Mam kolegę, który od 2 czy 3 lat "jest" z pewną dziewczyną. Najpierw męczył jej dupę, ale nic tam z tego nie wychodziło przez parę miesięcy i w końcu byli razem przez dosyć długi czas(może koło roku), on wydawał na nią kasę, gdzieś chyba pojechali nawet na wakacje jeżeli dobrze pamiętam i w końcu się rozstali(pewnie z jej inicjatywy). Później po jakimś czasie przerwy wrócili do siebie i nie wiem jak to się dokładnie skończyło, ale ona pojechała do Anglii do pracy na dosyć długo. Gadali ze sobą kilka razy w tygodniu, a przynajmniej raz na tydzień, ale tak niby "po koleżeńsku". W końcu jak ona miała wracać to jakoś doszli do tego, że znowu będą razem. On przed jej przyjazdem zapłacił za hotel w Zakopanem i jak ona tylko przyjechała to mówi jej, że jadą tam. Ona dopiero wróciła, chciała pobyć z rodziną, ale wszystko zapłacone to pojechała. Po tygodniu od kiedy wrócili z Zakopanego(max) ziomek mówi, że pokłócili się i nie są już razem(domyślam się, że on tego nie chciał...). I teraz kręcił z taką dziewczyną, młodszą, ale bardzo ładną całkiem fajną, a po tygodniu od rozstania ta jego 'była' pisze do niego, że tęskni, że coś tam, żeby przyjechał. Mówię mu, olej ją, masz tą młodą, fajna, a ta wali w chuja. Ale on mówi, że "jestem zakochany żadnej dziewczyny nie poznałem takiej, żeby się tak zakochać ble ble" i znowu niby wrócili do siebie... Można coś na to poradzić, czy Polak przed szkodą i po szkodzie głupi? Kiedyś może sparzy się i zrozumie?
Zakładki