Uwazam sie za 100% ateiste. Mozna powiedziec, ze nawet, gdybym chcial wierzyc, zwyczajnie nie potrafilbym. Dla mnie takie rzeczy jak bóg (jakkolwiek pojety), niebo, pieklo, etc. Sa najzwyczajniej "niemozliwe"(takie okreslenie mi przychodzi do glowy, kiedy ktos mi wciska bzdury zwiazane z jakas wiara), oraz wyimaginowane przez jakiegos czlowieczka (nie powiem, ze go nie podziwiam, bo zeby przekonac wiekszosc populacji swiata do klamstwa na taka skale trzeba miec leb na karku ;d). Wiara jest dla ludzi slabych, dla takich, ktorzy wszystkie swoje porazki chca usprawiedliwiac jakimis silami wyzszymi i wierzyc, ze wszystko ma jakis sens. Otoz wg. mnie nie - kazdy rodzi sie, zyje najlepiej jak moze, najwiecej wyciaga z przeznaczonego mu czasu, po czym umiera. Koniec, zadnej filozofii.
Najlepszym na to przykladem jest to, ze, dajmy na to, Biblia nieustannie ewoluuje, by dostosowac sie do potrzeb duchowych aktualnie zyjacego pokolenia (przykladowo kazania w kosciele, ktore zazwyczaj niewyobrazalnie odbiegaja od samego tematu czytania).
Troche dretwo u mnie z czasem teraz, wiec dokoncze kiedy indziej. ;d
Zakładki