Piraci!
Odpoczywałem w swojej skromnej chatce, gdy nagle kumpel napisał do mnie, że Piraci zaatakowali Liberty Bay, okradając, gwałcąc i zabijając mieszkańców jakże spokojnego miasta. Postanowiliśmy udać się na ratunek biednemu portowi. Przy wyjściu syn zagadał mnie:
-Tato, jak dorosnę to będę mógł otworzyć burdel? Podobno to świetny biznes!
Zaskoczyło mnie to pytanie, nie powiem. Po chwili odparłem mu chytrze:
-Tak, ale pod warunkiem, że dasz mi zniżkę ;]
-Nie ma sprawy, mamie też dam.
Rozbawiony udałem się w stronę domu przyjaciela. Gdy dotarłem na miejsce usłyszałem odgłosy kłótni. Wolałem poczekać na niego na zewnątrz. Po chwili zrobiło się cicho, usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i zza domu wyszedł mój znajomy.
-Wyperswaduj swojemu synowi pomysł założenia bajzlu. - powiedział znudzonym głosem na przywitanie - Nie chcę żeby zepsuł mojej córce przyszłość.
-Eee tam - z trudem opanowałem śmiech - Podobno to świetny biznes ^^
-Mnie to tak nie bawi - ona potrafi puścić się nawet z krasnoludem...
-Aż tak wdała się w mamę? - spytałem, wiedząc, że w nim też płynęła krasnoludzka krew - Sorry - dodałem, widząc jego minę.
-Idźmy już.
Podróż z Venore do "Portu Nadziei" trwała niedługo. Gdy tylko wysiedliśmy ze statku, naszym oczom ukazała się rzeźnia.
Piraci byli praktycznie wszędzie, tnąc swymi rapierami wszystko co popadnie. Największe ich skupowisko znajdowało się pod burdelem "Pirate Hook(er)" (kto zna angielski zrozumie o co chodzi).
-Dalej sądzisz, że to dobry interes? Jak tak dalej pójdzie, to wszystkie kurwy tu spłoną.
-Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajduję, powiedziałbym, że to dobrze. Za to oni są chyba nieźle pijani, ledwo trzymają się na nogach.
-Masz coś na wzmocnienie?
-Tylko Jaskółcze Ziele, ale powinno dać radę.
-Oby. Ruszajmy.
Kilka porcji Jaskółczego Ziela podziałało na nas jak alkohol na pijaka. Zaszarżowaliśmy na piratów niczym berserkerzy, posyłając w zaświaty jednego po drugim. Ich szeregi rzedły niewiarygodnie szybko, bo do pomocy rzuciło się wojsko oraz nieco odważniejsi mieszkańcy tnąc przeciwników widłami, toporami, rzucając w nich nożami kuchennymi i wszystkim co mieli pod ręką. Wtem w wir walki włączył się jakiś zupełnie trzeźwy pirat. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była to kobieta. Rycerze rzucili się na nią bez zastanowienia. To był błąd. Piratka zniknęła na chwilę, by po kilku sekundach pojawić się za ich plecami i jednym cięciem przeciąć dwóm z nich tętnice szyjne. Gdy tamci zwijali się z bólu na ziemi obryzgując wszystko dookoła tryskającą jak szalona krwią, przerażona reszta rzuciła się do ucieczki. Za późno. Co chwilę któryś padał na glebę z nożem wbitym w plecy. Mój kompan już dawno domyślił się kto to jest.
-To przywódczyni Czarnej Szczęki, jednego z budzących największą grozę statków pirackich, zwą ją "Śmiertelna Lissy"....
-Tyle mnie to obchodzi co ten palący się bajzel. Wykończmy ją raz na zawsze!
-To nie będzie łatwe...
-Dawaliśmy już radę lepszym. Do ataku!
Naparowaliśmy na piratkę z dwóch stron, by trudniej było sparować jej atak. Wszystko byłoby dobrze, gdyby się broniła. Ona jednak postanowiła atakować. A robiła to świetnie. Bez problemu sparowała mój cios, ominęła szybkim piruetem i cięła w głowę, strącając hełm. W ostatniej chwili obroniłem tarczą jej uderzenie. Nie minęła jednak sekunda jak poczułem, że coś niewiarygodnie ostrego przebiło mi udo. Uznała mnie chyba za pokonanego, bo zaatakowała mojego kumpla, tnąc z góry. Cudem uniknął śmierci, gdyż zamarła z szablą cal na jego głową. Szybko odnalazłem tego przyczynę - mag walczący z wieży sparaliżował ją. Wykorzystałem to bezlitośnie, odrąbując jej głowę. Kompan spojrzał się na nią z chamskim uśmieszkiem.
-Ale bym ją teraz...
-Głodnemu chleb na myśli - wpadłem mu w słowo, wiedząc co mu chodzi po głowie - a jeśli już o tym mówimy, to zjadłbym coś i odpoczął...
Udaliśmy się do pobliskiej karczmy, wypiliśmy, najedliśmy się. Po jakimś czasie wszyscy zapomnieli już o ataku piratów, gdy ujrzałem przez okno, jak jakiś ogromny statek przybija do portu. Na jego maszcie widniała piracka flaga...
Zakładki