Mój pierwszy post;]
Oto (pseudo) przygoda która przytrafiła mi się jakieś 5 miesięcy temu.
Po około dwóch miesiącach gry sorcem i palem postanowiłem zrobić knighta na odzielnym koncie, by móc sobie stawiać monka na mc. Sorc miał wtedy rs, 35 poziom i już mi na nim nie zależało. Zrobiłem knighta i po szybkim przejściu rooka od razu wziąłem się za robienie skilli, czyli monk + bot(hail Xyllo)+ dość duży zapas jajek i jedziemy. Na mniej więcej 40 skillu zaliczyłem już pierwszego deada na knightcie(źle ustawiony bot, sorc daje loga, 4 bugi idą na knighta, który ma na sobie knife i dwarven shield - cały cap przeznaczyłem na jajka ^^). Knight zdążył wypić bp potów, zanim się obudziłem słysząc alarm bota (twardy sen po szkole). Myślę sobie - odrobię to w 20 minut, bocimy dalej! Po tym zdarzeniu podbiłem lvl do 18, by móc spokojnie nosić eq i troszkę mniej jajek bez obawy o cap. Drugi zgon zaliczyłem w nocy, gdy jakiś 20 pal zamarzył sobie mnie ujebać. Knight miał już około 65/65. Mimo iż miałem słuchawki na uszach i dosyć głośno ustawiony alarm, to nie zdążyłem na tyle oprzytomnieć, by móc w porę zareagować. Z tym deadem poleciał k arm i byłem 5 godzin w dupę ze skillem. Trzeci zgon był już na skillach około 74/74, pośrednio od tego samego paladyna co wyżej. Ów pal wpada o 7 rano i bezczelnie zabija bugi, które ćwiczą mój shield. Maksymalnie wkurwiony(głównie przez to, że była 7 rano i sobota) gonie tego palka i prawie ubijam, ale wpadają jego kumple po 30+ magowie i wiadomo jak się to dla mnie kończy... Nie spada nic cennego oprócz 15 godzin na skillu. Czwarty, zarazem ostatni i najgłupszy zgon w moim wykonaniu zakończył moją karierę na pandorii. Knight ma skille po 81. Po ostatnim deadzie postanowiłem zmienić miejsce botowania, przyjebów przeszkadzających w treningu zabijać sorcem oraz ubrać knightowi bohy, by mógł szybciej uciec do depo, gdy się ktoś będzie stawiał. Jest około godziny 23 i siostra chce wejść na kompa. Mówię - nie ma sprawy, ale jak zadzwoni alarm, to schodzisz w sekundę i ja siadam, by zobaczyć co się dzieje. Po 30 minutach natura bierze górę i wysyła mnie do kibla, bym zrzucił parę kilo. Po około 2 minutach od rozpoczęcia srania, do drzwi puka siostra i mówi, że dzwoni alarm. Na szybkości ale zarazem bardzo dokładnie podcieram dupę i biegnę do kompa. Okazuje się, że nie ustawiłem auto-heal w bocie i mój knight padł od tego samego paladyna co zgon wyżej. Nie dość że byłem 23 godziny skillowania w pizdę to oczywiście musiały spaść bohy. Tym razem postanowiłem, że już mu nie popuszczę i zabije kutasa moim 55 paladynem. Gonie go dość długo, gdyż miał całkiem spory zapas potionów, które ze mnie wylocił. Po chwili przybiega jeden z jego kumpli - 30 lvl sorc. Pal szybko rzuca bohy na drugi koniec ekranu a sorc je zgarnia. Po tym zajściu oddałem konto z knightem koledze a na konto z sorcem i palem dostałem delete za pk. Zrobiłem sobie chwilę przerwy z tibią, ale tylko po to by znów zacząć grać na eternii.
The end
Zakładki