Witam. Postanowilem podzielić się ze wszystkimi
tym co mnie spotkalo, nie szukam rozglosu czy czegoś w tym stylu.
Po prostu uznałem że moja historia może komuś pomóc, nakierować
czy też wyczulić na pewne sprawy. Może mały wstęp...Tutaj pozwole
sobie zboczyć trochę z tematu. Kulturystyką interesuję się od 2003
roku (miałem wtedy 55kg), od tego czasu też trenowalem. Pozwalało mi to oderwać się
od calego balaganu życiowego ktory mnie otaczał. Mimo przeciwności
i niezbyt dużego poziomu wiedzy na ten czas byla to jedyna rzecz
z ktorej czerpalem tak dużą przyjemność. Obojętnie jak by się
życie zmieniało trening był treningiem, żarcie żarciem. To bylo
niezmienne. Tak już zostalo. Im więcej czasu mijalo czułem się
mądrzejszy,bardziej doświadczony między innymi przez to forum! Ale nie uważam
się za jakiegoś znawcę... W 2008 ważylem 96kg. Fatu oczywiscie bylo ale na poziomie.
Dobra, nakreślilem już coś o sobie. Przejdę do konkretow po co ten caly temat.
W maju 2008 roku zaczolem odczuwać ból prawego jądra. Nie zwlekalem z wizytą
u urologa. Po badaniu USG okazało sie że są widoczne zmiany prawdopodobnie
włókniste, na skutek jakiegoś urazu czy też nie wyleczonego stanu zapalnego.
Lekarz żeby wykluczyć nowotwór skierował mnie na badanie poziomu markerów
nowotworowych (betaHCG, AFP, CEA). Zwaliło mnie to z nóg bo wiedziałem czym to grozi
w razie zawyżonych wyników. Po dwóch tygodniach odebarłem wynik... Były w normie.
Odetchnołem z ulgą że najgorsze wykluczone. Urolog leczył mnie dalej - stwierdził
stan zapalny, przypisał leki. Brałem ale to nie ustawalo. Jądro było wieksze od drugiego
o jakieś 20%, przy samokontroli pod prysznicem wyczuwalem na jego górnej części jakieś
zgrubienia. Przy dotyku nie bolało... Tylko czasami w ciągu dnia taki pulsacyjny ból
czułem. Kupilem na wlasną rekę kolejny raz ten sam lek i nic. Pojechalem ponownie
do urologa. Powiedział że martwi go to ale jeszcze 2 tygdnie przeciwzapalne brać
a później wizyta. Wystraszyłem się... Treningu nie odpuszczalem nawet na tydzień.
Przeciąglem sprawę o miesiąć. Naprawdę ryje to
dekiel szczególnie młodemu mężczyźnie. Bo gdzie jak gdzie ale na jajach coś nie tak?!
Pojachałem... Lekarz zrobił USG, usiadł, zdjoł okulary, wlepił we mnie ślepia
i powiedział - "Muszę pana skierować do klinki urologicznej... To zwiększylo rozmiar, stan
zapalny postępuje". Zapytalem co mnie czeka?! Widziałem ten wzrok... próbujący mnie uspokoić
ale powiedział wprost - usunięcie... na 99%. Ledwo wstałem z krzesła, nie mogłem nic powiedzieć,
nogi jak z waty. Babka która na skierowanich stawiała mi pieczątki i widziala na jakie badania
ide, nie wzieła pieniadzy za wizyte i kazała mi poprostu iść... Było mi przez to gorzej, czulem
okazaną litość... Starałem się nikomu nie okazywać co dzialo się w mojej głowie. Treningi
byłem zmuszony zakonczyć, powiedzieć wszystko najbliższej rodzinie... znajomym.
Nie ukrywam... Noce były nie przespane ale przygotowywalem się na najgorsze. Powtórzyłem
badania markerów. Tym razem jeden z nich - betaHCG byl podwyższony o ok 25% a na wyniku
widniało wielkimi literami "HIGH". Miałem 95% wiarygodności że to rak. Mój świat
emocjonalny rozsypał się, poczucie wartości spodło poniżej zera chyba... Nie okazywalem
żeby mamie i innym bylo lżej patrząc jak daje sobie z tym radę. Z kulturystyką musialem skończyć
tz. z czynną kulturystyką. Pojachalem do klinki... po 4 dniach byłem już na stole...zimnym,twardym
stole. Wiadzialem że gdy mnie z niego zdejmą nigdy już nie będę taki sam
chociaż by anatomicznie. Zabieg był prosty...Orchidektomia prawostronna - usunięcie
jądra prawego, powrózka nasiennego itp. Czucie w nogach odzyskałem po ok 12h, budzę sie, patrzę
a tu 3 pielegniarki i oglądają co mi tam zrobili. Uśmiechały się ale ze wspólczuciem.
I znowu to chujowe uczucie... jak ta baba co kasy nie chciała za wizyte. Bałem się zobaczyć
pod kołdrę. Lekarz przyszedł, wyjoł dren... Powiedział że wyniki wycinka za 4 tygodnie
a później z wynikiem na onkologię. Wiedzialem że to dopiero początek. Nie wiem jak to
ogarniałem. W końcu telefon i są wyniki. Na rozpoznaniu widniało - "potworniak dojrzały,
rak embrionalny - zatory nowotworowe w świetle naczyń krwionośnych jądra" Zaufajcie mi...
Pomyślałem że to już koniec nadchodzi...Ta nazwa powalala na kolana. W necie szukałem wszystkiego
na ten temat ale to mi dobrze nie robiło. Jak ja miałem żyć z kobietą, uprawiać sport?! W głowie
waliły się naprawdę przeróżne myśli... Na onkologii było już jasne - chemioterapia.
Wstępnie 3 może 4 kursy po 5 dni każdy i co 3 tygodnie. Ostatecznie skończyło się na dwóch kursach
po 5dni każdy co 3 tyg. Nie mogłem tam wejść tak mną nerwy targały. Co tam zobaczyłem... Po częśći
zostawię dla siebie ale naprawdę... Ludzkie tragedie i dramaty całych rodzin ale też odwagę i wolę walki.
Takich jak
ja było tam z pięciu. Praworęczni prawe jądro, leworęczni lewe. Nieoficjalnie mówi się że to wina
telefonu noszonego w kieszeni. Może coś w tym jest. Miałem zrobioną tomografię komputerową, USG,
poziom markerów ze 3 razy... Łapy sine od igieł, stany zapalne żył, wymioty, samopoczućie typu
dobij mnie, to norma przy tym gównie co to zaczyna ci płynąć w organizmie. Przed tym wszystkim
bylem też w banku nasienia. Zamroziłem swoje plamniki gdybym nie odzyskał płodności. Dziś czuję sie
nawet dobrze, włosy wypadły co prawda ale tym sie nie martwię za bardzo... Wszystkie wyniki mam ok
ale lekarze mówią że trzeba być czujnym. Zaliczam się do dobrze rokujących lecz nie do wyleczonych.
Na ten lewel mogę się wbić po 5 latach od ostatniej chemii. W sierpniu mam kontrolę na onkologii.
Badani markerów - jeśli nie rosną to prowadzę heh. Dupa mnie olała, treningi poszly bokiem, praca
na jakiś czas też. Ale wiecie co? To daje do myślenia i uczy. Chuj, nie będę sie rozczulał. Panowie
zwracajcie uwagę na to co dzieje się z waszym ciałem, nie popadajcie w paranoję ale nie
lekcewżcie niczego! Róbcie samokontrolę - przecież klejnoty są jedne!!!!! To nasze geny! No i nasz
testosteron! Nie wstydzcie się lekarzy, nie bojcie się isc zbadać. Życie jest jedno,
drugiej szansy nie ma i nie będzie. Według lekarzy zglosiłem się wcześnie. Teraz jestem z siebie dumny
i z podniesioną glową idę przez życie. Chce być traktowany normalnie, normalnie funkcjonować i żyć.
Funkcje seksualne są zachowane, testosteron produkowany, tak że jakoś to daje radę wszystko.
Forsować organizmu już nie będę mogł...pogodziłem się. Zainteresowań nie zmieniłem, na to jestem chory
już na zawsze he he. Chce też podziękować tutaj Gawlindzie. Ten człowiek zawsze sprowadzał mnie
na ziemię. Twardym, zdecydowanym tonem. Pomógł mi wiele razy i pomaga nadal. Gaw jesteś wielki. Mam
nadzieje że gdy ktoś się zawaha kiedyś z wizytą u lekarza to ten post mu pomoże - oczywiście nikomu
nie życze takich doświadczeń!!! Wystarczy być czujnym :) Pozdrawiam.
Zakładki