Pewnego dnia zalogowałem się na mojego rookstayera.
Chciałem trochę podexpić level więc wybrałem się na Mino Hell.
Wszystko szło gładko labirynt wolfów wyczyszczony.
Dalej ropuję po kolei orki i minotaury. Wbiłem kilkanaście procent.
Został final room, wtedy przylatuje jakiś inny rookstayer wbiega na final room to ja ruszam za nim. Kręci się pomiędzy minosami, nagle przybloczyły go wolfy, minotaury(żeby już nie pisać minosy) otoczyły go hp leci mu w dół juz ma żółte zaczyna krzyczeć help itp. Ja sobie myślę jak padnie będzie ładny loot, ale druga myśl nie będe żyd pomoge mu i tak też zrobiłem.
Odsunąłem minoska, wziąłem potionka i go uleczyłem. Ten mówi Dzięki, ja się odsuwam i uciekamy na górę po schodach. Koleś mi ciągle dziękuje, że gdyby nie ja to by padł. Ja mówię spoko. Troche poczekaliśmy, dałem mu parę meatów. Poczekaliśmy na hp i ruszamy.
Schodzimy a tu dostaję z prądu.Myślę sobie Co jest minosy nie stawiają energy fieldów!? Patrzę a tu Aptience Sheng!
Obaj się na niego rzucamy odgrodziliśmy się boxami od zwykłych minosów i bijemy shenga, szybko padł, ale koleś dostał kilkanaście expa więcej od mnie :/ Pytam się jaki loot a koleś mówi że mlw, knife, i ml.Myśle sobie mam pecha. A tamten mówi ej, odpowiadam co?, a on mi rzuca mlw pod nogi i się pyta czy będziemy kolegami. A ja mówie jasne i biore mlw.
Tak stałem się posiadaczem mlw i świetnego kumpla.
KONIEC
Taki z tej przygody morał, że:
WARTO POMAGAĆ INNYM!
Komentujcie! Przygoda jest napisana trochę haotycznie ale, pisałem ją na szybko. Pozdro ;]
Zakładki