Wyruszyłem z miasta bagien zwane Venore. Był piękny bezchmurny dzień, wprost wymarzony do polowania. Słońce lekko grzało w moją twarz i ręce. Nie miałem na sobie ciężkich zbroi. W zupełności wystarczyła mi niebieska peleryna oraz przewiewne nogawice, lekkie buty (BOH), królewski hełm oraz tarcze zupełnie lekką zwaną demoniczną. Na plecach miałem kołczan długich na 2 metry dzid. Szedłem powoli, delektując się świeżym powietrzem wdychając je do płuc mocno i wolno wypuszczając. Po którymś razie poczułem zapach siarki. Nie miałem żadnych planów, żadnych taktyk, po prostu szedłem do przodu.
A może...- pomyślał. Może bym wybrał się na smoka.
I tak też zrobiłem. Rozkopałem dziurę leciutką saperką i wskoczyłem w dziurę. Wszędzie pełno skorpionów. W kieszeni trzymałem 2 runy na wszelki wypadek. Wzniosłem runę ku słońcu, a wszystkie skorpiony otaczające mnie leżały bez ruchu. Ruszyłem do przodu, w głąb jaskini, w której roiło się od skorpionów. Dźgałem każdego przebijając je na wylot. Podpierając się dzidą przystanąłem obok wejścia na niższy poziom. Wsadziłem włócznie w dziurę sprawdzając czy ta dziura ma dno. "stuk, stuk" - Ciche stukanie mojej włóczni o podłoże. Ześlizgnąłem się po włóczni jak strażak, gdy dostaje wezwanie. Znowu uniosłem runę ku górze i skorpiony leżały bez ruchu.
***
Po przechadzaniu się po jaskiniach wreszczie dostrzegłem znaną mi jaskinię z lawą. Przeszedłem po kamykach przeskakując bulgoczącą lawę. Gdy wreszczcie przeszedłem do końca korytarza w suficie była dziura. Nie pozostało mi nic innego jak wziąć linę i zarzucić na kożenie zwisające z sufitu. Wspiąłem się po linie i znów pełno skorpionów wokół mnie, jeden nawet mnie uszczypnął. Uniosłem runę i skorpy skorpionów znów zaskwierczały. Były dwa rozdroża, w prawo lub przed siebie. Wybrałem drogę w prawo. Dźgałem skorpiony, gdy doszedłem do końca korytarza. Znów korzenie zwisają z sufitu. Zarzuciłem linę i wydostałem się na powietrze, jednak nie pachniało ono tak jak to które zaczerpnąłem w mieście. Zapach był siarczysty, a gorąc jaki buchał z pierwszej pieczary był olbrzymi. Powoli ruszyłem w kierunku pieczary. Gdy byłem już blisko buchnął z niej ogień. O mały włos- Pomyślałem. Rzuciłem włucznie na oślep przed siebie. Wrzask, przypominający niedźwiedzi, ale znacznie mocniejszy prawie mnie ogłuszył. Z pieczary buchnął ponownie ogień i wyłoniła się sylwetka smoka. Bez zastanowienia rzuciłem włucznie w cielsko bestii trafiając między łuski. Smok wyskoczył w powietrze i po wielkim łuku pikował w moją stronę. Rzuciłem ponownie włócznię, tym razem nie trafiając. Smok leciał z potężną prędkością na mnie. Wbiegłem do pieczary. Na szczęście była pusta. Za chwile słychać było łoskot ciała opadającego na ziemię i głośne człapanie gadziny w stronę jaskini. Otoczyła mnie fala ognia. Skóra na moich rękach piekła, lecz peleryna była nienaruszona. Magia sprawiała, że ta peleryna była prawie nie zniszczalna. Chwyciłem następną włócznie i biegłem w stronę smoka. Z wrzaskiem uderzyłem o skałę. Dopiero po chwili zobaczyłem ogon smoka lecący w moją stronę. Zrobiłem unik i smok rozwalił skałę. Już miał mnie zgnieść łapą kiedy oparłem włócznie o ziemię. Odskoczyłem, a smok przebił sobie łapę na wylot. Złamał włucznie i już miał zionąć ogniem kiedy rzuciłem włucznie prosto w gardło pokraki. Smok dusił się przez chwilę, po czym upadł z głośnym tupotem na bok. Pozbierałem moje włucznie i rozciąłem swoją machetą ciało smoka. Zebrałem 2 łuski i rozciąłem mu brzuch. Odur był straszny, a w brzuchu było pare złamanych mieczy i jedna tarcza. Na niej wygrawerowany był smok. Zobaczyłem, że jest zsyp do groty, więc zsunołem się do groty. Zabiłem następnego smoka i trzy małe. W smoku znalazłem młot, który po przyłożeniu do ognia płonął. Zsunąłem się niżej i zobaczyłem smoka o czerwonym kolorze skóry. Wyszedłem po skałce i wypiłem eliksir mocy. -Exura, exura, Utamo vita- rzekłem słowa mocy, po czym wszedłem do jaskini z powrotem. Ogon uderzył tuż obok mnie. Smok nadął się i dmuchną ogniem w moją stronę. Skóra zapiekła lecz wypiłem eliksir. Czując wyraźną ulgę dorwałem jedną z dzid i cisnąłem w bestię. Po ciężkiej walce, i stracie wielu elixirów wróciłem do miasta Venore. Chwaląc się swoimi zdobyczami wyciągnąłem worek z łuskami smoków. Naliczyłem sto piędziesiąt łusek smoków. Czerwonych i zielonych. Udałem się do gór Krasnoludzkich. Ruszyłem w stronę Krasnoludzkiego alhemika i kupiłem parę elixirów, a następnie do kowala. Dałem mu łuski, a on obiecał za sumę dziesięciu tysięcy złotych monet stworzyć dla mnie zbroję łuskową pogromcy smoków.
Zakładki