Ishy napisał
Pierwsza część historii. Tytuł: Behind Closed Doors. Wkrótce zabiorę się za tłumaczenie drugiej.
Uprzedzam ewentualny lincz: imię "Sarah" jest nieodmienne w piśmie. W mowie tak. Sprawdziłam! : )
Za zamkniętymi drzwiami
Zostałam adoptowana w wieku siedmiu lat. Niewielu ludzi o tym wie, ale kiedy ktoś odkrywa prawdę, po prostu mówię, że nie lubię o tym rozmawiać. Wtedy uśmiechają się do mnie smutno i mówią jasne, rozumiem, musiało ci być ciężko. Pewnie myślą, że moi rodzice umarli albo mnie porzucili. Albo że byłam molestowana, a może zaniedbywana i nie chcę wracać do tych okropnych wspomnień. Prawda jest jednak znacznie gorsza, znacznie bardziej przerażająca. Jest mi łatwo o niej zapomnieć w codziennym życiu, odepchnąć te wspomnienia w najdalsze zakątki mojego umysłu i szczelnie je tam zamknąć. Ale czasami coś na nowo je wyzwala, a tym razem po prostu nie mogę tego zignorować. Pozwólcie, że zacznę od samego początku.
Byłam środkowym dzieckiem w pięcioosobowej rodzinie. Miałam szansę cieszyć się kilkoma latami bycia najmłodszą córką i nieustannego irytowania Sarah, mojej starszej siostry. Wtedy pojawił się Sam, a nowe dziecko stało się niespodziewanym ciężarem. Nie zrozumcie mnie źle; byłam bardzo podekscytowana, że wreszcie to ja będę tą dużą siostrą, a nasi rodzice uwielbiali naszą trójkę. Ale Sam był chorowitym dzieckiem, pieniędzy też nie mieliśmy zbyt wiele. Byłam za mała, żeby w ogóle myśleć o forsie. Docierało do mnie tylko to, że dostawaliśmy mniej prezentów na święta i nie wyjeżdżaliśmy już na rodzinne wycieczki. Dwa lata po narodzinach Sama, mój tata musiał wyjechać w sprawach biznesowych do innego stanu, zatem wszyscy skorzystaliśmy z możliwości urządzenia sobie krótkich wakacji.
Pamiętam, że po długiej podróży samochodem zatrzymaliśmy się na chwilę u mojej ciotki Lydii. Była jedyną siostrą mojej matki i właściwie jedyną krewną, którą kojarzyłam spoza domu. Moi rodzice byli wykończeni; ja i Sarah sprzeczałyśmy się przez całą drogę. Miała w końcu te piętnaście lat i nie chciała zawracać sobie głowy nieznośną młodszą siostrą. Sam spał spokojnie aż do ostatniej godziny jazdy, gdy to wybuchnął nagle niekontrolowanym płaczem. Nie przyjechaliśmy do cioci na noc, ale mieszkała całkiem niedaleko hotelu, w którym wynajęliśmy pokoje, więc to było idealne miejsce na krótki postój. Zawsze czułam się trochę nieswojo przy ciotce; była nawet miła, ale wciąż głaskała mnie po głosach, gładziła mój policzek i przez cały pobyt nie spuszczała ze mnie oka. Mama powiedziała mi później, że ciocia Lydia nie mogła mieć dzieci i myślała o mnie trochę jak o córce, nawet pomimo naszych rzadkich wizyt. Zauważyłam, że obie mamy rude włosy i szare oczy może to dlatego wolała mnie, a nie Sarah?
- Casey! Ciotka zatrzymała mnie na chwilę, gdy mieliśmy już wyjeżdżać. Mam dla ciebie prezent.
Wyciągnęła z kieszeni pleciony naszyjnik i zawiązała mi go na szyi. Na jego końcu zwisał mały breloczek: niewielki drewniany krążek z wystruganym w nim rysunkiem. Zastanawiałam się, czy zrobiła go własnoręcznie. Położyła palec na swoich ustach i uśmiechnęła się lekko. Zdałam sobie sprawę, że miała prezent tylko dla mnie, nic dla Sarah, nic dla Sama. Nie chciała, żebym im coś powiedziała, bo mogło być im przykro.
- Dzięki, ciociu powiedziałam tylko nieśmiało i wskoczyłam do samochodu.
Przyjechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się. Pierwszy wieczór i noc były zupełnie nudne i jakoś nic się nie działo. Hotel miał swój własny basen, więc Sarah i ja nie mogłyśmy się doczekać, by iść popływać z samego rana. Sarah już zdążyła dostrzec jakiegoś ładnego chłopaka mieszkającego piętro niżej, więc spędziła chyba z godzinę na wybieraniu najlepszego stroju kąpielowego. Ja ze znudzeniem przerzucałam kolejne kanały w telewizji, a Sam chwiejnie przechadzał się po pokoju i śmiał się za każdym razem, gdy mama robiła mu akuku!. Tata już wyszedł załatwiać jakieś biznesowe sprawy.
Po śniadaniu wybraliśmy się na basen. Kilka godzin później nastąpił pierwszy moment, w którym zauważyłam, że dzieje się coś niepokojącego. Sarah wróciła do pokoju jakieś piętnaście minut wcześniej. Nigdzie na basenie nie mogła znaleźć tego ładnego chłopca, więc poszła zamienić piękny strój kąpielowy na ten wygodny. Czekałam, czekałam i czekałam aż wróci, bo obiecała, że pokaże mi jak staje się na rękach pod wodą. W końcu podpłynęłam do mojej mamy: siedziała na leżaku obok brodzika dla dzieci, gdzie Sam taplał się radośnie w płytkiej wodzie. Zapytałam ją gdzie jest Sarah.
- Kto? zapytała, podnosząc na mnie wzrok znad swojej książki.
Uznałam, że po prostu mnie nie dosłyszała, więc powtórzyłam wyraźniej:
- Gdzie Sarah?
- Kim jest Sarah, kochanie?
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie wiedziałam nawet, jak mam odpowiedzieć. W tym momencie Sam się przewrócił, a jego głowa wylądowała pod wodą. Mama natychmiast do niego doskoczyła, wyciągnęła go z brodzika i posadziła go u siebie na kolanach. Przestraszyła się i momentalnie zapomniała o mojej obecności.
Kim jest Sarah? Słowa mamy wciąż dźwięczały mi w uszach. Musiałam się przesłyszeć, albo to ona głupio sobie żartowała. W brzuchu zawiązał mi się supeł i nie mogłam zebrać się na zapytanie o siostrę trzeci raz. Resztę dnia spędziłam na basenie, próbując dopłynąć do samego dna po tej głębokiej stronie. Schodziłam w dół tak długo, aż dopadało mnie płonące uczucie w płucach, a uszy wypełniały się ciśnieniem tak dużym, że obawiałam się wybuchu.
Sarah nie wróciła.
Prawdopodobnie zastanawiasz się, dlaczego nie zrobiłam wielkiej afery z powodu zniknięcia mojej siostry. Chyba po prostu wydawało mi się, że skoro dorośli nie byli zmartwieni, to czemu ja powinnam? Może pozwolili jej gdzieś wyjść samej albo z tym chłopcem, a mama najzwyklej w świecie nie zrozumiała dobrze mojego pytania. Jakie niby mogły być inne powody? Do dziś nie wiem, dlaczego nie podjęłam tematu, kiedy Sarah nie wróciła na noc. Albo gdy zauważyłam, że w pokoju nie ma już ani jednej jej rzeczy.
Następny dzień był jednak jeszcze gorszy.
Sarah wciąż nie wróciła, a ja byłam zdumiona, że nikt nawet o niej nie wspomniał. Czułam się zupełnie tak, jakby to był jakiś zakazany temat i nie chciałam być pierwszą osobą, która złamię zmowę milczenia. Tego dnia tata nie miał konferencji aż do wieczora, więc miał zamiar spędzić z nami całe popołudnie na basenie.
- Do góryyy! zawołał mój tata, przerzucając mnie żartobliwie przez swoje ramię. Zachichotałam, a trochę tego napięcia zbierającego się we mnie od poprzedniego dnia nieco zelżało. Byliśmy wciąż w pokoju hotelowym; mama i Sam byli już na dole, w lobby i czekali na nasze przyjście. Tata niósł mnie jak wór ziemniaków przez cały korytarz, a ja śmiałam się i wyrywałam. Gdy dotarliśmy do windy, postawił mnie na ziemi i nacisnął przycisk.
- Chol ups powiedział. Zapomniałem ręczników. Przytrzymaj dla mnie windę, wrócę za dwie sekundy!
Niecałą minutę później, winda w końcu dotarła na nasze piętro. Nie weszłam do środka, ale wsunęłam stopę w próg ruchomych drzwi. Odwróciłam głowę w stronę korytarza: widać stąd było nasze drzwi na samym końcu holu. Czekałam niecierpliwie, aż się otworzą i wybiegnie z nich tata z ręcznikami. Drzwi windy próbowały się zamknąć. Raz. Dwa razy. Za trzecim razem zabuczał dzwonek. Najwyraźniej zbyt długo je przytrzymywałam, więc wyjęłam stopę i dałam im się zamknąć. Jeszcze trzy razy winda przyjechała z powrotem na nasze piętro, a ja trzymałam stopę w drzwiach aż do momentu, gdy odzywał się dzwonek. Tata nie wyszedł z pokoju. Korytarz był pusty, a ja czułam się tak strasznie opuszczona. Po twarzy zaczęły spływać mi łzy.
Następną rzeczą, którą pamiętam, były otwierające się kolejny raz drzwi windy. W środku była moja mama z Samem. W momencie, w którym mnie zobaczyła, zaczęła się wydzierać.
- Gdzie ty byłaś, Casey?! Szukałam cię WSZĘDZIE, nie waż się NIGDY oddalać się ode mnie bez słowa!
Mój niemy płacz zamienił się wtedy w szlochanie.
- Byłam z tatą, przecież wiesz!
Wściekła twarz mamy zmieniła się nagle w wyraz konsternacji.
- O czym ty mówisz?
- Tata poszedł do pokoju, miał wziąć r-ręczniki, żebyśmy mogli pójść po-po-popłyywać! wykrztusiłam z siebie, chlipiąc głośno.
Przez twarz mamy przemknął teraz strach. Wtedy na korytarzu pojawiła się pokojówka, wychodząc z drzwi prowadzących na klatkę schodową. Mama podbiegła do niej i złapała ją mocno za ramię.
- Moja córka mówi, że w naszym pokoju jest mężczyzna powiedziała jej gorączkowo. Utrzymywał, że jest jej ojcem, ale ja jestem samotną matką.
Ze zdumienia otworzyłam buzię. O czym ona mówiła?! Pokojówka zrobiła wielkie oczy, pokiwała głową i odbiegła, żeby poszukać ochrony. Nie rozumiałam co się dzieje, przestraszona złapałam tylko rączkę mojego brata.
Obsługa hotelu przeszukała nasz pokój i sąsiednie, ale niczego nie znaleźli. Taty tam nie było. Ani jego rzeczy. Sprawdzili też nagrania z kamer ochrony i powiedzieli, że nie było na nich żadnego mężczyzny, o którym mówiłam. Zobaczyli tylko mnie wychodzącą z pokoju i czekającą przy windzie. Mama skrzyczała mnie za opowiadanie bzdur i zabroniła mi pójść na basen tego dnia. Kazała mi iść do pokoju i przemyśleć swoje zachowanie.
Dokładnie w momencie, w którym do niego zmierzałam, poniżona i skrajnie zdezorientowana, poczułam to. Zawróciło mi się w głowie, miałam wrażenie, jakbym stanęła na krawędzi klifu. Stanęłam w progu otwartych na oścież drzwi, moje palce niemalże przekraczały już granicę pomiędzy korytarzem, a naszym pokojem. Czułam nie, wiedziałam, że jeżeli wykonam choćby jeszcze jeden maleńki kroczek, przepadnę, zniknę, zapadnę się w w nicość. Przysięgam, że w uszach dźwięczało mi nawet puste echo niekończącej się otchłani.
W jednej sekundzie wszystko zrozumiałam. To był ten pokój. Sarah wróciła do niego, by się przebrać, a wraz z zamknięciem drzwi zniknęła. Jej obecność została na zawsze wytarta z wszelkiego istnienia. Tata wszedł tam na sekundę, zamknął drzwi i puf! to samo. Oboje weszli tam całkiem sami. I teraz mnie też to czekało.
Rozwikłanie tego zajęło mi dosłownie sekundy. Zrobiłam trzy wielkie kroki do tyłu i wpadłam wprost na mamę. Była wciąż rozgniewana przez te moje kłamstwa, więc złapała mnie za ramię i zaczęła ciągnąć w stronę pokoju. Zaparłam się stopami o podłogę i zaczęłam wrzeszczeć.
- Nie. Nie! NIE! PUŚĆ MNIE! darłam się, a ona zaciągała mnie coraz bliżej pokoju. Zaczęłam w szale drapać jej ręce i z całej siły kopać ją w nogi. Nawet wtedy byłam trochę przerażona swoją postawą: to była w końcu moja ukochana, cudowna mama, a ja nigdy nie zachowywałam się w ten sposób. Ale nie miała pojęcia, że próbuje popchnąć mnie w stronę śmierci. Albo co gorsza: nicości. Goście zaczęli wychylać głowy ze swoich pokojów, by zlokalizować źródło hałasu. Sam usiadł na środku korytarza i zaczął wyć i beczeć.
Byłyśmy już na krawędzi pokoju. W desperackiej próbie uwolnienia się, ugryzłam mamę w dłoń. Mocno. Bardzo mocno. Zszokowana, puściła mnie. Ciągnęła mnie z taka siłą, że teraz postąpiła o jeden krok do tyłu i znalazła się w środku. Upadłam na ziemię. Wtedy, chociaż to był wypadek, zrobiłam coś, czego żałuję po dziś dzień. Gdy rozpaczliwie odczołgiwałam się jak najdalej od pokoju, moja noga zawadziła o drzwi i zamknęła je tuż przed nosem mamy.
Nagle zrobiło się cicho. Leżąc na ziemi, wpatrywałam się w drzwi z przejmującą zgrozą. Po chwili, która zdawała się wiecznością wstałam i wbrew wszelkiemu rozsądkowi przekręciłam klamkę. Drzwi były zamknięte. No tak, pomyślałam i zaczęłam nerwowo grzebać w kieszeni w poszukiwaniu magnetycznego klucza. Przekręciłam klamkę raz jeszcze, a one w końcu ustąpiły.
Pokój był pusty.
Oczy wypełniły mi się łzami. Odwróciłam się i poprzez rozmazany obraz dostrzegłam siedzącego wciąż na ziemi Sama. Już nie płakał. Zaczerwienione policzki wyglądały teraz jak rumieniec szczęśliwego dzieciaka, a twarz miał suchą, jak gdyby nie przed chwilą nie spływały po niej strumienie łez. Jakby ostatnie kilka minut nigdy się nie wydarzyło. Jakby nie pamiętał, że przed chwilą jego matka i siostra zawzięcie się szarpały. Spojrzał na mnie i wyciągnął rączki w górę.
Drzwi od klatki schodowej znów się otworzyły. To była ta sama pokojówka, która wezwała wcześniej ochronę z powodu taty. Pchała przed sobą wózek pełen środków czyszczących, ale zatrzymała się gwałtownie gdy dostrzegła przerażenie i łzy na mojej twarzy. Natychmiast uklęknęła przy mnie i zapytała co się stało. Kiedy na mnie patrzyła, w jej oczach nie było nawet cienia rozpoznania. Nie wiedziała kim jestem. Nie pamiętała mnie.
- Nie mogę znaleźć mojej mamy wykrztusiłam z siebie po kilku sekundach. Nie wiedziałam, co innego mogę powiedzieć. Opadłam bezsilnie na podłogę i przytuliłam do siebie Sama.
Tego wieczora do hotelu przyjechała policja i CPS (Child Protective Services). Mocno dostało się obsłudze hotelu. Nikt nie potrafił zrozumieć, jakim cudem dwójka dzieci zjawiła się samotnie w ich hotelu i nikt nie zauważył tego aż do teraz. Podałam policji nasz domowy numer i adres, a dane sprawdzono w organizacji obwodowej mojego miasta. Dom stał od lat pusty, a numer był już dawno odcięty od użycia. Nie znałam adresu mojej ciotki, ale powiedziałam im, jak ma na imię. Nie powiedziałam już nic więcej.
W oficjalnym raporcie uznano, że ja i mój braciszek zostaliśmy porzuceni w hotelu z nieznanych powodów. Nie wykryto żadnego morderstwa. Żaden członek rodziny się po nas nie zgłosił i żadnego nie odnaleziono, więc na krótki okres przeniesiono nas do zakładu opiekuńczego. Potem Sam został adoptowany. Zazwyczaj nie praktykuje się rozdzielania rodzeństw, ale to wciąż czasami się zdarza. Na szczęście, niedługo potem mnie również adoptowano. Znalazłam dom u wspaniałej pary i pomimo tego co przeszłam, odnalazłam u nich spokój i szczęście. Moje poprzednie życie zniknęło bez śladu, może tylko poza Samem, z którym wciąż czasem się spotykam. Nie pamięta niczego. Pozostał we mnie tylko jeden lęk: nie jestem w stanie przebywać w pokojach z zamkniętymi drzwiami.
A teraz wróćmy do początku historii, do powodu, dla którego w ogóle to piszę. Cóż, mój chłopak Ryan i ja postanowiliśmy wybrać się na krótką wycieczkę przed powrotem na ostatni rok studiów. Nie ustaliliśmy żadnego miejsca - postanowiliśmy, że pójdziemy wszędzie tam, dokąd zabierze nas droga. Nie zwracałam należytej uwagi na trasę tego spontanicznego wypadu, chyba nawet nie patrzyłam na mapę. Trzeciego dnia znaleźliśmy się przez to bardzo blisko tego cholernego hotelu. Robiło się ciemno, a ja zdałam sobie sprawę gdzie jesteśmy gdy Ryan wskazał na znak znajdujący się przy drodze i zaproponował, byśmy spędzili noc w hotelu.
Zamarłam, gdy spojrzałam na znak i odczytałam nazwę. To było dokładnie to samo miejsce. Oblałam się zimnym potem. Obawiałam się jednak, że Ryan weźmie mnie za wariatkę, więc jak najspokojniejszym tonem zasugerowałam, żebyśmy kontynuowali jazdę jeszcze godzinkę albo dwie. Miałam nadzieję, że nie dosłyszy lękliwego drżenia w moim głosie. Wzruszył ramionami i zgodził się bez problemu. Z serca spadł mi chyba z dwutonowy ciężar i mogłam odetchnąć z ulgą.
Jednak kilka mil później dostrzegłam coś, co sprawiło, że z całej siły wcisnęłam hamulce. Ryan przeklnął głośno, bo samochód za nami ledwo zdążył nas ominąć i zatrąbił na nas wściekle. Mnie jakoś średnio to zainteresowało. Moją uwagę przyciągnęło coś zgoła innego. Stojący przy nas dom rozpoznałam nawet w nikłym wieczornym świetle. Dom ciotki Lydii. Na zewnątrz, w ogrodzie, znajdowala się znajoma mi kobieca postać. Nawet stąd dostrzegłam, że miała rude włosy.
Byłam w szoku. Nie byłam w stanie mówić, nie wspominając już o prowadzeniu samochodu. Nigdy nie zapomnę, jak spokojnie zachował się Ryan, widząc mój stan. Zachował zimną krew, delikatnie przeniósł mnie na miejsce pasażera i zawiózł nas do najbliższego hotelu. Nie powiedział ani słowa, gdy wprowadził mnie na górę po schodach i po prostu tulił mnie, czekając aż będę w stanie się odezwać. I gdy wciąż nie potrafiłam się do tego zabrać, zaczęłam pisać.
Więc oto moja historia. Ryan ją przeczytał, wy ją przeczytaliście. A ja jestem w końcu gotowa, by zrobić potężny krok w przód: jutro pójdę odwiedzić moją ciotkę. Zastanawiam się, czy będzie mnie w ogóle pamiętać. Czy będzie pamiętać swoją siostrę, a moją matkę? Nie mogę być jedyną osobą, która o nich nie zapomniała. Po prostu nie mogę.
I chociaż wydaje się to dziwne, wciąż mam ten naszyjnik, który mi dała. Jedyna mała pamiątka po poprzednim życiu, o której nie wspomniałam. Jestem pewna, że ciotka zrobiła go własnoręcznie. Zobaczy mnie, zobaczy go i będzie pamiętała. Musi pamiętać.
Za zamkniętymi drzwiami II
Następnego ranka, po tym jak napisałam mój pierwszy post, Ryan zawiózł mnie pod dom cioci. Musieliśmy poczekać prawie godzinę zanim zdobyłam się na odwagę, by podejść do drzwi. W końcu wysiadłam z samochodu i skierowałam się do domu po drugiej stronie ulicy. Ryan został w aucie – musiałam to zrobić sama.
Zapukałam do drzwi dwa razy. Dopiero za trzecim razem zauważyłam, że zasłony w oknie się poruszyły.
- Halo! Ciocia Lydia? – zawołałam.
Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich kobieta – czerwone włosy, szare oczy, to musiała być ona! Poczułam się, jakby właśnie ziściły się moje sny, albo koszmary. Ta kobieta, moja ciocia, była żywym dowodem traficznej części mojej przeszłości. Spojrzała na mnie i wtedy z żalem dostrzegłam, że mnie nie rozpoznała. Byłam dla niej kimś zupełnie obcym. Ale nie dotarłam tak daleko, żeby się poddać...
- Ciocia Lydia? – powiedziałam cicho, moje dłonie drżały.
Zmrużyła oczy, a potem nagle szeroko je otworzyła.
- Casey?
„Pamięta mnie!”, pomyślałam. Niewiele myśląc, rzuciłam się w jej ramiona i zaczęłam szlochać. Ciocia przez chwilę się zawahała, po czym również mocno mnie objęła.
- Casey, kochanie! Minęło tyle lat... Bardzo się o ciebie martwiłam! Kiedy twoja mama i tata...” – nagle umilkła i znów po prostu mnie przytuliła.
„Pamięta mamę i tatę.To znaczy, że nie oszalałam.”
Wzruszona zrobiłam krok do tyłu. Lydia pogładziła mnie po włosach i spojrzała na mnie z przyjaznym uśmiechem. Kiedy widziałam ją po raz ostatni, byłam dzieckiem, a teraz przewyższałam ją jedynie o centymetr lub dwa.
- Może wejdziesz i porozmawiamy przy herbacie? – zaproponowała ciocia i szerzej otworzyła drzwi. Wchodząc do jej domu usłyszałam, jak Ryan odjeżdża. Miałam przy sobie telefon komórkowy, przyjedzie po mnie, jeśli zadzwonię.
W środku dom wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Pachniał ziołami i suszonymi kwiatami. Obejrzałam zdjęcia wiszące na ściane, z nadzieją, że ujrzę rodziców chociaż na jednym z nich. Niestety wszystkie przedstawiały coś innego.
Ciocia Lydia podała mi kubek z herbatą. Była gorzka, ale przyjemnie ciepła. Wzięłam mały łyk i oczekująco spojrzałam na ciocię.
- Kiedy twoi rodzice cię opuścili, policja się ze mną skontaktowała – zaczęła powoli. – Podobno podałaś im moje imię. Byłam zdziwiona, bo nie potrafili potwierdzić, że jestem twoją ciocią. Tak naprawdę nie potrafili nawet stwierdzić kim jesteś, ani kim byli twoi rodzice. Była zdruzgotana, mówiłam im, że powinnać teraz być z rodziną, ale nie byli w stanie powiedzieć mi, co właściwie się wydarzyło.
„Ponieważ moi rodzice zostali wessani do pokoju hotelowego”, pomyślałam. I dokładnie w tej chwili zdałam sobie sprawę z niedorzeczności tych myśli. Byłam przecież tylko dzieckiem, być może źle zapamiętałam fakty? Być może w mojej głowie wszystko ułożyłam tak, żeby nie było w tym winy rodziców. Zarumieniłam się ze wstydu, ponieważ to tak właśnie musiało być.
Ciocia Lydia zrozumiała moje zawstydzenie jako smutek i poklepała mnie po ramieniu.
- Spokojnie, teraz już wszystko będzie dobrze – powiedziała.
Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowie. Nie o mojej przeszłości, a o moim obecnym życiu. Opowiedziałam jej o szkole, o Ryanie i o przyjaciołach z rodzinnych stron. Słuchała uważnie każdego słowa. Opowiedziała mi też trochę o sobie; o jej ogrodnictwie, pracy oraz nawet o jej narzeczonym, który mieszka kilka domów dalej. Zanim się zorientowałam, na dworze było już ciemno. Spędziłam tutaj calutki dzień!
Wstałam szybko gotowa do wyjścia, ale ciocia zatrzymała mnie:
- Mam jeden wolny pokój. Proszę, zostań na noc. Zawsze jesteś tu mile widziana.
Zawahałam się, ale wciąż szczęśliwa, że odnalazłam ciocię, zdecydowałam się zostać. Zadzwoniłam do Ryana, który zgodził się odebrać mnie następnego dnia. Lydia poprosiła, żebym zaczekała na dole, podczas gdy ona przygotuje dla mnie pokój.
Zajęłam się rozczesywaniem włosów. Nagle zaczęłam żałować, że nie wzięłam ze sobą szczoteczki do zębów ani piżamy. Może ciocia miała jakieś na górze? Weszłam po schodach na górę, gdzie zobaczyłam troje drzwi. Pierwsze, które minęłam, z pewnością prowadziły do sypialni Lydii. Nie było jej w środku, więc zajrzałam do drugiego pokoju. Stała tam kołyska, bujane krzesło i stolik do przewijania niemowląt. "Dziwne," pomyślałam."Czy mama przypadkiem nie mówiła, że ciocia nie może mieć dzieci?".
- Twój pokój jest na końcu korytarza - usłyszałam głos za moimi plecami. Podskoczyłam zaskoczona. Lydia chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do trzeciego pokoju. Wyglądała na wzburzoną, a ja poczułam się źle, że myszkowałam. Mój pokój posiadał dwa podwójne łóżka, co również wydało mi się dziwne, dla kogoś, kto mieszkał samotnie. Ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, że będę mogła wygodnie się na nich ułożyć i odpocząć. Wciąż odczuwałam lekki niepokój, nie wiedziałam jednak, dlaczego.
- Dziękuję, ciociu - powiedziałam. I naprawdę byłam jej wdzięczna, cały ten dzień sprawił, że zrzuciłam z siebie ogromny ciężar. Ciocia uśmiechnęła się ciepło i wyszła. W tym momencie pewna myśl wpadła mi do głowy: przez cały czas spędzony z nią, ani razu nie zapytała o moje rodzeństwo. Oczywiście nie miałam pojęcia, co stało się z Sarah, ale mogłam jej chociaż powiedzieć, co z Samem.
- U Sama też wszystko w porządku - krzyknęłam. Ciocia obróciła się w moją stronę, ale nie odpowiedziała, więc mówiłam dalej. - Został adoptowany przez inną rodzinę. Wprawdzie mieszkają daleko, ale to wspaniali ludzi i widuję ich na wakacje.
- To cudownie, kochanie - powiedziała Lydia. - Bardzo miło mi to słyszeć.
Po tych słowach, ciocia zniknęła za drzwiami sypialni. "Dziwne," pomyślałam nieco zaskoczona. Wyglądało na to, że Lydia kompletnie nie była zainteresowana Samem, ale cały dzień była oczarowana MOIM przyziemnym życiem. Zawsze byłam jej pupilkiem, jednak byłam pewna, że będzie chociaż chciała wiedzieć, czy z Samem wszystko dobrze. Odepchnęłam od siebie te myśli. Było późno, a ja niewiele spałam poprzedniej nocy, więc pragnęłam tylko odpocząć.
Zostawiłam uchylone drzwi - nawyk powstały w wyniku mojego strachu przed zamkniętymi pomieszczeniami. Nawet teraz, kiedy wiedziałam już, co tak naprawdę się wydarzyło w hotelu, nie mogłam się go pozbyć. Sięgnęłam do kieszeni po telefon, przy okazji wyciągając naszyjnik, który dawno temu dostałam od cioci. Całkiem zapomniałam, że przyniosłam go ze sobą na wypadek, gdyby Lydia mnie nie pamiętała. Na szczęście okazał się niepotrzebny. Położyłam go na szafce i pomyślałam, że być może znajdę w niej jakąś piżamę. Była zamknięta na klucz. Usiadłam na łóżku, wciąż ogarnięta niewytłumaczalnym niepokojem. I wtedy mnie to uderzyło - ten pokój wyglądał dokładnie tak, jak pokój w hotelu!
Zrobiło mi się niedobrze. Z pewnością to tylko zbieg okoliczności, ale nie zmieniało to faktu, że pokój był identyczny. Musiałam wyjść na zewnątrz, pooddychać świeżym powietrzem. Nie chciałam już niepokoić cioci, więc po cichu zeszłam po schodach i znalazłam się na dworze.
Od razu poczułam się lepiej. Wiedziałam, że przesadzam, ale wolałam się jeszcze przejść, zanim wrócę do domu.
Po kilkunastu metrach zauważyłam coś dziwnego. Drzwi do jednego z domów były szeroko otwarte. Na piętrze paliło się słabe światło, poza tym było w nim ciemno. Okolica wydawała się bezpieczna, ale i tak wątpiłam, żeby ktoś zostawiał otwarte drzwi na noc. Podeszłam bliżej wejścia i zawołałam do środka, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Po chwili usłyszałam kroki dochodzące z góry. Poczułam się nieswojo, moje serce zaczęło bić szybciej. Zrozumiałam, że mogłam właśnie przeszkodzić we włamaniu, lub czymś jeszcze gorszym. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą telefonu...
W drzwiach pojawił się mężczyzna. Zaniedbany, lekko zirytowany, ale poza tym nieszkodliwy. Być może go obudziłam.
- Przepraszam, zauważyłam otwarte drzwi i chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku - wytłumaczyłam moje zachowanie. - Zatrzymałam się kilka domów dalej, może zna pan Lydię?
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- A, tak, tak. Wybacz, ostatnio dość często zostawiam otwarte drzwi. A ty musisz być Casey. Lydia wiele mi o tobie opowiadała.
Zgłupiałam na te słowa. Kiedy ciocia miała czas, żeby komukolwiek opowiedzieć o moim przyjeździe? Przypomniałam sobie nasze rozmowy i zdecydowałam, że ten człowiek musi być jej narzeczonym. Kiwnęłam głową na potwierdzenie, a mężczyzna zaczął mówić dalej.
- Lydia była dla mnie naprawdę miła w ostatnim czasie. Przechodziłem przez bardzo ciężki okres w moim życiu - wziął głęboki oddech, jakby mówienie o tym było dla niego trudne. - Moja żona i dziecko zaginęli kilka miesięcy temu. Nie odeszli ode mnie, oni po prostu... zniknęli. Najpierw mój kochany synek. Był w swoim pokoju, kiedy usłyszałem, że nagle przestał płakać. Poszedłem sprawdzić, co się dzieje, ale nie było go tam. A moja żona... zarzekała się, że nigdy nie mieliśmy syna.
Wyrzucał z siebie słowa w pośpiechu, spoglądając na mnie przepraszająco. Jakby nie był pewien, dlaczego mi to wszystko mówi, ale nie mógł się powstrzymać.
- Cały czas zapewniała mnie, że nigdy nie mieliśmy dzieci, więc zacząłem na nią krzyczeć. Była przerażona, kiedy złapałem ją ze rękę i pociągnąłem na górę, do pokoju naszego chłopca. Nie MOGŁA zaprzeczyć jego istnieniu stojąc pośród jego rzeczy. Krzyczała, kiedy wepchnąłem ją do pokoju synka i zatrzasnąłem za nią drzwi. I wtedy nagle umilkła. Pomyślałem, że się zraniła i szybko otworzyłem drzwi. Nie było jej. Zniknęła...
Spojrzał ku niebu z wyrazem bezsilności na twarzy, potem przeniósł wzrok na mnie i z pewnością zauważył przerażenie w moich oczach.
- Przepraszam - powiedział. - Nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię. Ale Lydia jest jedyną osobą, która mi wierzy, wszyscy pozostali utrzymują, że nigdy nie miałem ani żony, ani dziecka. A ty jesteś jej córką, więc...
Słowo "córka" wyrwało mnie z zamyślenia.
- Nie jestem jej córką - powiedziałam, kiedy zrozumiałam jeszcze jedną rzecz. - A pan nie jest jej narzeczonym, prawda?
Mężczyzna nie krył zakłopotania.
- Przepraszam, Lydia wciąż mówiła o swojej córce, Casey, która mieszka za miastem. I nie wiedziałem, że ma narzeczonego. Myślałem, że może być mną zainteresowana, ale w tym wypadku....
Przerwałam mu.
- Ja panu wierzę - wyszeptałam. Wszystko zaczęło układać się w jedną całość, chociaż wciąż było wiele znaków zapytania. Hotel, w którym ludzie znikają za zamkniętymi drzwiami, pokój dziecka, gdzie ginie matka i syn, mężczyzna, który tak jak ja, boi się zamkniętych drzwi. I Lydia, która w jakiś sposób połączona jest z tymi wydarzeniami. Wzdrygnęłam się, kiedy przypomniałam sobie pokoje w jej domu... Spojrzałam na mężczyznę, licząc na więcej odpowiedzi. Wtedy zauważyłam naszyjnik na jego szyi, dokładnie taki sam, jak mój.
W przeciągu godziny opowiedziałam temu mężczyźnie, Nathanowi, wszystko o sobie. Kiedy skończyłam, był blady i roztrzęsiony, ale przede wszystkim wściekły. Nie mogliśmy być pewni, ale mieliśmy pewne wytłumaczenie tego, co się nam przytrafiło. Nathan mówił, że widział tajemnicze książki w domu Lydii, które prawdopodobnie zawierały zaklęcia i dziwne symbole. Nigdy dokładnie im się nie przyjrzał, bo Lydia zabrała mu je sprzed nosa. Wyglądało na to, że ciocia - nie mogąca mieć dzieci - pragnęła mieć swoją ulubioną siostrzenicę, jako własne dziecko. Używając być może zaklęć na pokojach w swoim domu, chciała dać sobie możliwość adoptowania mnie. Ale plan nie do końca się udał. Wiele lat później, przystojny, ale żonaty mężczyzna zamieszkał w okolicy. Lydia ponownie zawrzała z zazdrości. Naszyjniki, które nam podarowała, miały nas chronić. Ale przed czym? Domyślaliśmy się, że dzięki nim, nie zniknęliśmy, jak nasi bliscy. Być może też sprawiły, że pamiętaliśmy zaginionych.
Kiedy skończyliśmy rozmawiać, Nathan był wściekły.
- To wszystko jej wina! - powtarzał w kółko.
Poderwał się nagle i zaczął iść w kierunku domu Lydii. Bałam się o to, co zrobi, kiedy tam dotrze. Oraz co ja mogę zrobić. Pobiegłam za nim. Kiedy dom cioci był już w zasiędu mojego wzroku, moje serce zamarło. Samochód Ryana stał przed furtką.
Nigdy w życiu nie biegłam tak szybko, jak wtedy. Wyprzedziłam Nathana i niewiele myśląc wparowałam do domu. Chciałam wołać Ryana, żeby upewnić się, czy nic mu nie jest, ale coś kazało mi być cicho. Pokój gościnny i kuchnia były ciemne i puste. Wstrzymałam oddech i wtedy usłyszałam odgłosy rozmowy dochodzące z drugiego piętra. Prawie wyskoczyłam z ciała, kiedy Nathan pojawił się obok mnie. Gestem nakazałam mu zachowywać się cicho i wskazałam palcem na górę.
Powoli weszliśmy po schodach, starając się nie robić żadnego hałasu, który mógłby nas zdradzić. Dźwięk, który wcześniej słyszałam, okazał się być śpiewem. Bardzo dziwnym i nieprzyjemnym.
Dotarliśmy w końcu na piętro i wtedy zauważyłam, że drzwi do pokoju, w którym miałam spać były otwarte. Ledwo powstrzymałam się od krzyku, kiedy zobaczyłam, co jest w środku.
Ryan był przywiązany do krzesła, jego twarz cała we krwi, jakby został przez kogoś zaatakowany. Lydia stała nad nim, trzymając otwartą książkę w dłoni. Podeszłam odrobinę bliżej. Szafka teraz była otwarta, w środku leżały książki i coś, co wyglądało jak suszone rośliny oraz różne skałki i kości. Wokół Ryana, na podłodze, widniał dziwny symbol. Bardzo podobny do tego, który był na naszyjnikach, ale nie miałam pewności.
Zanim Nathan i ja mogliśmy zrobić cokolwiek, Lydia odwróciła się w naszą stronę. Twarz pokrytą miała białym pyłem, na szyi miała zawieszone naszyjniki z kości i zębów oraz - czy to były włosy? Było tego tyle, że nie byłam nawet w stanie stwierdzić, czy pod spodem miała ubraną koszulkę. Kiedy nas zauważyła, wydała z siebie gardłowy krzyk i rzuciła się w naszą stronę.
Nathan znieruchomiał. Przez krótką chwilę tylko widziałam jego twarz - zdradzała wielkie przerażenie. Ale nie na tym była teraz skupiona moja uwaga. Nie miałam pojęcia, co Lydia zrobiła Ryanowi, ale jeśli uczyniła ten pokój kolejną śmiertelną pułapką, nigdy więcej go nie zobaczę, jeśli zostaną zamknięte drzwi. I nie będę nawet go pamiętała. Wykorzystałam moment, kiedy Lydia skupiła całą swoją uwagę na Nathanie i podbiegłam do Ryana. Słyszałam krzyki Nathana, uderzenia i w końcu huk. Potem już tylko cisza. Przejmująca cisza.
Rozwiązywałam sznury, krępujące mojego chłopaka, co chwila zerkając w stronę drzwi. Już prawie udało mi się oswobodzić Ryana, kiedy w drzwiach pojawiła się postać.
To była Lydia, jej twarz wciąż biała, oczy przepełnione wściekłością.
- Ty niewdzięczna suko! - warknęła, patrząc wprost na mnie. Jednym skokiem pokonała odległość od drzwi do mnie i z nadludzką siłą złapała Ryana, by wyrzucić go - jak szmacianą lalkę - z pokoju. Potem uderzyła pięścią w mój brzuch, aż upadłam na podłogę nie mogąc złapać oddechu. "Nie mam na sobie naszyjnika," pomyślałam. "Nie jestem tu bezpieczna."
Obraz przed moimi oczami powoli zanikał i ostatnie co widziałam, to Lydia opuszczająca pokój i zatrzaskująca za sobą drzwi.
Byłam zgubiona.
Ale minęły minuty i mój wzrok powrócił. Straciłam świadomość na krótką chwilę z powodu uderzenia. Zobaczyłam Ryana, jego ramię było wciśnięte między drzwi a ścianę, nie pozwalając im na zamknięcie. Drzwi drżały, jakby coś po drugiej strone uderzało w nie z wielką siłą. Byłam roztrzęsiona, ale podniosłam się szybko i pobiegłam do Ryana, po drodze chwytając naszyjnik, który wciąż spoczywał na szafce.
Używając całej siły, jaką mogłam z siebie wydobyć, rzuciłam się na drzwi. Otworzyły się na ościerz, uwalniając Ryana i odrzucając Lydię daleko w głąb korytarza. Natychmiast podniosła się i ruszyła w naszym kierunku. W ostatniej chwili odskoczyłam na bok, a Lydia wpadła do pokoju.
W tym samym momencie Ryan zatrzasnął za nią drzwi. Nastała cisza. Spoglądaliśmy na siebie, wstrzymując oddech i nie odzywając się ani słowem. Spojrzałam na nasze dłonie. Były splecione w uścisku, między nimi spoczywał naszyjnik. Poczułam napływającą odwagę i otworzyłam drzwi. Pokój był pusty. Nie tylko Lydia zniknęła. Razem z nią zniknęły wszystkie książki i świecidełka. Mój telefon leżał na łóżku.
Ryan podniósł go i podał mi.
- Zadzwoniła do mnie z tego telefonu. Zauważyła, że wyszłaś i pewnie myślała, że uciekniesz ze mną. Powiedziała: "Odbiorę jej wszystko, co kocha, aż będzie miała tylko mnie". Musiałem tu przyjechać, musiałem się upewnić, że nic ci nie jest.
Wzdrygnęłam się i objęłam go mocno. Nagle poczułam, że jedyne czego pragnę, to sen.
Nathana znaleźliśmy na dole. Był roztrzęsiony, ale poza tym nic mu się nie stało. Wróciliśmy do motelu.
Od tych wydarzeń minęło sporo czasu. Nie rozmawiamy o tym za wiele. Ręka Ryana wciąż nosi blizny po uderzeniu drzwiami, ale z czasem się zagoi. Nie martwię się już tak, jak być może powinnam. Po prostu to wszystko wydaje się być tylko złym snem.
Jest tylko jedna rzecz, która nie daje mi spokoju.
Kiedy wróciliśmy do motelu, w naszym pokoju stało dodatkowe łóżko. Nie prosiliśmy o nie obsługi. Przeproszono nas i wyjaśniono, że obsługa myślała, że przyjechaliśmy we trójkę. Znalazłam też kilka bluzek, których z pewnością nie kupowałam. A kiedy opuszczaliśmy motel, znalazłam otwartą paczkę papierosów w samochodzie. Ja nie palę, mój chłopak też nie.
Ryan spędził trochę czasu w domu Lydii zanim udało się go uratować od zniknięcia. Ale... czy był tam ktoś jeszcze, kogo nie uratowałam?
Zakładki