W sumie nigdy się nie zagłębiałem w to, ale chyba będę musiał, więc zadam tu pytanie, poprzedzone pierw lekkim opisem:
Wyjazd z parkingu na drogę główną, stoję z kierunkowskazem w prawo. 20-30m w prawo od tego wyjazdu jest skręt w ulicę. Grubo ponad 30m na lewo ode mnie jedzie tępa babka w smarcie i daje kierunkowskaz w prawo, jakby wjeżdżała tam, skąd ja wyjeżdżam, więc ja się zbieram do wyjazdu i wyjeżdżam. Idiotka nie zwalnia i zaraz przede mną daje po hamulcach i na szczęście nie wjeżdża we mnie. Wysiadam z auta wkurwiony i zaczynam na nią cisnąć, że po chuj daje kierunkowskaz, jak nie skręca itd. itp., ona przeprasza i mówi, że chciała zjechać tam w ulicę itd., minuta gadki i odjeżdżam, ona też.
No i pytanie, kogo byłaby wina, gdyby we mnie jednak się wjebała? Wiem, że jest w sumie coś takiego jak zasada ograniczonego zaufania, tylko jak mam tu ją interpretować? Powiem tylko, że jestem w chuj wyczulony na takie coś przez gadki Ojca (na prawku słowa o tym nie było xd) i prawie zawsze czekam na takiego jegomościa, chyba że widocznie hamuje i widać, że nie pojedzie dalej, to wtedy wyjeżdżam, ale sytuacji w których jakichś idiota przejechał moje skrzyżowanie i skręcił moment dalej było mnóstwo. Tutaj natomiast babka jechała pod górkę, więc sam z siebie pomyślałem, że i tak w razie czego zdąży wyhamować, bo spokojnie na tyle daleko była, a tego że zacznie hamować tak późno, to bym się nie spodziewał xd (co ona kurwa, makijaż sobie robiła czy co?).
Zakładki