Visher napisał
Jakiś cwaniak wprowadził kiedyś system szkolnictwa na potrzeby szkolenia lojalnych żołnierzy, wyszkolił ich na łatwo sterowalnych - niekoniecznie samodzielnych. Kilka pokoleń później ludzie wykształceni w państwowych szkołach dyskutują sobie na temat przestawiania klocków w tym systemie - bo mózg wyprany i nie jest w stanie pomyśleć inaczej, działa tylko w zakresie systemu, w którym został wyszkolony.
Czysty rachunek ekonomiczny już obala sens systemu szkolnictwa:
nauczyciel+dyrektor < nauczyciel+dyrektor+kurator+minister+wiceminister+ urzędnicy
A weźmy pod uwagę fakt, iż uczniów jest 4.6 miliona (w tym 3.5 miliona do gimnazjum i podstawówki) - czyli tyle samo indywidualnych jednostek o różnorodnych preferencjach. Jedni odchylają swoje umiejętności w kierunku sztuki, drudzy nauk ścisłych, inni sprawdzają się w czynnościach wymagających sprawności fizycznej.. I dochodzi do momentu, gdy trzeba ustalić jeden plan dla tych ludzi. Jaki może być tego efekt?
Część wspólna umiejętności dla wszystkich jest baaaardzo wąska. Rozszerzając ją wchodzimy na pole, gdzie pewna grupa uczniów zaczyna uczyć się tego, z czego nie będzie miała większego pożytku. Nieefektywnie wykorzystuje się ich czas, ucząc tego co przyda im się może na 2-3%, zamiast tego co mogło by się przydać na 50-500%. A skoro nieefektywnie wykorzystujemy czas, oznacza to też, że za niego płacimy niepotrzebnie.
Są jeszcze inne paranoje związane z przymusowością i publicznością takich szkół - skoro siłą się tam kogoś umieszcza, to ten ktoś nie może brać pełnej odpowiedzialności za siebie. Skoro każdy ma "prawo do nauki", to jest bardzo ograniczone pole co do wykluczania szkodliwych jednostek, dołóżmy do tego "sprawiedliwość społeczną" a już w ogóle będziemy mieć niezłą mieszankę.