Właśnie sam sobie odpowiedziałeś ;d Nie sądzę żeby spodziewali się że ich napadną - główny powód tego co sie stało.
Oczywiście że się nie spodziewali, co nie zmienia faktu że warty były wystawione - taki atak ma szanse powodzenia tylko w dwóch przypadkach, obu wymienionych zresztą przez Stannisa: albo napastnicy mieli pomoc z
zewnątrz wewnątrz oczywiście, literówka, albo wszyscy wartownicy spali.
Ty tak serio? Przecież w całkowitych ciemnościach śnieg Ci nic nie da. A pochodniami to sobie naświecisz może na 5 metrów dookoła, poza skrajem światła widzisz tylko ciemność.
Po pierwsze, to całkowite ciemności można znaleźć w jaskini albo w piwnicy, a nie pod gołym niebem gdzie jest księżyc i gwiazdy. Można oczywiście założyć że było ogromne zachmurzenie, ale to utrudniłoby robotę zarówno obrońcom jak i napastnikom - ale ci jakoś bezbłędnie w krótkim czasie wyszukali drogę do odpowiednich namiotów, więc albo mają szósty zmysł albo jednak zbyt wielu chmur nie było.
Po drugie, to pochodniami przecież nie armia Stannisa sobie świeciła dookoła tylko napastnicy - nie dało się ich rozpalić w pełnym galopie, a zatem musiały być rozpalone odpowiednio wcześniej.
Sam wcześniej napisałeś ze śnieg ogranicza słyszalność, więc się zdecyduj :v w zamieci, wietrze nie usłyszysz raczej nic, tylko wicher. A na pełnej kurwie to się mogli rozpędzić z 10-15 metrów przed obozem, za mało żeby jakoś rozsądnie zareagować.
Napisałem że ogranicza, a nie że blokuje całkowicie. Na scenie widać, że pada całkiem nieźle, ale wiatr nie jest duży, trudno więc mówić o zamieci. Co więcej, obóz leży przy jakichś wzgórzach, które blokują do niego dostęp z co najmniej jednej strony, a jako pierwsze zaczynają się palić namioty właśnie od strony wzgórz - musieli więc przejechać przez cały obóz. Oczywiście jeśli minęli wartowników nie alarmując ich, to później już robili co chcieli - masz pełną rację że alarm podniesiony w takim momencie nie zapewni już wystarczającej ilości czasu na sensowną reakcję. Sęk w tym, że alarmu w ogóle nie było - pierwsze krzyki pojawiają się gdy namioty już płoną.
No na moje, to ta armia od wielu dni stoi w miejscu, bo się nie mogła ruszyć. A co za tym idzie założyli że i bolton siedzi w zamku. Nie spodziewali się pewnie czegoś takiego. Do tego należy wziąć pod uwagę strażników od paru dni pilnujących tego, mróz, niechęć i takie tam żołnierskie niedogodności = słaby ogar w kwestii napadu. No bo chyba nie myślicie że odeprzeć taki napad, to 10 sekund roboty? Zanim się zorganizują, wypadną śpiący żołnierze, etc. to tamci mogli mieć czas na to co zrobili. No i nie sądzę że namioty pali się od zewnątrz. Raczej wrzucili je do środka, a tam już nie ma śniegu, więc zapasy mogły spłonąć ;)
Jeśli stoi w miejscu, to jeszcze lepiej - armia ma więcej czasu na wybadanie okolicznych terenów i rozstawienie wartowników w najlepszych miejscach, namioty mają więcej czasu na przesiąknięcie wilgocią. Podpalenie namiotów od środka miałoby naturalnie większe szanse powodzenia, z tym że a) musieliby najpierw rozsznurować namioty b) pozbyć się dodatkowych wart, bo jeśli armii brakuje żywności, to musi być pilnowana - inaczej szybko się okaże, że co noc znika xx zapasów. Albo więc najeźdźcy okpili ich po całości, albo jednak palili od zewnątrz.
Tak na marginesie to ta scena jest strasznie niedopracowana, bo widać że lwia część namiotów zaczyna płonąć sama z siebie, nikogo koło nich w momencie podpalania nie ma xD Widać również jakiś luźno stojący wóz przykryty śniegiem, który hajcuje się aż miło - no ale mniejsza z tym, uznajmy że to niedopracowanie twórców nie ma wpływu na ocenę sytuacji taktycznej.
Całość zasadniczo można sprowadzić do tego, od czego zacząłem - taka akcja może się udać tylko w dwóch przypadkach i nieważne który z nich zaistniał, jest to kpina i cyrk, że wielotysięczna armia dała się podejść jak dzieci.
Zakładki