Pewnego mglistego wieczoru przechadzałem sie ulicami miasta Thais. Ludzie zachowywali sie jakoś dziwnie, wszyscy siedzieli bardzo cicho w domach. Nikt nie wychodził na zewnątrz oprócz mnie. Z reguły nawet w nocy miasto tętniło życiem, jednak dzisiaj stało sie coś dziwnego. Odwiedziłem depozyt aby włożyć do niego lup z ostatniego polowania na Wyverny. Obok mnie stały jeszcze dwie osoby, zapytałem o wiele mniej doświadczonego ode mnie mężczyznę:
-Co sie dzieje, czemu wszyscy zachowują sie tak cicho i siedzą w domach?-Zapytałem.
-To ty jeszcze nie wiesz???NASZE MIASTO JEST OBLEGANE PRZEZ STRASZLIWE HORDY ORKÓW!!!-Odparł drżąc sie.
-O nie! Czemu nikt sie tym nie zajął?!- Spytałem z przerażeniem.
-Polowa miasta martwa...
-Przykro mi lecz bylem na polowaniu, nic nie wiedziałem.
-Jakim cudem tutaj doszedłeś żywy?
-Górna brama była bezpieczna, widziałem pełno trupów ludzkich jak i bestii... musiała odbyć sie tam jakaś bitwa. Dobra idę dalej, sprobuje coś zrobić z tymi bestiami!
Poszedłem dalej... minąłem Gildie Paladynów i ruszyłem w stronę południowej bramy. Było już całkowicie ciemno. Prawe nic nie widziałem wiec zapaliłem lampę naftowa. Mijałem skrzyżowanie uliczek prowadzących jedna do banku a druga do depozytu. Z daleka zauważyłem kilkanaście straszliwych potworów. Byli to Orkowie szamani pomieszani z Orkami topornikami. Bardziej wystraszyły mnie te drugie, ponieważ słyszałem niejednokrotnie o nich legendy, o tym jak jednym uderzeniem, potrafiły zabić niejednego męża. Ruszyłem szybko przed siebie, nagle usłyszałem ryki i wrzaski(KRAAK ORRAKKKKKKKK) po czym orkowie, szczególnie berserkerzy(bo tak ich nazywano) z taka prędkością zaczęły do mnie biec ze nie dal bym rady uciec. Wskoczyłem szybko do kanałów. Poszedłem kilkadziesiąt metrów dalej, po czym wyszedłem innym wyjściem. Schowałem sie za ścianę i zacząłem iść z powrotem w stronę orków. Gdy przystanąłem za ścianą, jeden z orków mnie zauważył, szybko mnie dogonił i dosyć mocno mnie uderzył, pochyliłem sie i mocnym ciosem odciąłem mu najpierw rękę, potem nogę, a na końcu jego łeb. Padł jak rażony piorunem. Właśnie miałem go wypatroszyć jednak reszta orków już o mnie biegła, wiec rzuciłem sie na nie jak dziki. Wpadłem w wir walki, atakowało mnie około 5 berserkerów i troje szamanów. Wpadłem w wir walki, pamiętam to, atak obrona znowu atak, potem unik. Nagle poleciały na mnie naraz 3 topory i dwie magiczne pociski. Padlem na kolana prawie martwy, i wtedy przypomniało mi sie cale moje życie: wyprawy na smoki, wyverny, trening z prawdziwymi mistrzami i słowa jednego z nich: Tylko tchórze się poddają, a tych, którzy walczą do końca, czeka sława i bogactwo.
Uroniłem łzę, wzruszyłem sie. I krzyknąłem w niebo glosy:
NIE JESTEM TCHÓRZEM!!!
Nagle wstąpiła we mnie jakaś przedziwna siła, tak potężna, ze natychmiastowo odzyskałem wigor, i chciałem dalej walczyć!
Sięgnąłem do plecaka po eliksir życia, wypiłem go i z ogromną siłą wystrzeliłem na te wszystkie bestie, wyciągnąłem topór i zacząłem ciąć w ciała potworów. Po jednej minucie zauważyłem ze wokół mnie jest cicho. Wszystkie potwory leżały w częściach na ziemi, a ściany budynków były ochlapane krwią... Sięgnąłem po eliksiry życia i many, ponieważ bylem wycieńczony walka. Pomyślałem że jeśli zacząłem atak, trzeba go tez zakończyć! Pobiegłem wiec pod bramę, przyczaiłem się pod ścianą po czym zauważyłem dwoje orków, jednak nie byli oni zwykłymi bestiami, tak jak tamte. Jeden z nich był przywódcą całej hordy przeciwników, nosił na sobie piękną platynowa zbroje i potężny miecz. Drugi z nich, był zaś najpotężniejszym rodzajem orkowego gatunku. Był ubrany w jakąś ciemna zbroje, straszliwie wyglądający hełm.
Przyczaiłem sie obok bagien. Stwory jednak szybko mnie wyczuły, i w moja stronę poleciał shuriken. Dostałem prosto w ramie, z którego obficie zaczęła lecieć krew. Orkowie rzucili sie na mnie, wiec ja na nie tez rzuciłem się z podobna siłą co berserkowie. Walka była zacięta. Zaatakowałem pierw przewódce, jednak ten unikną mojego ataku.
Wpadłem w dziki szal, mój topór który był zaklęty wiecznym ogniem straszliwie ranił orków. Te jednak też bardzo mocno mnie uderzały, co chwila sięgałem po eliksiry leczenia.
W końcu potężnym machnięciem mojego topora odciąłem jednemu z nich łeb. Drugi zaś zaczął uciekać więc uderzyłem w niego z lekkiego magicznego pocisku, ork padł na ziemię...
Wypatroszyłem je po czym w jednym z nich znalazłem hełm, podobny do rycerskiego, bardzo sie ucieszyłem, ponieważ wiedzialem że lup jest dużo warty. Ruszyłem do miasta. Dowiedziałem się że inny oddział rycerzy wytłukł cala orkową armię, bylem zachwycony łupem i poszedłem do depozytu.
Zakładki