Witam.
Postaram się napisać opowiadanie w stylu RPG (pierwszy raz :D).
Zalogowałem się w moim domku, w Ab'Dendriel. Odsłoniłem nowo zamontowane żaluzje i obserwowałem biegające pod moim mieszkaniem elfy. Żadna nowość, lecz tym razem wybrali nowego prezydenta tej zabitej dechami wiochy. Był nim elf oczywiście (ach ta demokracja xD). Mniejsza z tym, wyszedłem po zakupy dokupić świeże miksturki many i życia. Kolejka jak w Lidlu, lecz dużo drożej. Nowy prezydent nałożył większe koszta na import :/ Gdy wydałem masę kasy na te niezbędne przedmioty, przepchnąłem się przez dzikie tłumy i wyszedłem ze sklepu. Wstąpiłem do depozytu, żeby zobaczyć co jeszcze tam trzymam. Znalazłem opakowanie po orzeszkach i nic poza tym. Zacząłem zastanawiać się nad miejscem dzisiejszej wędrówki. Miksturki obecne, reszta zaopatrzenia w stanie hmmm.... zadowalającym. Dlaczego? Ostatniego smoka zabiłem łopatą, która na skutek uderzeń w jego łeb, trochę się zdeformowała. Liną dla odmiany wyciągałem z dziury mojego kolegę, który lubi podjeść, dlatego jest na skraju rozerwania. Wstąpiłem do Castoramy po nowy ekwipunek. Gdy wychodziłem, dostałem SMSa od kumpla, że planuje wyprawę na demony. Pierwszy raz mam okazję zmierzyć się z tą bestią, więc bez wahania zgodziłem się. Punkt zbiórki - Edron. Po męczącej rozmowie z kapitanem tutejszego statku, znalazłem się w miejscu docelowym. Wciskał mi jakieś ulotki :/ Pobiegłem do depozytu, a tam czekała na mnie zwarta i gotowa do drogi grupa. Przypomniałem sobie, że kasjer w sklepie nie wydał mi reszty, a ja nie wziąłem paragonu. Dobra, trudno. Teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie. Szybkim krokiem udaliśmy się do jaskini, zabijając, niszcząc, rozwalając.... starczy tych imiesłowów :D Po godzinie bezsensownego łażenia w kółko, wyjąłem mapę i zaprowadziłem moich mało rozgarniętych towarzyszy do groty demona. Już raz tam byłem, lecz nie walczyłem z tą bestią. Z daleka czułem żar wydychany przez czerwonego potwora. Jesteśmy na miejscu. Druid gotowy. Kusze na barki. Wszyscy byliśmy gotowi. Zrzuciliśmy na dól paczki pocztowe, żeby można było zejść. Kumpel wszedł w tajemniczy portal, a ja z drużyną zeskoczyliśmy z góry. Odsunąłem się na bezpieczną odległość. Spokojnie.... Kusza napięta.... i strzał. Taak! Trafiłem go prosto w łeb. Lecz bestia żwawym krokiem pognała w moją stronę. Zrobiło się nawet gorąco.... Nie, nie zesrałem się :P Nie patrząc pod nogi pobiegłem jak najszybciej w stronę schodów. Wszedłem na górę, zregenerowałem siły i poszedłem dobić potwora. Z podziwem przyglądałem się z jaką łatwością kolega unika ciosów bestii, chociaż co jakiś czas jego zbroja była narażona na potężne ataki. Grad bełtów zasypał demona, kładąc go na ziemi. Rycerz poszedł to ciała potwora. Z bliska jednak zauważyłem, że zbroja mojego kolegi popękała, a on był wyczerpany walką. <Święcąca żaróweczka> Przecież mam w plecaku Poxilinę :D Rozrobiłem masę i pokryłem nią zniszczoną zbroję. Chwilę potem kolega wyciąga z demona coś dużego. Ku naszemu zdziwieniu była to magiczna zbroja płytowa! Zadecydowaliśmy, że oddamy ją w prezencie dzielnemu rycerzowi. W podziękowaniu, dostałem od kolegi poklejony pancerz. W sumie Kolczuga z łusek smoka to rzecz godna nawet najlepszego z najlepszych. Przymierzyłem nowy ciuszek i udaliśmy się z powrotem do miasta. Mam nadzieję, że się podobało :D Oceniajcie.
Zakładki