nocami, jak tłukł ją ojciec. Byli w tej piwnicy nawet, powiem pani. Ja też tam byłam, bo moja córa kupiła mieszkanie po Schroederach. Okazyjna cena... czuło się ten ból i strach. A na ścianach, kamiennych przecież, widziałam takie jakby zadrapania.
    - Myśli pani, że...?
    - Nie wiem. Ale czemu oni nie ściągnęli tego ogłoszenia, skoro od tylu lat wiadomo, że dziewczynka nie żyje? Wczoraj nawet zapaliłam świeczkę na cmentarzu za nią. Ciała nigdy nie odnaleziono, prawda?



    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



    Muszę wam to by się wyżalić, wygadać, , ponieważ mnie nie znacie. Nawet jeśli weźmiecie mnie i moją znajomą za psychola niczego to dla mnie nie zmieni, bo i tak nigdy się nie spotkamy.

    Długo nie było mnie na forum. Bardzo długo. Po przerwie wszedłem dopiero jakiś miesiąc temu, może pamiętacie moje wcześniejsze historie. Jedną z ostatnich, jeśli nie ostatnią było przemyślenie dotyczące wyimaginowanych demonów. Napisałem to gdy dowiedziałem się że moja znajoma (dla historii będzie to Marta) ma pewne... Zaburzenie? Tak to postrzegałem. Do tej pory...


    Zaczynam.

    Znałem Martę już długi czas. Kumplowaliśmy się i znaliśmy naprawde dobrze, jednak nie wiedziałem o niej jednej rzeczy. Czasem miała schizy. Nie była to typowa schizofrenia, którą miał Magik czy inni. Po prostu nie mogła oglądać horrorów, bo później widziała i słyszała postacie które w nich były. Chciałbym tak mieć... Z tym że nie przy horrorach ;) Dowiedziałem się o tym pewnego dnia, gdy siedząc razem wieczorem oglądaliśmy ,,Ring." Po skończonym filmie miałem iść do siebie spać, jednak ona nie chciała mnie puścić, wtedy mi o tym powiedziała. Uznałem że w razie czego wystarczy telefon a ja przybiegnę do niej i zostanę. Zgodziła się na to, choć widziałem że niechętnie. Złapałem ją za rękę i spojrzałem jej w oczy, upewniając ją, że nie ma się czego obawiać. Dała mi swoje klucze od mieszkania i powiedziała, że gdyby coś się stało to ona nie da rady wstać i otworzyć, żebym po prostu wszedł i krzyknął że to ja. Zgodziłem się i wyszedłem, zamykając ją na górny zamek. Usłyszałem lekkie szuranie papuci w korytarzu i po chwili muzykę. Dopiero wtedy zszedłem na dół. Wychodząc już z klatki usłyszałem Ozziego, który był moim sygnałem połączenia, spojrzałem na ekran - to Marta. Odebrałem zaniepokojony i usłyszałem jak przez zaciśnięte gardło mówi ,,Proszę.. Wróć szybko na górę.." Rozłączyłem się i wbiegłem po schodach ciężko oddychając ze strachu i zmęczenia. Serce miałem w gardle, gdy starałem się trafić kluczem do zamka w drzwiach. W końcu udało mi się go włożyć i usłyszałem kliknięcie. Otworzyłem drzwi i wbiegłem bez rozbierania się. Siedziała w pokoju, na swoim łóżku okryta kołdrą mając zamknięte oczy i jedynie lekko zerkając w stronę rogu pokoju. Spojrzała na mnie i szybko mnie przywołała do siebie. Usiadłem obok niej i objąłem ją. Wtuliła się we mnie i zaczęła płakać. Patrzyłem w róg pokoju nie widząc niczego nadzwyczajnego, to co zawsze - gitarę - z tym że teraz przewróconą. Marta opowiadała mi jak siedziała przed komputerem i nagle usłyszała przewróconą gitarę. Spojrzała na nią, a niecałe dwa metry od niej siedziała Samara. Po opowiedzeniu mi całej historii uznałem że trzeba to raz na zawsze przezwyciężyć i wstałem, pytając gdzie postać jest teraz. Dowiedziałem się że dalej siedzi w kącie, tylko teraz patrzy na mnie, bo wstałem. Podszedłem do rogu pokoju czując jedynie lekki niepokój, gdyż właśnie sfera wyobraźni Marty zostaje naruszona. Wystawiłem rękę i zacząłem ją powoli opuszczać, wierząc w to, że po prostu przejdzie przez wyimaginowany obraz Samary. Marta jedynie patrzyła na mnie ogromnymi oczami chcąc mnie powstrzymać. Nie dawałem jednak za wygraną. Jakież było moje zdziwienie, gdy poczułem w pewnym momencie pod swoją ręką mokre, rzadkie włosy. Stałem tak sparaliżowany przez pare sekund, po czym podbiegłem do łóżka i chwytając Marte za rękę uciekłem z pokoju. Poszliśmy do mnie, gdzie położyliśmy się spać razem, ze strachu. Leżeliśmy naprzeciwko siebie i rozmawialiśmy. W końcu ona na chwilę zamknęła oczy i przysnęła. Starałem się zrobić to samo. Położyłem głowę patrząc na ścianę za Martą, na którą padał cień krzesła i butelki stojącej na biurku, jednak w pewnym momencie jej ucho drgnęło. Spojrzałem wprost na jej twarz, a ona szybko otworzyła oczy i spojrzała w moje przez ułamek sekundy. Później przeniosła wzrok na pokój za mną i zrobiła wielkie oczy. Chciałem się obrócić, jednak ona powiedziała coś, co zapamiętam do końca życia... ,,Niektórych rzeczy lepiej nie widzieć. Zamknij oczy." Zamknąlem je więc, jednak zamykając spojrzałem na ścianę za Martą, na którą padał cień niskiej dziewczyny zbliżającej rękę do moich pleców. Nie poczułem jednak niczego. Nie wiem co się stało tej nocy, ale nigdy więcej nie obejrzę horroru. Nigdy...



    Pisząc to wciąż mam ciarki na plecach... Może to irracjonalne i leży jedynie w sferze wyobraźni, jednak poczuć coś takiego na własnej skórze... Cóż, nie życzę najgorszemu wrogowi. Przepraszam że tak chaotycznie i bez składni, ale piszę to szybko i z pamięci. Pamięć... Cholera, czasem chciałbym wymazać niektóre rzeczy.
    Cytuj WlochatyOdkurzacz napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    zrobiłem to dlatego bo już mnie kiedys w chuja z tym zrobiliście... konkretnie chodzi o Grubsona - gość jest z mojego miasta i tak się składa że niedawno w towarzystwie wyszedłem na idiotę ..PRZEZ WAS !!! :(

  4. Reklama
  5. #1444
    Avatar bojkowY
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Gdynia
    Wiek
    32
    Posty
    1,740
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    Kurde pamiętam początki tematu... TO BYŁO COŚ!

  6. #1445
    Avatar Chivi
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    wrocław
    Wiek
    31
    Posty
    4,761
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    odkopuje, bo moze cos nowego sie nazbieralo przez ten czas ;d

  7. #1446

    Data rejestracji
    2006
    Posty
    1,051
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Oglądaliście już real life Slendermana? ;d Na podstawie właśnie tych filmików powstała gra (nawet niektóre lokacje z nich można napotkać w grze).



    Później wchodzicie na kanał i oglądacie dalej po kolei (oczywiście rozwijacie cała listę i jedziecie od dołu, żebyście czasem nie zaczęli oglądać od końca xD)

    EDIT:

    Zapomniałem jeszcze o wprowadzeniu w którym jest wyjaśnione dlaczego główny bohater szuka kumpla i ogląda te kasety, więc obejrzyjcie to w pierwszej kolejności a ci co już są dalej niech dooglądają:

    Ostatnio zmieniony przez Władca Marionetek : 21-04-2013, 10:57

  8. Reklama
  9. #1447
    Avatar Hammett
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Białystok
    Posty
    1,580
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Słabe, przez większość filmików są pokazywane zwykłe sceny na których nic się nie dzieje i tylko raz na kilka filmików pokazuję się 'slender' gdzieś za oknem w ciemności.

    Kiepskie jak cała gra zresztą ;p

  10. #1448

    Data rejestracji
    2006
    Posty
    1,051
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Cytuj Hammett napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Słabe, przez większość filmików są pokazywane zwykłe sceny na których nic się nie dzieje i tylko raz na kilka filmików pokazuję się 'slender' gdzieś za oknem w ciemności.

    Kiepskie jak cała gra zresztą ;p
    No jakieś super straszne może to nie jest, ale powyżej 16 odcinka gdy nie są już wycinane odgłosy Slendera nieraz podskoczyłem. ;d

  11. #1449
    Avatar Halunek
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Szczyt
    Wiek
    30
    Posty
    4,864
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    nie jest moze straszna ale ciekawa
    OKNA

    Ale ciekawa strona! A ja mam historię, która na pewno was zainteresuje.

    Wydaje mi się, że zanim zacznę, należy się Wam kilka słów wprowadzenia. Otóż mam małego bzika na punkcie broni, survivalu, wyposażenia taktycznego, lornetek, latarek i tak dalej. Sprzętu mam od groma, a perełką mojej kolekcji jest karabin Remington 700 (w Rosji można go zupełnie legalnie kupić po pięciu latach posiadania wiatrówki). Mam do niego też dwie bardzo dobre lunety - jedną mocniejszą, a drugą słabszą. Nie, nie jestem żadnym psychopatą, powiedzmy, że lubię się czuć przygotowanym na nieprzyjemności w tych niespokojnych czasach. Tyle, jeżeli chodzi o wstępne wyjaśnienia.

    A oto i sama historia. Pewnego razu zdarzyło mi się wynająć mieszkanie w jednym z północno-wschodnich rejonów Moskwy. Zrobiłem to z absolutnej konieczności, nie zamierzałem zostawać tam długo, więc umowę podpisałem tylko na kilka miesięcy. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze dwunastopiętrowego wieżowca, a widok z okien byłby wspaniały, gdyby nie jedno "ale" - naprzeciwko, w odległości może dwustu metrów, stał inny dwunastopiętrowiec, poza którym praktycznie nic ze swoich okien nie widziałem. Mieszkanie było bardzo tanie, nie było w nim nawet telewizora. Internetu także nie zamierzałem podłączać, przecież i tak niebawem miałem opuścić to miejsce. Przyznacie więc rację, że nie było tam zbyt wielu rozrywek. Do tego, jak na złość, pracy, którą w międzyczasie podjąłem, okazało się mniej niż pierwotnie przypuszczałem. Spędzałem więc wieczory czytając, a potem, gdy słońce już zaszło, brałem karabin i zaczynałem bawić się w "oglądanie" - rozrywkę tę wynalazłem sobie już trzeciego dnia. Nastawiałem lunetę, patrząc na ulicę, dostrajałem ją do różnych obiektów, a raz czy dwa zajrzałem przypadkowo do kilku okien - i jakoś tak się wciągnąłem. Przyciągnąłem do okna biurko, postawiłem na nim Remingtona i przez szczelinę w zasuniętych zasłonach zacząłem poznawać mieszkańców domu naprzeciwko.

    Macie zupełną rację, jeżeli w tym momencie myślicie o mnie źle. Nie ma nic dobrego w oglądaniu ludzi w celowniku lunety, nawet jeżeli jest ona przykręcona do niezaładowanego karabinu, ale, cholera, kiedy raz już spróbowałem, nie mogłem się powstrzymać. A poza tym, blok naprzeciwko był istną wylęgarnią świrów. Szybko mi się znudził gość z szóstego piętra, który całymi wieczorami zwykł oglądać pornole. Moimi ulubieńcami stali się za to chuchro-karateka z dziewiątego, który co wieczór urządzał sobie w kuchni bezlitosny trening, oraz para z siódmego. Parka ta była niesamowicie namiętna, przez te kilka dni, podczas których ich obserwowałem, uprawiali seks chyba na wszystkie sposoby, jakie znam, i wcale nie wyglądali, jakby kończyły im się pomysły. Do tego chyba nie wiedzieli, jak się wyłącza światło w ich sypialni, a podglądać ich można było bez końca - naprawdę wiele można się było od nich nauczyć. Byli jeszcze pijacy, interesujący tylko podczas burd, rozwódki z dziećmi, kilka mniej więcej normalnych rodzin, oraz dużo innych ludzi. Ale nie o nich będzie tu mowa.

    Pewnego razu przypadkowo spojrzałem w okno na ósmym piętrze, na które wcześniej jakoś nie zwróciłem uwagi. Zobaczyłem prawie pusty pokój, oświetlony przez jedną jedyną lampę, wiszącą na suficie. Drzwi były porządnie zamknięte, a w kącie stało łóżko, na którym w jogińskiej pozie siedział człowiek. Zwrócił moją uwagę swoim bezruchem, postanowiłem więc na chwilę się przy nim zatrzymać. Był zwrócony plecami do okna i wpatrywał się w ścianę. Strasznie chudy, blady i wysoki, jego kompletnie łysa głowa wydawała się nieproporcjonalnie wielka. Nie miał na sobie ani koszulki ani majtek. Patrzyłem na niego może z pięć minut, a następnie przesunąłem celownik na ścianę, w którą się wpatrywał. Na tyle, na ile mogłem stwierdzić, ściana była pusta - żadnych obrazków ani ozdób, wypłowiała tapeta tu i ówdzie obrywała się od ściany. Obejrzałem sobie pokój - również nic ciekawego, dwa krzesła, stoliczek ze stertą gazet, stary fotel, a przed łóżkiem na podłodze mały dywanik. Na zamkniętych drzwiach zauważyłem kilka dziwnych pionowych linii - i to wszystko. Uznałem, że gość sobie po prostu medytuje i nie należy się po nim spodziewać niczego specjalnego. Przeniosłem się więc do mojego ulubionego karateki, który właśnie rozpoczął rozgrzewkę przed kolejnym treningiem. Po jakichś dwóch godzinach, gdy nieletni mistrz oraz nieposkromiona parka zakończyli swoje występy, zajrzałem dla porządku jeszcze w okno jogina. Siedział wciąż w tej samej pozie, patrząc w ścianę. Wytrzymałem pół minuty, schowałem karabin i poszedłem spać.

    Tak w zasadzie pewnie bym i o tym zapomniał, gdybym po kilku dniach znów przypadkiem nie zajrzał w to okno. Nie dostrzegłem niczego nowego i to mnie z jakiegoś powodu rozgniewało. Wtedy już na serio liczyłem, że każdy z lokatorów domu naprzeciwko ma do dyspozycji coś, co może dostarczyć mi rozrywki. A ten typ po prostu sobie siedział i gapił się w ścianę. Chociaż mógł się nie gapić tylko spać na siedząco. A może nie żył? Może to lalka albo manekin? A może naprawdę kopnął w kalendarz? Medytował, medytował i świat astralny w końcu upomniał się o niego. Bardzo się zainteresowałem tą sprawą. Patrzyłem na niego całą godzinę - nie ruszył się. Lalka jak nic. Tym bardziej, że taki chudy, wysoki, łeb wielki, skóra blada, a ręce prawie do kolan... Nie ma takich ludzi! No ale co ta lalka robi sama w tym pokoju? Rekwizytornia jakaś? A gdzie inne rzeczy? Czemu tam nikt nie wchodzi? Mieszkanie jest puste? A kto w takim razie zapalił światło? Popatrzyłem w okna sąsiednich mieszkań. Na prawo mieszkała rodzina z dwoma maleńkimi dziećmi, na lewo - światła zgaszone, nic nie widać. Spoko. Chciałem popatrzeć na coś innego, ale jakoś tego wieczoru ani karateka, ani zakochana para, broniąca ciągłości gatunku mnie nie zaciekawili.

    Następnego dnia wróciłem z pracy trochę wcześniej i od razu zerknąłem w lunetę. Siedzi, dziad jeden. W tej samej pozycji. Chociaż nie, trochę się obrócił. Czyli że jednak coś tam się ostatecznie dzieje.

    Gapiłem się cały wieczór, nie wychodziłem nawet do toalety. Siedzę twardo. On też. Gapi się w ścianę. Zdawałoby się, że trochę oddycha. Gdy rozbolały mnie oczy, machnąłem ręką i poszedłem spać.

    Rano przed pracą spojrzałem znowu. Bez zmian.

    Obserwowałem go cały tydzień. Kilka minut rano, kilka godzin wieczorem. Raz na jakiś czas jego położenie zmieniało się minimalnie, ale jak i kiedy - tego nie widziałem. Pewnego dnia wróciłem z pracy i zobaczyłem, że ma w łóżku zmienioną pościel! Wtedy postanowiłem objąć go całodobową obserwacją.

    Męczyłem się z tym cały wieczór, ale rezultat mnie zadowalał. Karabin na dwójnogu wycelowałem w okno, a do lunety przy pomocy statywu przystawiłem obiektyw kamery, która nagranie przesyłała bezpośrednio do laptopa. Będzie można potem zobaczyć, co dzieje się przez te kilka godzin, kiedy ja jestem w pracy. Rano sprawdziłem wszystko jeszcze raz dokładnie, a po naciśnięciu REC na kamerze wyszedłem z domu.

    Pierwszego dnia czekało mnie rozczarowanie. Kamera zapisała wszystko poprawnie, jogin osiem godzin przesiedział na łóżku, nie ruszając się. Ledwo starczyło mi cierpliwości, aby powtórzyć wszystko następnego dnia.

    Za drugim razem poszczęściło mi się. Wieczorem, przeglądając taśmę, zobaczyłem jak o 14:17 drzwi do pokoju się otwierają i wchodzi kobieta z tacą w rękach. Na początku pomyślałem, że pewnie przyniosła mu jedzenie, ale na tacy prawie nic nie było, widziałem tylko jakiś woreczek i kilka małych pudełek. Powoli podeszła do jogina i postawiła tacę przed nim na łóżku. Następnie jakiś czas stała i patrzyła na niego. Myślałem, że rozmawiają, ale gdy się przyjrzałem, okazało się, że jej usta się nie ruszają. Po chwili zaczęła pocierać jego lewą rękę, a następnie na kilka sekund pochyliła się nad nim. Co robiła dokładnie, nie sposób było powiedzieć, bo zasłaniały jego plecy, ale wyglądało to na zastrzyk. W każdym razie, takie odniosłem wrażenie. Później jakoś specyficznie, bokiem, podeszła do okna, uchyliła je i zapaliła papierosa. Gdy spaliła, zamknęła okno, zabrała tacę i rakiem wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nic więcej się nie działo. Oderwałem się od monitora, zerknąłem w lunetę - w pokoju wszystko było tak, jak na ostatnich kadrach nagrania. Gdyby nie kamera, nie wiedziałbym nawet, że ktoś tam przychodził.

    Przejrzałem nagranie jeszcze raz. Było w nim coś dziwnego, nawet strasznego. Chociaż zdawałoby się, że wszystko jest jasne. Na łóżku siedzi blady, chudy jak szczapa koleś, prawdopodobnie upośledzony, odwiedza go jego opiekunka, robi mu zastrzyk, pali papierosa i wychodzi. Obejrzałem nagranie jeszcze jeden raz. I jeszcze. I do niczego nie doszedłem. Spojrzałem jeszcze raz przez lunetę na gościa (siedzi, dziadyga), i poszedłem spać.

    W ciągu następnego tygodnia, wykorzystując swój mały system inwigilacji, stwierdziłem, że:
    a) kobieta z tacą przychodzi do pokoju raz na dwa dni, około 14-15, robi zastrzyk, pali papierosa i wychodzi;
    b) prawdopodobnie poza tym w pokoju nie dzieje się zupełnie nic!
    Stawało się to moją obsesją. Po pierwsze, nie widziałem, jak i kto zmienia mu prześcieradła. Po drugie, zrozumiałem, co dziwnego było w zachowaniu tej kobiety. Widziałem, jak trzy razy odwiedza go w pokoju, ale ani na sekundę nie odwraca się do niego plecami.

    ***

    Śledziłem ich kilka ładnych tygodni, z pracy o mało mnie nie wyrzucili. W tym czasie jeszcze raz zmieniono mu pościel, ale tego nie widziałem. Musiało to być w nocy, kiedy spałem. Zauważyłem też, że kilka razy w tygodniu kobieta z mieszkania gdzieś wychodzi na 30-40 minut. Widziałem ją, jak wychodzi z klatki i wraca z kilkoma reklamówkami. Kilka razy udało mi się wypatrzeć dokąd idzie - szła do najbliższego warzywniaka, a w drodze powrotnej zachodziła do apteki. Próbowałem się dowiedzieć, co tam kupuje, ale paragon zawsze zabierała ze sobą, a obsługi pytać nie chciałem.

    Raz na dwa dni przychodziła do niego do pokoju, robiła zastrzyk, paliła papierosa, wychodziła. Ani na sekundę nie spuszczała go z oczu. Jego pokoju nauczyłem się na pamięć. Dużo myślałem o paskach na drzwiach, o obdartych tapetach. Otóż na drzwiach była to po prostu zdarta farba. Obdarło ją to samo, co i tapety - jego paznokcie. Nie było na to najmniejszego dowodu, ale innego wyjaśnienia nie mogłem znaleźć. Zacząłem się go bać. Patrzyłem na niego przez lunetę, godzinami wgapiałem mu się w potylicę, a on po prostu sobie siedział w łóżku w kącie. Dziwne to było uczucie, patrzeć, jak w mieszkaniu obok małe dzieci bawią się i skaczą na tapczanie, a za ścianą, raptem kilka metrów od nich, siedzi ten potwór.

    Miałem wrażenie, że powinienem coś z tym zrobić. Ale co? Wezwać milicję? Co im powiedzieć? Przyjadą, zastukają do drzwi, nikt im nie otworzy - i co potem?

    Nękało mnie to. Jednego wieczoru w kafejce przekopałem cały Internet, ale oprócz klasycznych strasznych historyjek nie znalazłem niczego (chociaż zdaje się, że jedna pasta o tym nawet coś wspominała). Próbowałem też się czegoś dowiedzieć od mieszkańców bloku, ale najprawdopodobniej nikt nic o nim nie wiedział. Ostatecznie zdecydowałem się na najgłupszą rzecz w moim życiu.

    Dobrze się do tego przygotowałem. Wziąłem ze sobą kilka moich najlepszych noży, rewolwer gazowy, maskę, aby w razie czego schować twarz, wytrychy, latarkę, petardy dla odwrócenia uwagi, a także świecę dymną. Pochowałem to wszystko po kieszeniach, starając się, aby nie wyglądało to podejrzanie i żebym nie brzęczał przy każdym ruchu, następnie wyszedłem na ulicę, siadłem na ławce przed klatką i czekałem. Gdyby wtedy rutynowo wylegitymowali mnie milicjanci, miałbym ogromne problemy. Czasem nawet żałuję, że tak się nie stało.

    Najśmieszniejsze jest to, że siedząc tak wtedy na tej ławce, nie miałem zielonego pojęcia, co tak właściwie chcę zrobić.

    Po jakichś czterdziestu minutach zauważyłem, że kobieta z tego mieszkania wyszła z klatki i skierowała się swoim zwyczajem w stronę sklepu. Pół godziny miałem na pewno. Wstałem i wszedłem do tej samej klatki.

    Gdy wszedłem na ósme piętro, zobaczyłem, że drzwi na korytarz są otwarte. Wszedłem i znalazłem się pośrodku słabo oświetlonego korytarza, którego jeden z końców był niesamowicie zagracony. Wzdłuż ścian stały rozmontowane metalowe szkielety łóżek, rower bez kół, łyżwy, sanki, jakieś zakurzone pudła, potrzaskane meble, a do tego wózek inwalidzki. Z jakiegoś powodu to on właśnie przykuł moją uwagę.

    Obliczywszy, że drzwi do interesującego mnie mieszkania znajdują się dokładnie w tym zagraconym końcu korytarza, wstrzymałem oddech i ruszyłem w tamtą stronę. Oto i są - drzwi obite brązową sklejką, mieszkanie numer 41. Klamka, dziurka od klucza, wizjer - nic specjalnego. Stanąłem kilka metrów od drzwi, starając się pozbierać myśli. Co ja tutaj robię? Co mam zamiar zrobić? Dygocząc, tępo patrzyłem to na drzwi, to na wózek inwalidzki. Po chwili zdałem sobie sprawę, że oprócz własnego ciężkiego oddechu słyszę coś jeszcze. Wstrzymałem oddech i przysłuchałem się.

    "Szszwaark... szszwaark..."

    Dźwięk dochodził zza drzwi mieszkania numer 41 i wyraźnie się zbliżał. Zanim zdążyłem go jakoś zidentyfikować, zanikł. Zapadła pełna napięcia cisza. Myśli w mojej głowie powoli zaczęły się układać. Dotarło do mnie, że to, co słyszałem, to były jego kroki. Podszedł do drzwi i stoi za nimi. Nosz k**, pewnie jeszcze patrzy na mnie przez wizjer!

    W tym momencie klamka zaczęła się szybko obracać, a na drzwi ze środka coś bardzo mocno naparło, sądząc po tym, jak zatrzeszczały. W tym momencie, delikatnie rzecz ujmując, zabrakło mi odwagi i wybiegłem stamtąd ile sił w nogach. Jak zszedłem z ósmego piętra - nie pamiętam, na pewno było to bardzo szybko. Wziąłem się w garść dopiero pod klatką. Miałem jeszcze na tyle oleju w głowie, żeby nie iść od razu do siebie, a przejść się chwilkę między blokami, zmylić ślady. W domu byłem po dziesięciu minutach. Od razu wbiegłem do pokoju, złapałem za karabin i wycelowałem w jego okno.

    I wtedy przeraziłem się jeszcze bardziej. Stał za oknem, skrobał paznokciami po szkle, i niech mnie kule biją, jeżeli nie wpatrywał się prosto we mnie. Widziałem go tylko przez sekundę, ale tego, co zobaczyłem, nie zapomnę nigdy. Chude, kościste ciało, przez białą jak papier skórę prześwitywały kości, wydłużone ręce zakrzywionymi palcami skrobią szkło, a na ogromnej, praktycznie białej, bezwłosej głowie potworna twarz, pozbawiona nosa. Dwoje wielkich, czarnych oczu i usta bez warg. Ruszał rękami, usta mu się otwierały i zamykały, zostawiając na szkle śliskie ślady, a oczy były wpatrzone we mnie. Czułem to spojrzenie.

    Mimo, że mój mózg w tym momencie był sparaliżowany przez strach, to ciało wiedziało, co robić. Jak we śnie, odskoczyłem od okna i rzuciłem się do szafy, gdzie trzymałem pudełko amunicji. Dziesięć sekund później wróciłem z załadowanym już Remingtonem. Było mi wszystko jedno, co będzie potem. Zarepetowałem, złożyłem się i wziąłem okno na cel. Jednak jedyne, co ujrzałem w lunecie, to zaciągnięte zasłony.

    ***

    Z mieszkania wyprowadziłem się tego samego dnia. Zapłaciłem właścicielowi, nie pytał o nic, a ja byłem mu za to wdzięczny. Skupiłem się na pracy, przeżyłem kilka miesięcy i zacząłem o tym zapominać. Czasem jednak o nim myślę. Zrozumiałem, dlaczego siedział twarzą do ściany - tak go posadzono. Specjalnie, aby nie widział innych ludzi. Kim on jest? Nie wiem. Czy jest niebezpieczny? Wydaje mi się, że ekstremalnie.

    Czasami widuję go w snach. Drapie w moje drzwi, a ja patrzę na niego przez wizjer. Karabin za każdym razem chybia.

    Nie podoba mi się to, że on mnie wtedy widział. Czy się boję? Mam broń i umiem się bronić, ale skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że się nie boję
    The object of life is not to be on the side of the majority, but to escape finding oneself in the ranks of the insane.
    Marcus Aurelius

  12. Reklama
  13. #1450
    Avatar Adziorroo
    Data rejestracji
    2006
    Położenie
    Łódź
    Wiek
    30
    Posty
    3,264
    Siła reputacji
    21

    Domyślny

    Stara gwardio nikt nie ma nic nowego? :)

  14. #1451
    Gasaj

    Domyślny

    Lolity-niewolnice-zabawki

    Tworzę Lolita Slave Toys. Jeśli zastanawiacie się, co mam na myśli; to bardzo proste: Przeistaczam młode dziewczynki w łatwe w utrzymaniu seks-zabawki. Dziewczynki nie mogą odejść, oprzeć się, nie mogą nic powiedzieć; są tu tylko by zaspokoić Twojege sadystyczne potrzeby.

    Jestem chirurgiem mieszkającym w jednym z tych państw na peryferiach wschodniej europy. To wciąż szorstkie społeczeństwo, bieda jest olbrzymia i masz przejebane dopóki nie masz pieniędzy i kontaktów. Nie warto wspominać, mam i te i te. Poza tym mamy tu piękne dziewczyny, kraje wschodniej europy są z tego dobrze znane. Na szczęście (dla mnie), niektóre z tych dziewczyn nie mają już rodziców czy krewnych i mieszkają w sierocińcach. Choć nie nazwałbym tego życiem, to niewiarygodne co je tam spotyka. Niektóre bardzo młode dziewczyny mają szansę zostać adoptowane , ale w wieku 8 czy 9 lat są już za stare. Niektóre z nich są sprzedawane aby stać się prostytutkami i to też możnaby uznać za szczęście dla nich; zamiast powolnego konania w brudzie i biedzie. Niektóre kupuję ja. Z reguły wybieram atrakcyjne dziewczynki w wieku 9 lub 10 lat, zanim zaczną dojrzewać. Sierociniec współpracuje, są szczęśliwi że mają jedną twarz mniej do wykarmienia, jedno puste miejsce, które można znowu zapełnić. Ponadto chętnie akceptują moje datki na dziewczynki.
    Nigdy nie pytają i nigdy nic nie mówią. Wiedzą że jestem chirurgiem; pewnie myślą że przeprowadzam na dziewczynkach jakieś eksperymenty albo wycinam i sprzedaję ich organy. Ale nie, znalazłem dużo bardziej dochodowy biznes; przekształcam dziewczynki w seks-zabawki.
    Możesz zamówić swoją Lolita Slave Toy jeśli chcesz. Nie są tanie; kasuję między 30.000 a 40.000 dolarów za zabawkę. Bez kosztów transportu. Ale: będziesz miał Lolita Slave Sex Toy która da Ci satysfakcję na wiele lat, jest jak lalka, za to żywa lalka!

    Pozwólcie że opowiem wam jak przekształcam dziewczynkę z sierocińca w żyjącą lalkę. Kiedy znajduję nową, odpowiadającą mi dziewczynę, proszę sierociniec o dostarczenie jej do mojej willi. Przyjedzie naga, związana a jej oczy będą przewiązane. Po ogólnej inspekcji i krótkim badaniu biorę ją do specjalnej kliniki w mojej willi. Po pierwsze dokładnie ją umyję. Naprawdę śmierdzą i są brudne; nie widziały kąpieli od wieków i są bardzo zaniedbane. Kiedy jest już czysta kładę ją na łóżko szpitalne i daję jej zastrzyk który ją uśpi.

    Stworzę jej nową tożsamość i dam jej nowe imię - nie znam prawdziwych imion tych dziewczynek, znam tylko wiek; to wszystko co potrzebuję wiedzieć. W sierocińcu wszyskie akta dziewczynki zostaną zniszczone. Nigdy nie istniała. Od teraz istnieje tylko jako zabawka. Sam mam ich kilka; Dashę która ma 11 lat i jest w końcowym stadium transformacji, Tanyę która ma 12 lat; przed dwoma laty stworzyłem ją i Ludę, która ma teraz 14 lat i jest w 4 miesiącu ciąży.

    Nadchodzący poranek jest dniem ważnej operacji. Dziewczynka będzie spała po wczorajszej narkozie. Kładę ją na stole i podaję narkozę pod nadchodzącą operację. Więc jeśli zastanawialiście się dlaczego moja niewolnicza zabawka nie może uciec; to bardzo proste: amputuję jej ręce i nogi! Amputuję jej ręce zaraz nad łokciami a nogi tuż nad kolanami. Proste, prawda? Nigdy nie uciekną...

    Dla dziewczynek to bardzo ciężka operacja i jest to prawdopodobnie najbardziej krytyczny krok w procesie transformacji. Ale w większości przypadków przeżywają.
    Nie zostawiam ich jednak z takimi kikutami zamiast rąk i nóg. Przymocuję pięciocentymetrowe pręty do rąk i nóg zanim zszyję rany. Wystający kawałek metalu ma gwint, do którego mogę przymocować o-rings (no takie kurwa kółka żeby ją można było do czegoś przypiąć). Kiedy będzie gotowa możesz ją łatwo zaparkować ją przy użyciu łańcucha bądź kłódki. Moje Tanya i Luda zazwyczaj mają łańcuch przyczepiony do obu rąk za plecami. W ten sposób jej ręce ułożą się zgrabnie wzdłuż ciała.
    Na początku musisz naprawdę dobrze zajmować się ranami i kikutami by zapobiec infekcjom. Kiedy rana się już w pełni zagoi, założę na nią sikilonową nakładką. Z zewnątrz nakładka jest z białego jedwabiu, więc wygląda to nawet całkiem słodko, w przeciwieństwie do raczej okrutnych zaczepów (o-rings) na końcu tego co zostało jej z rąk i nóg. Po kilku miesiącach, kiedy jej ręce i nogi będą całkiem zdrowe, możesz zwiększyć obciążenie zaczepów (o-rings). Ja rok temu zacząłem wieszać Tanyę i Ludę za nogi i ręce pod sufitem. To bardzo interesująca forma dekoracji twojego pokoju, kiedy masz nagą lolitę zwisającą z sufitu. Bardzo miło jest też kiedy korzystasz z jej cipki czy ust kiedy tak wisi.

    Ale przed tym czeka ją jeszcze długa droga. Operacja nie skończyła się na odcinaniu jej rąk i nóg. Później podetnę jej struny głosowe, aby nie mogła więcej mówić czy w ogóle wydawać odgłosów i wyjmuję jej zęby z dziąseł. Kiedy już pozbawię ją zębów, zamontuję jej na szczękach miękkie silikonowe wkładki. Wciąż będzie mogła ssać, ale nie będzie cię już mogła ugryźć. To całkiem miłe kiedy tak mniej więcej żuje trochę twojego kutasa; miękka nakładka jakby cię masuje.
    Silikonowy implant jest jednak absolutnie obowiązkowy; gdyby nie on, jej twarz wyglądałaby jak bezzębnej babci. To pomoże jej zachować urodę. Żeby dodatkowo zadbać o dobrą formę jej otworu gębowego, będzie nosiła kulkę (taką jak Willis z murzynem mieli w Pulp Fiction) przez większość czasu. Brzmi to może trochę niepotrzebnie bo przecież podciąłem jej struny głosowe i tak czy siak nie może mówić, ale robię to tylko ze względów estetycznych. Zakneblowana dziewczyna wygląda po prostu lepiej i poza karmieniem, jedzeniem i ruchaniem nie potrzebuje więcej używać twarzy.

    Kiedy operacja się kończy, dam jej tydzień albo dwa na pozbieranie się i gojenie ran. Później zaczyna się trening.

    Nie jest już zwykłą dziewczyną a lalką, jest wiele rzeczy których musi się nauczyć. Od kiedy nie ma zębów, nie może jeść. Musi być znów karmiona jak dziecko. Karmię ją raz dziennie butelką z żarciem dla dzieci, bo zawiera wszystkie minerały i witaminy. Nie daję jej więcej; nie chcę żeby zrobiła się gruba, bo później nie będzie się ruszać. Trzeba z tym uważać.
    Dostaje dziecięcą butelkę z wodą, herbatą bądź lemoniadą trzy bądź cztery razy dziennie, więc dostaje co najmniej 2 litry płynów dziennie. To wystarczy żeby była zdrowa. Na początku to ja będę wkładał jej butelkę do ust, ale wkrótce będę już tylko kładł butelkę obok niej tak, że musi sama włożyć ją sobie do ust. Musi trochę poćwiczyć zanim uda jej się wetknąć butelkę do ust bez rąk, ale w końcu udaje jej się złapać butelkę ustami, przewrócić się na plecy i napić się. Kiedy już nauczy się tego, zawiążę jej oczy zanim dostanie butelkę; zanim trening dobiegnie końca, musi potrafić znaleźć butelkę i pić nie będąc w stanie widzieć.
    Jedzenie i picie muszą się też wydostać, więc trzeba posadzić ją na kiblu kilka razy dziennie. Od kiedy nie może się ruszać, trzeba ją podnieść i zanieść do ubikacji. Kiedy wyjeżdżam w interesach wtykam jej cewnik. Nie je zbyt wiele, więc srać też dużo nie będzie.

    Mimo tego że nie potrafi mówić, wciąż komunikuję się z nią by nauczyć ją podstawowych rzeczy. Nauczę ją robić porządnie loda, nauczę ją jak lubić seks kiedy jej łechtaczka w srom będzie stymulowany przez wibrator. Nauczę ją także, jak to jest być niewolnikiem. Codziennie wychłostam jej cipę, zazwyczaj w połączeniu z wibratorem, żeby w pewnym momencie nie mogła już odróżnić bólu i przyjemności. Założę klamry i zaciski na sutki, rozciągnę wargi sromowe. Zintensyfikuję trening traktując jej cipę coraz to większą ilością igieł. Jej cipa zostanie potraktowana gorącym woskiem, łechtaczka będzie torturowana igłami, popieszczona prądem i zaszyta. Będzie musiała przetrwać wszelkie możliwe formy tortur zanim dotrze do następnego stadium swojej transformacji. W tej fazie zazwyczaj będzie miała zawiązane oczy, ale zajmę się tym żeby właściwie widziała jak ją torturuję. Przez większość czasu będę miał włączoną kamerę i będzie musiała oglądać tortury na samej sobie plus naprawdę hardkorowe filmy z torturami co najmniej godzinę dziennie.

    Po jakimś czasie nie jest już niewolnikiem tylko fizycznie, a i psychicznie. Jej umysł nie stawia oporu i staje się całkowicie poddana. Wtedy dokonuję ostatnich modyfikacji by przekształcić ją w niewolniczą zabawkę. Jest już unieruchomiona i nie potrafi się komunikować, bo nie potrafi już mówić. Do tego momentu potrafiła jeszcze widzieć i słyszeć, nie była kompletnie pozbawiona zmysłów. Prawdziwy niewolnik nie może się już ruszać, mówić, widzieć i słyszeć, tylko czuć.
    Zanim pozbawię ją ostatnich zmysłów podam jej lekkie znieczulenie. Później zakładam jej słuchawki i przez kilka godzin puszczam ekstremalnie głośne dźwięki. To wystarczy aby poważnie uszkodzić jej słuch, nie będzie już w stanie słyszeć. Ostatni sznyt będzie potraktowanie jej oczu laserem. Nie będzie kompletnie ślepa. Moje Tanya i Luda wciąż reagują na mocne światło i domyślam się że widzą jakieś nieostre cienie, ale nie potrafią niczego rozpoznać i są prawie głuche. Pomimo tego zazwyczaj przewiązuję im oczy bo lubię dziewczyny z przewiązanymi oczami. Są kompletnie nieczułe, nie wydają nawet dźwięków kiedy je torturuję. To że cierpią wnioskuję tylko po reakcjach ich ciał, przyspieszonym oddechu i wyrazie twarzy.

    Kiedy się z tego wyliże będzie zmieniona w małą zabawkę gotową do sprzedaży. Są łatwe w utrzymaniu; z niewielką ilością jedzenia, wymagają mało opieki (codzienne mycie). Są unieruchomione, możesz przyczepić je do czegokolwiek czy choćby zrobić z nich dekorację. Nie mówią, nie słyszą, nie widzą. Są kompletnie pozbawione zmysłów. Zabawki które są na sprzedaż to wciąż dziewice zaczynające dojrzewanie. Mimo tego są dobrze wyszkolone w seksie oralnym, były ciężko torturowane i wykorzystywane. Mogą zajść w ciążę, więc antykoncepcja jest wskazana, no chyba, że lubisz takie ciężarne małe zabawki. Daj znać jeśli chciałbyś taką zamówić.

  15. #1452
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Cytuj Adziorroo napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Stara gwardio nikt nie ma nic nowego? :)
    Już się robi :)

    Zaginione odcinki


    Nie chcę niszczyć czyjegoś światawięc jeśli wierzysz w opowieści o zaginionych odcinkach i podobają ci się one, może to nie jest historia dla ciebie.

    Nie zrozum mnie źle nienawidzę, gdy ludzie skarżą się na brak realizmu w rozrywce, i uważam, że wszystkie dzieci powinny wierzyć w świętego Mikołaja i zębową wróżkę, aletu jest inaczej.

    W latach 80 spotkałem tego gościa, Sida, który montował stare kasety VHS. To było coś więcej, niż jego hobby właściwie było to całe jego życie. Jego rodzice byli bardziej zamożni niż moi, więc gdy byliśmy nastolatkami, a ja harowałem w knajpie z fast fordami, on siedział w domu, montując te taśmy. Cały dzień. Całą noc.

    Wiadomo, że z czasem niektóre rzeczy stają się jaśniejsze. Myślę, że był trochę autystycznya może był dobrze funkcjonującą osobą z zespołem Aspergeraale oczywiście nie jestem ekspertem i nie mówię, że rzeczywiście tak było. To po prostu najlepszy sposób, w jaki mogę wytłumaczyć jego obsesję montowania taśm.

    Wszystko zaczęło się, gdy jako dziecko zobaczył film Old Yeller. Jego rodzice z jakiegoś powodu pozwolili mu to oglądać. Jeśli nie wiesz o co chodzi jest to historia chłopca i jego psa. Na końcu chłopak musi zastrzelić psa, bo ten ma wściekliznę.

    Sidowi się to nie spodobało. Jego ojciec pracował jako fotograf i kamerzysta na weselach, więc pokazał mu jak posługiwać się pewnymi urządzeniami Sid wyciął końcówkę, zastępując ją wcześniejszą, szczęśliwą sceną, tak jakby pies nagle wyzdrowiał.

    Później oglądał to nagranie bez opamiętania, nawet gdy był już nastolatkiem. Pokazał mi je raz, żebym zobaczył jak je ulepszył. Wyglądał jak mały chłopiec, gdy oklaskiwał i chwalił swoje dzieło.

    Nie chcę mówić, że miałem na niego zły wpływ, ale po tym poprosiłem go, aby zrobił coś podobnego z innymi filmami.

    Najbardziej interesowało mnie, żeby do kilku filmów wkleić rozbierane sceny, których aktorki tak naprawdę nie robiłyAle nie martw się. Nie miałem odwagi, żeby go o to poprosić. Po prostu wyobrażałem sobie, jak fajne by to było. Często.

    Sid powiedział, że może zmontować każdy film, jaki tylko chce. Rzeczywiście, przerobił jeszcze kilka innych. Miał kopię kreskówki Ghost Busters i bez jaj każdy duch został z niej całkowicie usunięty. Historia nie miała żadnego sensu, ani ciągłości, ale ja byłem pod wrażeniem jego umiejętności.

    W czasach kaset VHS takie rzeczy wydawały się bardziej niezwykłe, niż teraz.

    Czas mijał, a ja namawiałem Sida, żeby montował więcej filmów, ale w innych celach. Zamiast usuwania strasznych scen, tak jak on tego chciał, miał zobaczyć, jak genialne rzeczy może zrobić.

    Ten pucułowaty nerd miał gdzieś wszystkie trzy części Gwiezdnych wojen, idealnie ze sobą połączone, z dodanymi efektami, na których widok sam George Lucas zapłakałby: Dość tego mieszania!

    To trwało jeszcze chwilę, zanim mi się znudziło. Zaczęło mi się wydawać, że to głupie. Wtedy zacząłem pracować, jeździć samochodem, umawiać się z dziewczynamikiedy on coraz bardziej wciągał się w edytowanie tych nagrań.

    Myślę, że najbardziej lubił przerabiać kreskówki. Kiedy pojawili się Simsonowie, zaczął wariować. Wtedy jego edycje nie były już naprawianiem, ale mieszaniem ich na różne sposoby. Kolejną rzeczą, którą pamiętam, było nagranie odcinka M*A*S*H i zmontowanie go z krwawą sceną z wojny. W połowie jego wersji obóz zostaje zbombardowanyatakują żołnierzewszyscy giną. Najbardziej napracował się przy końcówce - zatrzymanych obrazach każdego z członków obsady. Wszyscy mieli zamknięte oczy.

    Jego zainteresowania się zmieniły i skupiły się na tym, co kiedyś go przerażałoczyli na strasznych zakończeniach. Wydawało się, że uwielbia długie sekwencje, w całkowitej ciszy. Mi też kazał być cicho, gdy je oglądaliśmy.

    Pewnie słyszałeś o tym tajemniczym gościu zwanym Banksy, który tworzy ciekawe graffiti na budynkach. Pewnego razu wszedł do sklepu muzycznego i podmienił kilka płyt Paris Hilton na własne podróbki.

    Banksy nie umywa się do Sida. Ten co tydzień mówił mi o kolejnym sklepie lub wypożyczalni wideo, w których podmienił kasety. Zamieniał oryginały na własne wersje, a potem przerabiał te, które ukradł.

    Pewnego razu, gdy od dłuższego czasu go nie widziałem, zatrzymałem się przed domem jego rodziców i znalazłem go w garażu. Urządził tam małe studio filmowe, miał nawet stół kreślarski.

    Robił akurat swoją własną animację.

    Jednocześnie byłem pod wrażeniem jego talentu, którego wcześniej nie ujawnił, i zastanawiałem się, kiedy w końcu wyjdzie z ciemności i zacznie być normalny jak ja.

    Prawie w ogóle nie podnosił wzroku ze swoich rysunków gdy rozmawialiśmy. Zapytałem go o to, o co zapytałby każdy

    Co do cholery jest z tobą nie tak?

    Hm?

    Serio, chłopie. To jest jakieś popieprzone.

    To praca. Pracuję. Moja praca jest tak samo ważna, jak każda inna.

    Sprzedajesz to chociaż, czy podrzucasz w różnych miejscach? Ile to wszystko kosztuje twojego ojca?

    A co mnie to

    Spojrzałem na to, co z takim zapałem rysował.

    To ciało bez głowy? Tańczące?

    Taa.

    To dość mroczne, chłopie.

    Wiem. O to chodzi.

    Nie łapię tego.

    Te taśmy. Myślałem, że to było złe, ale po czasie odkryłem prawdę.

    To znaczy?

    Straszne rzeczy są dobre. Szczęśliwe zakończenia to kłamstwo.

    Rysował dalej, gdy tam stałem. Cisza była niezręczna, w tym momencie poczułem od niego smród. Nie tylko potu, ale również ubrań przesiąkniętych moczem.

    Dałem sobie wtedy z nim spokój. Ten moment, kiedy patrzysz na kogośkogoś, kogo myślałeś, że znaszi wszystko, co myślisz to Cholera jasna, nie wiedziałem, że to aż tak daleko zaszło.

    Miałem może 30 lat, gdy znów przypomniałem sobie o Sidzie. Przeglądałem internet, bezcelowo szperałem po sieci, gdy natrafiłem na miejskie legendy o dziwnych nagraniach i zaginionych odcinkach.

    Rozpoznałem niektóre z nich. Oglądałem je z Sidem, a właściwie widziałem, jak je robi. Każda niepokojąca scena, każdy dziwny dialogWierzyłem w to, bo byłem tego świadkiem.

    Inne odcinki SpongeBoba czy iCarly powstały po tym, gdy widziałem go ostatni raz, ale rozpoznałem ten styl. Nawet te, które nie wyglądały jak jego dzieła, mogły być nieudanymi próbami naśladowania.

    Wciąż to robił. Mój Boże, to kompletnie zajęło moje myśli.

    Zadzwoniłem na stary numer Sida, nie będąc pewnym czy go zastanę. Dzwoniłem przez kilka minut, ale wiedziałem, że poszukiwania nie mają sensu. Nawet, jeśli nadal mieszkał z rodzicami, mało prawdopodobne, żeby wciąż byli w tym samym domu.

    Wciąż

    Postanowiłem tam pojechaćzobaczyć, czy wciąż siedzi w garażu, montując taśmy lub przerabiając je w komputerze. Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem nieskoszoną, przerośniętą trawę, miejscami sięgającą mi do pasa. Zniszczona fasada budynku, z farbą odłażącą z okien, brakującymi dachówkami i rynnami wypełnionymi jakimś syfem, dała mi do zrozumienia, że od lat nikt tu nie mieszkał.

    Na drzwiach wisiała jakaś informacja, ale z drogi nie mogłem jej dojrzeć. Może pomogłaby mi znaleźć Sida i zobaczyć, czy otrzymał od kogoś pomoc, którą tak naprawdę ja powinienem mu dać.

    Wjechałem na podjazd, światła samochodu oświetliły drzwi od garażu. Nie miały okien i były pomalowane sprayem przez jakichś idiotów.

    Kartka na drzwiach, jak można było się spodziewać, mówiła, że posesja została zajęta przez bank. Wejście na nią było surowo zabronione, i że wkrótce przyjedzie ktoś, aby upewnić się, że dom został zabezpieczony przed mrozem.

    Zawiedziony wróciłem do samochodu, ale coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałem, że rodzice Sida trzymali zapasowy klucz pod kamieniem przy tylnych schodach.

    Gdy go znalazłem, poczułem motyle w brzuchu.

    Kto, wyprowadzając się, zostawia w domu tyle rzeczy? Poza kluczem były tam doniczki i dekoracje ogrodowe. Stary, zardzewiały rower Sida był oparty o ścianę i zostawił na niej brązowe ślady.

    Nie wiem nawet co chciałem znaleźć, ale otworzyłem drzwi używając klucza.

    Zapach był przytłaczający.

    Nie był to zapach zgnilizny, ani niczego w tym stylutylkonie wiem czy to ma jakiś sens, alezapach elektryczności. Jak przypalony kurz na żarówce lub grzejnik wydzielający metaliczną woń.

    To było jednak moje najmniejsze zmartwienie, gdy zobaczyłem, że wszystko wyglądało tak jak wtedy, gdy byłem tu ostatnio. Jakby czas się tu zatrzymał. Stół w jadalni, przy którym czasem siedzieliśmy, był pokryty kurzem, leżał na nim zdechły szczur, który prawie się rozpadał.

    Telewizorten nieporęczny, duży telewizor na którym oglądaliśmy taśmy Sidabył tam, gdzie zawsze, wyświetlając czarno-białe zakłócenia.

    Gdy odwiedzałem kolejne pomieszczenia, uczucie paniki i niepokoju tylko we mnie rosło. Każda cząstka mnie krzyczała UCIEKAJUCIEKAJ, pieprzony debilu!

    Mimo to, otworzyłem pokój Sida. Był prawie pusty i zniszczony, jego figurki postaci z filmów i kasety wideosetki kaset wideostare i uszkodzone przez wilgoć.

    Chciałem zawołaćkrzyknąć Sid! i czekać, aż się zjawi, jakby nic się nie stało.

    Wszedłem do sypialni jego rodziców.

    Tam, w łóżku, leżały dwa nieruchome ciała. Wychudzone. Szare. Prawie rozsypujące się, tak jak szczur w jadalni.

    Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nie tylko w to, że były tam dwa rozpadające się trupyale w to, że nikt wcześniej tego nie sprawdził. Nikt tego nie odkrył, aż do teraz.

    Moje myśli szalały. Serce waliło mi jak młot. Jedyną rzeczą, która się nie ruszała, były moje stopy, które były jakby przyklejone do podłogi.

    Sid musiał to zrobić. Nie było mowy, żeby tych dwoje położyło się pewnej nocy i jednocześnie umarło z przyczyn naturalnych! Sid mówił, że rodzice go nie obchodzą i

    Kiedy ostatnio ich widziałem? Boże, nie widziałem ich od kilku dni, może tygodni, zanim ostatnio z nim rozmawiałem

    Kiedy w końcu stamtąd wyszedłem, wyjąłem telefon i zadzwoniłem pod 911. Gdy przyłożyłem go do ucha, przeraźliwy dźwięk zakłóceń sprawił, że rzuciłem go na drugi koniec pokoju.

    Pobiegłem do telefonu w kuchni. Piskliwe zakłócenia.

    Sprawdziłem telefon w pokoju dziennym. Zakłócenia.

    Odłożyłem słuchawkę, usłyszałem to. Muzykę. Słabą, ledwo słyszalną muzykę, której nie usłyszałem wcześniej. Melodia była zapętlonawesoła i lekkajakieś flety, może cała sekcja dęta.

    Podążyłem za muzyką aż do drzwi do garażu. Przykładając ucho do ich brudnej powierzchni, upewniłem się, że dochodziła stamtąd.

    Sid? - zawołałem, mogąc ledwo coś powiedzieć zmarzniętymi ustami. Sid, jesteś tam? Wszystko w porządku?

    Popchnąłem drzwi, ale były zamknięte od środka. Jednak jeden mocny kopniak prawie wyrwał zgniłe drewno z zawiasów.

    SID? - krzyknąłem, gdy kurz powoli opadał.

    Przez mgłę widziałem tylko światło telewizora. Żywe kolory. Niebieski, zielony, żółty

    Po chwili zorientowałem się, że w telewizorze leciała kreskówka. Potem zobaczyłem srebrne przewody idące od urządzenia do jakiejś ciemnej masy. Ciemna masa nabrała kształtu, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do słabego oświetlenia.

    To był Sida raczej jego ciałoleżące krócej, niż jego rodzice, siedzące w starym biurowym krześle. Kable od telewizora prowadziły prosto do jego ciała, znikając w starych, zaschniętych dziurach w jego skórze. Przez mały otwór między żebrami, wydawało mi się, że widzę jeszcze więcej metalu.

    Podszedłem bliżej, z ręką na ustach, żeby nie zwymiotować. Jego usta były wykrzywione w ohydnym, szerokim uśmiechupuste oczodoły prawie wydawały się szczęśliwe, brwi były ułożone w zadowoleniu.

    Cześć! - usłyszałem głos.

    Był wesoły. Piskliwy. Brzmiał jak głos Sida, aleinaczej. Dziecinnie, bajkowo.

    Odwróciłem się w stronę ekranu. Zielona trawa, niebieskie niebo, żółte kwiatyi Sid. Jego idealna podobizna. Przechadzał się po zapętlonym kreskówkowym tle.

    Pomachał do mnie.

    Sid - szepnąłem. O Boże, Sid

    Onjego wersja z kreskówkiprzestał się mną interesować i znów zaczął wesoło spacerować po tym nieskończonym tle. Minął krzewpotem znowui znowuTen sam niebieski ptak, ćwierkając radośnie, kreślił ósemkę na niebie.

    Sid - pokręciłem głową, nie mogąc tego pojąć, Nigdy nie powinienem pozwolić, żebyś stracił kontakt z rzeczywistością.

    Myślałem o tym, co Sid zrobił swoim rodzicom. O tym, że niedługo przyjdzie ktoś z banku i cała sprawa ujrzy światło dzienne. Patrzyłem, jak chodził na ekranie, jeszcze przez pół godziny.

    Potem odłączyłem telewizor od prądu.

    Autor: SlimeBeast
    Źródło: http://creepypasta.wikia.com/wiki/Lost_Episodes



    Intuicja

    Zebraliśmy się pod opuszczonym domem w środku nocy. Może w większej grupie nie będzie tak strasznie, a poza tym, to tylko jedna noc.
    Kiedy spotkałem się z resztą zauważyłem, że są tylko trzy dziewczyny wśród nas wszystkich, stojące na uboczu i szepczące do siebie. Po krótkiej chwili podeszły do nas i oznajmiły: My stąd idziemy."
    Zapytaliśmy je, czemu nagle zmieniły zdanie. Intuicja", odpowiedziała jedna z nich. Obawiały się, że w tym domu stanie się coś złego. Były współlokatorkami, więc wsiadły do swojego samochodu i pojechały do domu.
    To była poważna zmiana planów i zacząłem nad tym myśleć. Kiedy resztą grupy zaczęła wchodzić do domu, ja życzyłem im powodzenia i wsiadłem do auta. Nie zostanę w tym domu.
    Jest już rano. Gdy oglądam poranne wiadomości, zauważam coś znajomego. To dom tych dziewczyn, które wtedy odjechały. Okazało się, że zostały brutalnie zamordowane we śnie, a nieznany sprawca pozostaje na wolności. No i tyle miały ze swojego przeczucia.
    Niewiele później odbieram telefon od jednego z kolesi z grupy. Wyraźnie słyszałem złość w jego głosie, gdy opowiadał, że w opuszczonym domu dziewczyn nie spotkałoby nic złego.
    Okazało się, przemiał ze sobą broń. Zszokowany zapytałem, po co ją wziął, co on krótko skwitował: Intuicja. Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, w wiadomościach podali więcej informacji na temat morderstwa. Dziewczyny nie tylko zostały zabite, ale także wycięto różne fragmenty ich ciał. Mój rozmówca był niewątpliwie zniesmaczony.
    Podczas przygotowywania śniadania zacząłem rozmyślać nad tym wszystkim. Przecież gdyby zabójca poszedł za nimi do opuszczonego domu, to najprawdopodobniej zostałby postrzelony i zabity.
    Miałem szczęście, że zdecydowałem się wczoraj na kobiece mięso, czy to była intuicja?
    ---

    Autor: Vlayer @ Reddit NoSleep



    Komputer


    Zastanawiasz się pewnie,co może robić małe dziecko,które dostało wczoraj komputer,wieczorem? No,ja właśnie też się zastanawiam. Moja młodsza siostra odziedziczyła po mnie mój stary,kochany,pierwszy. Miałam ogromną frajdę z grania całymi dniami w pasjansa albo gierki internetowe. Byłam niemal pewna,że moja siostra,Millie,robi właśnie to samo.
    Nic bardziej mylnego.
    Odpaliłam go wczoraj,była 20:43 (Millie zapisała tą godzinę na samoprzylepnej kartce). Zostawiłam ją samą sobie i poszłam uczyć się do egzaminów. Przesiedziałam nad książkami godziny,aż około 2:00 nad ranem,naładowana wiedzą,zasnęłam.
    Kolejny dzień,sobota. Uwielbiam soboty,można się lenić przed monitorem cały dzień. Włączyłam swój laptop. O dziwo,po pstryknięciu włącznika zasilania,a następnie przycisku uruchamiania nic się nie działo. Hmpf,pewnie znowu się zepsuł - urok laptopów. Siostrzyczki od rana nie ma,mój stary komputer pozostał sam sobie. Ciekawość zjadała mnie żywcem. Uruchomiłam.
    Żałuję.
    Powitał mnie stary Windows XP. Nie przeinstalowywałam systemu dla Millie,zapewne i tak nie obchodziło ją,czy jest nowy czy stary. A jakże - pousuwała wszystkie moje gry. Na pulpicie - prócz standardowych ikonek - był folder "Millie". No tak,każdy nazywał tak swój folder,gdy był mały,albo nawet i teraz niektórzy tak robią z braku innych pomysłów. Otworzyłam go. Mieściło się tam pięć obrazków o rozszerzeniu .jpg - 20:43.jpg,43:20.jpg,02:43.jpg,34:20.jpg i 43200432034402.jpg. Bardzo zdziwiły mnie te nazwy - wszystkie były związane z godziną włączenia komputera. I ta ostatnia nazwa... To mnie naprawdę zaniepokoiło. Musiałam to sprawdzić jak najszybciej. Pierwszy obrazek zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Do komputera podłączyłam też kamerkę internetową kupioną za gorsze,żeby Millie mogła rozmawiać z koleżankami. Byłam tam ja z nią - zrobiła mi tzw.zdjęcie z zaskoczenia.Uśmiechnęłam się mimowolnie. Na dole,w lewym rogu widniał napis,pewnie dodany w Paint'cie:"Uśmiechnij się,Bóg jest z tobą". Pamiętam,gdy ja też miałam obsesję na punkcie religii,jakby mnie to kręciło,miałam wtedy 8 lat. Tyle co ona. To było słodkie.
    Drugi plik nie był już taki słodki. To było to samo zdjęcie,literki ze zdania były odwrócone,jakby się przewróciły. Nasze miny jakby zrzedły,a w ręce mojej siostry trzymany był nóż. Przeraziłam się nie na żarty. To na pewno jakiś montaż... Ale,po pierwsze,czemu? Po co miałaby to robić? Po drugie,jak?Nie potrafi posługiwać się Paintem,jedynie dodaje jakieś napisy,nic więcej. A to wyglądało bardzo realistycznie.
    Trzeci obrazek. I przy okazji czwarty - oba były dosłownie identyczne. Była tam Millie ze swoją zwykłą minką,taką,jaką ma zawsze,gdy gra w gry komputerowe. Było jednak coś dziwnego w tym zdjęciu,a raczej zdjęciach - miała na sobie białą jak śnieg suknię,której nigdy wcześniej nie widziałam. A był to ten sam wieczór,nie miała jak jej kupić. Na dole widniał napis:"Bóg zawsze będzie przy tobie". Przyjrzałam się plikom - odkryłam różnicę. Na 02:43.jpg Millie ma normalne źrenice,na 34:20.jpg - rozszerzone do niemożliwych rozmiarów. Wyłączyłam szybko pliki. Przeraziłam się nie na żarty,serio.
    Musiałam jednak wiedzieć,co czai się na ostatnim obrazku. Zdawało mi się,że całe moje życie zależy od tego,co tam jest. Naprawdę.
    A mogłam tkwić w niewiedzy.
    Plik przedstawiał Millie. Miała wbity nóż w głowę,ten sam,co na tamtym obrazku. Jej bialutka sukienka była cała we krwi. Mówiąc o krwi,była rozlana po całym biurku,dziewczynka miała ją nawet we włosach. Główka siostry leżała przed monitorem. A,tym razem u góry,pisało:
    "Boga już tutaj nie ma".



    OKNA


    Ale ciekawa strona! A ja mam historię, która na pewno was zainteresuje.

    Wydaje mi się, że zanim zacznę, należy się Wam kilka słów wprowadzenia. Otóż mam małego bzika na punkcie broni, survivalu, wyposażenia taktycznego, lornetek, latarek i tak dalej. Sprzętu mam od groma, a perełką mojej kolekcji jest karabin Remington 700 (w Rosji można go zupełnie legalnie kupić po pięciu latach posiadania wiatrówki). Mam do niego też dwie bardzo dobre lunety - jedną mocniejszą, a drugą słabszą. Nie, nie jestem żadnym psychopatą, powiedzmy, że lubię się czuć przygotowanym na nieprzyjemności w tych niespokojnych czasach. Tyle, jeżeli chodzi o wstępne wyjaśnienia.

    A oto i sama historia. Pewnego razu zdarzyło mi się wynająć mieszkanie w jednym z północno-wschodnich rejonów Moskwy. Zrobiłem to z absolutnej konieczności, nie zamierzałem zostawać tam długo, więc umowę podpisałem tylko na kilka miesięcy. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze dwunastopiętrowego wieżowca, a widok z okien byłby wspaniały, gdyby nie jedno "ale" - naprzeciwko, w odległości może dwustu metrów, stał inny dwunastopiętrowiec, poza którym praktycznie nic ze swoich okien nie widziałem. Mieszkanie było bardzo tanie, nie było w nim nawet telewizora. Internetu także nie zamierzałem podłączać, przecież i tak niebawem miałem opuścić to miejsce. Przyznacie więc rację, że nie było tam zbyt wielu rozrywek. Do tego, jak na złość, pracy, którą w międzyczasie podjąłem, okazało się mniej niż pierwotnie przypuszczałem. Spędzałem więc wieczory czytając, a potem, gdy słońce już zaszło, brałem karabin i zaczynałem bawić się w "oglądanie" - rozrywkę tę wynalazłem sobie już trzeciego dnia. Nastawiałem lunetę, patrząc na ulicę, dostrajałem ją do różnych obiektów, a raz czy dwa zajrzałem przypadkowo do kilku okien - i jakoś tak się wciągnąłem. Przyciągnąłem do okna biurko, postawiłem na nim Remingtona i przez szczelinę w zasuniętych zasłonach zacząłem poznawać mieszkańców domu naprzeciwko.

    Macie zupełną rację, jeżeli w tym momencie myślicie o mnie źle. Nie ma nic dobrego w oglądaniu ludzi w celowniku lunety, nawet jeżeli jest ona przykręcona do niezaładowanego karabinu, ale, cholera, kiedy raz już spróbowałem, nie mogłem się powstrzymać. A poza tym, blok naprzeciwko był istną wylęgarnią świrów. Szybko mi się znudził gość z szóstego piętra, który całymi wieczorami zwykł oglądać pornole. Moimi ulubieńcami stali się za to chuchro-karateka z dziewiątego, który co wieczór urządzał sobie w kuchni bezlitosny trening, oraz para z siódmego. Parka ta była niesamowicie namiętna, przez te kilka dni, podczas których ich obserwowałem, uprawiali seks chyba na wszystkie sposoby, jakie znam, i wcale nie wyglądali, jakby kończyły im się pomysły. Do tego chyba nie wiedzieli, jak się wyłącza światło w ich sypialni, a podglądać ich można było bez końca - naprawdę wiele można się było od nich nauczyć. Byli jeszcze pijacy, interesujący tylko podczas burd, rozwódki z dziećmi, kilka mniej więcej normalnych rodzin, oraz dużo innych ludzi. Ale nie o nich będzie tu mowa.

    Pewnego razu przypadkowo spojrzałem w okno na ósmym piętrze, na które wcześniej jakoś nie zwróciłem uwagi. Zobaczyłem prawie pusty pokój, oświetlony przez jedną jedyną lampę, wiszącą na suficie. Drzwi były porządnie zamknięte, a w kącie stało łóżko, na którym w jogińskiej pozie siedział człowiek. Zwrócił moją uwagę swoim bezruchem, postanowiłem więc na chwilę się przy nim zatrzymać. Był zwrócony plecami do okna i wpatrywał się w ścianę. Strasznie chudy, blady i wysoki, jego kompletnie łysa głowa wydawała się nieproporcjonalnie wielka. Nie miał na sobie ani koszulki ani majtek. Patrzyłem na niego może z pięć minut, a następnie przesunąłem celownik na ścianę, w którą się wpatrywał. Na tyle, na ile mogłem stwierdzić, ściana była pusta - żadnych obrazków ani ozdób, wypłowiała tapeta tu i ówdzie obrywała się od ściany. Obejrzałem sobie pokój - również nic ciekawego, dwa krzesła, stoliczek ze stertą gazet, stary fotel, a przed łóżkiem na podłodze mały dywanik. Na zamkniętych drzwiach zauważyłem kilka dziwnych pionowych linii - i to wszystko. Uznałem, że gość sobie po prostu medytuje i nie należy się po nim spodziewać niczego specjalnego. Przeniosłem się więc do mojego ulubionego karateki, który właśnie rozpoczął rozgrzewkę przed kolejnym treningiem. Po jakichś dwóch godzinach, gdy nieletni mistrz oraz nieposkromiona parka zakończyli swoje występy, zajrzałem dla porządku jeszcze w okno jogina. Siedział wciąż w tej samej pozie, patrząc w ścianę. Wytrzymałem pół minuty, schowałem karabin i poszedłem spać.

    Tak w zasadzie pewnie bym i o tym zapomniał, gdybym po kilku dniach znów przypadkiem nie zajrzał w to okno. Nie dostrzegłem niczego nowego i to mnie z jakiegoś powodu rozgniewało. Wtedy już na serio liczyłem, że każdy z lokatorów domu naprzeciwko ma do dyspozycji coś, co może dostarczyć mi rozrywki. A ten typ po prostu sobie siedział i gapił się w ścianę. Chociaż mógł się nie gapić tylko spać na siedząco. A może nie żył? Może to lalka albo manekin? A może naprawdę kopnął w kalendarz? Medytował, medytował i świat astralny w końcu upomniał się o niego. Bardzo się zainteresowałem tą sprawą. Patrzyłem na niego całą godzinę - nie ruszył się. Lalka jak nic. Tym bardziej, że taki chudy, wysoki, łeb wielki, skóra blada, a ręce prawie do kolan... Nie ma takich ludzi! No ale co ta lalka robi sama w tym pokoju? Rekwizytornia jakaś? A gdzie inne rzeczy? Czemu tam nikt nie wchodzi? Mieszkanie jest puste? A kto w takim razie zapalił światło? Popatrzyłem w okna sąsiednich mieszkań. Na prawo mieszkała rodzina z dwoma maleńkimi dziećmi, na lewo - światła zgaszone, nic nie widać. Spoko. Chciałem popatrzeć na coś innego, ale jakoś tego wieczoru ani karateka, ani zakochana para, broniąca ciągłości gatunku mnie nie zaciekawili.

    Następnego dnia wróciłem z pracy trochę wcześniej i od razu zerknąłem w lunetę. Siedzi, dziad jeden. W tej samej pozycji. Chociaż nie, trochę się obrócił. Czyli że jednak coś tam się ostatecznie dzieje.

    Gapiłem się cały wieczór, nie wychodziłem nawet do toalety. Siedzę twardo. On też. Gapi się w ścianę. Zdawałoby się, że trochę oddycha. Gdy rozbolały mnie oczy, machnąłem ręką i poszedłem spać.

    Rano przed pracą spojrzałem znowu. Bez zmian.

    Obserwowałem go cały tydzień. Kilka minut rano, kilka godzin wieczorem. Raz na jakiś czas jego położenie zmieniało się minimalnie, ale jak i kiedy - tego nie widziałem. Pewnego dnia wróciłem z pracy i zobaczyłem, że ma w łóżku zmienioną pościel! Wtedy postanowiłem objąć go całodobową obserwacją.

    Męczyłem się z tym cały wieczór, ale rezultat mnie zadowalał. Karabin na dwójnogu wycelowałem w okno, a do lunety przy pomocy statywu przystawiłem obiektyw kamery, która nagranie przesyłała bezpośrednio do laptopa. Będzie można potem zobaczyć, co dzieje się przez te kilka godzin, kiedy ja jestem w pracy. Rano sprawdziłem wszystko jeszcze raz dokładnie, a po naciśnięciu REC na kamerze wyszedłem z domu.

    Pierwszego dnia czekało mnie rozczarowanie. Kamera zapisała wszystko poprawnie, jogin osiem godzin przesiedział na łóżku, nie ruszając się. Ledwo starczyło mi cierpliwości, aby powtórzyć wszystko następnego dnia.

    Za drugim razem poszczęściło mi się. Wieczorem, przeglądając taśmę, zobaczyłem jak o 14:17 drzwi do pokoju się otwierają i wchodzi kobieta z tacą w rękach. Na początku pomyślałem, że pewnie przyniosła mu jedzenie, ale na tacy prawie nic nie było, widziałem tylko jakiś woreczek i kilka małych pudełek. Powoli podeszła do jogina i postawiła tacę przed nim na łóżku. Następnie jakiś czas stała i patrzyła na niego. Myślałem, że rozmawiają, ale gdy się przyjrzałem, okazało się, że jej usta się nie ruszają. Po chwili zaczęła pocierać jego lewą rękę, a następnie na kilka sekund pochyliła się nad nim. Co robiła dokładnie, nie sposób było powiedzieć, bo zasłaniały jego plecy, ale wyglądało to na zastrzyk. W każdym razie, takie odniosłem wrażenie. Później jakoś specyficznie, bokiem, podeszła do okna, uchyliła je i zapaliła papierosa. Gdy spaliła, zamknęła okno, zabrała tacę i rakiem wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nic więcej się nie działo. Oderwałem się od monitora, zerknąłem w lunetę - w pokoju wszystko było tak, jak na ostatnich kadrach nagrania. Gdyby nie kamera, nie wiedziałbym nawet, że ktoś tam przychodził.

    Przejrzałem nagranie jeszcze raz. Było w nim coś dziwnego, nawet strasznego. Chociaż zdawałoby się, że wszystko jest jasne. Na łóżku siedzi blady, chudy jak szczapa koleś, prawdopodobnie upośledzony, odwiedza go jego opiekunka, robi mu zastrzyk, pali papierosa i wychodzi. Obejrzałem nagranie jeszcze jeden raz. I jeszcze. I do niczego nie doszedłem. Spojrzałem jeszcze raz przez lunetę na gościa (siedzi, dziadyga), i poszedłem spać.

    W ciągu następnego tygodnia, wykorzystując swój mały system inwigilacji, stwierdziłem, że:
    a) kobieta z tacą przychodzi do pokoju raz na dwa dni, około 14-15, robi zastrzyk, pali papierosa i wychodzi;
    b) prawdopodobnie poza tym w pokoju nie dzieje się zupełnie nic!
    Stawało się to moją obsesją. Po pierwsze, nie widziałem, jak i kto zmienia mu prześcieradła. Po drugie, zrozumiałem, co dziwnego było w zachowaniu tej kobiety. Widziałem, jak trzy razy odwiedza go w pokoju, ale ani na sekundę nie odwraca się do niego plecami.

    ***

    Śledziłem ich kilka ładnych tygodni, z pracy o mało mnie nie wyrzucili. W tym czasie jeszcze raz zmieniono mu pościel, ale tego nie widziałem. Musiało to być w nocy, kiedy spałem. Zauważyłem też, że kilka razy w tygodniu kobieta z mieszkania gdzieś wychodzi na 30-40 minut. Widziałem ją, jak wychodzi z klatki i wraca z kilkoma reklamówkami. Kilka razy udało mi się wypatrzeć dokąd idzie - szła do najbliższego warzywniaka, a w drodze powrotnej zachodziła do apteki. Próbowałem się dowiedzieć, co tam kupuje, ale paragon zawsze zabierała ze sobą, a obsługi pytać nie chciałem.

    Raz na dwa dni przychodziła do niego do pokoju, robiła zastrzyk, paliła papierosa, wychodziła. Ani na sekundę nie spuszczała go z oczu. Jego pokoju nauczyłem się na pamięć. Dużo myślałem o paskach na drzwiach, o obdartych tapetach. Otóż na drzwiach była to po prostu zdarta farba. Obdarło ją to samo, co i tapety - jego paznokcie. Nie było na to najmniejszego dowodu, ale innego wyjaśnienia nie mogłem znaleźć. Zacząłem się go bać. Patrzyłem na niego przez lunetę, godzinami wgapiałem mu się w potylicę, a on po prostu sobie siedział w łóżku w kącie. Dziwne to było uczucie, patrzeć, jak w mieszkaniu obok małe dzieci bawią się i skaczą na tapczanie, a za ścianą, raptem kilka metrów od nich, siedzi ten potwór.

    Miałem wrażenie, że powinienem coś z tym zrobić. Ale co? Wezwać milicję? Co im powiedzieć? Przyjadą, zastukają do drzwi, nikt im nie otworzy - i co potem?

    Nękało mnie to. Jednego wieczoru w kafejce przekopałem cały Internet, ale oprócz klasycznych strasznych historyjek nie znalazłem niczego (chociaż zdaje się, że jedna pasta o tym nawet coś wspominała). Próbowałem też się czegoś dowiedzieć od mieszkańców bloku, ale najprawdopodobniej nikt nic o nim nie wiedział. Ostatecznie zdecydowałem się na najgłupszą rzecz w moim życiu.

    Dobrze się do tego przygotowałem. Wziąłem ze sobą kilka moich najlepszych noży, rewolwer gazowy, maskę, aby w razie czego schować twarz, wytrychy, latarkę, petardy dla odwrócenia uwagi, a także świecę dymną. Pochowałem to wszystko po kieszeniach, starając się, aby nie wyglądało to podejrzanie i żebym nie brzęczał przy każdym ruchu, następnie wyszedłem na ulicę, siadłem na ławce przed klatką i czekałem. Gdyby wtedy rutynowo wylegitymowali mnie milicjanci, miałbym ogromne problemy. Czasem nawet żałuję, że tak się nie stało.

    Najśmieszniejsze jest to, że siedząc tak wtedy na tej ławce, nie miałem zielonego pojęcia, co tak właściwie chcę zrobić.

    Po jakichś czterdziestu minutach zauważyłem, że kobieta z tego mieszkania wyszła z klatki i skierowała się swoim zwyczajem w stronę sklepu. Pół godziny miałem na pewno. Wstałem i wszedłem do tej samej klatki.

    Gdy wszedłem na ósme piętro, zobaczyłem, że drzwi na korytarz są otwarte. Wszedłem i znalazłem się pośrodku słabo oświetlonego korytarza, którego jeden z końców był niesamowicie zagracony. Wzdłuż ścian stały rozmontowane metalowe szkielety łóżek, rower bez kół, łyżwy, sanki, jakieś zakurzone pudła, potrzaskane meble, a do tego wózek inwalidzki. Z jakiegoś powodu to on właśnie przykuł moją uwagę.

    Obliczywszy, że drzwi do interesującego mnie mieszkania znajdują się dokładnie w tym zagraconym końcu korytarza, wstrzymałem oddech i ruszyłem w tamtą stronę. Oto i są - drzwi obite brązową sklejką, mieszkanie numer 41. Klamka, dziurka od klucza, wizjer - nic specjalnego. Stanąłem kilka metrów od drzwi, starając się pozbierać myśli. Co ja tutaj robię? Co mam zamiar zrobić? Dygocząc, tępo patrzyłem to na drzwi, to na wózek inwalidzki. Po chwili zdałem sobie sprawę, że oprócz własnego ciężkiego oddechu słyszę coś jeszcze. Wstrzymałem oddech i przysłuchałem się.

    "Szszwaark... szszwaark..."

    Dźwięk dochodził zza drzwi mieszkania numer 41 i wyraźnie się zbliżał. Zanim zdążyłem go jakoś zidentyfikować, zanikł. Zapadła pełna napięcia cisza. Myśli w mojej głowie powoli zaczęły się układać. Dotarło do mnie, że to, co słyszałem, to były jego kroki. Podszedł do drzwi i stoi za nimi. Nosz k**, pewnie jeszcze patrzy na mnie przez wizjer!

    W tym momencie klamka zaczęła się szybko obracać, a na drzwi ze środka coś bardzo mocno naparło, sądząc po tym, jak zatrzeszczały. W tym momencie, delikatnie rzecz ujmując, zabrakło mi odwagi i wybiegłem stamtąd ile sił w nogach. Jak zszedłem z ósmego piętra - nie pamiętam, na pewno było to bardzo szybko. Wziąłem się w garść dopiero pod klatką. Miałem jeszcze na tyle oleju w głowie, żeby nie iść od razu do siebie, a przejść się chwilkę między blokami, zmylić ślady. W domu byłem po dziesięciu minutach. Od razu wbiegłem do pokoju, złapałem za karabin i wycelowałem w jego okno.

    I wtedy przeraziłem się jeszcze bardziej. Stał za oknem, skrobał paznokciami po szkle, i niech mnie kule biją, jeżeli nie wpatrywał się prosto we mnie. Widziałem go tylko przez sekundę, ale tego, co zobaczyłem, nie zapomnę nigdy. Chude, kościste ciało, przez białą jak papier skórę prześwitywały kości, wydłużone ręce zakrzywionymi palcami skrobią szkło, a na ogromnej, praktycznie białej, bezwłosej głowie potworna twarz, pozbawiona nosa. Dwoje wielkich, czarnych oczu i usta bez warg. Ruszał rękami, usta mu się otwierały i zamykały, zostawiając na szkle śliskie ślady, a oczy były wpatrzone we mnie. Czułem to spojrzenie.

    Mimo, że mój mózg w tym momencie był sparaliżowany przez strach, to ciało wiedziało, co robić. Jak we śnie, odskoczyłem od okna i rzuciłem się do szafy, gdzie trzymałem pudełko amunicji. Dziesięć sekund później wróciłem z załadowanym już Remingtonem. Było mi wszystko jedno, co będzie potem. Zarepetowałem, złożyłem się i wziąłem okno na cel. Jednak jedyne, co ujrzałem w lunecie, to zaciągnięte zasłony.

    ***

    Z mieszkania wyprowadziłem się tego samego dnia. Zapłaciłem właścicielowi, nie pytał o nic, a ja byłem mu za to wdzięczny. Skupiłem się na pracy, przeżyłem kilka miesięcy i zacząłem o tym zapominać. Czasem jednak o nim myślę. Zrozumiałem, dlaczego siedział twarzą do ściany - tak go posadzono. Specjalnie, aby nie widział innych ludzi. Kim on jest? Nie wiem. Czy jest niebezpieczny? Wydaje mi się, że ekstremalnie.

    Czasami widuję go w snach. Drapie w moje drzwi, a ja patrzę na niego przez wizjer. Karabin za każdym razem chybia.

    Nie podoba mi się to, że on mnie wtedy widział. Czy się boję? Mam broń i umiem się bronić, ale skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że się nie boję.



    Matczyna Kołysanka


    Nieważne, jak bardzo staram się przypomnieć sobie coś złego, to jednak moje dzieciństwo było po prostu zbyt idealne. Spędziłem godziny rozmyślając o czasach, kiedy nie rozumiałem świata - a mimo to, o czymkolwiek staram się myśleć, każdy obraz i każda sytuacja, które pamiętam, zawsze były idealne.
    Z pewnością można powiedzieć, że moi "rodzice" byli nieco dziwni, ale nigdy mnie nie skrzywdzili. Mój tata był nadopiekuńczy i nigdy nie pozwalał mi się bawić w kuchni, ale poza tym nie przypominam sobie żadnych innych oznak, które mógł zauważyć mój dziecięcy umysł. Nie pamiętam też żadnych wrzasków ani głośnych kłótni lub trzaskania drzwiami; tata i Eliza nigdy nie mieli powodów do konfliktów.
    Nie cierpię wspomnień o naszej trójce, kiedy siedzimy przy stole w porze kolacji, a między nami stoją świeżo ugotowane prze mamę dania. Pamiętam jaki niewdzięczny byłem; pochłaniałem jedzenie nie wiedząc, ile moja matka wycierpiała, aby je przygotować. Czasami nawet grymasiłem, że mi nie smakuje, a wtedy Eliza wracała do kuchni i po jakimś czasie wracała z zupełnie nowym daniem.
    Nienawidzę wspomnień o radości, którą odczuwałem podczas naszych wypraw do odległego lasu na kemping. Tata prowadził, a Eliza siedziała obok niego, podczas gdy ja spałem na tyłach. Nawet w czasie tych wycieczek, kiedy tata kierował, a ja zasypiałem z tyłu, wciąż mogłem liczyć na kołysanki. Całe to jedzenie, wycieczki, wakacje, nocne seanse telewizyjne, nocne zabawy i nocne oglądanie nieba - wszystko to było przyjemne, ale nawet wtedy, kiedy byłem mały, to wiedziałem, że nic z tych rzeczy nie równa się cudownej kołysance, nuconej z głębi serca matki wprost do ucha jej syna.
    Kołysanki zawsze towarzyszyły mi, zanim odpłynąłem w świat snów. Moja matka nuciła kołysanki tylko dla mnie, nieważne czy spałem w moim łóżku, czy na metalowych skrzyniach w wozie kempingowym. Zawsze mogłem się ich spodziewać i nie wydaje mi się, żeby tata i Eliza zdawali sobie sprawę, jak wiele dla mnie one znaczyły.
    Oczywiście, że nie mieli o tym pojęcia, bo ani tata, ani Eliza nie wiedzieli o tych kołysankach.
    Tata zawsze kazał mi mówić "mamo" do Elizy, ale nigdy tego nie robiłem. Eliza całowała mnie na dobranoc, przynosiła parujące garnki z jedzeniem z kuchni i zapalała moje świeczki urodzinowe. Jednak według mnie nie zasługiwała na bycie nazywaną mamą. Wiedziałem, jakoś, chociaż nikt mi nigdy nie powiedział, że ona nie była moją matką.
    Może to przez te kołysanki, ten prosty akt buntu. Nigdy nie padło żadne słowo, ani nawet puknięcie. Te kołysanki był jedyną formą, w której dla mnie istniała moja matka, a mimo to wiedziałem, że to właśnie ona nią jest, a nie Eliza. Jej kołysanki były jedynym prezentem, na który wystarczyło jej sił, ale to wystarczyło, abym zrozumiał, jak bardzo mnie kochała.
    Przez czternaście lat wydawało mi się, że miałem szczęśliwe dzieciństwo. Przez czternaście lat miałem pyszne jedzenie przygotowane przez moją mamę, i skarpetki ręcznie zrobione przez moją mamę, i matczyne kołysanki co noc.
    Wtedy, jednej nocy, kiedy leżałem między legionem pluszaków, nie usłyszałem nucenia. Położyłem się na łóżko, po cichu i czekałem - ale kołysanki nie było.
    Płakałem długo i mocno; opuściła mnie, zdradziła. Tej nocy wiedziałem już, tylko z braku kołysanki, że moje dzieciństwo nie będzie już więcej szczęśliwe.
    Następnego dnia Eliza miała duży, niebiesko-żółty ślad na lewym policzku. Jedzenie, które przyniosła z kuchni było bez smaku i rozgotowane. W nocy, zamiast kołysanki mojej mamy usłyszałem wściekłe krzyki taty.
    Nie wiem, jaki plan awaryjny mieli przed pomyłką Elizy, ale nie oszukuję się: jeśli mieli w ogóle jakiś plan, to zapewne z goła inny od tego, co wyszło.
    Eliza zbyt pośpiesznie zamknęła skrzynię, a to wystarczyło, aby moje dzieciństwo dobiegło końca.
    Gdy teraz o tym myślę, to to wszystko ma sens: Eliza zawsze żaliła się, że nie może mieć kolejnego dziecka, a tata zawsze upewniał się, że wiedziałem jak ciężko się starali, aby mieć mnie.
    Lubię wyobrażać sobie, jak musiała wyglądać moja matka, kiedy ją poznał. Lubię myśleć o niej, jako o pięknej i zdecydowanej, twardo dążącej do celu. Pewnie się do nich uśmiechała i pocieszała.
    Nie było łatwo stać przy grobie mojej matki, gdy nie wiedziałem nawet, jak wyglądała jej twarz, zanim całkiem wyschła i zgniła.
    Nie znam nawet jej imienia. Jedyną rzeczą, której jestem pewny, to że spotkali ją na autostradzie. Tak tata powiedział w sądzie, ale sędzia nie pytał o jej wygląd, zapach, czy uśmiech, a sam tata nie pamiętał nawet jej imienia. Tata i Eliza podjęli decyzję zanim w ogóle moja przyszła matka wsiadła do ich samochodu.
    Musiała bardzo mnie kochać. Nie wiem, czy kiedykolwiek jakiś rodzic kochał swoje dziecko tak mocno jak moja matka kochała mnie.
    Zakneblowali ją, potem związali jej ręce i ucięli nogi. Tata powiedział, że tak było łatwiej. Sędzia szczególnie wypytywał, czy dali jej coś na uśmierzenie bólu - tata i Eliza powiedzieli, że nie. Powiedzieli, że "nie myśleli o tym".
    A to wszytko przeze mnie. Wszystko to, bo chcieli mieć dziecko, którego Eliza nie mogła urodzić.
    Eliza opowiedziała sędziemu, że próbowali przez wiele lat, zanim zdecydowali się poszukać surogatki. Powiedziała też, że od samego początku planowali ją zabić. Chcieli tylko mnie, dziecko, nie moją matkę.
    Ale kiedy się urodziłem zobaczyli, jak bardzo mnie kochała.Powiedzieli jej, że nigdy mnie nie zobaczy, ani ja nie zobaczę jej. A ona błagała. Powiedziała, że zrobi wszystko, aby być częścią mojego życia.
    Dali jej wybór - mogła być przy mnie, albo mogła być martwa. Moja matka powiedziała, że chce być przy mnie.
    Zaszyli jej usta, aby nie mogła ze mną rozmawiać.
    Nienawidzę tego, że moje wspomnienia są radosne. Nienawidzę tego, że pamiętam bycie szczęśliwym w chwilach, kiedy Eliza przynosiła mi jedzenie z kuchni albo przynosiła mi nowo zrobione na drutach skarpetki i szaliki.
    Przez czternaście lat zmuszali ją do gotowania.
    Przez czternaście lat trzymali mamę zamkniętą w kuchni za dnia, a w dużej, metalowej skrzyni nocą.
    Nawet na nasze wycieczki zabierali skrzynię ze sobą. Wiedzieli, że bez nóg nie ucieknie.
    Mając szesnaście lat znalazłem skrzynię. Nie dali jej nawet poduszki.
    Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak bardzo musiała mnie kochać moja matka, aby przez to wszystko przejść. Uczestniczyła w moim życiu jedynie poprzez słuchanie mnie za dnia. Słyszała, jak mówię, śmieję się i płaczę, a to było wystarczająco, aby trzymać ją przy życiu.
    Tata powiedział sędziemu, że nie myśleli, że wytrzyma tak długo. Polubili fakt, że ktoś im gotował, zaszywał ubrania i robił na drutach moje skarpetki, więc nie zdecydowali się jej zabić, ale myśleli, że sama umrze po roku lub dwóch ze smutku, nudy lub popełni samobójstwo.
    Jej miłość trzymała ją przy życiu przez czternaście lat - aż jednej nocy Eliza zamknęła skrzynię, ale zapomniała otworzyć dopływy powietrza.
    Wciąż się zastanawiam, dlaczego jej nie pochowali. Musieli czuć gnijące ciało od tygodni. Musieli być świadomi ryzyka, jakie wiąże się z zatrzymaniem ciała.
    Musieli się spodziewać, że pewnego dnia ciekawski szesnastolatek wejdzie do schowka obok jego pokoju.
    Czasami, nocami, wciąż słyszę jej nuconą kołysankę. Teraz jednak jej kołysanka powstrzymuje mnie od snu, zamiast usypiać.
    W te noce, kiedy słyszę kołysankę w głowie jedyne, co widzę, to jej twarz, którą zobaczyłem w skrzyni. Wszystko, co widzę, to usta, które nuciły prze tak wiele nocy: zaszyte, ale zastygłe w uśmiechu.
    Cytuj WlochatyOdkurzacz napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    zrobiłem to dlatego bo już mnie kiedys w chuja z tym zrobiliście... konkretnie chodzi o Grubsona - gość jest z mojego miasta i tak się składa że niedawno w towarzystwie wyszedłem na idiotę ..PRZEZ WAS !!! :(

  16. Reklama
  17. #1453
    Avatar Szymciak
    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Katowice
    Wiek
    32
    Posty
    753
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    http://www.youtube.com/user/Azergothil1/videos


    Macie. Ziomek ma dobry głos do tego
    Memories ...

  18. #1454
    konto usunięte

    Domyślny

    lolita slave toys w oryginale (po angielsku) duzo lepsze xD
    to tlumaczenie jest jakies jalowe i jakby wyciagniete z translatora

  19. #1455
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    "Życie W Maszynie"


    Odkąd jestem programistą jednym z moich marzeń stało się stworzenie jedynej w swoim rodzaju gry komputerowej, czegoś, czego jeszcze nikt w branży nie stworzył do tej pory.
    Spore mnie bardzo zaciekawił. Oto próba oddania ludziom kontroli nad wszechświatem. Po dokładnym przyjrzeniu się, co sprawia, że gry wideo są takie popularne stwierdziłem, że głównym czynnikiem jest kontrola.
    Ludzie w życiu codziennym nie mają wpływu na ich otoczenie. Robią to, co się im każe, chodzą tam, gdzie się im każe, żyją tak, jak się im każe. Ich zajęcia składają się ze stania lub siedzenia gdzieś do 17:00, a potem pozwala się im iść do domu. Nie jest tajemnicą, że są nieszczęśliwi.
    Dla wielu osób gry wideo są ucieczką do świata, gdzie mają kontrolę lub prowadzą swoje wirtualne życia pełne przygód i emocji. Pewna doza kontroli znajdowana jest w grach strategicznych, przygoda w grach RPG.
    Przyjrzałem się grom takim jak The Sims i zauważyłem, że to, co sprawiło, że są takie popularne, to nie tylko iluzja posiadania kontroli, ale rzeczywista kontrola, w pewnym stopniu. Masz kompletny wpływ na życia ludzi.
    Przed The Sims było Sim Earth. Gra, w której nie sprawujesz kontroli na konkretnymi jednostkami, ale nad całą Ziemią! Doszedłem do wniosku, że muszę stworzyć grę podobną do Spore, w której gracz subtelnie "kieruje" procesem ewolucji. Czynnikiem, który spowodował, że Spore było tak dużym nie powodzeniem, był brak realistycznej kontroli nad czymkolwiek. Ewolucja została tam potraktowana po macoszemu.
    Aby to osiągnąć, zacząłem najpierw prace nad systemem fizyki. Mało znam się na fizyce, ale zacząłem pobierać nauki z tej dziedziny i próbowałem stworzyć jej uproszczoną wersję, gdzie pewne cząsteczki oddziałują ze sobą w określony sposób. Wyszło na to, że fizyka sprowadza się po prostu do złożonej matematyki.
    Zasymulowałem energię, materię i stworzyłem prosty system ze słońcem emitującym energię oraz okrążającymi go planetami, które tę energię pobierały.
    Postanowiłem od podstaw stworzyć najprostsze komórki, które były "wpisane" w program, że tak powiem, który projektowałem. Żyły energią emitowaną przez słońce i miały kod "genetyczny", który zawierał informacje o substancjach produkowanych przez komórki. Chyba możecie je nazywać eukariotami.
    Mój świat w ciągu kilku minut zawsze wypełniał się tymi komórkami, które następnie mutowały, a przetrwały najbardziej rozwinięte komórki, które nauczyły się zamieniać energię dostarczoną przez słońce w użyteczne substancje potrzebne do podziału. To było bardzo nudne, ale chyba działało.
    Postanowiłem rozszerzyć system fizyki i zmusić komórki do wytwarzania odpadów, które były toksyczne i je zabijały. Zauważyłem, że niektóre komórki zaczęły produkować mnie odpadów. Inne rozpoczęły produkcję czegoś, co pomogło im pozbyć się produktów ubocznych. Jeszcze inne wykształciły zdolność produkcji związków, które neutralizowały toksyczne odpady.
    W tym wszystkim odkryłem coś fascynującego. Uruchomienie symulacji na kilka stuleci (kilka minut czasu rzeczywistego) poskutkowało wytworzeniem się komórek, które wytwarzały ogromne ilości odpadów celowo. Zauważyłem, że inne komórki na skutek tego umierały, a te pierwsze pochłaniały następnie ich pokłady energii. Tak narodzili się pierwsi drapieżnicy.
    Po wyewoluowaniu pierwszych drapieżników różnorodność tego świata gwałtownie wzrosła. Niektóre wykształciły sposób na ucieczkę w przypadku napotkania tych toksyn. Inne stały się na nie odporne, a ostatecznie nauczyły się z nich korzystać.
    Po jakimś czasie zauważyłem coś ciekawego. Komórki, które uciekły przed toksynami, tworzył grupy z komórkami, które potrafiły już toksyn używać dla własnych korzyści. Trzymały się razem i pomagały sobie. Ostatecznie połączyły się. Powstała dziwna symbioza, gdzie komórki, które normalnie by uciekły, teraz szukały miejsc, gdzie toksyny się znajdują, a ta druga komórka pochłaniała odpady dostarczając "transporterowi" nieco energii.
    Nie rozpisując się zbytnio powiem tyle, że byłem wówczas bardzo podekscytowany i pozwoliłem symulacji trwać do rana (była już 05:00), podczas gdy ja poszedłem do łóżka. Kiedy obudziłem się około 11:00 dostrzegłem, że świat, który stworzyłem, zmienił się i był teraz ledwo rozpoznawalny.
    Świat został opanowany przez ogromne, roślino-podobne struktury, pożerane przez inne organizmy żywiące się tymi roślinami. Jednakże, gdy zajrzałem do logów okazało się, że przez ostatnie dwie godziny świat praktycznie stanął w miejscu. Osiągnąłem kolejny zastój, punkt, w którym prostota mojej symulacji nie pozwalała na dalszą ewolucję bardziej złożonego życia.
    Rozszerzyłem system dzieląc energię na kilka rodzajów, wliczając w to różne długości fal, które pochłaniane był w różny sposób przez różne molekuły. Zaimplementowałem drgania powietrza, stworzyłem ulepszoną symulację wagi i wniosłem jeszcze kilka innych, mniejszych poprawek.
    To spowodowało, że symulacja przebiegała oczywiście wolniej, ale warto było. Prawie cały dzień przyglądałem się symulacji nie tracąc podekscytowania, ta zabawa była niezwykle uzależniająca. Wyewoluowały złożone organizmy, które współpracowały. Rośliny polegały na sobie lub wabiły drapieżników, którzy pożerali okropnie wyglądające stworzenia roślinożerne.
    Dobrze się bawiłem i dostrzegłem, że niektóre stworzenia wyewoluowały "sygnały ostrzegawcze". To znaczy, że gdy zauważały drapieżnika, wydawały dźwięk, a wszystkie inne z ich gatunku uciekały do dziur, które wykopały w ziemi. Inne wyewoluowały "sygnały godowe".
    Postanowiłem się zabawić. Stworzyłem narzędzie, które pozwalało mi wrzucić na Ziemię konkretne organizmy i podpisałem je swoim imieniem. Stworzyłem 10 "meteorytów" i zrzuciłem je na fragment lądu, aby stworzyć wyspę, chciałem się przekonać, czy zwierzęta po obu stronach wyewoluują w różnych kierunkach. Powstała "uśmieszkowa" wyspa z aktywnością wulkaniczną.
    W tym czasie znów dochodziła 05:00, słyszałem ptaki na zewnątrz. Poczułem się zmęczony, a pobudka nastąpiła jakoś koło 13:00. Kiedy spojrzałem na symulację, doznałem lekkiego szoku.
    Różne grupy zwierząt jednego gatunku stworzyły kamienne posągi. Niektóre w kształcie uśmieszku. Niektóre w formie mojego imienia. Nie wiem nawet, po co to robiły i jak. Zauważyłem, że od czasu do czasu atakowały się nawzajem.
    Nie wiedziałem, co z tym począć, ale doszedłem do wniosku, że te organizmu musiały postrzegać ten uśmieszek i moje imię w jakiś specjalny sposób. Walki mnie niepokoiły, zdecydowałem zatem stworzyć potężne pasma górskie za pomocą erupcji wulkanu i w ten sposób oddzielić obie grupy.
    W tym momencie zmiany zachodziły szybko, w porównaniu do tego, co działo się wcześniej. Podczas mojego snu plemiona w symulacji ewoluowały, kiedy szedłem coś zjeść, albo do łazienki, członkowie plemienia zaczęli się inaczej ubierać lub budować innego rodzaju siedliska.
    Ich liczba również wciąż wzrastała. W pewnym momencie zaobserwowałem, że stworzenia zaczęły tworzyć własne symbole na ziemi, nie kopiowały już moich. Większość z nich była jak dla mnie zupełnie przypadkowa i niezrozumiała, ale jeden się wyróżniał.
    Organizmy stworzył symbol, który przypominał ich samych. Małe kółko, a pod nim kwadrat. Wewnątrz kwadratu znajdowała się kropka, w samym jego centrum. To miało oznaczać narządy wzroku tych stworzeń, bo każde z nich miało dwa takie narządy, jeden z przodu, drugi z tyłu ciała. W kwadracie znajdowały się też inne organy sensoryczne i kopulacyjne.
    Obok kółka, na samej górze kwadratu można było zobaczyć coś przypominającego widły. Dwa rozwidlenia skierowane był w przeciwnych kierunkach, a obok nich można było zauważyć uśmieszek.
    Zrozumiałem coś. Nie porozumiewali się między sobą. Komunikowali się z czymś "gdzieś tam". Moje modyfikacje krajobrazu musiały się przyczynić do ich myślenia, że gdzieś tam jest coś potężnego, zdolnego do zmiany ich świata.
    Zastanawiałem się, czy symbole takie, jak Stonehenge i piramidy w realnym świecie mogły być znakami ludzi pierwotnych, którzy próbowali zrobić to samo. Błagali swojego stwórcę lub opiekuna, aby się z nimi skontaktował. Jednemu nie dało się zaprzeczyć - te stworzenia domyśliły się, że gdzieś tam jest coś jeszcze.
    Długo nad tym myślałem. Czy to w mojej gestii leży zainicjowanie kontaktu z czymś, co nie jest nawet prawdziwe? A może te stworzenia są prawdziwe w jakiś inny sposób? Czy coś może być prawdziwe będąc zaledwie koncepcją samego siebie? A nawet jeśli byli prawdziwi, to czy to oznacza, że lepiej dla nich będzie, jeśli to ja się z nimi pierwszy skontaktuję? Może powinienem zmienić symulację i zapewnić im wieczne szczęście? Czy w ogóle mogę coś takiego zrobić?
    Nie chciałem im ujawniać swojego istnienia, ale chciałem się z nimi porozumiewać. Postanowiłem zaprogramować "proroka". Organizm, który wygląda jak oni i nie będą potrafili go odróżnić od siebie, ale jest całkowicie kontrolowany przeze mnie.
    Pozwoliłem mu urodzić się, jako ktoś ważny, syn przywódcy. Postanowiłem nauczać przykładami i starałem się nauczyć te stworzenia angielskiego, abym mógł się z nimi porozumiewać. Jako prorok przekazałem im, że angielki jest językiem, w którym możemy porozumieć się z "wielkim". Nie mogli mieć pojęcia, co jest prawdą, a co nie.
    Nie zdecydowałem jeszcze, czy ujawnić się, czy nie. Chciałem jednak móc zrozumieć, co chcą mi powiedzieć. W ciągu kilku pokoleń wszyscy mówili po angielsku.
    Bardzo szybko na ziemi zaczęły pojawiać się znaki w języku angielskim.
    "PROWADŹ NAS" "POKAŻ NAM SWOJĄ DOBROĆ" "POMÓŻ NAM"
    A także, podczas gdy panowała choroba, głód lub ogólne niepocieszenie:
    "DAJ NAM JEŚĆ" "POKAŻ NAM CUD" "ZAKOŃCZ NASZE CIERPIENIE"
    Zdecydowałem, że nie mógłbym zajmować się światem, w którym pojawiło się takie nieszczęście. Musiałem coś zrobić. Czemu miałbym akceptować świat, w którym panuje śmierć, gwałty i morderstwa, kiedy mogłem im zapobiec?
    Zaimplementowałem poprawki, które następowały stopniowo, więc nie brali tego za cud. Morderstwa i gwałty z biegiem czasu stawały się coraz rzadsze, tak samo śmierć w młodym wieku.
    Sądziłem, że nie zauważą zmian, które następowały przez wiele pokoleń, ale zauważyli.
    "DZIĘKUJEMY CI"
    "CHWAŁA STWÓRCY"
    "KOCHAMY CIĘ"
    I coś, co najbardziej ścisnęło mnie za serce:
    "WRÓĆ DO NAS"
    Po policzkach spłynęły mi łzy. Tam coś jest. I to coś wie o moim istnieniu, że mogę się z nimi porozumieć, ale w obawie przed tym, co stworzyłem, nie chcę tego zrobić.
    Czułem, że mam zobowiązania.
    Załadowałem postać, którą dopiero co stworzyłem i poszedłem do ich króla, poprosiłem o rozmowę z najmądrzejszymi z mędrców. Tym razem jednak mi nie uwierzono.
    - Jesteś 1341 osobą podającą się za wcielenie Stwórcy. Jeśli nim jesteś, to modlę się o przebaczenie, ale proszę, daj nam jakiś znak, zanim zażądasz ode mnie zwołania mędrców.
    Zawahałem się, ale odpowiedziałem.
    - Jutro, na wyspę na morzu przed wami, spadną kolejne dwa meteory, tego samego dnia. I kiedy tak się stanie, porzućcie wszelką wątpliwość i uwierzcie, że oto ja powróciłem, naprawić zepsuty świat, który niegdyś stworzyłem.
    Opuściłem moje wcielenie i poczekałem na następny dzień w symulacji. Zrzuciłem dwa meteory na opuszczoną wyspę niedaleko stałego lądu, na którym zebrały się tysiące, aby zobaczyć, czy dam im znak.
    Po upadku meteorów zaczęto świętować. Wszystkie zdolne do odczuwania organizmy zebrały się dookoła małego domu, w którym opuściłem mojego awatara i padli na ziemię, wyraźnie czcząc mężczyznę, którego tam ostatnio widzieli, a jednocześnie bali się podejść bliżej.
    Nie wiem w sumie, kto bał się bardziej w tym momencie, ja czy oni. Ponownie załadowałem moje wcielenie i wyszedłem z domu. Stworzenia nadal leżały na ziemi w całkowitej ciszy. Zupełnie, jakby czuli się za niegodnych przemawiania.
    - Niechaj powstanie najmądrzejszy z was - powiedziałem do nich.
    Powstało jedno, dziwacznie wyglądające stworzenie.
    - Dziękujemy, że wróciłeś. Czy życzysz sobie od nas czegoś?
    Zawahałem się, zanim cokolwiek odpowiedziałem.
    - Nie możecie zrobić dla mnie niczego, co mnie zadowoli, poza tym, że będziecie dobrzy dla siebie nawzajem i będziecie dzielić się ze mną swoimi potrzebami i obawami.
    Stworzenie odpowiedziało:
    - Wiemy, że przybywasz z innego świata i się boimy. Zrozumieliśmy, jak delikatni jesteśmy i jak niewiele wiemy. Proszę, pozwól nam dołączyć do ciebie w świecie, w którym stworzyłeś nasz własny.
    Rozpłakałem się przed komputerem, gdy odpowiadałem.
    - Nie wiem jak.
    Stworzenie odpowiedziało:
    - Ryzykując obrażenie cię, proszę, zrozum powagę naszej sytuacji. Żyjąc w niekompletnym świecie jesteśmy ciągle zagrożeni zniknięciem na zawsze, nikt już nigdy może nas nie spotkać. Nigdy byśmy świadomie nie rozpoznali chwili, w której nadszedłby nasz koniec.
    Dotarło do mnie, że nie byli w stanie zrozumieć faktu, iż miałem władzę absolutną jedynie w ich świecie, ale poza nim już nie. Nie wiedzieli także, że moja widza o ich świecie była ograniczona. Może i stworzyłem go dzięki kilku prostym prawom i regułom, ale to właśnie te proste prawa nadały rzeczywistości złożoność, której nie byłem w stanie pojąć.
    Rzekłem ponownie:
    - Mam moc jedynie w waszym świecie. W moim takiej mocy nie posiadam, zatem nie mogę was tu sprowadzić, ponieważ mój świat nie jest pod moją kontrolą. Nie rozumiem także świata, który stworzyłem. Nie wiem, co jest dla was najlepsze. Tylko wy wiecie i musicie mnie informować, czego chcecie.
    Mężczyzna milczał przez chwilę. Już pomyślałem, że chcę zerwać ze mną wszelki kontakt, gdy mędrzec przemówił:
    - Stworzyłeś świat, który jest niekompletny, ze stworzeniami, które nie są w stanie z niego się wydostać i nie masz możliwości ich uratować. Nie posiadają wolności, ani nie mają możliwości zmian. Jesteśmy całkowicie zdani na twoją łaskę i w związku z tym, z głębi serca, prosimy cię:
    Skończ z nami.
    W tym momencie zanosiłem się rzewnymi łzami, nie wiedziałem, co robić i proszono mnie o dokonanie niemożliwego. Moje własne dziecko prosiło mnie, abym je zabił.
    W tym momencie zauważyłem, że światła w pokoju migają. Po chwili komputer się nagle wyłączył. Krzyczałem. Po wielokrotnych próbach uruchomienia komputera zrozumiałem, że to nic nie da. Zadzwoniłem do dostawcy prądu, który powiedział mi, że na skutek nagłej awarii doszło do spięcia. Obiecali zapłacić za wszystkie szkody.
    Rozłączyłem się i zacząłem rozmyślać. Ogrom zbiegu okoliczności, który właśnie nastąpił, był zbyt wielki do ogarnięcia. Zastanawiałem się. Jeśli te stworzenia były na łasce zdezorientowanego stwórcy, to czy to samo można powiedzieć o mnie? I jeśli tak, to czy mój twórca powstrzymał mnie właśnie od powtórzenia jego własnych błędów?



    Przykro Nam, Mały


    Kiedy miałem dwanaście lat moi rodzice pojechali na wycieczkę do Teksasu i zostawili mnie u ciotki. Miało ich nie być przez trzy tygodnie i musiałem radzić sobie z nudą w domu mojej ciotki. Nie miała ani gier wideo, ani dvd, nawet telewizora nie miała! I co ja miałem niby robić przez ten cały czas, kiedy oni dobrze się bawili w Teksasie? Pamiętam, jak długo się ciągnęły te tygodnie. Każdy dzień zdawał się trwać latami. Wtedy, podczas trzeciego tygodnia, ciocia powiedziała, że rodzice nie wrócą przez kolejne trzy tygodnie. Wydawała się być zdenerwowana, kiedy to mówiła, więc uznałem, że powodem jest konieczność znoszenia mnie przez drugie tyle czasu. Kolejne trzy tygodnie nie były takie złe. Poznałem kolegę mieszkającego na końcu ulicy, przy której stał dom mojej cioci. Miał PlayStation 2 i graliśmy całe dnie. Zaczynało mi się tu podobać. Pod koniec tego trzytygodniowego okresu nie mogłem się już doczekać spotkania z rodzicami. Półtora miesiąca bez nich było okropne i tęskniłem za domem. Ciocia wyszła na zewnątrz, a ja za nią z bagażami. Pamiętam bardzo dobrze, jak zdenerwowana była, kiedy mówiła mi, że rodzice postanowili tym razem pojechać do Nowego Meksyku na kolejne trzy tygodnie. Pomyślałem, że mnie porzucili i popadałem w depresję. Następne trzy tygodnie były podobne do poprzednich. Zapomniałem już jak wygląda mój dom i prawie nie pamiętałem twarzy rodziców. Chciałem jechać do domu. W noc poprzedzającą domniemany powrót moich rodziców obudziło mnie klepnięcie w ramię. Spojrzałem i zobaczyłem moją mamę i tatę stojących nad łóżkiem i uśmiechających się do mnie. Byłem taki szczęśliwy, że ich widzę, że wyskoczyłem z łóżka, aby ich oboje uściskać. Nie możemy zostać na długo, kolego. Musimy iść gdzie indziej, pamiętam słowa taty. Wyszliśmy do ich samochodu i pojeździliśmy po okolicy przez jakiś czas. Nie rozmawialiśmy wiele, ale byłem bardzo szczęśliwy, że mogę z nimi być nawet tylko przez moment. Kiedy wreszcie wróciliśmy pod dom ciotki, bardzo niechętnie pozwoliłem im odjechać. Pobiegłem do mojego pokoju i wróciłem z aparatem fotograficznym, który dał mi tata, zanim wyjechali po raz pierwszy i zapytałem ich, czy możemy zrobić sobie wspólne zdjęcie, bo nie chcę zapomnieć ich twarzy. Umieściłem aparat na masce samochodu i ustawiłem samowyzwalacz, a następnie uściskałem rodziców w oczekiwaniu na błysk flesza. Na sam koniec tata napisał coś na odwrocie zdjęcia i oddał mi je, po czym wsiedli do samochodu i odjechali. Rano obudziłem ciocię i powiedziałem jej, że mama i tata odwiedzili mnie w nocy. Spojrzała na mnie z takim smutkiem na twarzy, że zacząłem się martwić. Musiało ci się to śnić powiedziała wyraźnie starając się powstrzymać łzy.Dlaczego? - zapytałem. Wahała się przez chwilę, zanim odpowiedziała. Teraz łzy spływały po jej policzkach. Twoi rodzice zginęli w wypadku samochodowym w drodze do Teksasu. Śmiałem się, gdy to powiedziała. Nie ma mowy, żeby to był sen. Przypomniałem sobie o zdjęciu, które wczoraj zrobiliśmy i pobiegłem po nie do pokoju. Wziąłem je nawet nie spoglądając i czym prędzej wróciłem pokazać je cioci. Zobacz, mam dowód, że tu byli podałem jej zdjęcie. Kiedy spojrzała na zdjęcie, krzyknęła i upuściła je. Jej twarz zrobiła się biała jak śnieg, a usta zakryła dłonią. Nie wiedziałem, o co chodzi, więc podniosłem zdjęcie i na nie spojrzałem. Na zdjęciu byłem ja, stałem przed domem cioci i przytulałem się do zmasakrowanych postaci moich rodziców. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Upuściłem zdjęcie na podłogę, odebrało mi mowę, a ręce opadły bezsilnie. Zdjęcie upadło tyłem do przodu tak, że mogłem odczytać napis na jego odwrocie: Przykro nam, Mały



    Stn.exe


    opowiadanie może być nieodpowiednie dla osób o słabych nerwach/wrażliwych


    Witaj przyjacielu,

    Wszystko zaczęło się, kiedy wracałem do domu z pracy. Zauważyłem wyprzedaż staroci przy jednym z sąsiednich domów. Zazwyczaj korzystam z okazji kiedy tylko się da, uważam że można w ten sposób dorobić się wielu ciekawych rzeczy. Na stoliku z rupieciami rzucił mi się w oczy pendrive. Pojemność wynosiła 8 GB a kosztował zaledwie dolara. Kupiłem go więc, a następnie wróciłem do domu i podłączyłem do komputera. Nie było na nim żadnych plików, oprócz jednego, nosił nazwę Stn.exe. Kliknąłem podwójnie na ikonkę, lecz po chwili nie pokazało się nic innego, jak link do czyjejś strony.
    Jej adres to <TREŚĆ USUNIĘTO>

    Była to dość dziwna strona w nieznanym mi języku. Kilka sekund po otwarciu witryny wyskoczył tłumacz Google. Nie było jednak możliwości przetłumaczenia, gdyż był to, jak podał Google język nieznany. Na górze strony był jednak niebieski przycisk. Po tym jak na niego kliknąłem zaczął ściągać się plik o nazwie Stn.exe.

    Nie chciałem pobierać niczego z nieznanej mi witryny, do tego w niezidentyfikowanym języku. Próbowałem zatrzymać ściąganie, jednak na próżno. Plik wciąż się pobierał. Kiedy już było po wszystkim, po zminimalizowaniu okienka z przeglądarką na pulpicie ukazała się nowa ikona. Podwójnie na nią kliknąłem, jednak tak szybko jak to zrobiłem, mój komputer po prostu się wyłączył. Było to dla mnie dość dziwne Zresetowałem go po niedługiej chwili, ale niewiele to dało. Pulpit był pusty, z wyjątkiem jednej ikony. Stn.exe.

    Przeszukałem wszystkie foldery, w poszukiwaniu straconych programów i plików, jednak wszystko zostało usunięte, poza Stn.exe. Postanowiłem więc zobaczyć, co takiego skrywał i otworzyłem plik. Komputer na chwilę się zaciął. kursor nie poruszał się, a otwieranie menadżera zadań nie zadziałało. Po chwili jednak aplikacja przestała działać i samoistnie się zamknęła. Teraz mój pulpit wypełniony był plikami o rozszerzeniach takich jak .jpg, .gif i .avi. Było na nim jeszcze kilka plików .mp3, więc otworzyłem jeden z nich, nosił on nazwę jpbc.mp3.
    Nagranie, o ile tak to można nazwać, trwało 4 sekundy. Jedyne co się na nim znajdowało to głośne piski, które spowodowały, że poczułem się nieco otumaniony. Wybrałem następny plik z pulpitu 5474N.jpg. Na zdjęciu ukazany był chłopiec w wieku około ośmiu lub dziewięciu lat. Dziecko było kompletnie nagie. W jego kolana wbite były haki, a brzuch długi drut, ociekający krwią. To było dla mnie zbyt dużo. Naprawdę miałem chęć zwymiotować. Chwilę potem zaczął się pokaz slajdów. Na zdjęciach ukazane były cierpiące, torturowane dzieci. Niektóre żywe, niektóre nie. Potem doszły jeszcze zwierzęta. To w jaki sposób okaleczone były ich ciała, dosłownie jest niedopisania.

    W końcu pokaz zakończył się, a ja wróciłem do pulpitu. Otworzyłem kolejny plik, nazwany g00g00g4g4.avi. Na filmiku widać było niemowlę, leżące w samochodzie, na tylnym siedzeniu. Dziwnie wyglądający mężczyzna, rozmawiał z dzieckiem. Jego głos brzmiał przerażająco. Był niski i głęboki. Mężczyzna wypowiadał zdania typu zasłużyłeś na to oraz jesteś gotowy na cierpienie? Następnie dorosły chwycił niemowlaka i upuścił go. Maleństwo upadło na podłogę w aucie, można było przy tym usłyszeć pękanie delikatnych kości i płacz. Mężczyzna kontynuował. Uderzył niemowlę w nos, z którego po chwili zaczęła sączyć się krew. Właściwie cała twarz w kilka sekund po uderzeniu była nią pokryta. Człowiek następnie sięgnął dłonią do oczu ofiary i wyciągnął je. Wypowiadał przy tym słowa guu guu ga ga. Dziecko przeraźliwie cierpiało, jednak po niecałej minucie jęki i płacz ucichły. Oprócz tego, było jeszcze więcej takich nagraniach, nie będę ich jednak opisywał.

    Więc, przyjacielu <TREŚĆ USUNIĘTO>, podaję linka do ściągnięcia Stn.exe. Pobieranie nie zatrzyma się, a pokaz slajdów skończy dopiero na ostatnim zdjęciu.

    Pisząc do Ciebie, jednocześnie chcę się pożegnać. Za moment popełnię samobójstwo.
    Nazywam się Jordan Stewards.
    Żegnaj, mój drogi! Powodzenia z Stn.exe!



    1 Guy 2 Spoons




    Piszę, ponieważ jest to idealne miejsce na podzielenie się moją historią.
    Wszyscy znamy strony internetowe zawierające szokujące treści, prawda? Pełne są pornografii i innego gówna. Lecz czasami taka strona wygląda trochę inaczej. Niektóre z nich są nawet idealnym miejscem dla fanów gore. To przerażające według mnie. Jest parę znanych stron gore, na przykład 1 Lunatic 1 Ice Pick, 1 Man 1 Jar albo 3 Guys 1 Hammer. Jednak TA, to coś zupełnie innego. Szukając drastycznych treści na necie, które były mi potrzebne do pracy szkolnej, natknąłem się na dziwną nazwę.
    1 Guy 2 Spoons. Pomyślałem, że to kolejna strona z facetem wpychającym sobie łyżki do odbytu, ale myliłem się. To było odrażające bardziej niż jakiekolwiek porno, które możecie zobaczyć. Zamiast tego, obejrzałem filmik pokazujący faceta AUTENTYCZNIE wyciągającego swoje własne oczy za pomocą dwóch łyżek. Byłem przerażony. Gdy matka zawołała mnie na obiad, na stole położyła trzy łyżki.
    Umysł kusił mnie, żeby wykłuć sobie swoje WŁASNE oczy za ich pomocą. Spróbowałem to zrobić, ale uświadomiłem sobie, że nowe oczy mi nie odrosną. Zobaczył mnie mój ojciec i dzięki Bogu, powstrzymał mnie. Wahałem się tak bardzo, że trudno było mi oddychać. Ojciec zapytał, co jest ze mną nie tak. Odpowiedziałem, że nic. Dlaczego TO obejrzałem? Jestem skończony.
    W szkole powiedziałem kumplom o tym filmiku, ale wszyscy mnie wyśmiali. To tak, jakby nie wiedzieli, co można znaleźć w Internecie. W jednej chwili coś przyciągnęło mój wzrok. Wozy policyjne zatrzymywały się na parkingu. Masa policjantów biegła w stronę boiska szkolnego.
    Poszedłem za nimi, żeby zobaczyć, co się działo. Stali wokół ciała dziesięcioletniej dziewczynki. Brakowało jej obu oczu, z jej oczodołów lała się krew. Zobaczyłem dwie zakrwawione łyżki leżące obok niej. Czy była ofiarą 1 Guy 2 Spoons? Tak myślę. Proszę was, jeśli natkniecie się na link do 1 Guy 2 Spoons, NIE KLIKAJCIE NA NIEGO. Odkąd ja to zrobiłem, nie mogę się otrząsnąć. A teraz pójdę do kuchni po łyżki



    Zniknięcie Ashley, Kansas


    W nocy 16 sierpnia 1952 roku, małe miasto Ashley w stanie Kansas przestało istnieć. 17 sierpnia 1952 roku, o godzinie 3:28, zarejestrowane zostało trzęsienie ziemi o sile 7,9 w skali Richtera. Trzęsienie było odczuwalne w całym stanie oraz w większości sąsiednich terenów na zachodzie. Epicentrum zostało zlokalizowane dokładnie pod Ashley. Kiedy policja stanowa przybyła na miejsce, zastała spaloną, dymiącą dziurę w ziemi, mającą 1000 jardów długości i 500 jardów szerokości. Jej głębokość nie została ustalona. Po dwunastu dniach, 29 sierpnia, o 21:15, poszukiwania 679 zaginionych mieszkańców miasta zostały przerwane przez władze stanowe Kansas. Wszyscy zostali uznani za zmarłych. 30 sierpnia, o 2:27 zarejestrowane zostało trzęsienie ziemi o sile 7,5 w skali Richtera. Epicentrum zlokalizowano w miejscu dawnego miasta Ashley. O 5:32 policja stanowa zgłosiła, że dziura w ziemi zniknęła.

    W ciągu ośmiu dni poprzedzających zniknięcie miasta, jego mieszkańcy oraz lokalna policja zaobserwowali serię dziwnych i niewyjaśnionych zdarzeń.

    Wieczorem 8 sierpnia, o 19:13, mieszkaniec Gabriel Jonathan zaobserwował dziwne zjawisko na niebie nad Ashley. Miasto nie miało oficjalnych organów ścigania, więc powiadomiono policję z sąsiedniego miasta Hays. Gabriel opisywał coś, co wyglądało jak mały, czarny otwór w niebie. W ciągu następnych 15 minut posterunek policji w Hays został zasypany zgłoszeniami o tym samym zjawisku. Zjawisko nie zostało zaobserwowane przez mieszkańców żadnej z sąsiednich miejscowości. Podjęto decyzję o wysłaniu policjanta, który miał wyjaśnić sprawę następnego ranka.

    9 sierpnia o 7:54 oficer policji w Hays, Allan Mace wysłał na posterunek zgłoszenie przez radio. Oznajmił, że mimo podążania drogą prowadzącą do Ashley, zgubił się. Zgodnie ze zgłoszeniem droga biegła w swoim normalnym kierunku, ale w jakiś sposób zaprowadziła go do Hays. Oficer Mace dodał, że droga nie skręcała w żadnym kierunku. O 9:15, siedem z dziesięciu radiowozów w mieście wysłano w celu wyjaśnienia sprawy. Wszyscy policjanci kierujący nimi doszli do tego samego wniosku. Jedyna droga wiodąca do Ashley, prowadziła z powrotem do Hays. Telefony nadal zalewały posterunek policji. Wszystkie zgłaszały, że otwór w niebie wciąż się powiększał. Wszyscy dzwoniący zostali poproszeni o pozostanie w domach. O 20:17 Elanie Kantor zgłosiła, że zaginęli jej sąsiedzi, państwo Milton oraz ich dzieci, Jeffery i Brooke. Jak wynika z rozmowy telefonicznej, poprzedniego wieczoru Miltonowie wyjechali z miasta swoim samochodem. Nigdy nie wrócili. Policja w Hays nie zauważyła żadnego samochodu lub pieszych na drodze z Ashley.

    10 sierpnia 1952 o 7:38 telefony z Ashley informowały, że miasto jest pogrążone w mroku. Słońce tego dnia nie wzeszło. O 10:15 na polecenie policji w Hays, helikopter z Topeki w Kansas przeleciał nad miejscem, w którym znajdowało się Ashley. Miasta nie udało się zaobserwować z powietrza.

    11 sierpnia 1952, o 12:43, Phoepe Danielewski zadzwoniła na posterunek w Hays. Zgłosiła, że jej córka Erica zaczęła rozmawiać ze swoim ojcem, który zginął 3 lata wcześniej w wypadku samochodowym. Dodatkowo powiedziała, że Erica chciała wyjść na zewnątrz, żeby dołączyć do nich. W ciągu następnych 12 godzin zarejestrowano 329 rozmów telefonicznych, opisujących podobne zjawisko dotyczące dzieci z miasta.

    Kolejnego ranka, 12 sierpnia 1952, sytuacja stała się tragiczna. W środku nocy zauważono zniknięcie wszystkich 217 dzieci z miasta. Zarejestrowano 421 telefonów na policję w Hays. Nie mogąc znaleźć sensownego rozwiązania, policjanci polecili dzwoniącym zostać w domach i unikać prób szukania dzieci.

    Wieczorem 13 sierpnia, o 17:19, Scott Luntz, starszy mężczyzna z Ashley, zaobserwował odległy, powiększający się ogień na południu miasta. Jak wynika z jego opisu, odległa ciemność zamieniała się w czerwony i pomarańczowy ogień, który rozciągał się aż do nieba. Przez resztę dnia telefony nie ustawały. Ludzie twierdzili, że ogień zaczął przemieszczać się na północ oraz wydawał się wychodzić z czarnego nieba. Ogień nie został zaobserwowany przez mieszkańców sąsiednich miejscowości, ani przez policję.

    Zgłoszenia nie przestały przychodzić aż do 14 sierpnia 1952, do godziny 12:09. Ostatni telefon został wykonany przez Benjamina Endicotta. Mieszkaniec twierdził, że ogień na niebie powiększył się tak bardzo, że rozświetlił całe miasto. Rozmowa zakończyła się nagle:

    (Z ROZMOWY WYKONANEJ PRZEZ BENJAMINA SHERMANA ENDICOTTA)

    BENJAMIN: Chwileczkęproszę poczekać

    (DŁUŻSZA CISZA)

    BENJAMIN: Tak, tak, widzę coś. Na południu. Wygląda jak-

    [KONIEC ROZMOWY]

    Nie zarejestrowano żadnego telefonu, aż do następnego wieczoru.

    Poniższy tekst jest pełnym zapisem ostatniej rozmowy otrzymanej przez posterunek policji w Hays z miasta Ashley. Miała ona miejsce 15 sierpnia 1952 o 21:46. Policjant na służbie to oficer Peter Welsch. Dzwoniąca została zidentyfikowana jako April Foster.

    [POCZĄTEK ROZMOWY]

    OFICER WELSCH: Posterunek policji w Hays.
    (Zakłócenia)
    O: Halo?
    FOSTER: Taktak, halo?
    O: Proszę pani, z kim rozmawiam?
    F: Nazywam się April Foster. (Kaszle) Proszę pana, proszę mi pomóc.
    O: Co się dzieje?
    F: W nocyoni wrócili w nocy.
    O: Proszę pani, muszę poprosić panią o-
    F: ONI WRÓCILI W NOCY! (Płacze)
    O: Proszę pani, proszę się uspokoić i mówić jaśniej. Co się stało? Kto wrócił?
    F: (Szlochając) Wszyscy.
    O: Wszyscy?
    F: Wszyscy przybyli z ogniem.
    O: Kogo ma pani na myśli?
    F: Mój synW nocy widziałam mojego syna. On szedłszedł ulicą. Płonął. Jezu Chryste ON PŁONĄŁ.
    O: Proszę pani-
    F: Umarł w tamtym roku. Zajmowałam się nim odkąd był małybyliśmy tylko ja i on. Mówiłam mu, żeby uważał na samochody, gdy jeździł na rowerze. Ale on mnie nie słuchał.
    O: To co pani mówi nie ma sensu. Mówi pani, że wszyscy wrócili?
    F: CZY PAN MNIE DO CHOLERY SŁUCHA? WSZYSCY. Wszyscy wrócili. Każdy, kto umarł lub zaginął. I oni nas szukają! (Płacze) Onon powiedział: Mamusiu, jestem zdrowy! Patrz, znów mogę chodzić! Gdzie jesteś, mamusiu? Chcę cię zobaczyć! (Szlocha)
    O: Gdzie pani teraz jest? Jest pani bezpieczna?
    F: Schowałam się, tak jak wszyscy. Widzieliśmy ich idących przez polainiektórzy otworzyli im drzwi. Boże, ten krzyk. (Cisza) Nie wiem, co się im stało, ale ich domy zaczęły się palić izapadły się pod ziemię. Zasłoniłam okna, zamknęłam drzwi i- (Cisza)
    O: Proszę pani, czy wszystko w porządku?
    (Cisza)
    O: Proszę pani?
    F: (Dźwięk rozbitego szkła) Oo mój Boże.
    O: Halo?
    F: Coś weszło do domu. (Stłumione szlochy)
    O: Proszę być najciszej, jak to możliwe. Niech pani nie wydaje żadnego dźwięku.
    (Stłumione: Mamusiumamusiu?)
    F: (Szlocha) On wszedł do środka.
    O: Niech pani nie rusza się z miejsca.
    (Stłumione dźwięki kroków. Stłumione: Mamusiu? Mamusiu, gdzie się schowałaś?)
    O: Proszę zachować ciszę.
    (Głośne kroki, śmiech. Stłumione: Znalazłem cię, MAMUSIU!; Głośne krzyki i hałasy).
    O: Proszę pani? PROSZĘ PANI!

    [KONIEC ROZMOWY]

    Następnego ranka, o 6:55, oficerowie z posterunku policji w Hays przybyli do miasta Ashley. Tląca się, spalona dziura w ziemi, była wszystkim, co zastali.
    Cytuj WlochatyOdkurzacz napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    zrobiłem to dlatego bo już mnie kiedys w chuja z tym zrobiliście... konkretnie chodzi o Grubsona - gość jest z mojego miasta i tak się składa że niedawno w towarzystwie wyszedłem na idiotę ..PRZEZ WAS !!! :(

  20. Reklama
Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Smiechowisko - tylko tutaj linki do smiesznych rzeczy
    Przez Palladni w dziale O wszystkim i o niczym
    Odpowiedzi: 668
    Ostatni post: 24-09-2013, 18:23
  2. Najstraszniejsza CREEPYPASTA - konkurs
    Przez konto usunięte w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post: 20-07-2013, 17:55
  3. Straszne przyciny
    Przez bojkowY w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post: 24-12-2012, 18:54
  4. Straszne spowolnienie internetu. OTL
    Przez Pro Gimbus w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post: 24-11-2012, 12:08
  5. Straszne schody - mini gra - 30mb na zawał.
    Przez Scyther w dziale Inne gry
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post: 03-02-2012, 15:43

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •