Reklama
Strona 95 z 109 PierwszaPierwsza ... 45859394959697105 ... OstatniaOstatnia
Pokazuje wyniki od 1,411 do 1,425 z 1626

Temat: Creepypasta - straszne rzeczy tutaj pokazujom

  1. #1411
    Avatar Olocalt
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    645
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Przed chwilą natknąłem się na to:


    Ciekawe. Chyba nadaje się do tego tematu ;)

  2. #1412
    Avatar Ander Twenty
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    29
    Posty
    4,414
    Siła reputacji
    21

    Domyślny

    Podobno fake, był temat na paranormalne.

  3. #1413
    Avatar Szymciak
    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Katowice
    Wiek
    32
    Posty
    753
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Niektórych jarają nowe samochody, panienki, pieniądze, muzyka. A mnie opuszczone domy.
    Nie uważam, żeby było w tym coś dziwnego. Chodzi nie tylko o dreszczyk emocji, gdy jesteś sam w budowli, która może się zawalić, gdy patrząc na pozostawione przedmioty odkrywasz historię, gdy wchodzisz do pokoi w których nikt nie był od lat, próbując odgadnąć kto tu mieszkał. Zawsze bardziej mnie fascynowało… Dlaczego się wyniósł. Do cholery, gdy jesteś w domu, pośród porozrzucanych papierów i mebli, uwierz, do głowy nie przychodzi Ci, że ktoś się wyprowadził bo znalazł gdzieś indziej prace. Zawsze wyobraźnia wymyśla najstraszniejsze historie.
    Miałem grupkę przyjaciół z którymi odkrywaliśmy takie domy. Oczywiście, największe emocje sam, gdy idziesz sam, ale to po prostu niebezpieczne. Coś się zawali, albo zaatakuję Cię pijany żul. Cholera, cokolwiek.
    Byliśmy już wszędzie, od starych piwnic do opuszczonej fabryki. W tej ostatniej musieliśmy uciekać przed psami, no ale… Wszystko wokół było już pozwiedzane, wiec wyruszaliśmy w coraz dalsze wędrówki. Pewnego dnia jednak kumpel wysłał mi kilka fot na maila. Po prostu jednopiętrowy domek gdzieś w lesie. Trochę odrapany, powybijane okna, ale trzymał się całkiem nieźle. Powiedział, że dom znajduje się w lesie, całkiem niedaleko, ale nie ma żadnych innych informacji. Zdziwiłem się, byłem pewny, że zwiedziłem już wszystko (a po lasach tez łazić lubie). Postanowiliśmy, że weźmiemy grupę i najpierw zobaczymy co tam jest, czy da się wejść czy i jakiś ćpun nie będzie chciał nas zabić. I takie sytuacje się zdarzały.
    W grupie było nas jedna dziewczyna i trzech chłopaków. Nazwijmy ją N, ja to ja, a kumple to K i M. Tak będzie najlepiej.
    Był czwartek. Nie braliśmy żadnego sprzętu – nie chcieliśmy, żeby nie dość, ze jakiś ćpun nas zabił to jeszcze okradł – i poszliśmy. Droga nie była łatwa, albo lepiej, nie było drogi. Tylko krzaki i drzewa.
    Do domu weszliśmy przez drzwi Wyglądały solidnie, ale były otwarte. Szczerze mówiąc trochę się zawiedliśmy. Nic szczególnego, poobdzierane ściany, wszędzie jakieś gazety, trochę połamanych desek. Poszliśmy do kolejnego pokoju. To samo. Po zastanowieniu stwierdziliśmy, że wracam do domu i nawet nie bierzemy aparatu. Mieliśmy od groma takich zdjęć. Ale coś nas zatrzymało.
    Kolejny pokój. Mały, jakby łazienka. Jasnoniebieskie kafelki, stare, potłuczone lustro, kilka rur wystających z podłogi, pewnie po wannie czy umywalce. I żelazna klapa w podłodze. Patrzyliśmy się przez chwile na to. Wiecie, takie rzeczy się znajduje niezbyt często. Ale ciekawość zwyciężyła.
    Po otwarciu klapy naszym oczom ukazała się stara, żelazna drabinka znikająca w ciemności. K został na górze, a ja, N i M zeszliśmy na dół. Wyciągnąłem latarkę z plecaka i już po chwili zobaczyliśmy, że zeszliśmy do jakby korytarzu. Myśleliśmy, że to jakaś piwnica czy coś. Szliśmy przed siebie jednak zbyt długa i minęliśmy zbyt wiele zakrętów, by była to piwnica gdzie trzyma się ziemniaki i przetwory babuni. Na dodatek po chwili usłyszeliśmy że klapa się zamyka. Nie przejęliśmy się, K ją otworzy gdy wrócimy. Ale w tym momencie dziękowałem, ze nie mam klaustrofobii.
    W końcu natrafiliśmy na kolejne drzwi. Również dosyć masywne. Próbowaliśmy je otworzyć, ale z marnym skutkiem. Więc ja i M mieliśmy iść do K i znaleźć cos czym możnaby otworzyć te drzwi, a N miała zostać. Zostawiliśmy jej latarkę a sami wracaliśmy w ciemności. Już po pierwszym zakręcie straciliśmy nawet to nikłe oświetlenie, ale nie baliśmy się. Jeśli masz takie zainteresowania jak ja, to nie boisz się ciemności. W pewnym momencie byliśmy pewni że usłyszeliśmy jakby skrzypienie, ale zignorowaliśmy to. Doszliśmy do klapy, zapukaliśmy, K ja otworzył. Stwierdził, że jakby sama się zatrzasnęła, ale nie zastanawiał się nad tym. Zaczęliśmy szukać czegoś, co mogłoby posłużyć jako łom. Wtedy dostałem SMS od N
    „Chodźcie, otworzyłam drzwi”
    Nie miałem zielonego pojęcia jak to zrobiła, ale pobiegliśmy do tej klapy. I wtedy usłyszeliśmy wrzask. Jezu, nie wiem jak to opisać, ale nie wiedziałem, ze ktoś może tak krzyczeć. Zamarliśmy nad klapą. Pomimo, ze krzyk trwał kilka sekund, nadal brzmiał w naszych umysłach. Pierwszy raz od lat myślałem, że się popłacze ze strachu. Cokolwiek. Wszyscy wiedzieliśmy, że powinniśmy tam pójść, ale staliśmy tylko i patrzyliśmy się w ta cholerną klapą. W końcu M ją podniósł. Usłyszeliśmy kroki
    Możecie powiedzieć, ze jesteśmy tchórzami, ale spieprzyliśmy wtedy z tego domu. Biegliśmy na złamanie karku przez te krzaki, wywalając się co chwile. Gdy wybiegliśmy z lasu, musieliśmy wyglądać jak jakieś potwory. Dopiero wtedy zadzwoniliśmy po policje. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła nam do głowy. Tak, policja pojechała tam. Dostaliśmy tylko opieprz. Klapa była zamknięta na starą kłódkę. Nawet kurwa nie sprawdzili, tylko zobaczyli kłódkę i stwierdzili, ze kłamiemy…
    Wróciliśmy do domu. Miałem straszne wyrzuty sumienia. Próbowałem przekonać ich, ze musimy tam iść, ale oni udawali, ze nic się nie stało. W końcu wziąłem kombinerki, łom i poszedłem tam sam. Przez cały czas myślałem, że się posikam ze strachu. Czułem się jak w jakimś słabym horrorze klasy B, tylko, ze w takim horrorach to wszystko zazwyczaj się szczęśliwie kończy. Byłem już w domu gdy dostałem SMS od… N.
    „Chodz po swoja latarke”
    Nigdy tam nie wrócę. Nigdy.





    W pewnym niewielkim miasteczku stał dawno opuszczony już cmentarz. Ludzie go nie odwiedzali, ponieważ twierdzili, że jest nawiedzony. Do miasteczka sprowadziła się rodzina z dwójką dzieci. Oni również usłyszeli o nawiedzonym cmentarzu od swoich sąsiadów, ale dorośli jak to dorośli jedynie się z tego śmiali. Dzieci ogromnie przejęły się tą historią. Było jeszcze gorzej, gdy okazało się, że ich dom leży niecałe 100m. od cmentarza, a z tylniego okna domu widać ten nawiedzony cmentarz. Rodzice nie wierzyli w tę historię o duchach pojawiających się na cmentarzu, ale dzieci owszem. Pewnego wieczoru rodzice dzieci postanowili wyjść na romantyczna kolację do restauracji za miastem. Dzieci zostały, więc same w domu. Koło 12.00 w nocy Mej i jej brat Jan usłyszeli śpiew kobiety. Wyjrzeli przez okno a na jednym z nagrobków siedziała kobieta w białej szacie i śpiewała. Niespodziewanie odwróciła się do dzieci i szeroko się uśmiechnęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Mej wrzasnęła z przerażenia i czym prędzej chciała biec do swojego pokoju. Gdy wchodziła na schody zobaczyła na nich siedzącą postać. Była to ta sama kobieta, którą widziała z bratem przez okno. Wstała ona i podeszła do przerażonej dziewczynki. Położyła jej rękę na głowie poczym szybkim ruchem skręciła jej kark. Gdy chłopak poszedł szukać swojej siostry znalazł jej ciało na łóżku na ścianie pisało ludzką krwią "Niech rodzice lepiej uwierzą"
    Ostatnio zmieniony przez Szymciak : 25-09-2012, 03:26
    Memories ...

  4. Reklama
  5. #1414
    Avatar Venzet
    Data rejestracji
    2009
    Położenie
    Wwa
    Posty
    1,596
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    Pierwsza zajebista, nadal ciekawi mnie co tam było ;>

  6. #1415
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Cytuj Ishy napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Pierwsza część historii. Tytuł: Behind Closed Doors. Wkrótce zabiorę się za tłumaczenie drugiej.
    Uprzedzam ewentualny lincz: imię "Sarah" jest nieodmienne w piśmie. W mowie tak. Sprawdziłam! : )

    Za zamkniętymi drzwiami


    Zostałam adoptowana w wieku siedmiu lat. Niewielu ludzi o tym wie, ale kiedy ktoś odkrywa prawdę, po prostu mówię, że nie lubię o tym rozmawiać. Wtedy uśmiechają się do mnie smutno i mówią jasne, rozumiem, musiało ci być ciężko. Pewnie myślą, że moi rodzice umarli albo mnie porzucili. Albo że byłam molestowana, a może zaniedbywana i nie chcę wracać do tych okropnych wspomnień. Prawda jest jednak znacznie gorsza, znacznie bardziej przerażająca. Jest mi łatwo o niej zapomnieć w codziennym życiu, odepchnąć te wspomnienia w najdalsze zakątki mojego umysłu i szczelnie je tam zamknąć. Ale czasami coś na nowo je wyzwala, a tym razem po prostu nie mogę tego zignorować. Pozwólcie, że zacznę od samego początku.

    Byłam środkowym dzieckiem w pięcioosobowej rodzinie. Miałam szansę cieszyć się kilkoma latami bycia najmłodszą córką i nieustannego irytowania Sarah, mojej starszej siostry. Wtedy pojawił się Sam, a nowe dziecko stało się niespodziewanym ciężarem. Nie zrozumcie mnie źle; byłam bardzo podekscytowana, że wreszcie to ja będę tą dużą siostrą, a nasi rodzice uwielbiali naszą trójkę. Ale Sam był chorowitym dzieckiem, pieniędzy też nie mieliśmy zbyt wiele. Byłam za mała, żeby w ogóle myśleć o forsie. Docierało do mnie tylko to, że dostawaliśmy mniej prezentów na święta i nie wyjeżdżaliśmy już na rodzinne wycieczki. Dwa lata po narodzinach Sama, mój tata musiał wyjechać w sprawach biznesowych do innego stanu, zatem wszyscy skorzystaliśmy z możliwości urządzenia sobie krótkich wakacji.
    Pamiętam, że po długiej podróży samochodem zatrzymaliśmy się na chwilę u mojej ciotki Lydii. Była jedyną siostrą mojej matki i właściwie jedyną krewną, którą kojarzyłam spoza domu. Moi rodzice byli wykończeni; ja i Sarah sprzeczałyśmy się przez całą drogę. Miała w końcu te piętnaście lat i nie chciała zawracać sobie głowy nieznośną młodszą siostrą. Sam spał spokojnie aż do ostatniej godziny jazdy, gdy to wybuchnął nagle niekontrolowanym płaczem. Nie przyjechaliśmy do cioci na noc, ale mieszkała całkiem niedaleko hotelu, w którym wynajęliśmy pokoje, więc to było idealne miejsce na krótki postój. Zawsze czułam się trochę nieswojo przy ciotce; była nawet miła, ale wciąż głaskała mnie po głosach, gładziła mój policzek i przez cały pobyt nie spuszczała ze mnie oka. Mama powiedziała mi później, że ciocia Lydia nie mogła mieć dzieci i myślała o mnie trochę jak o córce, nawet pomimo naszych rzadkich wizyt. Zauważyłam, że obie mamy rude włosy i szare oczy może to dlatego wolała mnie, a nie Sarah?
    - Casey! Ciotka zatrzymała mnie na chwilę, gdy mieliśmy już wyjeżdżać. Mam dla ciebie prezent.
    Wyciągnęła z kieszeni pleciony naszyjnik i zawiązała mi go na szyi. Na jego końcu zwisał mały breloczek: niewielki drewniany krążek z wystruganym w nim rysunkiem. Zastanawiałam się, czy zrobiła go własnoręcznie. Położyła palec na swoich ustach i uśmiechnęła się lekko. Zdałam sobie sprawę, że miała prezent tylko dla mnie, nic dla Sarah, nic dla Sama. Nie chciała, żebym im coś powiedziała, bo mogło być im przykro.
    - Dzięki, ciociu powiedziałam tylko nieśmiało i wskoczyłam do samochodu.
    Przyjechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się. Pierwszy wieczór i noc były zupełnie nudne i jakoś nic się nie działo. Hotel miał swój własny basen, więc Sarah i ja nie mogłyśmy się doczekać, by iść popływać z samego rana. Sarah już zdążyła dostrzec jakiegoś ładnego chłopaka mieszkającego piętro niżej, więc spędziła chyba z godzinę na wybieraniu najlepszego stroju kąpielowego. Ja ze znudzeniem przerzucałam kolejne kanały w telewizji, a Sam chwiejnie przechadzał się po pokoju i śmiał się za każdym razem, gdy mama robiła mu akuku!. Tata już wyszedł załatwiać jakieś biznesowe sprawy.
    Po śniadaniu wybraliśmy się na basen. Kilka godzin później nastąpił pierwszy moment, w którym zauważyłam, że dzieje się coś niepokojącego. Sarah wróciła do pokoju jakieś piętnaście minut wcześniej. Nigdzie na basenie nie mogła znaleźć tego ładnego chłopca, więc poszła zamienić piękny strój kąpielowy na ten wygodny. Czekałam, czekałam i czekałam aż wróci, bo obiecała, że pokaże mi jak staje się na rękach pod wodą. W końcu podpłynęłam do mojej mamy: siedziała na leżaku obok brodzika dla dzieci, gdzie Sam taplał się radośnie w płytkiej wodzie. Zapytałam ją gdzie jest Sarah.
    - Kto? zapytała, podnosząc na mnie wzrok znad swojej książki.
    Uznałam, że po prostu mnie nie dosłyszała, więc powtórzyłam wyraźniej:
    - Gdzie Sarah?
    - Kim jest Sarah, kochanie?
    Dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie wiedziałam nawet, jak mam odpowiedzieć. W tym momencie Sam się przewrócił, a jego głowa wylądowała pod wodą. Mama natychmiast do niego doskoczyła, wyciągnęła go z brodzika i posadziła go u siebie na kolanach. Przestraszyła się i momentalnie zapomniała o mojej obecności.
    Kim jest Sarah? Słowa mamy wciąż dźwięczały mi w uszach. Musiałam się przesłyszeć, albo to ona głupio sobie żartowała. W brzuchu zawiązał mi się supeł i nie mogłam zebrać się na zapytanie o siostrę trzeci raz. Resztę dnia spędziłam na basenie, próbując dopłynąć do samego dna po tej głębokiej stronie. Schodziłam w dół tak długo, aż dopadało mnie płonące uczucie w płucach, a uszy wypełniały się ciśnieniem tak dużym, że obawiałam się wybuchu.
    Sarah nie wróciła.
    Prawdopodobnie zastanawiasz się, dlaczego nie zrobiłam wielkiej afery z powodu zniknięcia mojej siostry. Chyba po prostu wydawało mi się, że skoro dorośli nie byli zmartwieni, to czemu ja powinnam? Może pozwolili jej gdzieś wyjść samej albo z tym chłopcem, a mama najzwyklej w świecie nie zrozumiała dobrze mojego pytania. Jakie niby mogły być inne powody? Do dziś nie wiem, dlaczego nie podjęłam tematu, kiedy Sarah nie wróciła na noc. Albo gdy zauważyłam, że w pokoju nie ma już ani jednej jej rzeczy.
    Następny dzień był jednak jeszcze gorszy.
    Sarah wciąż nie wróciła, a ja byłam zdumiona, że nikt nawet o niej nie wspomniał. Czułam się zupełnie tak, jakby to był jakiś zakazany temat i nie chciałam być pierwszą osobą, która złamię zmowę milczenia. Tego dnia tata nie miał konferencji aż do wieczora, więc miał zamiar spędzić z nami całe popołudnie na basenie.
    - Do góryyy! zawołał mój tata, przerzucając mnie żartobliwie przez swoje ramię. Zachichotałam, a trochę tego napięcia zbierającego się we mnie od poprzedniego dnia nieco zelżało. Byliśmy wciąż w pokoju hotelowym; mama i Sam byli już na dole, w lobby i czekali na nasze przyjście. Tata niósł mnie jak wór ziemniaków przez cały korytarz, a ja śmiałam się i wyrywałam. Gdy dotarliśmy do windy, postawił mnie na ziemi i nacisnął przycisk.
    - Chol ups powiedział. Zapomniałem ręczników. Przytrzymaj dla mnie windę, wrócę za dwie sekundy!
    Niecałą minutę później, winda w końcu dotarła na nasze piętro. Nie weszłam do środka, ale wsunęłam stopę w próg ruchomych drzwi. Odwróciłam głowę w stronę korytarza: widać stąd było nasze drzwi na samym końcu holu. Czekałam niecierpliwie, aż się otworzą i wybiegnie z nich tata z ręcznikami. Drzwi windy próbowały się zamknąć. Raz. Dwa razy. Za trzecim razem zabuczał dzwonek. Najwyraźniej zbyt długo je przytrzymywałam, więc wyjęłam stopę i dałam im się zamknąć. Jeszcze trzy razy winda przyjechała z powrotem na nasze piętro, a ja trzymałam stopę w drzwiach aż do momentu, gdy odzywał się dzwonek. Tata nie wyszedł z pokoju. Korytarz był pusty, a ja czułam się tak strasznie opuszczona. Po twarzy zaczęły spływać mi łzy.
    Następną rzeczą, którą pamiętam, były otwierające się kolejny raz drzwi windy. W środku była moja mama z Samem. W momencie, w którym mnie zobaczyła, zaczęła się wydzierać.
    - Gdzie ty byłaś, Casey?! Szukałam cię WSZĘDZIE, nie waż się NIGDY oddalać się ode mnie bez słowa!
    Mój niemy płacz zamienił się wtedy w szlochanie.
    - Byłam z tatą, przecież wiesz!
    Wściekła twarz mamy zmieniła się nagle w wyraz konsternacji.
    - O czym ty mówisz?
    - Tata poszedł do pokoju, miał wziąć r-ręczniki, żebyśmy mogli pójść po-po-popłyywać! wykrztusiłam z siebie, chlipiąc głośno.
    Przez twarz mamy przemknął teraz strach. Wtedy na korytarzu pojawiła się pokojówka, wychodząc z drzwi prowadzących na klatkę schodową. Mama podbiegła do niej i złapała ją mocno za ramię.
    - Moja córka mówi, że w naszym pokoju jest mężczyzna powiedziała jej gorączkowo. Utrzymywał, że jest jej ojcem, ale ja jestem samotną matką.
    Ze zdumienia otworzyłam buzię. O czym ona mówiła?! Pokojówka zrobiła wielkie oczy, pokiwała głową i odbiegła, żeby poszukać ochrony. Nie rozumiałam co się dzieje, przestraszona złapałam tylko rączkę mojego brata.
    Obsługa hotelu przeszukała nasz pokój i sąsiednie, ale niczego nie znaleźli. Taty tam nie było. Ani jego rzeczy. Sprawdzili też nagrania z kamer ochrony i powiedzieli, że nie było na nich żadnego mężczyzny, o którym mówiłam. Zobaczyli tylko mnie wychodzącą z pokoju i czekającą przy windzie. Mama skrzyczała mnie za opowiadanie bzdur i zabroniła mi pójść na basen tego dnia. Kazała mi iść do pokoju i przemyśleć swoje zachowanie.
    Dokładnie w momencie, w którym do niego zmierzałam, poniżona i skrajnie zdezorientowana, poczułam to. Zawróciło mi się w głowie, miałam wrażenie, jakbym stanęła na krawędzi klifu. Stanęłam w progu otwartych na oścież drzwi, moje palce niemalże przekraczały już granicę pomiędzy korytarzem, a naszym pokojem. Czułam nie, wiedziałam, że jeżeli wykonam choćby jeszcze jeden maleńki kroczek, przepadnę, zniknę, zapadnę się w w nicość. Przysięgam, że w uszach dźwięczało mi nawet puste echo niekończącej się otchłani.
    W jednej sekundzie wszystko zrozumiałam. To był ten pokój. Sarah wróciła do niego, by się przebrać, a wraz z zamknięciem drzwi zniknęła. Jej obecność została na zawsze wytarta z wszelkiego istnienia. Tata wszedł tam na sekundę, zamknął drzwi i puf! to samo. Oboje weszli tam całkiem sami. I teraz mnie też to czekało.
    Rozwikłanie tego zajęło mi dosłownie sekundy. Zrobiłam trzy wielkie kroki do tyłu i wpadłam wprost na mamę. Była wciąż rozgniewana przez te moje kłamstwa, więc złapała mnie za ramię i zaczęła ciągnąć w stronę pokoju. Zaparłam się stopami o podłogę i zaczęłam wrzeszczeć.
    - Nie. Nie! NIE! PUŚĆ MNIE! darłam się, a ona zaciągała mnie coraz bliżej pokoju. Zaczęłam w szale drapać jej ręce i z całej siły kopać ją w nogi. Nawet wtedy byłam trochę przerażona swoją postawą: to była w końcu moja ukochana, cudowna mama, a ja nigdy nie zachowywałam się w ten sposób. Ale nie miała pojęcia, że próbuje popchnąć mnie w stronę śmierci. Albo co gorsza: nicości. Goście zaczęli wychylać głowy ze swoich pokojów, by zlokalizować źródło hałasu. Sam usiadł na środku korytarza i zaczął wyć i beczeć.
    Byłyśmy już na krawędzi pokoju. W desperackiej próbie uwolnienia się, ugryzłam mamę w dłoń. Mocno. Bardzo mocno. Zszokowana, puściła mnie. Ciągnęła mnie z taka siłą, że teraz postąpiła o jeden krok do tyłu i znalazła się w środku. Upadłam na ziemię. Wtedy, chociaż to był wypadek, zrobiłam coś, czego żałuję po dziś dzień. Gdy rozpaczliwie odczołgiwałam się jak najdalej od pokoju, moja noga zawadziła o drzwi i zamknęła je tuż przed nosem mamy.
    Nagle zrobiło się cicho. Leżąc na ziemi, wpatrywałam się w drzwi z przejmującą zgrozą. Po chwili, która zdawała się wiecznością wstałam i wbrew wszelkiemu rozsądkowi przekręciłam klamkę. Drzwi były zamknięte. No tak, pomyślałam i zaczęłam nerwowo grzebać w kieszeni w poszukiwaniu magnetycznego klucza. Przekręciłam klamkę raz jeszcze, a one w końcu ustąpiły.
    Pokój był pusty.
    Oczy wypełniły mi się łzami. Odwróciłam się i poprzez rozmazany obraz dostrzegłam siedzącego wciąż na ziemi Sama. Już nie płakał. Zaczerwienione policzki wyglądały teraz jak rumieniec szczęśliwego dzieciaka, a twarz miał suchą, jak gdyby nie przed chwilą nie spływały po niej strumienie łez. Jakby ostatnie kilka minut nigdy się nie wydarzyło. Jakby nie pamiętał, że przed chwilą jego matka i siostra zawzięcie się szarpały. Spojrzał na mnie i wyciągnął rączki w górę.
    Drzwi od klatki schodowej znów się otworzyły. To była ta sama pokojówka, która wezwała wcześniej ochronę z powodu taty. Pchała przed sobą wózek pełen środków czyszczących, ale zatrzymała się gwałtownie gdy dostrzegła przerażenie i łzy na mojej twarzy. Natychmiast uklęknęła przy mnie i zapytała co się stało. Kiedy na mnie patrzyła, w jej oczach nie było nawet cienia rozpoznania. Nie wiedziała kim jestem. Nie pamiętała mnie.
    - Nie mogę znaleźć mojej mamy wykrztusiłam z siebie po kilku sekundach. Nie wiedziałam, co innego mogę powiedzieć. Opadłam bezsilnie na podłogę i przytuliłam do siebie Sama.
    Tego wieczora do hotelu przyjechała policja i CPS (Child Protective Services). Mocno dostało się obsłudze hotelu. Nikt nie potrafił zrozumieć, jakim cudem dwójka dzieci zjawiła się samotnie w ich hotelu i nikt nie zauważył tego aż do teraz. Podałam policji nasz domowy numer i adres, a dane sprawdzono w organizacji obwodowej mojego miasta. Dom stał od lat pusty, a numer był już dawno odcięty od użycia. Nie znałam adresu mojej ciotki, ale powiedziałam im, jak ma na imię. Nie powiedziałam już nic więcej.
    W oficjalnym raporcie uznano, że ja i mój braciszek zostaliśmy porzuceni w hotelu z nieznanych powodów. Nie wykryto żadnego morderstwa. Żaden członek rodziny się po nas nie zgłosił i żadnego nie odnaleziono, więc na krótki okres przeniesiono nas do zakładu opiekuńczego. Potem Sam został adoptowany. Zazwyczaj nie praktykuje się rozdzielania rodzeństw, ale to wciąż czasami się zdarza. Na szczęście, niedługo potem mnie również adoptowano. Znalazłam dom u wspaniałej pary i pomimo tego co przeszłam, odnalazłam u nich spokój i szczęście. Moje poprzednie życie zniknęło bez śladu, może tylko poza Samem, z którym wciąż czasem się spotykam. Nie pamięta niczego. Pozostał we mnie tylko jeden lęk: nie jestem w stanie przebywać w pokojach z zamkniętymi drzwiami.

    A teraz wróćmy do początku historii, do powodu, dla którego w ogóle to piszę. Cóż, mój chłopak Ryan i ja postanowiliśmy wybrać się na krótką wycieczkę przed powrotem na ostatni rok studiów. Nie ustaliliśmy żadnego miejsca - postanowiliśmy, że pójdziemy wszędzie tam, dokąd zabierze nas droga. Nie zwracałam należytej uwagi na trasę tego spontanicznego wypadu, chyba nawet nie patrzyłam na mapę. Trzeciego dnia znaleźliśmy się przez to bardzo blisko tego cholernego hotelu. Robiło się ciemno, a ja zdałam sobie sprawę gdzie jesteśmy gdy Ryan wskazał na znak znajdujący się przy drodze i zaproponował, byśmy spędzili noc w hotelu.
    Zamarłam, gdy spojrzałam na znak i odczytałam nazwę. To było dokładnie to samo miejsce. Oblałam się zimnym potem. Obawiałam się jednak, że Ryan weźmie mnie za wariatkę, więc jak najspokojniejszym tonem zasugerowałam, żebyśmy kontynuowali jazdę jeszcze godzinkę albo dwie. Miałam nadzieję, że nie dosłyszy lękliwego drżenia w moim głosie. Wzruszył ramionami i zgodził się bez problemu. Z serca spadł mi chyba z dwutonowy ciężar i mogłam odetchnąć z ulgą.
    Jednak kilka mil później dostrzegłam coś, co sprawiło, że z całej siły wcisnęłam hamulce. Ryan przeklnął głośno, bo samochód za nami ledwo zdążył nas ominąć i zatrąbił na nas wściekle. Mnie jakoś średnio to zainteresowało. Moją uwagę przyciągnęło coś zgoła innego. Stojący przy nas dom rozpoznałam nawet w nikłym wieczornym świetle. Dom ciotki Lydii. Na zewnątrz, w ogrodzie, znajdowala się znajoma mi kobieca postać. Nawet stąd dostrzegłam, że miała rude włosy.
    Byłam w szoku. Nie byłam w stanie mówić, nie wspominając już o prowadzeniu samochodu. Nigdy nie zapomnę, jak spokojnie zachował się Ryan, widząc mój stan. Zachował zimną krew, delikatnie przeniósł mnie na miejsce pasażera i zawiózł nas do najbliższego hotelu. Nie powiedział ani słowa, gdy wprowadził mnie na górę po schodach i po prostu tulił mnie, czekając aż będę w stanie się odezwać. I gdy wciąż nie potrafiłam się do tego zabrać, zaczęłam pisać.
    Więc oto moja historia. Ryan ją przeczytał, wy ją przeczytaliście. A ja jestem w końcu gotowa, by zrobić potężny krok w przód: jutro pójdę odwiedzić moją ciotkę. Zastanawiam się, czy będzie mnie w ogóle pamiętać. Czy będzie pamiętać swoją siostrę, a moją matkę? Nie mogę być jedyną osobą, która o nich nie zapomniała. Po prostu nie mogę.
    I chociaż wydaje się to dziwne, wciąż mam ten naszyjnik, który mi dała. Jedyna mała pamiątka po poprzednim życiu, o której nie wspomniałam. Jestem pewna, że ciotka zrobiła go własnoręcznie. Zobaczy mnie, zobaczy go i będzie pamiętała. Musi pamiętać.





    Za zamkniętymi drzwiami II


    Następnego ranka, po tym jak napisałam mój pierwszy post, Ryan zawiózł mnie pod dom cioci. Musieliśmy poczekać prawie godzinę zanim zdobyłam się na odwagę, by podejść do drzwi. W końcu wysiadłam z samochodu i skierowałam się do domu po drugiej stronie ulicy. Ryan został w aucie – musiałam to zrobić sama.
    Zapukałam do drzwi dwa razy. Dopiero za trzecim razem zauważyłam, że zasłony w oknie się poruszyły.
    - Halo! Ciocia Lydia? – zawołałam.
    Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich kobieta – czerwone włosy, szare oczy, to musiała być ona! Poczułam się, jakby właśnie ziściły się moje sny, albo koszmary. Ta kobieta, moja ciocia, była żywym dowodem traficznej części mojej przeszłości. Spojrzała na mnie i wtedy z żalem dostrzegłam, że mnie nie rozpoznała. Byłam dla niej kimś zupełnie obcym. Ale nie dotarłam tak daleko, żeby się poddać...
    - Ciocia Lydia? – powiedziałam cicho, moje dłonie drżały.
    Zmrużyła oczy, a potem nagle szeroko je otworzyła.
    - Casey?
    „Pamięta mnie!”, pomyślałam. Niewiele myśląc, rzuciłam się w jej ramiona i zaczęłam szlochać. Ciocia przez chwilę się zawahała, po czym również mocno mnie objęła.
    - Casey, kochanie! Minęło tyle lat... Bardzo się o ciebie martwiłam! Kiedy twoja mama i tata...” – nagle umilkła i znów po prostu mnie przytuliła.
    „Pamięta mamę i tatę.To znaczy, że nie oszalałam.”
    Wzruszona zrobiłam krok do tyłu. Lydia pogładziła mnie po włosach i spojrzała na mnie z przyjaznym uśmiechem. Kiedy widziałam ją po raz ostatni, byłam dzieckiem, a teraz przewyższałam ją jedynie o centymetr lub dwa.
    - Może wejdziesz i porozmawiamy przy herbacie? – zaproponowała ciocia i szerzej otworzyła drzwi. Wchodząc do jej domu usłyszałam, jak Ryan odjeżdża. Miałam przy sobie telefon komórkowy, przyjedzie po mnie, jeśli zadzwonię.
    W środku dom wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Pachniał ziołami i suszonymi kwiatami. Obejrzałam zdjęcia wiszące na ściane, z nadzieją, że ujrzę rodziców chociaż na jednym z nich. Niestety wszystkie przedstawiały coś innego.
    Ciocia Lydia podała mi kubek z herbatą. Była gorzka, ale przyjemnie ciepła. Wzięłam mały łyk i oczekująco spojrzałam na ciocię.
    - Kiedy twoi rodzice cię opuścili, policja się ze mną skontaktowała – zaczęła powoli. – Podobno podałaś im moje imię. Byłam zdziwiona, bo nie potrafili potwierdzić, że jestem twoją ciocią. Tak naprawdę nie potrafili nawet stwierdzić kim jesteś, ani kim byli twoi rodzice. Była zdruzgotana, mówiłam im, że powinnać teraz być z rodziną, ale nie byli w stanie powiedzieć mi, co właściwie się wydarzyło.
    „Ponieważ moi rodzice zostali wessani do pokoju hotelowego”, pomyślałam. I dokładnie w tej chwili zdałam sobie sprawę z niedorzeczności tych myśli. Byłam przecież tylko dzieckiem, być może źle zapamiętałam fakty? Być może w mojej głowie wszystko ułożyłam tak, żeby nie było w tym winy rodziców. Zarumieniłam się ze wstydu, ponieważ to tak właśnie musiało być.
    Ciocia Lydia zrozumiała moje zawstydzenie jako smutek i poklepała mnie po ramieniu.
    - Spokojnie, teraz już wszystko będzie dobrze – powiedziała.
    Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowie. Nie o mojej przeszłości, a o moim obecnym życiu. Opowiedziałam jej o szkole, o Ryanie i o przyjaciołach z rodzinnych stron. Słuchała uważnie każdego słowa. Opowiedziała mi też trochę o sobie; o jej ogrodnictwie, pracy oraz nawet o jej narzeczonym, który mieszka kilka domów dalej. Zanim się zorientowałam, na dworze było już ciemno. Spędziłam tutaj calutki dzień!
    Wstałam szybko gotowa do wyjścia, ale ciocia zatrzymała mnie:
    - Mam jeden wolny pokój. Proszę, zostań na noc. Zawsze jesteś tu mile widziana.
    Zawahałam się, ale wciąż szczęśliwa, że odnalazłam ciocię, zdecydowałam się zostać. Zadzwoniłam do Ryana, który zgodził się odebrać mnie następnego dnia. Lydia poprosiła, żebym zaczekała na dole, podczas gdy ona przygotuje dla mnie pokój.
    Zajęłam się rozczesywaniem włosów. Nagle zaczęłam żałować, że nie wzięłam ze sobą szczoteczki do zębów ani piżamy. Może ciocia miała jakieś na górze? Weszłam po schodach na górę, gdzie zobaczyłam troje drzwi. Pierwsze, które minęłam, z pewnością prowadziły do sypialni Lydii. Nie było jej w środku, więc zajrzałam do drugiego pokoju. Stała tam kołyska, bujane krzesło i stolik do przewijania niemowląt. "Dziwne," pomyślałam."Czy mama przypadkiem nie mówiła, że ciocia nie może mieć dzieci?".
    - Twój pokój jest na końcu korytarza - usłyszałam głos za moimi plecami. Podskoczyłam zaskoczona. Lydia chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do trzeciego pokoju. Wyglądała na wzburzoną, a ja poczułam się źle, że myszkowałam. Mój pokój posiadał dwa podwójne łóżka, co również wydało mi się dziwne, dla kogoś, kto mieszkał samotnie. Ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, że będę mogła wygodnie się na nich ułożyć i odpocząć. Wciąż odczuwałam lekki niepokój, nie wiedziałam jednak, dlaczego.
    - Dziękuję, ciociu - powiedziałam. I naprawdę byłam jej wdzięczna, cały ten dzień sprawił, że zrzuciłam z siebie ogromny ciężar. Ciocia uśmiechnęła się ciepło i wyszła. W tym momencie pewna myśl wpadła mi do głowy: przez cały czas spędzony z nią, ani razu nie zapytała o moje rodzeństwo. Oczywiście nie miałam pojęcia, co stało się z Sarah, ale mogłam jej chociaż powiedzieć, co z Samem.
    - U Sama też wszystko w porządku - krzyknęłam. Ciocia obróciła się w moją stronę, ale nie odpowiedziała, więc mówiłam dalej. - Został adoptowany przez inną rodzinę. Wprawdzie mieszkają daleko, ale to wspaniali ludzi i widuję ich na wakacje.
    - To cudownie, kochanie - powiedziała Lydia. - Bardzo miło mi to słyszeć.
    Po tych słowach, ciocia zniknęła za drzwiami sypialni. "Dziwne," pomyślałam nieco zaskoczona. Wyglądało na to, że Lydia kompletnie nie była zainteresowana Samem, ale cały dzień była oczarowana MOIM przyziemnym życiem. Zawsze byłam jej pupilkiem, jednak byłam pewna, że będzie chociaż chciała wiedzieć, czy z Samem wszystko dobrze. Odepchnęłam od siebie te myśli. Było późno, a ja niewiele spałam poprzedniej nocy, więc pragnęłam tylko odpocząć.
    Zostawiłam uchylone drzwi - nawyk powstały w wyniku mojego strachu przed zamkniętymi pomieszczeniami. Nawet teraz, kiedy wiedziałam już, co tak naprawdę się wydarzyło w hotelu, nie mogłam się go pozbyć. Sięgnęłam do kieszeni po telefon, przy okazji wyciągając naszyjnik, który dawno temu dostałam od cioci. Całkiem zapomniałam, że przyniosłam go ze sobą na wypadek, gdyby Lydia mnie nie pamiętała. Na szczęście okazał się niepotrzebny. Położyłam go na szafce i pomyślałam, że być może znajdę w niej jakąś piżamę. Była zamknięta na klucz. Usiadłam na łóżku, wciąż ogarnięta niewytłumaczalnym niepokojem. I wtedy mnie to uderzyło - ten pokój wyglądał dokładnie tak, jak pokój w hotelu!
    Zrobiło mi się niedobrze. Z pewnością to tylko zbieg okoliczności, ale nie zmieniało to faktu, że pokój był identyczny. Musiałam wyjść na zewnątrz, pooddychać świeżym powietrzem. Nie chciałam już niepokoić cioci, więc po cichu zeszłam po schodach i znalazłam się na dworze.
    Od razu poczułam się lepiej. Wiedziałam, że przesadzam, ale wolałam się jeszcze przejść, zanim wrócę do domu.
    Po kilkunastu metrach zauważyłam coś dziwnego. Drzwi do jednego z domów były szeroko otwarte. Na piętrze paliło się słabe światło, poza tym było w nim ciemno. Okolica wydawała się bezpieczna, ale i tak wątpiłam, żeby ktoś zostawiał otwarte drzwi na noc. Podeszłam bliżej wejścia i zawołałam do środka, żeby zwrócić na siebie uwagę.
    Po chwili usłyszałam kroki dochodzące z góry. Poczułam się nieswojo, moje serce zaczęło bić szybciej. Zrozumiałam, że mogłam właśnie przeszkodzić we włamaniu, lub czymś jeszcze gorszym. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą telefonu...
    W drzwiach pojawił się mężczyzna. Zaniedbany, lekko zirytowany, ale poza tym nieszkodliwy. Być może go obudziłam.
    - Przepraszam, zauważyłam otwarte drzwi i chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku - wytłumaczyłam moje zachowanie. - Zatrzymałam się kilka domów dalej, może zna pan Lydię?
    Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
    - A, tak, tak. Wybacz, ostatnio dość często zostawiam otwarte drzwi. A ty musisz być Casey. Lydia wiele mi o tobie opowiadała.
    Zgłupiałam na te słowa. Kiedy ciocia miała czas, żeby komukolwiek opowiedzieć o moim przyjeździe? Przypomniałam sobie nasze rozmowy i zdecydowałam, że ten człowiek musi być jej narzeczonym. Kiwnęłam głową na potwierdzenie, a mężczyzna zaczął mówić dalej.
    - Lydia była dla mnie naprawdę miła w ostatnim czasie. Przechodziłem przez bardzo ciężki okres w moim życiu - wziął głęboki oddech, jakby mówienie o tym było dla niego trudne. - Moja żona i dziecko zaginęli kilka miesięcy temu. Nie odeszli ode mnie, oni po prostu... zniknęli. Najpierw mój kochany synek. Był w swoim pokoju, kiedy usłyszałem, że nagle przestał płakać. Poszedłem sprawdzić, co się dzieje, ale nie było go tam. A moja żona... zarzekała się, że nigdy nie mieliśmy syna.
    Wyrzucał z siebie słowa w pośpiechu, spoglądając na mnie przepraszająco. Jakby nie był pewien, dlaczego mi to wszystko mówi, ale nie mógł się powstrzymać.
    - Cały czas zapewniała mnie, że nigdy nie mieliśmy dzieci, więc zacząłem na nią krzyczeć. Była przerażona, kiedy złapałem ją ze rękę i pociągnąłem na górę, do pokoju naszego chłopca. Nie MOGŁA zaprzeczyć jego istnieniu stojąc pośród jego rzeczy. Krzyczała, kiedy wepchnąłem ją do pokoju synka i zatrzasnąłem za nią drzwi. I wtedy nagle umilkła. Pomyślałem, że się zraniła i szybko otworzyłem drzwi. Nie było jej. Zniknęła...
    Spojrzał ku niebu z wyrazem bezsilności na twarzy, potem przeniósł wzrok na mnie i z pewnością zauważył przerażenie w moich oczach.
    - Przepraszam - powiedział. - Nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię. Ale Lydia jest jedyną osobą, która mi wierzy, wszyscy pozostali utrzymują, że nigdy nie miałem ani żony, ani dziecka. A ty jesteś jej córką, więc...
    Słowo "córka" wyrwało mnie z zamyślenia.
    - Nie jestem jej córką - powiedziałam, kiedy zrozumiałam jeszcze jedną rzecz. - A pan nie jest jej narzeczonym, prawda?
    Mężczyzna nie krył zakłopotania.
    - Przepraszam, Lydia wciąż mówiła o swojej córce, Casey, która mieszka za miastem. I nie wiedziałem, że ma narzeczonego. Myślałem, że może być mną zainteresowana, ale w tym wypadku....
    Przerwałam mu.
    - Ja panu wierzę - wyszeptałam. Wszystko zaczęło układać się w jedną całość, chociaż wciąż było wiele znaków zapytania. Hotel, w którym ludzie znikają za zamkniętymi drzwiami, pokój dziecka, gdzie ginie matka i syn, mężczyzna, który tak jak ja, boi się zamkniętych drzwi. I Lydia, która w jakiś sposób połączona jest z tymi wydarzeniami. Wzdrygnęłam się, kiedy przypomniałam sobie pokoje w jej domu... Spojrzałam na mężczyznę, licząc na więcej odpowiedzi. Wtedy zauważyłam naszyjnik na jego szyi, dokładnie taki sam, jak mój.
    W przeciągu godziny opowiedziałam temu mężczyźnie, Nathanowi, wszystko o sobie. Kiedy skończyłam, był blady i roztrzęsiony, ale przede wszystkim wściekły. Nie mogliśmy być pewni, ale mieliśmy pewne wytłumaczenie tego, co się nam przytrafiło. Nathan mówił, że widział tajemnicze książki w domu Lydii, które prawdopodobnie zawierały zaklęcia i dziwne symbole. Nigdy dokładnie im się nie przyjrzał, bo Lydia zabrała mu je sprzed nosa. Wyglądało na to, że ciocia - nie mogąca mieć dzieci - pragnęła mieć swoją ulubioną siostrzenicę, jako własne dziecko. Używając być może zaklęć na pokojach w swoim domu, chciała dać sobie możliwość adoptowania mnie. Ale plan nie do końca się udał. Wiele lat później, przystojny, ale żonaty mężczyzna zamieszkał w okolicy. Lydia ponownie zawrzała z zazdrości. Naszyjniki, które nam podarowała, miały nas chronić. Ale przed czym? Domyślaliśmy się, że dzięki nim, nie zniknęliśmy, jak nasi bliscy. Być może też sprawiły, że pamiętaliśmy zaginionych.
    Kiedy skończyliśmy rozmawiać, Nathan był wściekły.
    - To wszystko jej wina! - powtarzał w kółko.
    Poderwał się nagle i zaczął iść w kierunku domu Lydii. Bałam się o to, co zrobi, kiedy tam dotrze. Oraz co ja mogę zrobić. Pobiegłam za nim. Kiedy dom cioci był już w zasiędu mojego wzroku, moje serce zamarło. Samochód Ryana stał przed furtką.
    Nigdy w życiu nie biegłam tak szybko, jak wtedy. Wyprzedziłam Nathana i niewiele myśląc wparowałam do domu. Chciałam wołać Ryana, żeby upewnić się, czy nic mu nie jest, ale coś kazało mi być cicho. Pokój gościnny i kuchnia były ciemne i puste. Wstrzymałam oddech i wtedy usłyszałam odgłosy rozmowy dochodzące z drugiego piętra. Prawie wyskoczyłam z ciała, kiedy Nathan pojawił się obok mnie. Gestem nakazałam mu zachowywać się cicho i wskazałam palcem na górę.
    Powoli weszliśmy po schodach, starając się nie robić żadnego hałasu, który mógłby nas zdradzić. Dźwięk, który wcześniej słyszałam, okazał się być śpiewem. Bardzo dziwnym i nieprzyjemnym.
    Dotarliśmy w końcu na piętro i wtedy zauważyłam, że drzwi do pokoju, w którym miałam spać były otwarte. Ledwo powstrzymałam się od krzyku, kiedy zobaczyłam, co jest w środku.
    Ryan był przywiązany do krzesła, jego twarz cała we krwi, jakby został przez kogoś zaatakowany. Lydia stała nad nim, trzymając otwartą książkę w dłoni. Podeszłam odrobinę bliżej. Szafka teraz była otwarta, w środku leżały książki i coś, co wyglądało jak suszone rośliny oraz różne skałki i kości. Wokół Ryana, na podłodze, widniał dziwny symbol. Bardzo podobny do tego, który był na naszyjnikach, ale nie miałam pewności.
    Zanim Nathan i ja mogliśmy zrobić cokolwiek, Lydia odwróciła się w naszą stronę. Twarz pokrytą miała białym pyłem, na szyi miała zawieszone naszyjniki z kości i zębów oraz - czy to były włosy? Było tego tyle, że nie byłam nawet w stanie stwierdzić, czy pod spodem miała ubraną koszulkę. Kiedy nas zauważyła, wydała z siebie gardłowy krzyk i rzuciła się w naszą stronę.
    Nathan znieruchomiał. Przez krótką chwilę tylko widziałam jego twarz - zdradzała wielkie przerażenie. Ale nie na tym była teraz skupiona moja uwaga. Nie miałam pojęcia, co Lydia zrobiła Ryanowi, ale jeśli uczyniła ten pokój kolejną śmiertelną pułapką, nigdy więcej go nie zobaczę, jeśli zostaną zamknięte drzwi. I nie będę nawet go pamiętała. Wykorzystałam moment, kiedy Lydia skupiła całą swoją uwagę na Nathanie i podbiegłam do Ryana. Słyszałam krzyki Nathana, uderzenia i w końcu huk. Potem już tylko cisza. Przejmująca cisza.
    Rozwiązywałam sznury, krępujące mojego chłopaka, co chwila zerkając w stronę drzwi. Już prawie udało mi się oswobodzić Ryana, kiedy w drzwiach pojawiła się postać.
    To była Lydia, jej twarz wciąż biała, oczy przepełnione wściekłością.
    - Ty niewdzięczna suko! - warknęła, patrząc wprost na mnie. Jednym skokiem pokonała odległość od drzwi do mnie i z nadludzką siłą złapała Ryana, by wyrzucić go - jak szmacianą lalkę - z pokoju. Potem uderzyła pięścią w mój brzuch, aż upadłam na podłogę nie mogąc złapać oddechu. "Nie mam na sobie naszyjnika," pomyślałam. "Nie jestem tu bezpieczna."
    Obraz przed moimi oczami powoli zanikał i ostatnie co widziałam, to Lydia opuszczająca pokój i zatrzaskująca za sobą drzwi.
    Byłam zgubiona.
    Ale minęły minuty i mój wzrok powrócił. Straciłam świadomość na krótką chwilę z powodu uderzenia. Zobaczyłam Ryana, jego ramię było wciśnięte między drzwi a ścianę, nie pozwalając im na zamknięcie. Drzwi drżały, jakby coś po drugiej strone uderzało w nie z wielką siłą. Byłam roztrzęsiona, ale podniosłam się szybko i pobiegłam do Ryana, po drodze chwytając naszyjnik, który wciąż spoczywał na szafce.
    Używając całej siły, jaką mogłam z siebie wydobyć, rzuciłam się na drzwi. Otworzyły się na ościerz, uwalniając Ryana i odrzucając Lydię daleko w głąb korytarza. Natychmiast podniosła się i ruszyła w naszym kierunku. W ostatniej chwili odskoczyłam na bok, a Lydia wpadła do pokoju.
    W tym samym momencie Ryan zatrzasnął za nią drzwi. Nastała cisza. Spoglądaliśmy na siebie, wstrzymując oddech i nie odzywając się ani słowem. Spojrzałam na nasze dłonie. Były splecione w uścisku, między nimi spoczywał naszyjnik. Poczułam napływającą odwagę i otworzyłam drzwi. Pokój był pusty. Nie tylko Lydia zniknęła. Razem z nią zniknęły wszystkie książki i świecidełka. Mój telefon leżał na łóżku.
    Ryan podniósł go i podał mi.
    - Zadzwoniła do mnie z tego telefonu. Zauważyła, że wyszłaś i pewnie myślała, że uciekniesz ze mną. Powiedziała: "Odbiorę jej wszystko, co kocha, aż będzie miała tylko mnie". Musiałem tu przyjechać, musiałem się upewnić, że nic ci nie jest.
    Wzdrygnęłam się i objęłam go mocno. Nagle poczułam, że jedyne czego pragnę, to sen.
    Nathana znaleźliśmy na dole. Był roztrzęsiony, ale poza tym nic mu się nie stało. Wróciliśmy do motelu.

    Od tych wydarzeń minęło sporo czasu. Nie rozmawiamy o tym za wiele. Ręka Ryana wciąż nosi blizny po uderzeniu drzwiami, ale z czasem się zagoi. Nie martwię się już tak, jak być może powinnam. Po prostu to wszystko wydaje się być tylko złym snem.
    Jest tylko jedna rzecz, która nie daje mi spokoju.
    Kiedy wróciliśmy do motelu, w naszym pokoju stało dodatkowe łóżko. Nie prosiliśmy o nie obsługi. Przeproszono nas i wyjaśniono, że obsługa myślała, że przyjechaliśmy we trójkę. Znalazłam też kilka bluzek, których z pewnością nie kupowałam. A kiedy opuszczaliśmy motel, znalazłam otwartą paczkę papierosów w samochodzie. Ja nie palę, mój chłopak też nie.
    Ryan spędził trochę czasu w domu Lydii zanim udało się go uratować od zniknięcia. Ale... czy był tam ktoś jeszcze, kogo nie uratowałam?

  7. #1416
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    URZĄDZENIE
    (autor: nihilistic_novelist)

    Mój dziadek był utalentowanym wynalazcą. W ciągu swojego życia opatentował ponad czterdzieści wynalazków, które pozwoliły mu żyć w dostatku po przejściu na emeryturę. Wtedy mógł się skupić na pracy, która sprawiała mu przyjemność, a nie na takiej, która zapewniała pieniądze. Jego żona i nasza rodzina wspieraliśmy go podczas pracy nad tymi wynalazkami, chociaż wcale nas nie interesowały. Ale uwielbialiśmy spędzać z nim czas i wykorzystywaliśmy każdą okazję, by go odwiedzić.
    Dziadek był niesamowicie utalentowany, a poza tym ludzie go lubili i miał ponadprzeciętne IQ. Był typem człowieka, który wywoływał uśmiech na twarzy każdego i każdy, bez wyjątku, lubił spędzać z nim czas.
    Pewnego dnia dziadek zaprosił nas na pokaz swojego nowego wynalazku. Nazwał to pracą swojego życia, pracował nad nim przez ostatnie dwadzieścia lat i w końcu zbliżał się do jego ukończenia. Powiedział, że powinien dokończyć go w ciągu kilku tygodni, a teraz chciał się tylko pochwalić, jak był blisko.
    Raz w tygodniu jadaliśmy obiad w domu dziadka i im bliżej było pokazu, tym bardziej był podekscytowany. Chodził po domu z ogromnym uśmiechem na twarzy. Głośniej się śmiał. Jego jedzenie smakowało lepiej. Wszystko, co z nim związane, emanowało radością.
    I wtedy się skończyło.
    Kilka dni przed pokazem, otrzymaliśmy telefon. Dzwonił dziadek, by powiedzieć nam, że odwołał pokaz i obiad u niego w tym tygodniu.
    Rozłączyliśmy się.
    Po tym telefonie, dziadek zmienił się nie do poznania. Nie odbierał żadnych telefonów, nie odwiedzał naszej rodziny i nie pozwalał się odwiedzić. Babcia była bardzo zmartwiona. Ona również nie wiedziała, co się dzieje.
    Mój dziadek, człowiek, który był zawsze duszą towarzystwa, stał się nagle starcem nie opuszczającym swojego pokoju. Wynalazki, które zawsze sprawiały mu wiele radości, leżały odłogiem w garażu.

    Pewnego dnia odebrałem telefon od babci. Płakała. Dziadek powiesił się i nie zostawił nawet listu pożegnalnego.
    Razem z rodziną pojechaliśmy do ich domu, by pomóc w sprzątaniu i pozbyciu się rzeczy, których babcia nie chciała. Mój ojciec kazał mojemu rodzeństwu posprzątać pokoje. Ja miałem posprzątać garaż.
    Garaż był pokryty grubą warstwą kurzu. Pamiątki po pracy dziadka walały się wszędzie. Złapałem kilka rzeczy i wrzuciłem je do kartonu, który trzymałem pod pachą. Nie miałem pojęcia, co powinienem posprzątać, więc szukałem najbardziej zakurzonych przedmiotów i wrzucałem je do pudełka.
    W rogu pomieszczenia zobaczyłem obiekt przykryty białym materiałem, który nie był aż tak zakurzony, jak reszta rzeczy. Podszedłem bliżej. Zawahałem się na moment, po czym ściągnąłem materiał. Pod spodem zobaczyłem krzesło, które wyglądało jak nowoczesna wersja krzesła elektrycznego. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Było zrobione z metalu i błyszczało tak jasno, że musiałem zmrużyć oczy. Krzesło było wysokie i były do niego doczepione kable, łączące się z pewnego rodzaju kaskiem. Na przedzie kasku zamocowane było coś na wzór ekraniku, jaki można zobaczyć w filmach o przyszłości. Patrzyłem na to urządzenie i zrozumiałem, czym było.
    To była praca życia mojego dziadka.
    Zawahałem się, wziąłem głęboki oddech i usiadłem na krześle. Było zimne i niewygodne. Zastanowiłem się dwa razy, zanim założyłem kask na głowę, ale i tak to zrobiłem. Ustawiłem ekranik przed oczami i czekałem, aż coś się wydarzy.
    Nic się nie stało.
    Rozejrzałem się i znalazłem mały przełącznik z boku krzesła. Przełączyłem go. Tym razem zobaczyłem błysk. Pojedynczy błysk i nic więcej.
    Wstałem z krzesła w kasku, ale dalej nic się nie zmieniło. Pomyślałem, że czymkolwiek było to urządzenie, zepsuło się i to dlatego dziadek popełnił samobójstwo. Jednak, kiedy mój ojciec wszedł do garażu, zrozumiałem, że urządzenie działało. I wiedziałem już, do czego służyło.
    Było to coś zupełnie innego niż wszystkie znane maszyny na świecie. Pozwalało widzieć ludzi. Widzieć, kim naprawdę są, bez ukrywania czegokolwiek. Pozwalało zobaczyć ich duszę.
    Wizja pojawia się w głowie w taki sam sposób, jak sen. Dwa osobne światy zlewają się w jeden przed twoimi oczami. Kiedy spojrzysz na jakąś osobę używając tego urządzenia, już nigdy nie będą dla ciebie tacy sami. Widzisz to co dobrze i to co złe w tym samym momencie. Smutnym faktem jest to, że jest w nich tak mało dobra w porównaniu ze złem.
    Gdziekolwiek pójdziesz, jesteś otoczony potworami, a nie ludźmi. Wilki w owczych skórach. Każdy człowiek, którego mijasz jest wstrętnym oszustem. Mężczyznę, który mieszka drzwi obok ciebie codziennie dotyka swojej córki w intymnych miejscach. Twój listonosz jest alkoholikiem, który bije swoją żonę po powrocie z pracy. Mężczyzna, którego niedawno minąłeś na ulicy jest seryjnym mordercą. Gdziekolwiek pójdziesz, widzisz te przerażające istoty.
    Ale to nie to doprowadziło mojego dziadka do szaleństwa. To nie przez to odebrał sobie życie. Najstraszniejszą rzeczą nie jest to, co widzisz w innych ludziach. To, co do końca życia cię prześladuje, to to, co zobaczysz w lustrze.

    SCHODY

    W 1984 roku samotnie w dwupiętrowym domu żyła stara wdowa, sparaliżowana i przykuta do wózka inwalidzkiego. Po tajemniczej śmierci jej męża, wynajęła opiekuna, który pomagała jej w codziennych czynnościach. Funkcjonowanie utrudniał jej fakt, iż dwa piętra łączyły tylko stare schody. Kiedy potrzebowała przedostać się z jednego piętra na drugie, opiekun wnosił jej nieruchome ciało na górę i na dół. Pewnego dnia policja otrzymała telefon od wdowy. Popełniono morderstwo.
    Ponieważ jednostki policji były w tym czasie ograniczone, a morderca prawdopodobnie i tak zbiegł już z miejsca zbrodni, tylko jeden detektyw został wysłany do sporządzenia wstępnego raportu. Po przybyciu na miejsce zobaczył ciało opiekunki z wyrwanymi strunami głosowymi. Leżało na podłodze, w kałuży krwi, na pierwszym piętrze domu. Wdowa wpatrywała się w detektywa siedząc na wózku inwalidzkim na szczycie schodów. Była spokojna i cicha, jakby w ogromnym szoku. Mógł natychmiast skreślić ją z listy podejrzanych, ponieważ jej niepełnosprawność nie pozwalała jej swobodnie przedostawać się z jednego piętra na drugie, a gdy doszło do morderstwa, była na górze. Podobnie było w przypadku śmierci jej męża, uduszonego podczas snu na kanapie na dolnym piętrze.
    Detektyw założył rękawiczki, zrobił parę zdjęć, zebrał kilka śladów i zakrył ciało przed przyjściem koronera- same rutynowe czynności. Przejrzał dolne piętro w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak, a gdy nic nie znalazł, spytał wdowę, czy może wejść na górę. Kobieta zapewniała, że była tam cały czas i nie ma szans, by w tym czasie pojawił się tam ktoś inny. Detektyw wszedł jednak na schody, a kobieta ustąpiła mu miejsca.
    Na piętrze znajdywał się wąski korytarz z trzema drzwiami. Po kolei sprawdzał pokoje: pusta sypialnia- nic, łazienka- nic. Zaniepokojony zbliżył się do ostatniego pokoju, w którym spała wdowa. Otworzył drzwi: wszystko wyglądało normalnie. Łóżko, szafa na ubrania i szafka nocna z lampką. Sprawdził każdy kąt pokoju i spostrzegł fakt, który zmroził krew w jego żyłach. Powoli wyciągnął pistolet z kabury. Ten szczegół był tak drobny, że przeoczył go podczas śledztwa w sprawie śmierci męża.
    Na górze nie było żadnego telefonu.
    Nagle usłyszał jakiś hałas. Schował broń i wybiegł na korytarz.
    Na szczycie schodów stał pusty wózek inwalidzki.

    SEN


    Kilka lat temu brałem udział w strasznym wypadku samochodowym. Zatrzymałem samochód przed przejazdem kolejowym, byłem ostatnią osobą, która nie zdążyła przejechać.
    Słyszałem zbliżający się pociąg. Uwielbiam pociągi, więc cieszyłem się, że jestem tak blisko. W pewnym momencie uderzył we mnie samochód za mną i popchnął moje auto kilka stóp do przodu. Barierki nie wytrzymały i znalazłem się na środku torów. W panice wrzuciłem wsteczny bieg i próbowałem cofnąć, ale nie pozwoliło mi na to auto z tyłu. Otworzyłem drzwi i chciałem uciekać, ale zapomniałem o pasach bezpieczeństwa. Zanim udało mi się je rozpiąć, było za późno. W ułamku sekundy usłyszałem najgłośniejszy dźwięk w życiu, potem nastała ciemność i cisza. Byłem pewny, że umarłem. Nie czułem bólu, a gdybym przeżył, przecież byłbym w agonii. Próbowałem otworzyć oczy, ale bez skutku. Próbowałem wydać z siebie jakiś dźwięk, poruszyć palcami, ale nie mogłem. Nie byłem sparaliżowany, czułem jakby nie miał ciała. Jakbym był tylko umysłem w basenie nicości.
    Stopniowo znów zacząłem odczuwać. Fale ciepła i wilgoci pozwoliły mi na nowo odkryć, że posiadam fizyczne ciało. W tym samym czasie zacząłem odczuwać ból. Czułem się, jakby każdy centymetr mojego ciała był w siniakach. Nawet otworzenie oczu było ponad moje możliwości.
    Byłem w szpitalu. Więc mimo wszystko przeżyłem. Otoczyli mnie ludzie, kiedy udało mi się otworzyć oczy. Twarze cały czas były rozmazane, a dźwięki dochodziły jakby spod wody. Bardzo szybko znów poczułem się słaby i zasnąłem.
    Tracenie i odzyskiwanie przytomności trwało bardzo długo w moim odczuciu. Ale lekarze powiedzieli, że minęło zaledwie kilka dni. Uczyłem się mówić i przełykać, co może wydawać się śmieszne, ale wtedy było wielkim wyzwaniem. Kiedy zdjęto mi większość gipsu, pozwolono mi usiąść i obrócić głowę, za co byłem niezmiernie wdzięczny.
    Według mojej rodziny, byłem nieprzytomny przez kilka dni po wypadku. Sarah, moja dziewczyna, wydawała się bardzo szczęśliwa, że może ze mną porozmawiać.
    Czas mijał mi w ślimaczym tempie. W końcu rehabilitacja zaczęła przynosić jakieś efekty i mogłem poruszać się na wózku. Lekarze byli nastawieni zaskakująco optymistycznie i uważali, że będę jeszcze chodził. Nikt nie chciał mi powiedzieć, że będę kiedyś samodzielny, bo gdyby tak się nie stało, musieliby przyznać się do pomyłki. Osobiście byłem pełen nadziei.
    Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że nic nie śni mi się w nocy. Kiedy spałem, czułem tą samą pustkę, która otoczyła mnie po wypadku.
    Czas, który nastał później zlał mi się w jedną całość. Następną rzeczą, jaką pamiętam, była pierwsza próba samodzielnego chodzenia. Pielęgniarki podpierały moje ramiona na wypadek gdybym upadł i z ich pomocą udało mi się przejść cały pokój. Lekarze zapewnili mnie, że nigdy wcześniej nie widzieli tak szybkich postępów. Byłem z siebie dumny.
    Oczywiście czekało mnie jeszcze dużo pracy,ale mogłem wrócić do domu i stamtąd uczęszczać na rehabilitację. Kilka tygodni później wróciłem też do pracy. Moje życie stało się całkiem normalne. Utykałem tylko lekko na lewą nogę, ale poza tym czułem się dobrze. Po około miesiącu zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
    Najpierw zauważyłem okazjonalny, ostry ból w prawym ramieniu, jakby ktoś wbijał mi w nie igłę. To były delikatne ukłucia, zdarzały się może dwa razy na dzień. Zignorowałem to jednak, tłumacząc sobie, że to trauma po wypadku. Niestety później zacząłem słyszeć głosy i tego już nie mogłem zignorować. Pewnej nocy, kiedy czytałem w łóżku, wydawało mi się, że słyszałem płacz Sarah. Nadstawiłem uszu aby się upewnić i definitywnie słyszałem szloch, ale jakby z wielkiej odległości.
    Szybko zszedłem na dół zmartwiony, że coś jej się stało. Zastałem ją w kuchni zmywającą naczynia.
    - Wszystko w porządku? zapytałem ostrożnie.
    - Tak, dlaczego pytasz? odparła od niechcenia.
    - Bez powodu.
    Starałem się wymazać to z pamięci. Poza tym, jak mogłem oczekiwać, że po zderzeniu z pociągiem nie będę odczuwał długoterminowych skutków? Od czasu do czasu, kiedy próbowałem zasnąć albo siedziałem w ciszy, słyszałem okazjonalne dźwięki, których początkowo nie rozpoznawałem. Z czasem zdałem sobie sprawę, że to odgłosy szpitala stoliki przesuwane po podłodze, piszczące maszyny, rozmowy pielęgniarek i lekarzy.
    Mimo że wydawało mi się to całkiem normalne biorąc pod uwagę traumę, jaką przeżyłem, zdecydowałem się wspomnieć o tym mojemu lekarzowi. Powiedział mi, że nie mam powodów do niepokoju i przepisał mi tabletki nasenne. Cieszyłem się, że lekarz wyjaśnił mi wszystko.
    Niestety słyszałem te dźwięki coraz częściej. Kiedy spałem, znów zacząłem mieć sny, ale wciąż było to to samo. Jeśli w ogóle cokolwiek widziałem, był to pokój w szpitalu. Czasami byli w nim inni ludzie, czasami tylko ja i maszyny.
    Pewnej nocy sen był wyraźniejszy niż zwykle. Otworzyłem w nim oczy i zobaczyłem Sarah śpiącą na krześle obok mojego łóżka.
    - Sarah? wycharczałem, a ona aż podskoczyła.
    - Henry! zbliżyła się i złapała moją rękę. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że śnię. Spojrzałem Sarah prosto w oczy i powiedziałem:
    - Tylko śnię.
    Sarah wydawała się zmartwiona:
    - Nie, Henry. W końcu się obudziłeś. Jestem tutaj z tobą, tyle czasu czekałam.
    - To oczywiste, że to powiedziałaś. Jesteś częścią mojego snu uśmiechnąłem się. Prawdopodobnie zaraz się obudzę.
    - Henry, nie! zdenerwowanie Sarah przybrało na sile. Nie wiem, o czym mówisz. Zostań ze mną Henry. Nie zasypiaj. Spójrz na mnie.
    Przecząco pokręciłem głową i zamknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem, byłem z powrotem w swoim własnym łóżku. Dochodziła 3:30 nad ranem. Usiadłem i rozmyślałem nad tym, co przed chwilą widziałem. Znów miałem wrażenie, że słyszałem płacz mojej dziewczyny, chociaż doskonale widziałem, że śpi obok mnie.
    Kiedy się obudziła, odwróciła się do mnie i objęła mnie ramieniem.
    - Dzień dobry, mięśniaku uśmiechnęła się zadziornie.
    - Jeśli w tej chwili śnię, powiedziałabyś mi? zapytałem.
    - Co? otworzyła szeroko oczy. O czym ty mówisz?
    - Odpowiedz mi. Gdybym spał, wiesz śnił, powiedziałabyś mi?
    - Ja czuję się całkiem prawdziwa odparła dotykając swojego ciała. Myślisz, że nie istnieję naprawdę?
    - Oczywiście, że nie odparłem.
    Zajęliśmy się własnymi sprawami, a ja nie mogłem przestać myśleć o swoim śnie. Zauważyłem, że kiedy mocno się skupiałem, mogłem usłyszeć szpitalne odgłosy całkiem wyraźnie. Martwiłem się.
    Tamtej nocy położyłem się wcześniej i natychmiast przeniosłem się do szpitalnego łóżka. Czułem cienkie prześcieradło pod palcami. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Sarah czytającą książkę. Siedziała na tym samym krześle, co wcześniej. Patrzyłem na nią przez dłuższy czas, zastanawiając się, czy jest prawdziwa. Wyglądała na prawdziwą. Przewracała strony tak samo, jak zawsze i marszczyła czoło.
    W pewnej chwili spojrzała na mnie i nasze spojrzenia się spotkały.
    - Obudziłeś się! krzyknęła. Victoria, Paul, obudził się!
    Moi rodzice weszli do pokoju, wyglądali na podekscytowanych.
    Rozmawiałem z nimi długo. Oczywiście moi rodzice również zapewnili mnie, że nie śnię, ale szybko zmienili temat. Zamiast tego dyskutowaliśmy o moim stanie. Od trzech miesięcy byłem w śpiączce. Powoli tracili nadzieję, że z tego wyjdę, ale mój mózg zaczął wykazywać jakąś aktywność. Od tego czasu przychodzili do mnie regularnie z nadzieją, że się obudzę. To wszystko brzmiało przekonująco.
    Po kilku godzinach musiałem im przerwać byłem naprawdę śpiący. Oczywiście rozumieli mnie i zasnąłem. Tylko tym razem nie obudziłem się w swoim własnym łóżku. Obudziłem się w tym samym szpitalu kilka godzin później. Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że wyobraziłem sobie swoje szybkie ozdrowienie i cały czas byłem w śpiączce. Możecie sobie wyobrazić, jak ciężko było mi to zaakceptować.
    Od tego czasu na nowo przechodziłem rehabilitację, ale tym razem wszystko szło wolniej. Dlatego byłem już przekonany, że naprawdę nie śnię. Nikt nie da rady znów chodzić po takim wypadku bez długotrwałej, ciężkiej pracy. Do dzisiaj tylko czasami poruszam się bez wózka, a minęło sześć lat.
    Przyzwyczaiłem się do myśli, że resztę życia spędzĘ na wózku. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden fakt wciąż słyszę odgłosy szpitala, kiedy kładę się spać.
    Wiem, co powiecie. Że to nie sen, że wszyscy jesteście prawdziwi. Ale to jest coś, co powinniście powiedzieć. Nikt nagle nie powie mi przecież, że nie istnieje naprawdę, a ja żyję we śnie. Nadal pewnie jestem w śpiączce, ale nauczyłem się z tym żyć. Wiem, że nikt kogo spotykam w ciągu dnia, nie jest prawdziwy, ale jestem już tym zmęczony i muszę się z tym pogodzić.

  8. Reklama
  9. #1417
    Avatar Anna Maria Wesołowska
    Data rejestracji
    2011
    Położenie
    Kraków.
    Wiek
    31
    Posty
    3,868
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Dzisjaj Halułin to z chęcią sobie poczytam w nocy, dawać jak najwięcej :D!

  10. #1418
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    [Jeszcze kilka krótkich past ode mnie - są to pasty, które mają na celu być jak najkrótsze. Wszystkie tłumaczone.]

    WIZYTA
    Jego żona zawsze miała mocny sen, ale jakoś codziennie dawała radę wstać w środku nocy i wyprowadzić psa. Nie wiedział, jak to robiła, ale nie zastanawiał się nad tym długo – uznał, że to naturalny odruch.
    Pewnej nocy obudziło go pukanie do drzwi. Żona, śpiąca obok niego nie obudziła się. Zdecydował się jej nie przeszkadzać we śnie, po cichu wstał z łóżka i zszedł na dół.
    Otworzył drzwi i zamarł zdezorientowany. Zobaczył swoją żonę przed drzwiami, ich pies przy jej nodze.
    - Dlaczego zamknąłeś mnie na zewnątrz? – zapytała żona, kiedy usłyszał, jak ktoś podnosi się z łóżka na górze.

    CZAS KARMIENIA
    - Dziecko płacze – powiedziała do mnie żona.
    Zszedłem z łóżka i poszedłem do pokoju dziecka, potykając się po drodze w ciemności. Słyszałem żałosne szlochanie dochodzące z ciemnego pokoiku. „Smoczek,” pomyślałem po omacku go szukając. Kiedy go znalazłem i podałem córeczce, przestała płakać.
    - Przynieś ją tutaj, to i tak jest czas karmienia – usłyszałem krzyk mojej żony, kiedy już byłem na korytarzu.
    Westchnąłem i wróciłem się do pokoiku. Po omacku odszukałem dziecko w kołysce. Córcia zachichotała słodko, kiedy ją podniosłem. Ostrożnie wyszedłem z pokoju (nie zapalałem światła), nie chciałem jej upuścić i przygnieść.
    Przekazałem córeczkę żonie i wróciłem do łóżka, aby ekspresowo zasnąć.
    Obudziłem się cały mokry – ohyda. Delikatne światło wpadało do sypialni przez okno. Usiadłem na łóżku i podniosłem kołdrę. Wszystko było mokre od krwi. Najwięcej zobaczyłem jej po stronie żony. Strużka krwi prowadziła do szafy. Jej drzwi były lekko uchylone i słyszałem wesołe chichotanie dochodzące z niej. Z pokoju dziecka, dochodził płacz mojej córeczki...

    SAMOTNOŚĆ
    Shaun położył się do łóżka. Sam, ze złamanym sercem. Pogrzeb jego żony odbył się tego ranka, zasnął patrząc się na puste miejsce obok siebie.
    Obudził go cichy szept:
    - Mówiłeś, że zawsze będziemy razem!
    Otworzył szeroko oczy, kiedy rozpoznał głos swojej żony i poczuł jej zimną rękę na ramieniu. Chciał usiąść, ale powstrzymało go wieko trumny.

    NIGDY NIE SKŁAMAŁEM
    Jej matka wróciła do moich myśli z impetem. Moja córka mi o niej przypomniała, grzebiąc w kartonach i wyciągając z nich obrazy. Poczułem gęsią skórkę na moim ciele, ale wiedziałem, że to tylko mój mózg przedziera się przez dawne wspomnienia i uczucia, o których chciałem zapomnieć.
    Moja córka właśnie skończyła szkołę. Pomagałem jej pakować się na studia – była taka podekscytowana – kiedy natrafiła na karton ze swoimi starymi malunkami. Jej matka była malarką, i obie spędzały godziny malując. Nawet wtedy, kiedy córka była na tyle mała, że używała do malowania swoich paluszków. Miała wielki talent i zawsze mówiła, że ręką jej matki kierują anioły.
    - Tato, pamiętasz ten obraz? – uśmiechnęła się córka. Przedstawiał on jezioro, namalowane przez sześciolatkę. – Namalowałam go zaraz po...
    Po śmierci jej matki. Było jej wtedy tak smutno.
    - Pamiętam, co mi wtedy powiedziałeś. Że moja mama zawsze będzie przy mnie. Że mam pilnować tych obrazów, a ona zawsze będzie obok. Pamiętasz? – uśmiechnęła się na to wspomnienie, jej oczy się zaszkliły.
    Zatrzymałem krew. Mnóstwo krwi w słoikach. Dolewałem po trochę do farb przez lata. Lata! Nigdy tego nie zauważyła. Jak niby miała to zrobić? Powiedziałem jej, że jej matka zawsze będzie przy niej. I nigdy nie skłamałem.


    NIC TAM NIE BYŁO
    Kiedy leżał na łóżku, z całych sił starał się zignorować serię gwałtownych trzasków i uderzeń dochodzących z ogródka.
    Ostatecznie jego ciekawość zwyciężyła i ostrożnie podszedł do okna. Wyjrzał przez nie, ale nic nie zobaczył.
    Drzewa, trawa, droga, świat... wszystko zniknęło. Nic tam nie było.

    NIEZNAJOMY
    Zabrał nóż z kuchni i po cichu przeszukiwał dom. Musiał się dowiedzieć, co powodowało hałasy, które niszczyły mu życie. Wszystkie te krzyki i jęki doprowadzały go do szaleństwa.
    Do sprawdzenia została mu już tylko piwnica. Poczuł dochodzący z niej zapach zgnilizny. Zawahał się na moment, zanim zapalił światło. Widok martwych ciał przybitych do ścian zmroził go. Przerażony odwrócił się by uciekać na górę, kiedy zobaczył nieznajomego mężczyznę patrzącego na niego przez okno w piwnicy. Mężczyznę z potarganymi włosami, nieogolonego, o szalonych oczach, ubranego w podarte ubrania umazane krwią. Czując gulę w gardle, zamachnął się nożem i uderzył nim w nieznajomego.
    Wtedy zdał sobie sprawę, że uderzył w lustro.

  11. #1419
    Avatar SlitasneZebro
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Szczecin
    Posty
    2,108
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Przez paste od Ishy "wiadomość" siedze osrany od 30 minut i patrze się na drzwi, nie czytam więcej XD

  12. Reklama
  13. #1420
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    NOCNY WĘDROWIEC

    Mój syn zawsze miał skłonności do bycia nocnym markiem. Nie zliczę godzin, które wraz z żoną spędziliśmy nie śpiąc, nasłuchując jego kroków w korytarzy. Kroki zatrzymywały się pod drzwiami naszej sypialni i głowa syna pojawiała się w szparze, zaglądał do nas. Nie zliczę też, ile razy zbudziłem się z uczuciem, że jestem obserwowany i zauważałem nagle syna tuż obok mnie, cichego i nieruchomego. Być może nie powinniśmy, ale w takich sytuacjach pozwalaliśmy mu spać z nami. Miał bardzo bujną wyobraźnię i często skarżył się na koszmary. Moja żona i ja mamy po prostu za miękkie serca, by odesłać go z powrotem do jego pokoju samego i przestraszonego. Za każdym razem, kiedy z nami spał, wracał do siebie przed wschodem słońca.
    Ostatniej nocy obudziłem się na delikatne szturchnięcie mojej żony. Ściskała moje ramię coraz mocniej, jakby próbowała mnie zbudzić już od jakiegoś czasu. Spojrzałem na nią i przestała.
    - Alan, mógłbyś zapalić lampę? – powiedziała spokojnie. – Alex chciałby dzisiaj z nami spać. Mówi, że miał koszmary i się boi.
    Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności i ujrzałem postać mojego syna, stojącego koło łóżka.
    - Ale Alex spędza noc u...
    Paznokcie mojej żony wbiły się mocno w moje ramię zanim dokończyłem. Nagle poczułem ciężar na mojej klatce piersiowej, jakby coś mnie przygniotło. Dziwność tej sytuacji całkowicie mnie przytłoczyła. Mojego syna nie było w domu, więc kto stał obok nas? Czułem się nagle bardzo malutki. Każdy oddech był nie lada wysiłkiem, każde uderzenia serca dudniło w uszach. Nie chciałem zapalać lapmy.
    Postać stała obok łóżka, nieruchoma jak posąg.
    Powoli wyciągnąłem rękę w stronę lampki nocnej. Światło rozbłysło i rozświetliło pokók.
    Obok łóżka stał mój syn. Tylko to nie był tak naprawdę mój syn. Postać była tego samego wzrostu, tej samej budowy, ale poza tym nic jej nie łączyło z moim dzieckiem. Istota nie miała włosów, ani płci; jej naga forma była całkiem gładka. Nie widziałem uszu ani nosa. Miała tylko oczy i usta.
    Oczy były ciemnymi, pustymi dziurami, trzy razy większymi od ludzkich oczu. Gapił się na nas.
    - Mogę z wami spać? – zapytała istota.
    Usta istoty poruszyły sie na tle nieruchomej twarzy, nienaturalnie, nieludzko. Ale głos... głos był delikatny i niewinny – był to głos naszego Alexa.
    - Alex – powiedziała moja żona. Słyszałem jak jej głos drży ze strachu, jaka jest niepewna. Czułem dokładnie to samo. – Jest już prawie rano. Chcę, żebyś poszedł do swojego pokoju i posłał trochę.
    Przysięgam, że widziałem jak ta istota zapadła się w sobie, słyszałem ciche westchnienie. Patrząc w jej oczy wiedziałem, że nie są całkiem pozbawione uczuć, był w nich smutek, a poza tym nienawiść.
    Istota odwróciła się i powoli wyszła z sypialni na korytarz. W drzwiach zatrzymała się i spojrzała na nas.
    - Ale – powiedziała głosem Alexa. – Wcześniej zawsze pozwalaliście mi z wami spać.
    Kiedy wyszła, moja żona i ja leżeliśmy w łóżku bez słowa, nasłuchują oddalających się kroków.
    Boję się wyłączyć lampę.







    NOCNY WĘDROWIEC II

    Nie mogłem spać. Poprzednia noc wciąż zaprzątała mój umysł w całości. Wydawało mi się to snem, czymś nierealnym. Ślady na mojej ręce jednak były jak najbardziej prawdziwe; pięć małych draśnięć od paznokci mojej żony.
    Po cichu wstałem z łóżka, aby jej nie obudzić. Mimo że wydawała się mieć nerwy ze stali w ciągu nocy, za dnia była kłębkiem nerwów. Potrzebowała snu.
    Zatrzymałem się w drzwiach, by na nią spojrzeć. Gdyby w tej chwili otworzyła oczy, zobaczyłaby moją ciemną postać wpatrzoną w nią. Zupełnie jak ta istota wczoraj. Zajrzałem do pokoju dzieci, kiedy go mijałem. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale pokój wyglądał normalnie. Dzieci nie było. Wcześniej poprosiłem moich rodziców, żeby zaopiekowali się nimi dzień dłużej.
    Dom był całkowicie ciemny. Poruszałem się po nim wspomagając się dotykiem aż dotarłem do mojego biura. Zamknąłem się w środku, zapaliłem światło i usiadłem przy biurku.
    Światło migotało nade mną wypełniając pokój tańczącymi cieniami. Kątem oka zacząłem dostrzegać jakieś kształty, które znikały kiedy na nie patrzyłem.
    Przekląłem i złapałem gorącą żarówkę, by przykręcić ją mocniej. Migotanie ustało, cienie zniknęły. Ciężar wczorajszych doświadczeń przygniótł mnie na nowo. Zamknąłem oczy. Wtedy poczułem dopiero zmęczenie i przysnąłem.
    Obudził mnie jakiś dźwięk. Dochodził z korytarza – kroki. Moje serce zatrzymało się na chwilę, przestałem oddychać. Kroki stawały się coraz głośniejsze, zbliżały się. Wlepiłem wzrok w drzwi nie mogąc się ruszyć, nie mogąc krzyczeć...
    Dźwięk zatrzymał się pod drzwiami do mojego biura.
    Czułem się, jakby moje serce miało zaraz wybuchnąć. Mijały minuty, które wydawały mi się wiecznością. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było bicie mojego serca i tykanie zegara. Powoli klamka zaczęła się obracać.
    Usłyszałem szczęk zamka i drzwi się uchyliły. Czułem je zanim mogłem je zobaczyć. Te oczy. Drzwi były otwarte na nie więcej niż kilka centymetrów i „to” spoglądało na mnie. Jednym okiem, jedną nieskończoną nicością. Połowa ust, którą mogłem dostrzec była wykrzywiona, prawie jak w uśmiechu.
    Nagle istota zaśmiała się i był to śmiech Alexa. Chichotanie, jakie wydaje z siebie dziecko, kiedy zostanie złapane na gorącym uczynku. Nagle istota zatrzasnęła drzwi.
    Wstałem z krzesła i otworzyłem je szeroko. Światło wypełniło pusty korytarz.
    Usłyszałem trzask dochodzący z jednej z sypialni po drugiej stronie domu, a potem krzyk mojej żony.
    Rzuciłem się biegiem w tym kierunku, mój strach mieszał się ze złością. Moja żona stała w drzwiach sypialni, wszystkie światła były zapalone.
    - Wszystko w porządku? – zapytałem głupio.
    - Tak, co to był za hałas?
    Z niepokojem zwróciłem się w stronę pokoju Alexa. Zapaliłem w nim światło. Pokój wyglądał jak po przejściu tornada. Książki były pozrzucane z półek, prześcieradło na podłodze. Wszystkie zabawki walały się po pokoju.
    Podskoczyłem, kiedy moja żona położyła mi rękę na ramieniu.
    - Co się tu stało? – zapytała.
    - Nie mam pojęcia – odparłem czując się nieswojo.
    Wtedy zwróciłem uwagę na szafę. Oprócz niej, wszystko było poniszczone. Jedna jej strona była lekko otwarta, nie więcej jak kilkanaście centymetrów.
    - Zostań za mną – powiedziałem do żony, kiedy ruszyłem w stronę szafy.
    Podszedłem do niej chwytając po drodze jedną z zabawek – miała posłużyć mi jako broń. Miałem świadomość, że wcale nie chciałem otwierać tej szafy. Ale musiałem. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi na oścież. Tylko ubrania i zabawki. Otworzyłem drugą połowę szafy – więcej zabawek.
    - Widziałeś „to” jeszcze raz? – zapytała żona.
    - Tak.
    Przytuliłem ją, kiedy zaczęła płakać. Resztę nocy przespaliśmy przy zapalonych światłach.
    Tego ranka wróciłem do pokoju syna, by w nim posprzątać. W świetle dnia bałagan nie wydawał się tak straszny. Podniosłem prześcieradło i spojrzałem na zabawki leżące pod nim. Zamarłem.
    Dwie duże figurki były ustawione obok siebie, kobieta i mężczyzna. Dwie mniejsze, zrobione z plasteliny, leżały płasko na podłodze. Kolejna figurka stała obok – kompletnie gładka, bez szczegółów, miała tylko dwoje pustych oczu.
    Przy figurkach był napis z klocków syna: GDZIE ALEX
    Nie mogę bez przerwy zostawiać dzieci u rodziców. Muszę porozmawiać z Alexem...








    NOCNY WĘDROWIEC III

    Wziąłem kolejny dzień urlopu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny, jak tego ranka. To było uczucie, którego wcześniej nie doświadczyłem. Skłamałbym mówiąc, że się nie bałem, ale równocześnie to „coś” nigdy nie zrobiło nic, by nas skrzywdzić. Ale jego oczy cały czas mnie prześladowały, było w nich coś złowieszczego.
    Moja żona próbowała zająć swoje myśli sprzątaniem domu – po raz piąty nieświadomie czyściła ten sam stolik. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę i wtedy jej twarz pokrył rumieniec.
    - Myślę, że powinniśmy odebrać dzieci – powiedziała cicho. Jej głos był pełen niepewności i strachu.
    - Sarah – odparłem. – ty pojedź po dzieciaki. Ja muszę jeszcze coś tutaj zrobić.
    Jej oczy były nadal we mnie wlepione. Nadal widziałem w nich strach, ale też odrobinę nadziei.
    - Bądź ostrożny – powiedziała wychodząc.
    Ciemne chmury rozciągały się po niebie, wypełniając dom przyćmionym, mglistym światłem. Szperałem w szafce w garażu, aż znalazłem to, czego szukałem. Stara latarka wciąż działała, przecinając cień ostrym blaskiem. Wrzuciłem kilka dodatkowych baterii do kieszeni – tak na wszelki wypadek – i ruszyłem do wyjścia. Zatrzymałem się jeszcze na moment i pod wpływem impulsu chwyciłem duży młotek.
    Pewnym krokiem doszedłem do pokoju Alexa. Z latarką i młotkiem w rękach, otworzyłem drzwi szafy. Wyglądała tak samo, jak poprzedniego dnia – nie było w niej nic poza ubraniami i zabawkami. Zacząłem przesuwać te rzeczy, oświetlając latarką każdy zakamarek.
    Cofnąłem się zdezorientowany po chwili. W szafie nie było żadnej drogi wyjścia, albo wejścia. Zatrzasnąłem drzwi i znów je otworzyłem. Nadal nic.
    Odwróciłem się i padłem na kolana, żeby zajrzeć pod łóżko. Światło przedarło się przez zabawki i kurz, nie było tam nic poza tym. Sprawdziłem w ten sam sposób resztę pokoju, z tym samym rezultatem.
    Pokój był pusty. Nic nie było pod łóżkiem, albo za szafką. Okno było zamknięte, drzwi szafy też.
    Tylko, że ja zostawiłem je otwarte.
    Mocniej ścisnąłem młotek, nie spuszczając wzroku z szafy. Moje ręce drżały, kiedy chwyciłem za klamkę. Pociągnąłem drzwi i wrzasnąłem. To był krzyk wojownika, krzyk satysfakcji. Zacząłem z całej siły walić młotkiem, raz za razem. Przestałem dopiero, kiedy moje ramię bolało z wysiłku.
    Resztki pluszowego misia leżały przede mną.
    Nic nie było w szafie.
    Posprzątałem powstały bałagan i poszedłem obejrzeć resztę domu. Nic nie znalazłem.

    Siedziałem w salonie, kiedy Sarah wróciłam do domu z dziećmi. Spojrzała na mnie z nadzieją, uniosła brwi pytająco. Ponuro pokręciłem głową przecząco. Poczułem się jeszcze gorzej, widząc jak nadzieja znika z jej twarzy.
    - Alex, musimy porozmawiać – powiedziałem. Sarah zabrała Beth do innego pokoju.
    - Co tato?
    - Alex... – nie wiedziałem, co powiedzieć. – Alex, czy widziałeś kiedyś coś... dziwnego w naszym domu?
    - Nie.
    Zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem, jak do tego podejść. Odrzuciłem głowę do tyłu i wpatrzyłem się w sufit w poszukiwaniu odpowiednich słów.
    - Alex, czy kiedykolwiek widziałeś postać w domu? Byłby twojego wzrostu, z czarnymi oczami i ustami bez zębów...
    - A, jego? Mieszka w mojej szafie.
    Nie mogłem oddychać. Gapiłem się na syna z otwartymi ustami. Myśli przewijały się przez moją głowę, ale nie potrafiłem ubrać ich w słowa.
    - Musisz mi o nim opowiedzieć – powiedziałem w końcu.
    - Co chcesz wiedzieć? – zapytał Alex niewinnie.
    - Wszystko.
    Alex wzruszył ramionami i usiadł obok mnie na kanapie. Westchnął i zaczął mówić:
    - Pierwszy raz widziałem go kilka miesięcy temu. Bawiłem się w swoim pokoju i usłyszałem drzwi. Myślałem, że to ty, albo mama, ale nikogo nie było jak się odwróciłem. Nadal słyszałem ten dźwięk, więc zacząłem się rozglądać. Drzwi do szafy uchylały się powoli. Widziałem go tam, patrzył się na mnie. Nie chciałem, żebyście myśleli, że jestem tchórzem, więc go zignorowałem. Chyba stał się odważniejszy, bo po kilku dniach przyszedł do mojego pokoju.
    Nie miał wtedy jeszcze ust. Siedział tylko koło szafy i obserwował mnie. Po jakimś czasie zaczął naśladować to, co robiłem. Jeśli ja się poruszyłem, on też. Wtedy zacząłem z nim rozmawiać. Czasami nudziłem się bawiąc się sam, więc pomyślałem, że fajnie będzie z kimś pogadać. Ale on był cały czas przestraszony. Chował się, kiedy usłyszał ciebie lub mamę; uciekał wtedy pod łóżko albo do szafy.
    Pewnego dnia zapytałem go, czemu nie ma ust. Przechylił głowę, jakby nie rozumiał, więc pokazałem palcem na moje usta. Rozejrzał się po pokoju i znalazł nożyczki. Zanim się zorientowałem, co robi wyciął sobie usta. Po kilku dniach mógł już mówić.

    Gapiłem się na Alexa z niedowierzaniem.
    Usłyszałem grzmot za oknem. Światła lekko przygasły i przeraziłem się, że zabraknie prądu.
    - Co ci powiedział? – zapytałem.
    - Nie odzywał się za wiele. Pytał o mnie, ciebie i mamę i o Beth.
    - Co chciał wiedzieć?
    - To samo, co ty. „Wszystko”.
    - Czy ta istota...
    - To on – Alex mi przerwał. – On nie jest czymś. Jest chłopcem, tak jak ja.
    - Czy on kiedykolwiek próbował cię skrzywdzić?
    - Nie, jest spoko. Powiedział, że chce mi pokazać różne rzeczy, ale jeszcze nie może.
    - Powiedział kiedy to zrobi?
    - Niedługo.
    Alex wpatrywał się we mnie. Nigdy dokładniej nie widziałem niewinności dziecka. Balansował na krawędzi nie wiedząc, jak niewiele brakuje, aby spadł. W jego oczach wyglądało to tak, że znalazł towarzysza do zabawy, nic poza tym.
    - Alex – powiedziałem. – Czy on powiedział ci jak ma na imię?
    - Tak. Też nazywa się Alex – mój syn uśmiechnął się.
    Światło błyskawicy rozświetliło pokój, kiedy znów usłyszałem grzmot. Światła zamigotały i zgasły. Siedzieliśmy w ciemności, nasłuchując uderzania deszczu o szyby.
    - Tatusiu – powiedział Alex.
    Światła zapaliły się z powrotem. Bez zastanowienia wstałem i udałem się do garażu.
    - Tatusiu, co robisz? – zapytał Alex, kiedy wróciłem i minąłem go, idąc w kierunku jego pokoju. Słyszałem jego kroki, kiedy podążał za mną.
    Stanąłem w jego drzwiach, zdeterminowany. Drzwi szafy były otwarte, a właściwie tylko uchylone. Zatrzasnąłem je i ciasno owinąłem klamki łańcuchem, zabezpieczając dodatkowo kłódką.
    - Tatusiu, nie! Uwięzisz tam Alexa! – jęknął mój syn.
    Przesunąłem drugą szafkę do zamkniętych drzwi. Sarah i Beth stały teraz razem z Alexem i obserwowały mnie.
    Oparłem się o ścianę, próbując złapać oddech.
    - Alan – wyszeptała Sarah. – Czy to konieczne?
    Drzwi szafy zatrzęsły się. Uderzały o mniejszą szafkę, jak fale rozbijające się o brzeg. Wściekłość rosła we mnie w zawrotnym tempie. Byłem pewien, że drewniane drzwi tego nie wytrzymają. Ale wytrzymały, łańcuchy też...
    Wszystko nagle ustało i usłyszałem cichy głos dochodzący z szafy. To był głos Alexa, ale równocześnie nim nie był. To był zły głos, wypełniony złością, jaką widziałem w tych czarnych oczach.
    - Za wcześnie – mówił głos. – Za wcześnie. Wypuść mnie, a załatwię to szybko. Spróbuj mnie tu uwięzić, a będziecie cierpieć. WYPUŚĆ MNIE!
    Ostatnie uderzenie w drzwi i cisza.
    - Sarah, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Wynosimy się stąd – zarządziłem wyprowadzając dzieci z pokoju.
    Usłyszałem kolejny grzmot i światła zgasły. Tym razem na dobre. Staliśmy przerażeni na korytarzu, z nadzieją, że z powrotem zrobi się jasno. Z pokoju Alexa zaczęły dobiegać hałasy. Ciche, ale stawały się coraz głośniejsze.
    - Zapomnij o pakowaniu – powiedziałem. – Wynosimy się stąd teraz. Po rzeczy wrócimy kiedy indziej.
    Wybiegliśmy z domu na deszcz. Sarah zabrała Beth do swojego samochodu, Alex wsiadł ze mną do mojego. Znaleźliśmy hotel po drugiej stronie miasta. Taki, w którym nie było dużych szaf w pokojach.

    Wszyscy śpią, a ja staram się wymyślić, co robić. Dostałem kilka wiadomości z pracy, będę musiał coś im powiedzieć. Być może wystarczy nam pieniędzy, by zostać w hotelu przez około tydzień, ale nie wystarczy już na nowe ubrania i leki. Będę musiał wrócić do domu.




    NOCNY WĘDROWIEC IV

    To była pierwsza noc, podczas której faktycznie się wyspałem. Nasza czwórka leżała ściśnięta na jednym, dużym łóżku, ale nikomu to nie przeszkadzało. Ważne, że byliśmy razem, byliśmy rodziną i byliśmy bezpieczni. Pierwsze promienie słońca ostro przedarły się przez cienkie, hotelowe zasłony. Kurz migotał w świetle wokół nas. Czułem się, jakbym się obudził w odległym, magicznym świecie, z dala od naszych problemów. Był to wschód nowych możliwości, świt dla nadziei.
    Wszyscy przeciągnęliśmy się po przebudzeniu, by przygotować się na kolejny dzień. Nasze ubrania były brudne i nie do końca suche po poprzedniej nocy, ale dało się to znieść po wyszorowaniu ciała pod prysznicem.
    W telewizji nadawali Spongeboba, co całkowicie pochłonęło uwagę dzieci. Poczucie normalności ogarnęło mnie i żonę.
    - Muszę dzisiaj zajrzeć do biura – powiedziałem, a Sarah spojrzała na mnie z niezadowoleniem. – Minęły trzy dni, muszę im jakoś wyjaśnić moją nieobecność.
    - Co im powiesz Alan?
    - Cholera, nie wiem. Powiem, że nasz dom zaatakowały szczury, które poprzegryzały jakieś rury i zalało nam całe mieszkanie – wyrzuciłem z siebie ze złością, czułem gorąco na mojej twarzy. Dzieci odwróciły się od telewizora i spojrzały na nas ze strachem w oczach. – Przepraszam Sarah, coś wymyślę.
    - No nie wiem – wyszeptała moja żona z delikatnym uśmiechem. – To co powiedziałeś w sumie brzmiało przekonująco, nawet teraz wyglądasz jak przemoczony szczur.
    Zaśmialiśmy się oboje głośno. Zmartwienie zniknęło z oczu dzieci i zostało zastąpione kpiącym spojrzeniem. Ponownie się zaśmiałem.
    - Dobra, powiem im, że walczę z plagą gryzoni, która zjada mi rury – powiedziałem z uśmiechem, który po chwili zniknął z mojej twarzy. – Potem będę musiał wrócić do domu. Nie mamy ze sobą leków Beth, a poza tym potrzebujemy więcej ubrań.
    - Możemy kupić – powiedziała moja żona błagająco.
    - Apteka nie wyda nam leków bez recepty. Poza tym nie stać nas na zostanie w hotelu przez dłuższy czas, nawet jeśli nic nie będziemy kupować.
    - A karty kredytowe?
    - Prawie maksymalnie wykorzystane. Sarah, nie mamy wyboru.
    - Nie chcę, żebyś szedł tam sam – powiedziała wyjątkowo stanowczo.
    - Dobrze. Słuchaj, zabierz dzieci do moich rodziców i spotkajmy się pod domem. Nie wchodź do środka sama, zaczekaj w aucie.
    Sarah pokiwała głową.
    - Powinniśmy zabrać ze sobą jakąś broń? – zapytała.
    Spojrzałem na nią, niepewny co odpowiedzieć.
    - Zrobimy to szybko. Weźmiemy tylko leki i ubrania i wyjdziemy. To coś jest zamknięte w szafie – mówiłem szybko, próbując sam siebie przekonać. – Mam duże klucze francuskie w samochodzie, wezmę je ze sobą.
    Sarah pokiwała głową na znak, że się zgadza. Grała przede mną odważną, ale widziałem, że się boi.
    Wyglądałem chyba gorzej niż myślałem. W pracy nikt nie kwestionował mojej historii o szczurach i zalanym domu. Mój szef wzruszył tylko ramionami, jego twarz pozostała bez wyrazu. Powiedział mi, że mam wrócić, kiedy doprowadzę siebie i dom do porządku. Kiedy wychodziłem, mój kolega – Jack, złapał mnie za ramię i powiedział:
    - Wyglądasz okropnie Alan – widziałem zmartwienie na jego twarzy.
    - I tak też się czuję – odpowiedziałem bez zastanowienia.
    - Słuchaj, miałem takie same problemy. Nie próbuj nic robić sam, bo to się wykończy.
    - Jack – odparłem z uśmiechem. – Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek miał taki sam problem. To jest coś, z czym muszę zmierzyć się sam.
    - Uważaj na siebie – powiedział jeszcze, odwracając się.
    - Jasne.
    Do domu jechałem powoli. Wszystko wydawało mi się zamazane. Ludzie bez wyrazu, ich rozmyte samochody na ulicy... Ogarnąłem się dopiero, kiedy wjechałem na naszą ulicę.
    Sarah już na mnie czekała. Jej samochód stał na środku parkingu. Zaparkowałem obok i wysiadłem. Nie wychodziła, więc przytknąłem twarz do szyby jej auta. Było puste.
    Uderzyłem pięścią o dach samochodu i przekląłem głośno. Przecież mówiłem jej, że ma nie wchodzić sama do środka! Co, do cholery, ona sobie myślała? Dalej klnąc pod nosem, wyciągnąłem największy klucz francuski z bagażnika i ruszyłem do domu.
    - Sarah, gdzie jesteś? – krzyknąłem otwierając drzwi.
    - Jestem w sypialni – odkrzyknęła.
    Moja złość nie mijała, ale poczułem ulgę mimo wszystko. Żwawo ruszyłem w głąb korytarza. Chciałem już być przy żonie, zawsze jest bezpieczniej w grupie.
    Kiedy szedłem, zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni z irytacją. Zdjęcie Sarah pojawiła się na wyświetlaczu, pod nim jej numer telefonu. Zatrzymałem się zdezorientowany. Odebrałem.
    - Hej, Alan. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem u sąsiadów. Prosiłam ich, żeby przez kilka dni odbierali naszą pocztę – usłyszałem głos żony. – Nie chciałam, żebyś się martwił, jak zobaczysz puste auto.
    Zakręciło mi się w głowie. Nie wiem nawet, kiedy się rozłączyłem i schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Na końcu korytarza widziałem cień wychodzący z sypialni.
    - Alan – głos Sarah wołał mnie z pokoju. – Zgubiłeś się?
    Stałem w miejscu jak sparaliżowany. Cień zbliżał się do drzwi. Usłyszałem hałas po mojej prawej stronie i odwróciłem głowę – stałem przy pokoju Alexa.
    Szafka na ubrania stała na środku, obok leżał łańcuch. Drzwi szafy były szeroko otwarte. Śmiech Alexa wypełnił przestrzeń wokół mnie, odbijając się echem od ścian. Znów spojrzałem na moją sypialnię. W drzwiach stała wysoka, szczupła postać. Jej oczy były zdecydowanie zbyt duże w stosunku do twarzy. Usta – poziome rozcięcie – uśmiechały się.
    - Tu jesteś – powiedziała postać głosem Sarah.
    Klucz francuski uderzył o podłogę, kiedy odwróciłem się i rzuciłem się biegiem do drzwi wyjściowych. Wybiegłem na zewnątrz wpadając z impetem na moją żonę.
    - Alan! Co się stało? – zapytała ze zmartwieniem.
    Drzwi do domu zamknęły się za nami. Widziałem jak oczy Sarah otwierają się i wypełniają strachem. Podążyłem za jej spojrzeniem. Za zasłonami w naszych oknach widziałem ich czarne oczy. Kilka par oczy wlepionych w nas.
    Teraz z powrotem jesteśmy w hotelu. Dzieci zostały u moich rodziców. Nie mam pojęcia co robić...
    Ostatnio zmieniony przez Ishy : 03-11-2012, 21:38

  14. #1421
    Avatar mercury
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Warszawa
    Posty
    266
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Już kiedyś wrzucałem, uważam to jednak za ciekawe więc przypomne :D

    Fundacja Martwych Dzieci
    Mieliście (nie)szczęście spotkać się z dziwnymi ludźmi wypisującymi wkoło "333-333-333", którzy podają się za przedstawicieli "Fundacji Martwych Dzieci"? Nie?
    Ja niestety miałem, postaram wam się wszystko opowiedzieć.


    Wszystko zaczęło się od wiadomości prywatnej na YouTube. Kumpel wiedząc, że interesuję się wszelakiej maści "schizowymi" rzeczami, polecił mi wyszukać sobie filmy o treści "333-333-333". Treści w tym filmach ponoć miały wywoływać dziwne uczucie, osobiście po obejrzeniu jednego chciało mi się wymiotować. Na filmiku widać było krwawiącego gościa, owiniętego bandażami. W tle były dziwne jęki i zakłócenia. Co jakiś czas pojawiała się informacja o trójkach, a pod koniec filmu autorzy pozdrowili mnie w imieniu "Dead Kids Fundation". Byłem lekko zdziwiony, większość filmów o tym tytule miała podobnie niezrozumiała zawartość.




    Zainteresowało mnie to cholernie. Pragnąłem kontaktu z twórcami tych filmów, po pewnym czasie stało się to moją obsesją - cała ta sprawa oraz filmiki. Oglądałem je na okrągło szukając jakichś podpowiedzi, ukrytego przekazu.



    Po pewnym czasie znalazłem w internecie informacje o sekcie parającej się okultyzmami, którzy wstawiali również swoje filmiki na YouTube namawiając do dołączenia do ich "Fundacji". Po przeanalizowaniu ich haseł, zauważyłem pewną numerologię.
    333-333-333
    3+3+3
    9-9-9
    Odwrócone dziewiątki co dają? No właśnie.
    Ponoć było zgłoszenie o kolesiu, co trafił do psychiatryka. Odgryzł sobie palec, a krwią z niego napisał trójki na ścianie. To może brzmieć nieprawdopodobnie, ale fakt faktem, że niektóre z tych filmów faktycznie dziwnie na człowieka działają.


    Wkrótce znaleźliśmy parę polskich kanałów z tej "niby-sekty".
    http://www.youtube.com/shemmhazai
    http://www.youtube.com/user/incsatanus


    Po dacie założenia konta, można stwierdzić, że te osoby zarejestrowały się całkiem niedawno. Ten drugi nie wstawił żadnego filmiku, za to Shemmhazai miał ich pokaźną gamę. Niektóre to były plagiaty, inne nie. W każdym razie, postanowiłem się z nim skontaktować.
    W odpowiedzi na PW otrzymałem tylko:

    Biblia? Dołącz do nas? Wstaw ten film dalej?
    Rozchodziło się o ten film:
    http://www.youtube.com/watch?v=k2uftmm73BA

    Byłem tak podniecony, że bez namysłu wstawiłem ten film do siebie na kanał. Co prawda moi widzowie nie wiedzieli o co chodzi, ale oni mnie nie obchodzili. Liczyło się tylko zaproszenie, które dostałem do tego człowieka.
    W sumie samego w sobie filmu też nie rozumiałem, budził we mnie lęk. Ale skoro miał być kluczem do dialogu z "nimi" nie mogłem się zawahać.


    2 dni milczenia. Myślałem, ze jednak się nie udało. A tu nagle wiadomość, zachowam ją dla siebie, ze względu na moje i wasze bezpieczeństwo.
    Jej treść.... Do tej pory jestem przerażony. Dotyczyła ona rytuału, dzięki któremu pozna się prawdę, którą znają oni.
    Ten rytuał.... Wymiękłem, nie jestem w stanie dokonać takich rzeczy. Nazwiecie mnie tchórzem? Być może.
    Uprzejmie odmówiłem im i poprosiłem, żeby mi po prostu wszystko wytłumaczyli.
    Dzień milczenia.

    Wróciłem po weselu do domu, trochę spity, ale jednak na tyle trzeźwy, aby siąść na laptopa i przejrzeć mój kanał.
    Dostałem 33 wiadomości prywatne o treści "333-333-333" ; "Twoja matka umrze, nienawidzisz jej" ; "inc Satanus Ee-k Trois" "dlaczego nienawidzisz, obejrzyj sie" ; "przekazemy modlitwe, pros w nocy o wyjscie z ciala" "twoja dusza jest inna".
    Może bym się tak nie wystraszył, jakby nie to, że te wiadomości były.... Od moich znajomych.
    Głupi dowcip? O tej sprawie widział tylko mój przyjaciel i ja. Nikt więcej. Więc jakim do cholery cudem, moi znajomi mieli mnie wkręcić.
    Może wam się to wydać dziwne, ale skasowałem konto, sprawdziłem czy drzwi wejściowe są zamknięte na wszystkie zamki i położyłem się czekając na sen.

    Ze snu wyrwał mnie telefon. O trzeciej w nocy, po prostu zaczął dzwonić.
    Kto to do cholery mógłby dzwonić o tej porze?
    Numer nieznany.

    Odebrałem, w tyle słychać było niewyraźny płacz. To był płacz dziecka, który po chwili przerodził się w nieludzkie ryczenie oraz jęki. Odrzuciłem telefon jak najdalej od siebie.
    Zadzwoniłem do kumpla, pozwolił mi u siebie przenocować.

    Dziś mam zmienione konto oraz numer telefonu. Tych dziwnych użytkowników staram się omijać z daleka.
    To jest przestroga dla was, nie bawcie się w to. Bo będzie tak jak ze mną.

    Screeny się zachowały dzięki mojemu przyjacielowi, który również się tym zainteresował, więc postanowiłem wysłać mu wiadomośc od Shemmhazaia.
    Znajomi do tej pory wypierają się, jakoby oni cokolwiek wysyłali, ich skrzynka odbiorcza w zakładce "wysłane też na to nie wskazuje".
    Do tej pory nie wiem, kto do mnie dzwonił.

    A teraz wybaczcie.


    333-333-333

  15. #1422
    Avatar camile
    Data rejestracji
    2012
    Posty
    243
    Siła reputacji
    14

    Domyślny

    Jest więcej o nocnym wędrowcu? zajebiście się czyta

  16. Reklama
  17. #1423
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Cytuj camile napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Jest więcej o nocnym wędrowcu? zajebiście się czyta

    Wedlug mnie wedrowiec to jedna z lepszych past. Jak cos znajde o nim to jeszcze wrzuce.


    Edit
    Nowa pasta, ktora jest dopiero pierwsza czescia opowiadania. Troche sie zesralem czytajac kolejne czesci tego wiec wedlug mnie nadaje sie na wrzucenie

    (autor: 1000Vultures)
    Jest to pierwsza część dłuższego opowiadania. Zamieszczę wszystkie części, jeśli się wam spodoba.




    PENPAL - KROKI



    To wszystko wydarzyło się, kiedy miałam sześć lat.
    Kiedy przyłożysz ucho do poduszki w cichym pokoju, możesz usłyszeć bicie swojego serca. Dla mnie, jak dzieciaka, brzmiało to jak odgłos kroków na dywanie. Prawie każdej nocy zasypiałem i zrywałem się przerażony, kiedy słyszałem te kroki.
    Przez całe dzieciństwo mieszkałem z matką w przyjemnej okolicy. Wokoło było dużo lasów, w których lubiłem się bawić. Ale w nocy wydawały mi się one złowieszcze. Wyobrażałem sobie wtedy, że mieszkają w nim potwory.
    Powiedziałem mamie o tych krokach, a ona odpowiedziała, że to tylko moja wyobraźnia. Nie byłem do końca przekonany. Ale jedyną dziwną rzeczą, jaka się kiedykolwiek wydarzyła, było to, że od czasu do czasu budziłem się na dole piętrowego łóżka, a zawsze spałem na górze. Chociaż to nie do końca było dziwne, bo zdarzało mi się wstawać w nocy do toalety albo po coś do picia i zapewne nie chciało mi się wchodzić po drabince. Byłem jedynakiem, więc mogłem spać, gdzie chciałem. Zdarzało mi się to raz lub dwa razy w tygodniu, ale budzenie się na dolnym łóżku wcale nie było straszne.
    Pewnej nocy nie obudziłem się na dole. Słyszałem kroki, ale byłem już zbyt zaspany, by zwrócić na nie większą uwagę. Obudziłem się nie z ich powodu lub z powodu koszmaru. Obudziłem się, bo było mi zimno. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem gwiazdy. Byłem w lesie. Natychmiast usiadłem i próbowałem zrozumieć, co się dzieje. Myślałem, że śnię, ale to nie wydawało mi się w porządku, tak samo jak bycie w lesie w nocy. Przede mną leżał dmuchany rekin. To tylko spotęgowało moje poczucie surrealizmu i po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że się nie obudzę, bo wcale nie śpię. Wstałem i okazało się, że nie znam tej części lasu. Ogólnie znałem te lasy bardzo dobrze, bo często się w nich bawiłem, więc nie mogłem się teraz pomylić. Jeśli więc to nie były „moje” lasy, jak miałem się z nich wydostać? Zrobiłem krok i poczułem taki ból w nodze, że upadłem. Stanąłem na cierniu. W świetle księżyca widziałem wszędzie ciernie. Spojrzałem na moją drugą stopę – była w porządku. Nie miałem żadnej innej rany na ciele, nie byłem nawet zbyt brudny. Przez chwilę płakałem, po czym ponownie wstałem.
    Nie wiedziałem, w którą stronę powinienem iść, więc po prostu wybrałem jakiś kierunek. Powstrzymałem chęć krzyczenia, bo nie byłem pewien kto (lub co) mnie znajdzie.
    Szedłem bardzo długo.
    Starałem się iść w prostej linii i zapamiętać, co mijałem, ale byłem tylko przestraszonym chłopcem. Nie słyszałem żadnego wycia wilków ani żadnych krzyków i tylko raz usłyszałem dźwięk, który mnie przeraził. Brzmiał jak płacz dziecka. Dzisiaj myślę, że to mógł być zwyczajny kot, ale wtedy spanikowałem. Zacząłem biec jak szalony w różnych kierunkach, by omijać krzewy i wystające gałęzie drzew. I zwracałem dużą uwagę na ziemię pod moimi stopami, ponieważ moje stopy i tak nie były już w najlepszym stanie. Z tego powodu nie zwracałem dużej uwagi na to, dokąd zmierzam. Kiedy zobaczyłem przed sobą dmuchanego rekina, załamałem się.
    Wróciłem do miejsca, gdzie się obudziłem.
    Zgubiłem się. Do tamtego momentu myślałem tylko o tym, jak wydostać się z lasu, a nie o tym, jak się w nim znalazłem. Ale powrót do początku zmusił mnie do myślenia i o tym. Nie wiedziałem nawet, czy to są „moje” lasy, miałem tylko nadzieję, że są. W tamtym okresie myślałem, że gwiazda polarna, to po prostu najjaśniejsza gwiazda na niebie, więc odnalazłem ją i ruszyłem w jej kierunku.
    Po jakimś czasie las zaczął wyglądać bardziej znajomo. Zauważyłem dziurę, którą używaliśmy z kolegami do zabawy w wojnę i wiedziałem, że mi się udało. Szedłem bardzo powoli z powodu bólu stóp, ale byłem tak szczęśliwy, że jestem już blisko domu, że zacząłem biec. Kiedy zobaczyłem dach swojego domu, zacząłem płakać z radości i biec jeszcze szybciej. Po prostu chciałem już być w domu. Zdecydowałem też, że nic nie powiem mamie, bo tak naprawdę nie wiedziałem, co mógłbym jej powiedzieć. Miałem zamiar wejść do środka, umyć się i wrócić do łóżka. Ale kiedy zobaczyłem już cały budynek, ze strachem stwierdziłem, że palą się w nim wszystkie światła.
    Wiedziałem już, że moja mama nie spała i będę musiał jej wszystko wyjaśnić. Zwolniłem i znowu szedłem wolnym krokiem. Przez zasłony dostrzegłem jej sylwetkę. Przeszedłem jeszcze kilka kroków i znalazłem się na przed wejściem. Położyłem rękę na klamce i pociągnąłem. Zanim otworzyłem drzwi, poczułem ręce na mojej talii, które pociągnęły mnie do tyłu. Wrzasnąłem najgłośniej jak potrafiłem:
    - MAMO! POMÓŻ MI! PROSZĘ MAMO!
    Uczucie bycia tak blisko bezpiecznego domu i bycia odciągniętym od niego wypełniło mnie lękiem, którego nie potrafię opisać.
    Spojrzałem na drzwi, które prawie udało mi się otworzyć i wypełniła mnie iskierka nadziei. Ale to nie była moja mama.
    Stał tam ogromny mężczyzna. Ugryzłem i kopnąłem osobą, która mnie trzymała i chciałem równocześnie uciec od człowieka w progu mojego domu. Byłem przerażony, ale również wściekły.
    - PUŚĆ MNIE! GDZIE ONA JEST? GDZIE JEST MOJA MAMA? CO JEJ ZROBIŁEŚ? – moje gardło aż rozbolało mnie od krzyku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że słyszę dźwięk, którego najprawdopodobniej wcześniej nie usłyszałem.
    - Kochanie, uspokój się – to był głos mojej mamy.
    Uścisk na moim brzuchu rozluźnił się i zobaczyłem, że mężczyzna w moim domu był policjantem. Odwróciłem się w stronę mamy i z ulgą stwierdziłem, że to naprawdę była ona. Wszystko już było dobrze. Zacząłem płakać i we trójkę weszliśmy do środka
    - Tak się cieszę, że jesteś w domu – powiedziała moja mama również płacząc. – Bałam się, że cię już nigdy nie zobaczę.
    - Przepraszam – powiedziałem przez łzy. – Nie wiem, co się stało. Chciałem tylko być w domu. Przepraszam.
    - Już dobrze. Ale nigdy więcej tego nie rób, bo nie wiem, czy ja albo moje piszczele, możemy to znieść.
    - Przepraszam, że cię kopałem – uśmiechnąłem się lekko. – Ale dlaczego złapałaś mnie w taki sposób?
    - Po prostu bałam się, że znowu mi uciekniesz.
    - Co masz na myśli? – zapytałem zdezorientowany.
    - Znaleźliśmy twój list na poduszce – odpowiedziała i wskazała palcem na kartkę papieru, którą policjant przesunął bliżej nas.
    Podniosłem ją i zacząłem czytać. To był list pożegnalny, mówiący o ucieczce z domu. Było na nim napisane, że byłem nieszczęśliwy i nigdy więcej nie chciałem widzieć mojej mamy i żadnych moich kolegów.
    Policjant zamienił kilka słów z mamą na zewnątrz, kiedy ja gapiłem się na kartkę papieru. Nie pamiętałem, żebym pisał list. Nie pamiętałem właściwie nic. Nawet jeśli wstawałem w nocy do łazienki i później tego nie pamiętałem, nawet jeśli faktycznie sam poszedłem do tego lasu, nawet jeśli to wszystko byłoby prawdą, jedyną rzeczą, którą wiedziałem, było:
    - Nie tak się pisze moje imię... nie napisałem tego listu.
    Ostatnio zmieniony przez Ishy : 04-11-2012, 00:07

  18. #1424
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Czesc druga opowiadania pt. " Penpal "




    PENPAL - BALONY


    Kilku z was zadało mi pytania, przez które byłem zaciekawiony szczegółami z mojego dzieciństwa. Dlatego poprosiłem mamę o rozmowę. Kiedy usłyszała moje pytania, powiedziała:
    - Dlaczego nie opowiesz im o pieprzonych balonach skoro są tacy ciekawi.
    Jak tylko wypowiedziała te słowa, przypomniało mi się sporo rzeczy z dzieciństwa.

    Kiedy miałem pięć lat, chodziłem do szkoły podstawowej, która skupiała się na nauce poprzez zabawę. Była częścią programu stworzonego dla dzieci, aby mogły rozwijać się we własnym tempie. Każdy nauczyciel musiał sam przygotować sobie plan, według którego będzie nauczał. Miał wymyślić sposób, w jaki będzie prowadził wszystkie lekcje. Tematy nazywały się „grupy”. Była grupa „kosmiczna”, grupa o nazwie „Ziemia” i grupa, do której ja należałem – „wspólnota”.
    W szkole nie nauczyłem się wiele poza wiązaniem butów i dzieleniem się z innymi. Pamiętam dobrze tylko dwie rzeczy: byłem najlepszy w pisaniu swojego imienia bezbłędnie i w „Balonowym Projekcie”, który miał pokazać nam, jak działa wspólnota na podstawowym poziomie.
    Pewnego piątku (pamiętam, że to był piątek, bo byłem podekscytowany projektem zaplanowanym na koniec tygodnia) na początku roku, weszliśmy rano do klasy i zobaczyliśmy, że do każdego biurka przywiązany był balon. Na każdej ławce leżał też długopis, marker, kartka papieru i koperta. Mieliśmy napisać list na kartce, włożyć go do koperty i przywiązać do balonu. Mogliśmy coś narysować, jeśli nie chcieliśmy pisać. Większość dzieciaków zaczęła kłócić się o balony, bo były w różnych kolorach, ale ja od razu zacząłem sporządzać notkę.
    Musieliśmy stosować się do pewnych zasad w liście, ale pozwolono nam na pewną kreatywność. Moja notka wyglądała mniej więcej tak: „Cześć. Znalazłeś mój balon! Mam na imię [imię] i chodzę do szkoły imienia.................... . Możesz zatrzymać sobie ten balon, ale mam nadzieję, że do mnie napiszesz! Lubię oglądać filmy, budować forty, pływać i bawić się z kolegami. Co ty lubisz? Napisz do mnie szybko. W kopercie masz dolara na znaczek!” Na dolarze napisałem: „NA ZNACZEK”. Moja mama uważała, że nie musiałem tego robić, ale wydawało mi się to świetne.
    Nauczyciel zrobił każdemu z nas zdjęcie z balonem i kazał włożyć je do koperty razem z listem. Dołączono także jeszcze drugi list, który zapewne wyjaśniał naturę projektu i zachęcał do odpisania na nasze listy i wysłania nam zdjęcia swojej okolicy lub szkoły. Taki był cel projektu – zbudować poczucie wspólnoty bez wychodzenia ze szkoły i nawiązać bezpieczny kontakt z innymi ludźmi.
    Przez kolejne kilka tygodni zaczęły przychodzić listy. Większość zawierała zdjęcia różnych krajobrazów, które nauczyciel zawieszał na tablicy z dopiskiem, jak daleko doleciał dany balon. Wydaje mi się, że to był dobry pomysł, bo chodziliśmy do szkoły bardzo chętnie, żeby zobaczyć, czy dostaliśmy list. Przez cały rok, jeden dzień w tygodniu był poświęcony odpisywaniu na te listy, lub na listy kogoś innego jeśli nie otrzymaliśmy jeszcze swojego.
    Mój list przyszedł jako jeden z ostatnich. Kiedy wszedłem do klasy, spojrzałem na swoją ławkę i z zawodem zauważyłem, że nie ma na niej listu. Ale kiedy usiadłem, nauczyciel podał mi kopertę. Musiał widzieć, jaki byłem podekscytowany, kiedy ją otwierałem, bo położył rękę na moim ramieniu i powiedział:
    - Proszę, nie smuć się.
    Nie rozumiałem, o co mu chodziło – dlaczego miałbym być smutny skoro w końcu otrzymałem swój list? Przecież nie mogła nawet wiedzieć, co było w środku. Ale po chwili zdałem sobie sprawę, że nauczyciele na pewno wcześniej sprawdzali koperty, żeby dzieci nie otrzymały czegoś nieodpowiedniego. Ale mimo to – dlaczego miałbym być rozczarowany? Zrozumiałem, kiedy otworzyłem kopertę.
    W środku nie było listu.
    Jedyną rzeczą w kopercie było zdjęcie, ale nie wiedziałem do końca, co się na nim znajduje. Wyglądało jak zdjęcie skrawka pustyni, ale było zbyt niewyraźne, bym mógł być tego pewny. Nie było adresu zwrotnego, więc nie mogłem nawet odpisać. Byłem załamany.
    Minął jakiś czas i listy przestały przychodzić. Każdy, włącznie ze mną, przestał interesować się nimi prawie całkowicie. Wtedy otrzymałem nową kopertę.
    Poje podekscytowanie było nie do opisania, spotęgowane, że teraz już nikt nie otrzymywał listów, a ja tak. Drugi list miał sens – w pierwszym było niewyraźne zdjęcie, więc ktoś po prostu chciał to wyjaśnić. Ale znowu nie było listu w kopercie, tylko kolejne zdjęcie.
    To było mniej rozmazane, ale wciąż go nie rozumiałem. Fotograf skierował aparat w górę uchwycając róg budynku, ale resztę zdjęcia wypełniał odblask słońca.
    Ponieważ balony nigdy nie odlatywały zbyt daleko i ponieważ wszystkie były wypuszczone tego samego dnia, na tablicy zabrakło miejsca i pozwolona nam zabrać zdjęcia do domów. Mój najlepszy kolega, Josh, miał najwięcej zdjęć po mnie, bo jego balon trafił do fajnej osoby, która zrobiła zdjęcia całej swojej okolicy. Zabrał do domu cztery fotografie.
    Ja zabrałem prawie pięćdziesiąt.
    Wszystkie koperty zostały otwarte przez nauczyciela, ale po jakimś czasie przestałem nawet patrzeć na te zdjęcia. Mimo to zostawiłem je sobie w jednej z szuflad, w której trzymałem moją kolekcję kamieni, kart z komiksów i miniaturowe kaski graczy rugby. Inne rzeczy zaczęły zaprzątać moją głowę.

    Moja mama na święta podarowała mi maszynę do robienia śnieżek, która strasznie spodobała się Joshowi. Męczył swoich rodziców tak długo, aż kupili mu trochę lepszą na urodziny, które miał pod koniec roku szkolnego. Tamtego lata wpadliśmy na pomysł, że zaczniemy sprzedawać śnieżki i zarobimy na tym fortunę. Josh mieszkał w innej okolicy, ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że zaczniemy sprzedać koło mojego domu, ponieważ mieszkało tu więcej ludzi, którzy spędzali dużo czasu na zewnątrz.
    Sprzedawaliśmy śnieżki przez około pięć tygodni, kiedy mama kazała nam przestać.
    Dopiero niedawno zrozumiałem, dlaczego.
    W piątym tygodniu Josh i ja liczyliśmy nasze pieniądze. Oboje mieliśmy maszynę do śnieżek, więc włożyliśmy wszystkie pieniądze do jednego woreczka i podzieliliśmy się po równo. W sumie zarobiliśmy szesnaście dolarów na dzień. Kiedy Josh podał mi ostatniego dolara, stanąłem jak wryty.
    Na dolarze było napisane: „NA ZNACZEK”.
    Josh zauważył szok na mojej twarzy i natychmiast zapytał, czy coś źle policzył. Opowiedziałem mu o dolarze.
    - To super! – odpowiedział i musiałem się z nim zgodzić.
    Fakt, że dolar wrócił do mnie po tym, jak musiał podróżować z rąk do rąk, sprawił, że byłem podekscytowany. Pobiegłem do domu i od razu opowiedziałem o tym mamie. Rozproszył ją telefon i powiedziała tylko coś, że to super. Sfrustrowany wyszedłem znów na dwór i powiedziałem Joshowi, że mam coś, co chcę mu pokazać.
    W moim pokoju wyciągnąłem zdjęcia i podałem mu. Po około dziesięciu fotkach Josh wyglądał na znudzonego i zaproponował zabawę w wojnę. Poszliśmy więc do lasu.
    Przez jakiś czas bawiliśmy się w naszej dziurze (o której wspomniałem w poprzedniej historii). Kilka razy przeszkodził nam hałas wśród drzew wokół nas. W lesie żyły dzikie koty i szopy, ale ten dźwięk był zbyt głośny i zaczęliśmy zgadywać co to może być. Próbowaliśmy się nawzajem przestraszyć. Moim ostatnim strzałem była mumia, ale Josh utrzymywał, że to robot. Zanim wyszliśmy z lasu, Josh stał się poważny, spojrzał mi w oczy i powiedział:
    - Słyszałeś to, prawda? Brzmiało jak robot. Też to słyszałeś, nie?
    Słyszałem. Brzmiało w pewien sposób mechanicznie, więc zgodziłem się z nim. Dopiero teraz zrozumiałem, co wtedy słyszeliśmy.

    Kiedy wróciliśmy, mama Josha czekała na niego w kuchni z moją mamą. Josh powiedział jej o robocie. Mamy zaśmiały się i Josh pojechał do domu. Zjadłem kolację i poszedłem do łóżka.
    Nie poleżałem zbyt długo, bo zdecydowałem, że jeszcze raz obejrzę moje zdjęcia. Wyjąłem pierwszą kopertę, położyłem na podłodze, a na niej ułożyłem zdjęcie. Zrobiłem to samo z resztą kopert, układając je obok siebie. Po pewnym czasie stworzyły one razem większy obraz.
    Zobaczyłem drzewo, na którym siedział ptak, znak ograniczenia prędkości, kable energetyczne, grupę ludzi wchodzących do budynku. I wtedy zobaczyłem coś, co mnie zszokowało. Pamiętam, że powtarzałem wtedy w kółko: „Dlaczego jestem na tym zdjęciu?”
    Na tyle grupy ludzi wchodzących do budynku, byłem ja trzymający za rękę moją mamę. Byliśmy na brzegu zdjęcia, ale z pewnością to byliśmy my. Przejrzałem wszystkie zdjęcia i byłem coraz bardziej zaniepokojony. To było naprawdę dziwne uczucie – nie strach, ale poczucie, że wpadłem w tarapaty. Nie wiem, dlaczego tak się czułem, ale nie opuszczało mnie poczucie, że coś zrobiłem nie tak.
    Byłem na każdym zdjęciu!
    Żadna z fotografii nie była zrobiona z bliska. Na żadnej nie byłem tylko ja. Ale widziałem siebie na każdym z nich – z boku, na dole, w rogu... Na niektórych był tylko maleńki fragment mojej twarzy, ale wciąż byłem na każdym zdjęciu!
    Nie wiedziałem, co robić. Umysł dziecka działa w śmieszny sposób, bałem się, że będę miał kłopoty za to, że jeszcze nie śpię. Skoro już i tak czułem się, jakbym zrobił coś złego, zdecydowałem, że sprawa będzie musiała zaczekać do jutra.
    Następnego dnia moja mama miała wolne i spędziła większość czasu sprzątając mieszkanie. Oglądałem kreskówki i czekałem na dobry moment na rozmowę z nią. Kiedy wyszła, by zebrać listy ze skrzynki, pobiegłem do pokoju i wziąłem kilka zdjęć, które później położyłem na stole. Kiedy mama wróciła, powiedziałem:
    - Mamo, możesz tu na chwilę przyjść? Mam tu takie zdjęcia...
    - Daj mi minutkę, kochanie – odparła. – Muszę coś zaznaczyć w kalendarzu.
    Po kilku minutach stanęła za mną i zapytała o co chodzi. Słyszałem jak rozrywa jakieś koperty, ale ja tylko patrzyłem na moje zdjęcia i opowiedziałem jej o nich. Kiedy mówiłem, słyszałem tylko jak potwierdza krótkimi ochami i achami, a potem nagle zamilkła. Słyszałem tylko lekki odgłos kopert, które miała w rękach. Potem usłyszałem od niej coś, co brzmiało jakby próbowała złapać oddech w pokoju, w którym nie było powietrza. Upuściła koperty i pobiegła do kuchni, do telefonu.
    - Mamo, przepraszam – powiedziałem. – Nie bądź na mnie zła.
    Mama chodziła w kółko z telefonem przy uchu i krzyczała do słuchawki. Usiadłem zdenerwowany i rzuciłem okiem na rozsypane listy. Coś wystawało z jednej koperty, więc wyciągnąłem to bez namysłu.
    To było kolejne zdjęcie.
    Zdezorientowany pomyślałem, że jedna z moich kopert upadła na ziemię, ale po chwili zrozumiałem, że tej fotografii jeszcze nie widziałem. Byłem na niej ja, ale zdjęcie było zrobione z bliższej odległości. Byłem otoczony drzewami i uśmiechałem się. Zauważyłem, że był ze mną Josh. To byliśmy my dwa dni wcześniej.
    Zacząłem wołać mamę, która wciąż krzyczała do telefonu. Wołałem ją aż odpowiedziała:
    - Co?!
    - Z kim rozmawiasz ? – to było jedyne, co zdołałem wypowiedzieć.
    - Z policją, kochanie.
    - Ale dlaczego? Przepraszam, nie chciałem zrobić nic....
    Odpowiedziała mi w sposób, którego nie rozumiałem przez długi czas. Chwyciła kopertę i najnowsze zdjęcie i rzuciła je na stół przede mną. Podstawiła mi potem kopertę pod nos, ale ja byłem w stanie tylko patrzeć na jej, coraz bledszą, twarz. Ze łzami w oczach powiedziała, że musiała zadzwonić na policję, bo na kopercie nie było znaczka.

  19. #1425
    Avatar Drejkol
    Data rejestracji
    2008
    Posty
    1,638
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    @Ishy. Wrzuć resztę. Jestem ciekaw jak się to skończy ;d

  20. Reklama
Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Smiechowisko - tylko tutaj linki do smiesznych rzeczy
    Przez Palladni w dziale O wszystkim i o niczym
    Odpowiedzi: 668
    Ostatni post: 24-09-2013, 18:23
  2. Najstraszniejsza CREEPYPASTA - konkurs
    Przez konto usunięte w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post: 20-07-2013, 17:55
  3. Straszne przyciny
    Przez bojkowY w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post: 24-12-2012, 18:54
  4. Straszne spowolnienie internetu. OTL
    Przez Pro Gimbus w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post: 24-11-2012, 12:08
  5. Straszne schody - mini gra - 30mb na zawał.
    Przez Scyther w dziale Inne gry
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post: 03-02-2012, 15:43

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •