Trochę się pozmieniało od mojej ostatniej wizyty, ale wygląda na to, że jak coś piszę i chcę zamieścić to chyba w tym temacie? Am I right? ;d
Tak czy inaczej pragnę Wam zaprezentować moją krótką pracę, o temacie, na który wpadłem onegdaj, a dzisiaj z nudów postanowiłem zrealizować. Pierwsze "dzieło" od dłuższego czasu, a już podoba się mnie! (taki żart z ZCDCP) Kiedyś był gdzieś temat, w którym prezentowano tagi do stawiania akapitów, teraz go nie widzę, więc jeżeli nie będzie akapitów to sorry. Anyway, zapraszam do krótkiej acz treściwej lektury:
Między Kolejkami:
Lekko poczerwieniały na twarzy, zrobił grymas, jakby właśnie przełknął truciznę. Chwycił szybko szklankę z sokiem i wziął kilka porządnych łyków. Po chwili walki z własnymi słabościami sięgnął po papierosa, zapalił, porządnie się zaciągnął i zaczął swój wywód:
- Myślałeś kiedyś… - wydmuchał dym z płuc - …o tym, że życie jest jak wata cukrowa?
Spodziewając się raczej pijackich bredni, niż życiowych mądrości, pozwoliłem jego słowom płynąć dalej, uważając, że nic nie mówiąc szybciej doprowadzę do końca tej „dyskusji”, a on bez mojej pomocy szybko zapomni, o czym w ogóle mówił.
- Otóż… - po raz kolejny zrobił pauzę na wydmuchnięcie dymu - …jadłeś chyba kiedyś watę cukrową?
- Nie raz, jak byłem mały.
- No właśnie, więc na pewno pamiętasz, jakie to uczucie – teraz spojrzał w dal, tak jakby starał się wydobyć z siebie coś głębokiego, – kiedy bierzesz jej kawałek do ust to czujesz jego słodycz, łakniesz jej, ale kiedy ugryziesz nawet taki wielki kawał waty to i tak w sekundę się rozpuszcza. Zostaje ci tylko posmak, a potem tylko wspomnienie, w końcu, gdy zjesz ją całą, masz tylko większy apetyt na kolejną. Cóż… dawno nie jadłem waty cukrowej, ale kiedy jadłem, to pamiętam, że wyproszenie rodziców o jedną było już nie lada wyczynem.
Siedziałem zszokowany. Oto pijacka mądrość w jakiś niesamowity sposób przeradza się w prawdę życiową i to prawdę, która tak gładko daje się przedstawić przez pryzmat dziecięcego przysmaku, że można, a wręcz należałoby tłumaczyć coś takiego dzieciom, żeby zanim dorosną, wiedziały, że po życiu nie należy spodziewać się więcej niż po głupiej wacie cukrowej i to jednej… drugiej nie ma.
On jakby czytając w moich myślach ciągnął dalej, widocznie zadowolony ze swojej metafory życia, bo na jego twarzy malował się subtelny uśmiech, choć może zwyczajnie było to spowodowane upojeniem:
- No właśnie, załóżmy, że jesteś dzieckiem, które może pozwolić sobie na jedną watę i nie więcej. Wiesz, że matka nie kupi ci drugiej, ale wcale się tym nie przejmujesz mając przed sobą wielki kawał słodkiego rarytasu, jesteś pełen entuzjazmu i radości przed czekającym cię zadaniem Bierzesz jeden kęs, ale za chwilę już go nie ma, bierzesz drugi, trzeci, czwarty, bierzesz je coraz większe! W końcu zdajesz sobie sprawę, że nic się nie najadłeś, a waty jest coraz mniej. Ostatecznie oblizujesz rozpaczliwie patyk próbując na sam koniec, chociaż zaznać odrobinę słodkiej rozkoszy, ale kończy się jak zwykle. I co? Jedyne, co cię spotkało to kilka słodkich chwil, kilka przyjemnych momentów, kiedy brałeś tę watę do ust, myśląc, że czeka na ciebie najwspanialsza rozkosz.
W tej chwili już na jego twarzy nie było już widać uśmiechu, który towarzyszył mu, chwilę wcześniej. W prawdzie nie był nawet w połowie „jedzenia waty”, ale zdawał się rozumieć, że dalej nie spotka go nic lepszego niż dotąd.
- Kurwa! Czy życie nie może być jak lody?!
- Wiesz… - zastanawiałem się chwilę nad tym, żeby wydobyć z siebie coś równie głębokiego, ale dalej utrzymanego w tym pozornie infantylnym klimacie, - jak się zje za dużo lodów to chce się rzygać, to też nie byłoby fajne, gdyby odnieść to do życia.
- Ale czujesz się spełniony!
- W takim razie skoro nie możemy nacieszyć się naszą „watą” to napijmy się wódki, żeby zapomnieć ile dotychczas zjedliśmy…
edit@
Akapitów nie ma, ale chyba tekst nie jest tak długi, żeby był problem, ale jeżeli ktoś wie jak się je stawia to chętnie wysłucham.
Zakładki