Nie wiem jak wyobrażasz sobie ustalenie jakiś wymagań do pracy czy studia jeśli każda szkoła miałaby swój autorski program.
Wersja do druku
Jednolity program, szkolący dzieciaki w dokładnie tych samych umiejętnościach w ten sam sposób, egzekwowany jednolitym systemem kar i nagród, jednakowy dla najsłabszych i najlepszych, często realizowany w 30 osobowych klasach, gdzie organizacyjnie nie ma miejsca na jednostkę - jak Polska długa i szeroka. Ale gdzie tam wspólny mianownik.
Sam fakt, że mówisz o "wybijaniu" i "ambicjach" jako czymś wyjątkowym - świadczy o tym, że coś jest nie tak. Myślę, że przy podstawowym poszanowaniu dla indywidualizmu, różnorodności celów i uzdolnień, nie byłby mowy, żeby większość kończyła swoją szkolną drogę w przekonaniu, że są przeciętni. Jeśli faktycznie są, to tylko dlatego, że przez 12 lat dokładnie to w nich ceniono, zupełnie pomijając to, jakimi są ludźmi i co jako tacy sobą reprezentują.
Doskonale rozwiązuje to np. program matury międzynarodowej, gdzie kryteria zobowiązują ucznia do pogłębionej interpretacji spójnie popartej analizą - i tyle. Tak więc czego byś nie zobaczył, jeśli tylko jesteś w stanie to rozsądnie udowodnić zabiegami autora - punkty są Twoje.
Yyy. O ile system państwowy jest jednolity - to nie jest to jedyny, który dzieciakom w naszym kraju zdarza się realizować. Pokaż mi problem, gdyby zachować jednolity ostatni egzamin, lub wprowadzić egzaminy wstępne na studiach.
Edukacja w Polsce, lol :D
chyba jako efekt uboczny s-z-k-o-l-n-i-c-t-w-a:
http://www.youtube.com/watch?v=z9cUEyuOduQ
Nie do końca rozumiem o co Ci chodzi w pierwszym fragmencie. Mógłbyś opisać jak wg. Ciebie miałoby to wyglądać?
Co do drugiego fragmentu- nie byłoby problemu, bo szkoły sztucznie wytworzyłyby podobne programy nauczania aby sprostać wymaganiom uczelni wyższych. Jednakże mogłoby to spowodować 'specjalizację'(wyłączenie większości przedmiotów a skupienie się na tych kilku, które będą potrzebne na studiach) co w mojej ocenie jest złym wyjściem.
Jakiś cwaniak wprowadził kiedyś system szkolnictwa na potrzeby szkolenia lojalnych żołnierzy, wyszkolił ich na łatwo sterowalnych - niekoniecznie samodzielnych. Kilka pokoleń później ludzie wykształceni w państwowych szkołach dyskutują sobie na temat przestawiania klocków w tym systemie - bo mózg wyprany i nie jest w stanie pomyśleć inaczej, działa tylko w zakresie systemu, w którym został wyszkolony.
Czysty rachunek ekonomiczny już obala sens systemu szkolnictwa:
nauczyciel+dyrektor < nauczyciel+dyrektor+kurator+minister+wiceminister+ urzędnicy
A weźmy pod uwagę fakt, iż uczniów jest 4.6 miliona (w tym 3.5 miliona do gimnazjum i podstawówki) - czyli tyle samo indywidualnych jednostek o różnorodnych preferencjach. Jedni odchylają swoje umiejętności w kierunku sztuki, drudzy nauk ścisłych, inni sprawdzają się w czynnościach wymagających sprawności fizycznej.. I dochodzi do momentu, gdy trzeba ustalić jeden plan dla tych ludzi. Jaki może być tego efekt?
Część wspólna umiejętności dla wszystkich jest baaaardzo wąska. Rozszerzając ją wchodzimy na pole, gdzie pewna grupa uczniów zaczyna uczyć się tego, z czego nie będzie miała większego pożytku. Nieefektywnie wykorzystuje się ich czas, ucząc tego co przyda im się może na 2-3%, zamiast tego co mogło by się przydać na 50-500%. A skoro nieefektywnie wykorzystujemy czas, oznacza to też, że za niego płacimy niepotrzebnie.
Są jeszcze inne paranoje związane z przymusowością i publicznością takich szkół - skoro siłą się tam kogoś umieszcza, to ten ktoś nie może brać pełnej odpowiedzialności za siebie. Skoro każdy ma "prawo do nauki", to jest bardzo ograniczone pole co do wykluczania szkodliwych jednostek, dołóżmy do tego "sprawiedliwość społeczną" a już w ogóle będziemy mieć niezłą mieszankę.
Moim zdaniem w polskim szkolnictwie należało by zmienić program nauczania, ponieważ obecnie w szkołach uczą wielu pierdół które w prawdziwym życiu nie mają zastosowania. Opisze to w kilku puntach co mi się nie podoba w poszczególnych przedmiotach
Wychowanie fizyczne: Obecna jego forma jest zła, większość albo sobie nie przychodzi, nie ćwiczy, albo załatwia sobie zwolnienia. A same zajęcia niestety mają taki format że nauczyciel daje piłkę, a sam zajmuje się sobą, nie wracając wiekszej uwagi na uczniów.
Język polski: Zamiast uczyć jak poprawnie napisać podanie, sprawozdanie itp. to uczy z czego składa się antyczny dramat -.- Co do pisania jakiś wypracowań czy innych rozprawek to one uczą jak to napisać aby trafić w klucz odpowiedzi, nikogo nie odchodzi jak ty zrozumiałeś ten utwór.
Chemia: tak to dopiero jest napływ nieprzydatnych info, większość ludzi nie lubi chemie bo te zajęcia są nudne. Gdy by były jakieś doświadczenia przeprowadzania jakiś reakcji to by napewno uczniowie bardziej lubili te zajęcia. Przydała się komuś wiedza o wiązaniach kowalencyjnych?
Biologia: Przydała się komuś wiedza o rozmarzaniu pantofelka? xd
Historia: Dlaczego tak mało czasu poświeca się historii najnowszej(I i II wojna światowa, czasy PRL)
Język obcy: Szczerze mówiąc angielskiego nauczyłem się dzieki Tibi a nie szkole :)
W-F: Jak ktoś nie chce się ruszać to i tak nie przyjdzie. Dać w łapę lekarzowi to nie problem. Sam osobiście mam nie najgorszego nauczyciela. Coś teorii wprowadzał z zakresu kosza, siatkówki, kilka taktyk itd.
Język Polski: Mnie nauczyli jak pisać podania, sprawozdania i inne pisma użytkowe już w gimnazjum. Jako, że miałem dobrą polonistkę to do dzisiaj wiem jak to się robi i jak nie wyjść przy tym na debila. Oni tak muszą uczyć, bo nie oni są źli tylko system. Trafianie w klucz to rzeczywiście kabaret, ale nie wyobrażam sobie inaczej oceniać interpretacji cięższych utworów.
Chemia: Zajebista sprawa. Ja w gimnazjum wskakiwałem w kitel i przeprowadzałem różne łatwe i bezpieczne reakcje. Co prawda w liceum już było nudno, ale też coś tam pokazywała. Sprawa zależy tutaj od nauczyciela.
Biologia: Może nie o pantofelku, ale teraz jak czytam książki o żywieniu człowieka i wszystkich procesach trawienia jedzenia to było tam kilka ciekawych/przydatnych zagadnień. Wiadomo ogólniak=wiedza ogólna.
Historia: To jest kabaret. Jak przechodzimy szczebel wyżej to cofamy się z powrotem do prehistorii, gdzie później brakuje czasu na PRL, bo wojny zawsze zrealizowane były.
Język obcy: W tibii mogłeś nauczyć się kilkunastu słów, a w szkole uczą gramatyki i kilkuset nowych słów.
To byłby powrót nepotyzmu na szeroką skalę.
1. To już wina samych uczniów, że nie chcą uczestniczyć w zajęciach. W mojej szkole były najróżniejsze formy zajęć WF + dodatkowe treningi wybranych dyscyplin sportowych po szkolnych zajęciach.
2. Na polskim nauczyłem się jak pisać rozprawki, analizować wiersze, czytać ze zrozumieniem, pisać CV oraz podania o pracę. Analizowanie lektur przybliżało nam rożne osobowości, motywy postępowania. Można było nauczyć się wielu rzeczy, tylko trzeba było CHCIEĆ.
3. Z chemią się zgadzam. Forma zajęć jest zbyt monotonna. Cały czas reakcje. Ale to też zależy od szkoły i nauczyciela.
4. Na biologii jest mnóstwo przydatnych informacji. Cały dział o człowieku jest moim zdaniem dla każdego wiedzą obowiązkową. Poza tym uczysz się tam o rzeczach, które Cię otaczają. Cała 3 klasa liceum jest poświęcona krzyżówkom oraz chorobom genetycznym. Bardzo ciekawy dział. (Na moje również przydatny w życiu.)
5. Historia się łączy ze sobą i nie można powiedzieć w niej B jak się nie powiedziało A. U mnie na historii czasu starczyło na wszystko.
6. Język angielski w szkole jest jaki jest, ponieważ jeden nauczyciel na całą klasę(chyba, że są grupy) to zdecydowanie za mało. Przez 45 minut nie nauczysz się wiele. Język obcy to przedmiot, który trzeba uczyć się przede wszystkim samemu.
Wg mnie problemem jest to, że na nauczyciela idą osoby, którym się nie powiodło i którzy traktują pracę w szkole jako deskę ratunkową itd. Potem uczy cie takie wstrętne babsko, która nawet najciekawsze zagadnienie potrafi obrzydzić. Dobry nauczyciel, którego interesują uczniowie, to skarb. Moim zdaniem powinno się odrzucać takie śmieci i nie wpuszczać ich do szkół. Nauczyciel to powinien być ktoś z powołaniem, a nie byle kto. Serio, ja tylko w podstawówce miałem normalną polonistkę, a potem tylko same jędzy. U mnie na niemieckim w lo 3/4 lekcji było przegadane. Taki nauczyciel, co sam jest zainteresowany swoim przedmiotem, to nawet najnudniejsze zagadnienie potrafi dobrze wyjaśnić.
przecież gdyby uczelnie przyjmowały po znajomości i wychodząc z twojego toku rozumowania, nie decydowały by tu umiejętności tylko więzi rodzinne, to uczelnia prezentowała by mniejszy poziom, a co za tym idzie kopała dołki pod samym sobą. W następstwie tego, upadła by, a na jej miejsce powstała by uczelnia rozsądna.
Gdyby natomiast członkowie rodziny byliby ogarnięci, co ci do tego, że jakaś grupa społeczna ma swoją szkołę? Na siłę chcesz się wpychać w ich szeregi?
Skoro oni sobie stworzyli uczelnię dla swoich znajomych, to spoko, ich sprawa. Na rynku nadal jednak zostaje sporo studentów, a że jest popyt to znajdzie się też podaż.
A może nie o to ci chodzi? Boisz się, że ludzie będą mogli decydować o sobie, że edukacja nie będzie w ręce państwa i nie będzie mogła w nią ingerować? Może po prostu wmówić komuś, że istnieje (wyimaginowany), nierozwiązywalny problem neopotyzmu, a następnie zatrudnić siebie w roli tego, co będzie ten problem do końca życia rozwiązywał?
Rozwiązanie Bongo_Wongo jest idealne.
WF: To nie kwestia systemu czy naucziela tylko samego ucznia. Jak nie chce i tak nie przyjdzie. A jak chce to potrafi sam wyjsc z inicjatywa co mozna robic, zgadac ludzi w klasie, bo organizacja tez nalezy do uczniow. My jak mielismy pomysl to obgadywalismy go miedzy lekcjami normalnymi, a pozniej szla propozycja do nauczyciela. I tak np gralismy 2x w rugby (gralismy moze za duze slowo, bo zasad nie znala wiekszosc, i to bylo tylko zapoznanie), ale kilka osob to zaciekawilo, i zaczeli chodzic na regularne treningi juz poza szkola, w druzynie skrzyknietej na podworko a nie zadnej organizacji czy klubu. Czyli WF to kwestia ucznia a nie szkolnictwa
J. Polski: A probowales kiedys napisac rozprawke dla siebie, a nie tylko na polski? Fakt ze trafianie w klucz jest dziwna sprawa, ale chyba i tak jedyna mozliwa do oceny, a i tak klucze sa czesto bardzo szerokie . Ale tez zalezy od nauczyciela czy potrafi podejsc w miare normalnie do tematu, czy tez jak debil ma 1 gotowy wzor i tylko z niego ocenia. kwestia nauczyciela
Chemia: Fakt jest taki, ze jest zbyt dlugo, 3 lata w gimnazjum powinny starczyc. Przedmiot ktory w wiekszosci osob meczy i byle zaliczyc i zapomniec. Ale musi on byc w programie, bo jesli nie pozna chemii w szkole, to gdzie ja pozna? Musi to byc, bo sa rzeczy wlasnie takie jak chemia biologia fizyka i geografia, gdzie pewne rzeczy ktos musi przedstawic, i moga one zaciekawic. Jesli by tego nie bylo, to duzo ludzi nigdy by sie nie dowiedzialo, i nie mieliby takiego fajnego hobby (pozniej moze i pracy) z ktorej byliby szczesliwi. Musi byc, ale jest za dlugo, i zbyt szczegolowa, powinna pokazywac wiecej tematow, ale w bardziej ogolnikowy sposob
Biologia: Nie tylko o pantofelkach sie uczysz. Ja przez cale 2 klasy w technikum uczylem sie calego systemu czlowieka. Wszystkie uklady i narzady. I nawet teraz troche zaluje ze nie sluchalem i mialem w dupie ten przedmiot. I cel przedmiotu podobny do tego co chemia. To samo co wyzej
Historia: W sumie nie lubie historii, i nawet jak mialem fajna nauczycielke, ktora sie fajnie sluchalo, i duzo wynosilem z samej lekcji. To po sprawdzianie i tak zapominalem i mialem to gdzies. Nie wypowiem sie w tej sprawie bo jestem tu akurat zbyt stronniczy :P Kwestia bardziej moralna i nie czuje sie kompetentny zeby sie o tym bardziej zdecydowanie wypowiadac.
Jezyk obcy. W tibii nauczyles sie porozumiec w łamanym angielskim z łamanym angielskim innych osob. To nie to samo co nauczyc sie angielskiego.
Wiekoszsc rzeczy o ktorych piszecie zostala juz wporwadzona... Np matura 2015 nie bedzie juz tzw klucza na wypracowaniach j poslkiego tak samo nie ma obowiazkowej chemii biologii fizykii itp. zalezy to od tego jaki profil wybrales.