1. Pierwsza noc dziecka w rodzinie zastępczej, zostało właśnie przywiezione z interwencji policyjnej, czasem z domu dziecka, może ze szpitala. Czy to dziecko pyta "czemu tu jestem?", "gdzie moja mama, kiedy do niej wrócę?" albo "naprawdę macie pralkę?". Nie. To dziecko zawsze pyta "gdzie mój pluszak od darczyńcy?".
Noworodki i niemowlaki też o to pytają, tylko pozawerbalnie. Pokazują nam rączką na półkę z pluszakami i my wtedy od razu wiemy, że ten milion pluszowych misiów, świnek Pepp i króliczków, które już na owej półce siedzą, nie jest wystarczający, bo nie ma tam pluszaka od darczyńców.
2. nastolatek w rodzinie zastępczej. Egzotyczny temat, oryginalny taki. Nasze nastolatki są innymi gatunkami ludzi, bo podczas gdy ich rówieśnicy marzą o gierce na konsolę, bluzie z memem albo zestawie do robienia hybryd, adolescenci z pieczy marzą o pluszakach.
Ileż to razy słyszałam od nastolatków z zaprzyjaźnionych rodzin zastępczych "ciociu, a jak myślisz, udałoby się zorganizować zbiórkę pluszaków dla nas?". To ja mówię, że chyba nie, bardzo mi przykro, i oni wtedy są tacy rozczarowani :(
Bo musicie też zrozumieć, że te dzieciaki chodzą do szkół, mają znajomych, są czasem zapraszane na imprezy, i tam inne dzieciaki mówią na przykład "byłam z moją matką w ten weekend w Bieszczadach", a kolega dodaje "a ja obsadzałem teraz z ojcem choinkę i ja pieprzę, ten człowiek zasyfił igłami całą podłogę, normalnie myśleliśmy, że matka wyjdzie z siebie!". I wtedy nastolatek z pieczy też chciałby zaripostować "a ja dostałam misia Paddingtona od darczyńcy, bo jestem biednym dzieckiem z pieczy!", a często nie może, bo tego misia nie dostał.
3. pluszaki od darczyńców pełnią również ważną rolę w codzienności dzieci z rodzin zastępczych. Na przykład gdy dziecko się nas pyta "ciociu, a dlaczego mama znów nie przyszła na spotkanie?" odpowiadamy "kochanie, ale masz przecież pluszaka od darczyńcy". Albo gdy nasz syn mówi "mamo, a dlaczego moi rodzice woleli pić wódkę zamiast się nami opiekować?" odpowiadamy "no ale miś od darczyńcy ma miły brzuszek, pogłaszcz".
Czasem też odwołujemy terapię u seksuologa, bo ona kosztuje, a my przecież mamy pluszaka od darczyńcy i nasze dziecko spokojnie może poopowiadać misiowi, co robił ojciec, jak często i jak się wtedy czuło. Tak samo robimy z terapią traumy, wczesnym wspomaganiem rozwoju, zajęciami na basenie czy hippoterapią.
Pod koniec miesiąca często płaczemy, bo wtedy PCPR wypłaca nam świadczenia na dzieci, a my wolelibyśmy kontyngent misiów. Na misiach gotujemy zupy, misiami opłacamy recepty w aptekach, w teatrze zamiast biletu podajemy misia. Z tym, że zawsze nas wtedy sprawdzają: czy to jest taki zwykły miś czy może miś od darczyńcy? Bo za zwykłego misia nie dadzą nam Zinnatu i nie wpuszczą na "Frozen 2", ale za tego od darczyńcy to już spoko, ten miś otwiera wszystkie drzwi.
Słyszałam też o usamodzielniającym się nastolatku z rodziny zastępczej, który chciał dostać mieszkanie socjalne, ale go wyśmiali, bo bez przesady z tą roszczeniowością, dzieciak w swoim życiu dostał co najmniej trzy setki pluszaków od darczyńców, jeszcze mu mało?
Słowem: róbcie zbiórki misiów, to ma sens.

Zakładki