Obudziłem się w swoim domu w Ankrahmur. Słońce przygrzewało mocno, nie chciało mi się wstawać, wolałem jeszcze trochę pospać. Wstawaj! {ten okrzyk rozwiał moje nadzieje} Przyszedł do mnie mój stary przyjaciel Oktawian. Słyszałem, że Orshabaal znowu zstąpił na ziemię Tibijskie, aby siać popłoch i zagładę. Mamy duże poziomy więc chyba we dwóch damy mu rade, prawda??. Trochę mnie zatkało. Owszem miałem 240 królewskiego palladyna, a mój przyjaciel 260 elitarnego rycerza, lecz ta olbrzymia bestia jest w stanie odesłać do świątyni każdego. Nie lepiej wziąć do pomocy kogoś jeszcze ?? Zapytałem. Nie pamiętasz jak wybraliśmy się na Demony z czterema „pomocnikami” ?? Zabrali nam całą zdobycz i jeszcze oszukiwali nas, że nic z nich nie wypadło. Dopiero później zobaczyłem jak sprzedają te rzeczy na targowisku. Racja pomyślałem, lecz mój strach przed zabiciem owego stwora nie znikł ani na chwile. Po dłużej namowie dałem się przekonać na wyprawę. Wraz z mym druhem zaszliśmy do sklepu magicznego, gdzie kupiliśmy po 10 plecaków run natychmiastowego leczenia, ja natomiast dokupiłem sobie jeszcze 8 plecaków napojów odnawiających siły magiczne. Zaszedłem jeszcze do swojego domu poczym nałożyłem na swoje ciało magiczną platynową zbroje, złote nogawice, hełm oraz tarcze demona oraz buty przyśpieszenia. Mój znajomy Derlan zrobił mi siedem plecaków run nagłej śmierci, abym szybciej rozprawił się z Orshabaalem. Obraliśmy cel na statek, dzięki któremu przetransportowaliśmy się na niebezpieczną wyspę Gorame. Po drodze minęliśmy jaskinię z pięcioma smokami. Oktawian zabił trzy, ja natomiast rozprawiłem się z dwoma pozostałymi. Łup był wspaniały: dwie tarcze oraz młot owej bestii oraz siedem jej mięs. Gdy doszliśmy do celu za nie wielką zapłatą przedostaliśmy się na wyspę. Jej kształt przypominał dwa złączone ze sobą koła: na mniejszym z nich było wiele małych pustyń, na drugim zaś można było zauważyć kępki trawy, lecz w samym środku była olbrzymia kula lawy. Postanowiliśmy odwiedzić pierwszą z jaskiń, która ukazała się naszym oczom. Wiedziałem, że na tej wyspie jest wiele niebezpiecznych stworzeń, ale to co zobaczyłem w owej dziurze bardzo mnie przestraszyło: spoczywały w niej trzy ogromne demony rzucające bez zastanowienia olbrzymie kule ognia. Pierwszy wszedł Oktawian. Przeliczył się próbując zabić wszystkie demony na raz. Szybko wyszedł z kryjówki bestii. Musimy je wyciągać pojedynczo, rzekł ledwo dysząc. Jak powiedział tak też zrobił i po chwili obok dziury pojawił się nasz rywal. Biłem go na przemian: runami nagłej śmierci oraz mocnymi bełtami. Potwór bardzo szybko tracił siły. Dobijały go poza tym celne dźgnięcia magicznym mieczem mego kompana. W końcu bydle padło wydając przeraźliwy ryk. Otworzyłem jego ciało. Łup był obfity. Widocznie demon wiedział, że stracił wiele cennych rzeczy stąd ten wrzask. Było w nim 200 złotych monet, ognisty topór, hełm diabła oraz platynowy amulet. Po zapakowaniu rzeczy, oraz uleczeniu się ze wszystkich ran. Oktawian wyciągnął kolejnego monstruma. Z zabiciem go nie mieliśmy zbyt wiele problemów, a zdobycz była słaba: 300 miedziaków. Gdy został tylko jeden demon postanowiliśmy wejść do środka. Zaciekawił mnie fakt, iż bestia była ranna, choć nie zadaliśmy jej żadnych obrażeń. Zrozumieliśmy, że nie tylko my przybyliśmy tu na polowanie. Trochę nas to zaniepokoiło, ale humory poprawiły nam zdecydowanie złote spodnie z ostatniego bydlęcia. Po wyjściu z jaskini kontynuowaliśmy wyprawę na Orshabaala. Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, gwałtownie się odwróciłem. Obserwator widocznie nie spodziewał się tego ruchu więc zaskoczony wskoczył do dziury. Od razu pobiegłem za nim lecz zgubiłem go w korytarzach z wieloma dziurami. Wiedziałem, iż przybysz niema wedle nas przyjaznych zamiarów jeżeli od nas uciekał. Oktawian pośpieszył mnie, abyśmy szybciej biegli do jaskini z Orsabaalem, bo owy osobnik może nas wyprzedzić. Posłuchałem rady przyjaciela, założyłem pierścień przyśpieszenia i czym prędzej udałem się w stronę pieczary. Nagle usłyszałem krzyk, mego kompana. Rozejrzałem się i zobaczyłem jakiegoś człowieka. Wyglądał przeraźliwie. Był cały w bliznach i krwi, nie miał dwóch palców u jednej z rąk. Mimo, iż był obolały z oczu można było wyczytać, że chce naszej śmierci. Wiedziałem, iż jest to nasz obserwator.
Zakładki