Był wieczór. Jak zwykle o tej porze wybrałem się do legowiska niedźwiedzi, aby uzupełnić zapasy jedzenia. Żeby umilić sobie czas podczas drogi, pogrywałem na harmonijce. Gdy już prawie byłem na miejscu, usłyszałem dziwny szelest w pobliskich krzakach. Pomyślałem, że to zwykły zając. Nagle moim oczom ukazała się postać, która była w nich ukryta. Na jego ubraniu widoczne były ślady krwi. Od razu rozpoznałem tego mordercę. To on kilka dni temu bez najmniejszego wysiłku uśmiercił mojego przyjaciela, który był ode mnie co najmniej dwa razy mocniejszy. Zrozumiałem w jakiej sytuacji się znalazłem. .Nie miałem najmniejszych szans w walce z tym człowiekiem. Rzuciłem się do ucieczki, a on tylko zaśmiał się głośno. Biegłem do utraty sił. Zatrzymałem się w pobliskiej wiosce i rozmyślałem… Dlaczego mnie nie zabił? Przecież miał ku temu świetną okazję…Czy uznał, że nie jestem dla niego żadnym wyzwaniem? Cóż, tym lepiej dla mnie...przynajmniej żyję. Powoli zacząłem wracać do swojego rodzinnego miasta. Szedłem, podziwiając piękno przyrody. Nagle moim oczom ukazał się ów bandyta, którego spotkałem kilka godzin wcześniej. Schowałem się w jaskini kreatur, zwanych orkami. On zatrzymał się przy wejściu do mojej kryjówki i krzyknął : „Myślisz, że cię nie zauważyłem? Wyjdź, bo sam po ciebie wejdę. Zrobiłem to co nakazał. Trzęsąc się, wyszedłem. Wiedziałem, że to mój koniec. Postanowiłem wyjąć włócznię i zaatakować go . Jak pomyślałem, tak zrobiłem. CO!? Przeciwnik zablokował mój cios jedną ręką! Odsunąłem się gorączkowo na bezpieczną odległość, przybierając pozycję obronną. Bardzo się bałem… drżały mi nogi. Czułem, że broń za chwilę wypadnie mi z ręki. Szarlatan powalił mnie na ziemię samym okrzykiem, po czym przystawił mi swój długi miecz do gardła. Już miał mi zadać ostateczny cios, ale…W OSTATNIEJ CHWILI przybył mi na ratunek jeden ze specjalnych rycerzy króla TIbianusa. Świetlną energią, którą skumulował dłoni, przebił mojego niedoszłego mordercę na wylot.
- Wsiadaj na konia, zawiozę cię do miasta – oznajmił.
- Bardzo chętnie, dzięki za pomoc – odpowiedziałem.
Mijały dni, miesiące i lata. Przez ten czas bardzo zaprzyjaźniłem się z moim wybawcą. Często chodziliśmy razem pomagać słabszym, rozbijaliśmy grupy złoczyńców, które planowały ataki na miasto Thais. Pewnego dnia, dowiedziałem się, że mój kompan padł ofiarą brutalnego morderstwa. Gdy wracał z polowania na oślizłe zielone smoki napotkał zgraję zbirów, którzy rabowali innych. Chociaż był bardzo zmęczony, wdał się z nimi w bójkę i niestety poległ . Gromadziły się we mnie uczucia gniewu i chęci zemsty. Czułem, że nie mogę tego tak zostawić. Zapakowałem potrzebny ekwipunek i dosiadłem mego konia, którego zwałem Błyskawicą. Ruszyłem do siedliska smoków. Po kilku godzinach prób odnalezienia zbirów, dowiedziałem się od wędrownego starca, że te same bandziory obrabowały go i ruszyły w stronę miasta ukrytego pod ziemią, przez niektórych zwanym „Kazordoon”. Kiedy tam się znalazłem, zauważyłem ich. Siedzieli w karczmie. Jako, że nie potrzebowałem rozgłosu, zaczekałem, aż z niej wyjdą. Kiedy zaczęło się ściemniać, wstali i szykowali się do opuszczenia tego miejsca. Zapewne chcieli kogoś okraść. Przebrałem się za niewinnego, ubogiego mężczyznę i ruszyłem za nimi. Miałem pewność, że nie będą mieli zamiaru mnie obrabować, ale na pewno skorzystają z okazji, aby zabawić się kosztem słabszego. Stało się tak jak myślałem. Zaraz po opuszczeniu miasta, rzucili się na mnie. Żaden z nich nie dorównywał mi siłą.(bardzo wzmocniłem się u boku mojego przyjaciela). Jeden po drugim co chwilę lądowali na ziemi. Próbowali różnych sposobów pozbycia się mnie. Po kilku minutach walki, znudziły mnie te igraszki. Chwyciłem miecz i potraktowałem ich moim specjalnym atakiem : wirującym ostrzem. Po tym ciosie nie mieli sił nawet się ruszyć. Miałem wątpliwości, czy ich wykończyć. Mój przyjaciel na pewno by tego nie chciał, ponieważ był honorowym człowiekiem i zabijał tylko najokropniejszych bandytów, do których ta zgraja na pewno nie należała. Jednak to, co zrobili memu kompanowi, było niewybaczalne. Zacisnąłem mocno zęby i mimo błagań rabusiów, pomściłem mojego nauczyciela, wybawcę i wspaniałego kompana.
Zakładki