Starajcie się sami
Przed laty zostałem zaproszony na rzymskokatolickie Dni Kościoła w Karlsruhe w Niemczech. Wziąłem udział w dyskusji panelowej na temat życia Kościoła w diasporze, wraz z przedstawicielami innych Kościołów mniejszościowych żyjących w swoich krajach w podobnej sytuacji jak my w Polsce.
Obok mnie siedział m.in. rzymskokatolicki biskup za Szwecji. Okazało się, że mamy wiele wspólnego, że życie w diasporze, rozproszeniu niesie podobne problemy - bez względu na wyznanie. Jest to konieczność życia pojedynczo lub w niewielkich grupach. W całej miejscowości jest jedna lub kilka rodzin tego wyznania. Prawie zawsze jest się daleko od swego kościoła czy duchownego. Trudno więc o częste uczestniczenie w nabożeństwach czy zorganizowanie dla wszystkich dzieci regularnego nauczania kościelnego. Dziecko bywa jedynym w klasie czy nawet w szkole uczniem należącym do Kościoła diaspory. Do tego dochodzą zwykle ograniczone możliwości finansowe.
Niełatwe jest życie w diasporze. Bywa, że niesie ono ze sobą kompleksy, niedowartościowanie spowodowane niedostrzeganiem przez większość tego, że ta mniejszość jest, istnieje, żyje, winna mieć też swoje prawa i możliwość rozwoju. Bywa, że przy rozstrzyganiu różnych spraw, także dotyczących życia religijnego, zapomina się o mniejszości i nie bierze pod uwagę jej potrzeb oraz poglądów.
Większość rzadko myśli o mniejszości. Także w sprawach, które powinny być wspólne i których uregulowanie interesuje obydwie strony. Tak to było w roku 1989 przy ustalaniu prawnych regulacji wolności religijnych i równouprawnienia religii oraz wyznań. Rzymskokatolicka większość myślała tylko o sobie. W długotrwałych pertraktacjach z ówczesnymi władzami państwowymi starano się zabezpieczyć swobodę funkcjonowania Kościołowi Katolickiemu oraz jak najdalej idące uprawnienia - przez odpowiednią ustawę sejmową. Jego przedstawicielom nie chodziło o zapewnienie wolności religii i sumienia wszystkim obywatelom, a jedynie o umocnienie pozycji własnego Kościoła. Gdy wypłynął problem innych Kościołów i religii stwierdzili, że to nie ich sprawa. Jeśli inni też chcą uregulowania swojej sytuacji, sami muszą się o to postarać. I Kościół Rzymskokatolicki otrzymał swoją ustawę, a dla innych napisano naprędce ustawę o wolności wyznania i sumienia.
Podobnie było też przy ustalaniu warunków konkordatu. Dla stworzenia wrażenia, że inne wyznania są równouprawnione zapowiedziano, że podobne umowy państwowo-kościelne zostaną podpisane także z innymi kościołami. Dawno już o tym zapomniano, a odpowiednie uchwały Synodu Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego pozostały bez echa. Oczywiście ze względów formalno-prawnych trudno sobie wyobrazić "konkordaty" z innymi Kościołami, ale niełatwo pogodzić się z tym, że równouprawnienie wyznań w naszym kraju jest niepełne. Duży może więcej, znaczy więcej i tak na prawdę tylko z nim liczą się władze państwowe.
O braku równości przekonujemy się przy różnych okazjach. Wszędzie tam, gdzie żywe jest hasło "Polak - katolik", sugerujące, że tylko rzymscy katolicy są prawdziwymi Polakami. Innych się nie dostrzega i traktuje marginalnie. Powoduje to niepokój, poczucie krzywdy.
Dotyczy to zarówno wielkich, jak i małych spraw. Choćby tego, jak środki masowego przekazu traktują Kościoły mniejszości. Dla ewangelików kuriozalne jest ogłaszanie, że Wielki Piątek jest wielkim świętem katolickim. Przecież wiemy, jak to święto było i często jest obchodzone przez krajową większość. To czas przedświątecznego sprzątania... Niewiele albo nic nie ma w tradycji rzymskokatolickiej, co podkreślałoby wagę i znaczenia tego święta. Podobnie jest z informacjami o wydarzeniach. Zapewne dla wszystkich ewangelików dużym rozczarowaniem był niemal zupełny brak informacji o wprowadzeniu w urząd, czy jak chcą niektórzy, konsekracji nowego biskupa Kościoła luterańskiego. Najwyraźniej nie był to interesujący news*.
Od lat sytuacja wygląda podobnie i nie możemy liczyć na jej zmianę. Ciągle bowiem panuje zasada, że jeżeli mniejszość chce, aby respektować jej prawa, albo chce, by było więcej informacji o niej, sama się musi o to postarać. Wygląda na to, że sami jesteśmy sobie winni. Za mało się staramy... A może po prostu nasze starania są mało skuteczne? Nie możemy się jednak zniechęcać. Nie możemy też liczyć, że ktoś zrobi coś dla nas i za nas.
ks. Henryk Czembor, "Z pożółkłych kart", Zwiastun Ewangelicki z 30 maja 2010
I co Wy o tym myślicie? Zauważacie może objawy nietolerancji religijnej w miejscach Waszego zamieszkania? Jaki jest Wasz (tutaj do wierzących/praktykujących) stosunek do Wielkiego Piątku? Czy uważacie, że Katolicyzm zajmuje uprzywilejowaną pozycję w Kraju?
II część to ten wątek: http://luteranie.phorum.pl/viewtopic.php?t=473 .
Jak Wy widzicie ekumenię? Czy uważacie, że powinno być to "dążenie do powrotu do KK reszty wyznań", "dążenie do porozumienia, dialogu i wzajemnej współpracy pomiędzy poszczególnymi wyznaniami", czy może, jak Lefebryści (których poglądy prywatnie uznaję za oszołomstwo i fanatyzm): "ekumenia to zło, a akatolicy to heretycy i "słudzy diabła""?
DW - "ekumenia" wbrew temu, co uważają niektórzy, nie jest dążeniem do porozumienia między kościołami na drodze kompromisów np. międzydoktrynalnych.
Liczę na kulturalne i konstruktywne wypowiedzi! Discuss!
Pzdr ^^
Zakładki