Z punktu widzenia PO lepszego scenariusza nie mogło być. Oczywiście najlepiej dla nich byłoby gdyby uzyskali samodzielnie większość, ale na to trzeba by co najmniej 45% głosów, a na to nikt nie liczył.
PSL, koalicjant PO, mimo że utrzymało wynik i ilość mandatów sprzed 4 lat, to jednak straciło nieznacznie swoją pozycję. Mega słaby wynik SLD, i bardzo dobry wynik Palikota sprawia, że pojawiła się dla PO alternatywa (i to podwójna!) przy wyborze koalicjanta, a to osłabia PSL. Cztery lata temu PO takiej alternatywy nie miała - PiS wiadomo że odpada, a SLD miała dobry, kilkunastoprocentowy wynik, i dalej była postrzegana jako znacząca partia, aspirująca do tego, żeby w przyszłości odzyskać władzę. Dlatego koalicja PO-SLD była by 4 lata temu bardzo trudna, i nie do zaakceptowania dla znacznego elektoratu PO, dlatego PO była skazana na PSL i musiała się z nim liczyć.
Teraz SLD jest słabiutkie, z partii które dostały się do sejmu uzyskała najgorszy wynik, gorszy nawet od PSL, który zawsze zajmował to ostatnie miejsce. Teraz PO może sobie dobrać SLD na koalicjanta z dwóch powodów - z takim wynikiem i raptem 25 mandatami, które ledwo starczą na utworzenie klubu parlamentarnego, SLD przestaje być partią, która może samodzielnie coś zrobić. Teraz będzie miała wizerunek taki jakie miało PSL ostatnimi latami - niegroźnej partyjki, przystawki, dla wyborców dla zaakceptowania jako koalicjant, bo jest słaba i niegroźna. Dlatego PSL nie będzie mogła stawiać twardych warunków PO, bo ta może wyciągnąć rękę do tonącego SLD, która by przystała w obecnym kształcie na każde zaproponowane warunki, a PSL by pozostał z niczym.
Uważam, że PO i PSL zawrzą koalicję jednak. Cztery lata temu PSL dostało 3 ministerstwa, 3 wojewodów, 13 wicewojewodów, kilku sekretarzy stanu, kilka miejsc w jakiś zarządach spółek państwowych. Teraz dostanie to samo. PSL jest taką partią, którą przede wszystkim zależy na stanowiskach, by zaspokoić i wynagrodzić partyjnych działaczy i "rodziniki". I to teraz będzie im musiało wystarczyć. Stanowiska zachowają, ale stracą w bardzo dużej mierzę wpływ na ogólną politykę rządu. Nawet nie wiem czy zdołają powstrzymać reformę KRUSu. Jeśli będą próbowali to zablokować, to PO po prostu zrobi to z głosami SLD/RP, a jeśli z tego powodu PSL będzie chciało zerwać koalicję, to cóż... nic nie osiągną, bo w to miejsce zawsze będzie chciało wejść chętnie SLD lub RP, PSL nic nie osiągnie, a tylko stracą stanowiska, bo ich Tusk odwoła. Więc będą chcieli zostać w rządzie, nie zależnie od polityki premiera.
Dobry dla PO też jest w miarę wysoki wynik PiS. Z ich punktu widzenia nie ma różnicy, czy PiS będzie miało 10 mandatów więcej czy mniej, bo jako największa partia opozycyjna, bez szans wejścia do rządu, i tak nic nie mogą. Natomiast 10 głosów więcej lub mniej dla potencjalnych koalicjantów - PSL, SLD i RP już ma znaczenie, i to duże. Dlatego lepiej żeby mandat zdobył PiS, niż ktoś z tych trzech pozostałych.
PS. Uważam że taki wynik Palikota to bardzo źle dla Polski. Całe szczęście, że pozostaną w opozycji.
Zakładki