Zainspirowany opowiadanie o desert quescie jednego z użytkowników forum postanowiłem opisać własny desert quest z boskim teamem...
Wlogowałem się na 25 knighta i że nie miałem co robić to zacząłem szukać ekipy na deserta... po 5 minutach miałem wszystkich...
wziąłem wszystkie itemy potrzebne na desert quest (i 5 jablek na wszelki wypadek) i poszedłem na pustynie. ubrany w noobset i mający przy sobie tylko bp health potionsów (niedawno to było, bo tibia 8.11) doszedłem w końcu na miejsce. Zobaczyłem wszystkich gotowych do questa, tylko jakoś nick palka mi nie pasował... sprawdziłem to i faktycznie to był jakiś inny pall tylkoe że na tym samym lvlu.. gdy przyszedł właściwy pall grzecznie poprosiłem tego drugiego, żeby sobie poszedł i dałem mu 2 healthy na otarcie łez ;]
Team wyglądał tak:
ja (25 knight)
pallek (20 pall)
druid 28 elder druid (polak jak się potem okazało;D)
sorcer (33 sorc)
weszliśmy do dziury i na początku wszystko szło dobrze.. potem jednak najpierw brazyl (pall) zgubił drogę, a potem gdy na chwilę zostawiłem tibię bez mojej opieki wraz z elderem wszedł do słynnej dziury do której raczej się nie wchodzi robiąc tego questa ( ale nie tej która jest na południe od głownej drogi, tylko jakiejś innej, ale z tym samym znakie)...
napisali do mnie że potrzebują mojej pomocy bo jak nie to padną...
ostro wnerwiony zszedłem i poprowadziłem ich kawałek.. wpadliśmy na 3 fire devile na raz... jakoś (ale ze stratą 5 healthów) udało mi się je wraz z palkiem ubić ;p
potem udało nam się przejść przez most, ale druid wlazł w tą pierwszą dziurę, w którą nie należy wchodzić... jako że ropnął się z drugiej strony a przed nim były fire fieldy poprosił mnie żebym mu rzucił coś do leczenia... no to przerzuciłem mu 4 health potionsy...
w końcu przeszedł przez fieldy i doszliśmy do drzwi od desert questa przeszliśmy przez nie i w tej chwili wpadło mi do głowy gdzie do jasnej cholery jest sorcerer... po sprawdzeniu okazało się że dał loga...
jednak ubespieczony na takie wypadki zapewniłem drużynę że już idzie do nas inny sorc z tym, że leci on z carlin...
zadzwoniłem do kolegi, który zna passy i number mojego sorca (a ja znam jego knighta, bo dał mi je jak go hackli, a ja odrobiłem mu straty ;]) żeby się wlogował właczył mapę i poszedł na desert questa...
czekając na niego latałem po pokoiku z dźwignią... latając tak przez przypadek wpadłem w fire fielda, a że żarcie już dawno mi się skończyło zużyłem potionka na uleczenie...
w końcu kolega przyszedł na moim sorcku, ale nie sam bo za nim szedł drugi team na deserta. zdziwiło mnie, że jeden z koleśi ma wizard outfit z addonem czaszeczki i 43 lvl ek... wyrzucił mojego sworda z ołtarza na bok i powiedział:
Co jest maly??
na co ja i tak już zły z powodu ciągnącego się questa odparłem...:
małe to jest to coś co masz w gaciach lamko -.-
w sekunde potem pall pociągnął za dzwignię i przeniosło nas do pokoju z nagrodami... wziąłem je wyszedłem z final romu i dałem loga.
Mój kolega został w final romie, ale że nagrody już wziąłem to dał loga.
Z ciekawości zalogowałem się minutę pózniej na tego chara i oto co zobaczyłem...
27 druid przyzywa monka, i zaczyna wraz z 43 ek i jakimś palkiem którego lvlu nie pamiętam naparzać sorcka... tak się ustawił, że został strapowany, a potem kilka ciosów i padł. ja stałem obok druida blokującego wyjście bo mnie o to poprosił, a sam byłem ciekawy jak to się skończy.
Po deadzie sorca pall i ek zaczeli się kłócić, o to co kto ukradł ze zwłok.
Ja grzecznie zaproponowałem, że zrobię screena na pamiątkę.. zgodzili się, ale przy okazji zauważyłem, że zablokowali mi wyjście.
Wszyscy zaczeli teraz mnie atakowac... ale że nie rzucali bomb parceli anie fieldów, więc rzucając co jakiś czas exure udało mi się przeżyć i wyjść... na szczęście mnie nie gonili, więc odczekałem chwilę napisałem do tego knighta, że jest dupkiem skoro w 3 i używając exori nie potrafił mnie ubić i dałem loga.
Wyłączyłem tibię i odszedłem od komputera.
Koniec =)
jak chcecie to możecie oceniać, a jak nie to nie - mi łachy nie robicie ;]
Zakładki