Ishy napisał
SARAH O'BANNON
Trumny były budowane z dziurami, do których przymocowane były dwumetrowe miedziane rury i dzwonek. Rury pozwalały oddychać tym, którzy zostali omyłkowo uznani za zmarłych i pogrzebani. W pewnym małym miasteczku, Harold, miejscowy grabarz, usłyszał pewnej nocy dźwięk dzwonka. Poszedł zobaczyć, czy to nie dzieciaki udające duchy albo wiatr. Tym razem nie były to jednak dzieciaki czy wiatr. Harold usłyszał głos spod ziemi błagający o wykopanie.
- Ty jesteś Sarah O'Bannon? - spytał Harold.
- Tak! - potwierdził zduszony głos.
- Urodziłaś się 17 września 1827 roku?
- Tak!
- Na nagrobku jest napisane, że zmarłaś 20 lutego 1857 roku.
- Nie, ja żyję, to pomyłka! Wykopcie mnie!
- Przykro mi, proszę pani - powiedział Harold, przydeptując dzwonek i zatykając rurę ziemią - ale jest sierpień. Czymkolwiek jesteś, możesz być cholernie pewna, że nie żyjesz i już stąd nie wyjdziesz.
Nawet dobre.
PRZEJAZD KOLEJOWY
Mój kuzyn i ja jechaliśmy do San Antonio i usłyszeliśmy plotki o nawiedzonym przejeździe kolejowym. Według nich, szkolny autobus utknął na nim, właśnie wtedy, kiedy kiedy do przejazdu zbliżał się pociąg. Jechał zbyt szybko, żeby dzieci mogły się wydostać z autobusu. Wszystkie zginęły. Kiedy w końcu odnaleźliśmy ten przejazd zatrzymaliśmy auto i zaparkowaliśmy dokładnie na torach. Oboje byliśmy trochę zdenerwowani i przestraszeni. Czekaliśmy. Właśnie kiedy postanowiliśmy, że odjedziemy, samochód zaczął się toczyć. Byliśmy sparaliżowani ze strachu. Trzymaliśmy się za ręce z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Po czasie, który był dla nas jak wieczność (chociaż tak naprawdę nie upłynęło nawet pięć minut), samochód się zatrzymał. Rozejrzeliśmy się dookoła. Byliśmy obok torów.
Może nie brzmi zbyt strasznie, ale kiedy wyszliśmy z auta zobaczyliśmy coś, co sprawiło, że natychmiast wskoczyliśmy do samochodu i jeszcze tej samej nocy wróciliśmy do domu, po sześciogodzinnej jeździe. Kiedy wyszliśmy z auta, poszliśmy przyjrzeć się jego tyłowi. Po sześciogodzinnej jeździe osadziło się tam trochę kurzu. Nie, to nie było takie straszne. Straszne było to, że cały tył auta pokryty był śladami dłoni. Dziecięcych dłoni.
Co do tego przejazdu to było na discavery i okazało się, że to jest złódzenie optyczne i tory są położone wyżej dlatego samochod zjezdza, a te odciski to mogą trzymać się kilka tygodni.
MIŁOŚĆ MATKI
Pewnego popołudnia, pewne małżeństwo jechało samochodem. Jechali dosyć długo. Nagle, na środku drogi zobaczyli machającą gorączkowo kobietę.
Żona powiedziała, żeby mąż nie zwalniał, ponieważ ta kobieta może być niebezpieczna. Mąż jednak zwolnił, nie chciał jej przypadkowo potrącić. Gdy samochód znalazł się blisko niej, spostrzegli, że kobieta ma rany i siniaki na twarzy i ramionach. Postanowili się zatrzymać i sprawdzić, czy mogą jakoś pomóc.
Ranna kobieta błagała o pomoc. Powiedziała, że samochód, którym jechała wraz z mężem i nowo narodzonym synem wpadł do głębokiego rowu. Powiedziała, że jej mąż już nie żyje, ale niemowlakowi chyba udało się przeżyć.
Mężczyzna natychmiast ruszył na pomoc i polecił rannej, żeby została razem z jego żoną. Kiedy udało mu się dojść do auta, zobaczył dwie osoby na przednich siedzeniach, ale nie zwrócił na to uwagi. W tej chwili liczyło się tylko dziecko, które czym prędzej zabrał ze sobą, chcąc je oddać jego matce. Gdy jednak wyszedł z rowu, rannej kobiety nie było. Spytał żony, co się z nią stało. Odpowiedziała, że kobieta poszła za nim do rozbitego samochodu.
Kiedy mężczyzna ponownie zszedł do rowu, żeby jej poszukać, zorientował się, że jedna z osób na przednich siedzeniach to bez cienia wątpliwości ta sama kobieta, która jeszcze kilka minut temu błagała ich o pomoc.
Miłość matki dobre wh*j jest.