Reklama
Strona 96 z 109 PierwszaPierwsza ... 46869495969798106 ... OstatniaOstatnia
Pokazuje wyniki od 1,426 do 1,440 z 1626

Temat: Creepypasta - straszne rzeczy tutaj pokazujom

  1. #1426

    Notoryczny Miotacz Postów Harven jest teraz offline
    Avatar Harven
    Data rejestracji
    2005
    Położenie
    Szczecin
    Wiek
    33
    Posty
    1,075
    Siła reputacji
    21

    Domyślny



    10 minutowy filmik o slender manie, polecam ;d

  2. #1427
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Czesc trzecia opowiadania pt. "PENPAL"



    PENPAL - BOXES


    Całe lato przed rozpoczęciem szkoły podstawowej spędziła na nauce wspinania się po drzewach. Za moim oknem rosła sosna, która była jakby stworzona dla mnie. Miała bardzo niskie gałęzie, na które z łatwością mogłem wejść i przez kilka dni (zanim nauczyłem się wspinać wyżej), siedziałem na jednej z najniższych gałęzi i machałem nogami.
    Drzewo stało za odrodzeniem z tyłu domu i było widoczne przez okno w kuchni, przez które widziała mnie mama. Mieliśmy taką niepisaną umowę, że bawiłem się na drzewie, kiedy mama zmywała naczynia, żeby mogła mnie cały czas obserwować.
    Kiedy lato mijało, byłem już dobry we wspinaczce i wchodziłem dość wysoko. W końcu doszedłem do momentu, w którym nie mogłem wspiąć się wyżej, bo gałęzie u szczytu były zbyt cienkie. Musiałem wprowadzić zmiany w mojej zabawie – skupiłem się na prędkości i udało mi się dotrzeć do najwyższej gałęzi w ciągu 25 sekund.
    Stałem się zbyt pewny siebie i pewnego popołudnia spadłem z drzewa i złamałem rękę w dwóch miejscach. Mama przybiegła do mnie z krzykiem. Pamiętam, że słyszałem ją jak zza ściany – nie pamiętam, co mówiła, ale pamiętam, że byłem zaskoczony jak białe są moje kości.
    Miałem dopiero zacząć szkołę, więc nie miałem kolegów, którzy podpisaliby się na moim gipsie. Moja mama musiała czuć się okropnie, bo dzień przez pierwszym dniem w szkole, przyniosła do domu kociaka. Był malutki, rudo biały w pręgi. Jak tylko postawiła do na podłodze, wlazł w pudełko po napojach. Nazwałem go Boxes.
    Boxes wychodził na dwór tylko wtedy, kiedy udało mu się uciec. Mama obcięła mu pazurki, żeby nie niszczył mebli, więc robiliśmy wszystko, żeby nie opuszczał domu. Czasami mu się udawało i ganiał za owadami w ogrodzie. Łapaliśmy go wtedy i zanosiliśmy do domu. Wdrapywał się na moje ramię, żeby jeszcze popatrzeć na ogródek – powiedziałem mamie, że planował kolejną ucieczkę. W środku dostawał trochę tuńczyka i nauczył się, że dźwięk otwieranej puszki oznacza jedzenie. Przybiegał, kiedy tylko to usłyszał.
    Przydało się to później, ponieważ pod koniec naszego mieszkania w tamtym domu, Boxes częściej uciekał na zewnątrz i chował się w szczelinie między domami, gdzie nie chcieliśmy wchodzić z powodu brudu, pajęczyn i robaków. Mama przyniosła puszkę w to miejsce i otworzyła ją. Boxes wybiegł miaucząc i wyglądał na podekscytowanego, a potem przerażonego, że w taki sposób go podeszliśmy – nie dostał wtedy tuńczyka.
    Ostatnim razem, kiedy uciekł w szczelinę był naszym ostatnim dniem w tamtym domu. Mama wystawiła dom na sprzedaż, więc pakowaliśmy nasze rzeczy. Nie mieliśmy tego zbyt dużo, ale mama kazała zapakować mi swoje rzeczy dużo wcześniej. Widziała, że nie chcę się przeprowadzać, więc pomyślała, że trzymanie moich ubrań w pudełkach przyzwyczai mnie do tej myśli.
    Kiedy Boxes wyszedł z ukrycia, układaliśmy kartony w samochodzie. Mama przeklęła, bo zdała sobie sprawę, że spakowała już otwierasz do puszek i nie pamiętała dokładnie gdzie. Udawałem, że idę go poszukać, żeby nie musieć wchodzić w szczelinę, ale moja mama w tym czasie tam poszła. Wyszła z kotem na rękach i wyglądała na zdenerwowaną – co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem wracając wtedy do domu.
    Spakowałem jeszcze kilka rzeczy, podczas gdy moja mama wykonała kilka telefonów. Przyszła potem do mojego pokoju i powiedziała, że tego dnia zaczniemy się już przeprowadzać. Wypowiedziała to, jak wspaniałe wieści, ale ja miałem nadzieję, że spędzimy w starym domu trochę więcej czasu. Poza tym jeszcze nie skończyliśmy pakowania, ale mama przekonała mnie, że czasami lepiej jest kupić nowe rzeczy niż spakować wszystkie stare i ciągnąć je za sobą przez całe miasto. Nie miałem nawet szansy zabrać kilku pudłem z moimi ubraniami. Zapytałem, czy mogę zadzwonić do Josha i pożegnać się z nim, ale mama powiedziała, że zadzwonię z nowego domu. Odjechaliśmy busem.
    Udało mi się utrzymać kontakt z Joshem przez kilka lat – co było miłą niespodzianką, bo nie chodziliśmy już do tej samej szkoły. Nasi rodzice nie byli przyjaciółmi, ale wiedzieli, że my byliśmy, więc wozili nas do siebie nawzajem. Czasami zostawialiśmy u siebie na weekend.
    Na Boże Narodzenie nasi rodzice kupili nam wspaniałe walkie-talkie, które miało większy zasięg niż odległość między naszymi domami. Nasze walkie-talkie tylko czasami działało wystarczająco dobrze, żebyśmy mogli rozmawiać ze sobą z naszych domów, ale używaliśmy ich kiedy zostawaliśmy u siebie na noc. Dzięki naszym rodzicom nadal byliśmy przyjaciółmi, kiedy mieliśmy po dziesięć lat.
    W pewien weekend spałem u Josha. Moja mama zadzwoniła, żeby powiedzieć dobranoc. Brzmiała, jakby była zmartwiona.
    Boxes zaginął.
    To musiała być sobotnia noc, bo następnego dnia miałem wracać do domu. Boxes nie było od piątkowego popołudnia – mama nie widziała go odkąd wróciła do domu po odwiezieniu mnie do Josha. Zdecydowała się powiedzieć mi o zaginięciu kota, kiedy ten nie wrócił przed moim przyjazdem.
    - Nie martw się, Boxes wróci – powiedziała pocieszająco. – Zawsze wraca.
    Ale Boxes nie wrócił.
    Trzy tygodnie później znowu spałem u Josha. Wciąż było mi smutno z powodu kota, ale mama zapewniała mnie wciąż, że zwierzęta czasami uciekają na tygodnie, a nawet miesiące, a później same wracają. Powiedziała, że one zawsze wiedzą, gdzie jest ich dom i próbują wrócić. Tłumaczyłem to Joshowi, kiedy wpadł mi do głowy pewien pomysł.
    - A co jeśli Boxes wrócił do złego domu? – powiedziałem na głos.
    - Co? Przecież mieszka z tobą i wie gdzie to jest – Josh był zdezorientowany.
    - Ale na początku mieszkał gdzieś indziej – wyjaśniłem. – W moim starym domu, kilka ulic stąd. Może dalej myśli, że to jego dom. Tak jak ja.
    - Aaaa, rozumiem. Byłoby super. Jutro powiemy mojemu tacie i zawiezie nas tam.
    - Nie zawiezie – powiedziałem smutno. – Moja mama powiedziała, że nie mogę chodzić do starego domu, bo nowy właściciel nie chce, żeby mu ktokolwiek przeszkadzał. Powiedziała o tym twoim rodzicom.
    - Dobra – odparł Josh. – W takim razie jutro wyjdziemy się bawić i pójdziemy do tego domu i...
    - Nie! Jeśli ktoś nas zauważy, twój tato się dowie, a potem moja mama. Musimy tam pójść dzisiaj...
    Nie musiałem długo przekonywać do tego pomysłu Josha – zawsze to on miał pomysły w tym stylu. Ale nigdy wcześniej nie wychodził z domu bez wiedzy rodziców. Okazało się to bardzo łatwe. Okno w jego pokoju otwierało się do ogródka, który był otoczony płotem, ale bramka nigdy nie była zamknięta. Zabraliśmy ze sobą nasze walkie-talkie i latarkę.
    Istniały dwie drogi, by dostać się do mojego starego domu. Mogliśmy pójść przez miasto albo lasem, co zajęłoby o połowę mniej czasu. Pójście miastem zajęłoby około dwóch godzin, ale i tak upierałem się na tę drogę, bo nie chciałem się zgubić. Josh nie zgodził się. Powiedział, że ktoś może nas zobaczyć i powiedzieć wszystko jego tacie. Zagroził, że wróci do domu jeśli nie pójdę skrótem. Nie miałem więc wyboru.
    Josh nie wiedział nic o mojej ostatniej przygodzie w lesie.
    Z przyjaciele i latarką tak bardzo się nie bałem i szliśmy szybko. Nie byłem całkiem pewien, gdzie jesteśmy, ale Josh wydawał się pewny siebie, co podniosło mnie na duchu. Przedzieraliśmy się przez dość gęsto rosnące drzewa, kiedy moje walkie talkie zahaczyło się o gałąź. Josh miał w ręce latarkę, więc to ja próbowałem je oswobodzić.
    Nagle Josh powiedział:
    - Hej, chcesz popływać?
    Spojrzałem w miejsce, które oświetlał latarką i w tym samym momencie zamknąłem oczy, bo dobrze wiedziałem, gdzie byliśmy. Josh wskazywał na dmuchanego rekina. To tutaj się obudziłem kilka lat wcześniej. Poczułem gulę w gardle i łzy w oczach, kiedy dalej walczyłem z walkie talkie.
    Byłem już sfrustrowany, więc pociągnąłem z całej siły tak, że złamała się gałąź, ale walkie talkie zostało w mojej ręce. Obróciłem się i zacząłem iść w stronę Josha, który położył się na dmuchanym rekinie i udawał, że pływa. Po drodze potknąłem się i prawie wpadłem do dość dużej dziury. Na szczęście udało mi się utrzymać równowagę i zatrzymałem się na jej brzegu. Była głęboka. Byłem zaskoczony jej wielkością, ale bardziej martwiło mnie to, że wcześniej jej nie widziałem. Zdałem sobie sprawę, że nie było jej tu tamtej nocy, kiedy obudziłem się w lesie, bo stałem teraz w tym samym miejscu. Odepchnąłem od siebie te myśli i zwróciłem się do Josha:
    - Przestań się wygłupiać! Widziałeś, że tam utknąłem, a ty leżałeś sobie na tym rekinie i się śmiałeś!
    Po tych słowach kopnąłem w dmuchanego rekina i usłyszałem skrzeczenie.
    Uśmiech zniknął z twarzy Josha. Wyglądał na przerażonego i próbował zejść z rekina. Ale nie mógł z powodu dziwnej pozycji, jaką obrał. Za każdym razem, kiedy z powrotem upadał, słyszeliśmy to samo skrzeczenie. Chciałem mu pomóc, ale nie mogłem podejść bliżej – moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nienawidziłem tych lasów.
    Podniosłem latarkę z ziemi i oświetliłem nią rekina. W końcu Joshowi udało się wstać i podbiegł do mnie, patrząc, na co świecę latarką. I wtedy to zobaczyliśmy. Szczur. Zacząłem się nerwowo śmiać i odprowadziłem szczura wzrokiem, kiedy uciekł wgłąb lasu. Josh delikatnie uderzył mnie w ramię, uśmiech powoli wracał na jego twarz. Ruszyliśmy dalej.
    Przyspieszyliśmy kroku i wyszliśmy z lasu szybciej, niż się spodziewaliśmy. Znaleźliśmy się w mojej okolicy. Kiedy mój były dom stał się widoczny, okazało się, że wszystkie światła są w nim zgaszone.
    Kiedy podeszliśmy bliżej, zauważyłem, że trawnik był w strasznym stanie – widocznie długo nikt go nie kosił. Jedna z okiennic oderwała się i poruszała się na wietrze. Cały dom wyglądał po prostu na brudny. Poczułem smutek na widok mojego starego domu w takim stanie. Ale dlaczego moja mama miałaby się przejmować, czy nowi właściciele będą dbać o dom? I wtedy zdałem sobie sprawę.
    Nie było nowych właścicieli.
    Dom stał opuszczony, wyglądał na zapomniany. Dlaczego moja mama kłamała, że będą w nim mieszkać inni ludzie? Ale stwierdziłem, że to w sumie dobrze. Będzie nam łatwiej szukać kota, skoro nie musimy się martwić, że ktoś nas zauważy. Josh przerwał moje myśli, kiedy podeszliśmy do bramki.
    - Twój stary dom jest okropny, chłopie – powiedział cicho.
    - Zamknij się! Nawet teraz jest ładniejszy od twojego domu.
    - Hej...
    - Dobra, dobra. Myślę, że Boxes jest w szczelinie. Jeden z nas musi tam wejść i to sprawdzić, ale drugi powinien zostać na zewnątrz na wypadek, gdyby ktoś się zjawił.
    - Mówisz serio? Ja na pewno tam nie wejdę. To twój kot, chłopie. Ty idź.
    - Słuchaj, zagramy o to, chyba że się boisz – powiedziałem z pięścią skierowaną w górę.
    - Dobra, ale zagramy w „strzelaj”, nie na trzy. To jest: kamień, papier, nożyczki, STRZELAJ, nie raz, dwa, TRZY.
    - Wiem, jak się w to gra, Josh. A ty zawsze musisz coś mieszać.
    Przegrałem.
    Odsunąłem deskę, którą moja mama zawsze przestawiała, kiedy musiała tam wejść po Boxes. Musiała to zrobić tylko kilka razy, bo zwykle działał trik z puszką i otwieraczem. Ale nienawidziła tego robić, szczególnie ostatnim razem. Zanim się przeprowadziliśmy, powiedziała że lepiej, że Boxes chowa się tam, mimo że trzeba go było stamtąd wyciągać. To było mniej niebezpieczne niż gdyby przeskakiwał przez ogrodzenie i biegał po ulicach. To była prawda, ale wciąż bałem się wchodzić w szczelinę. Chwyciłem latarkę i walkie talkie i zacząłem się w nią wciskać. Poczułem silny zapach.
    Śmierdziało jak śmierć.
    Włączyłem walkie talkie:
    - Josh, jesteś tam?
    - Tutaj „człowiek macho”, odbiór – powiedział Josh.
    - Josh, przestań. Coś tu jest nie tak.
    - Co masz na myśli?
    - Śmierdzi tutaj. Śmierdzi, jakby coś tu umarło.
    - To Boxes?
    - Naprawdę mam nadzieję, że nie.
    Odłożyłem walkie talkie i oświetliłem sobie drogę latarką, kiedy ruszyłem dalej. Z zewnątrz nie można było zobaczyć wszystkiego, nawet z dobrym światłem. Powiedziałbym, że żeby zobaczyć około 40% tego miejsca, trzeba było wcisnąć się do środka. Ale odkryłem, że widziałem tylko to, na co świeciłem latarką – a to trochę utrudniało całą sprawę. Kiedy szedłem dalej, smród stawał się intensywniejszy. Strach narastał we mnie, bałem się, że Boxes przyszedł tutaj i coś mu się stało. Zrobiłem jeszcze dwa kroki wprzód, kiedy poczułem coś, przez co od razu cofnąłem rękę.
    Futerko.
    Załamałem się i próbowałem przygotować się psychicznie na to, co zaraz zobaczę. Oświetliłem to latarką.
    Odskoczyłem z przerażenia. „Jezu Chryste.” To była dziwacznie wykręcona istota, mocno rozłożona. Jej skóra zgniła na pysku tak, że zęby wydawały się ogromne. A smród był nie do zniesienia. Jęknąłem.
    - Co to jest? Wszystko w porządku? To Boxes? – krzyczał Josh.
    - Nie, to nie on.
    - Co w takim razie?
    - Nie wiem.
    Zagryzłem wargi i jeszcze raz to oświetliłem.
    - To szop! – powiedziałem z ulgą.
    - Szukaj dalej. Ja pójdę do domu i zobaczę, czy nie dostał się do środka.
    - Co? Nie. Josh, nie wchodź tam. Co jeśli Boxes jest tutaj i wybiegnie na zewnątrz?
    - Nie wybiegnie. Zastawiłem wyjście deską.
    Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że mówił prawdę.
    - Dlaczego to zrobiłeś?
    - Nie martw się, chłopie. Łatwo ją odsuniesz. To nawet lepsze rozwiązanie. Bo jeśli Boxes wybiegnie i go nie zauważę, to już go nie znajdziemy. Jeśli tutaj jest, złap go mocno, a ja odsunę deskę. Jak go nie znajdziesz, to sam ją odsuniesz, a ja przeszukam dom.
    Mówił sensownie, ale wątpiłem że dostanie się do domu.
    - Dobra – powiedziałem po chwili. – Ale uważaj na siebie i niczego nie dotykaj. W moim pokoju są pudełka z ubraniami, zobacz, czy Boxes nie wszedł do jednego z nich. I nie zapomnij walkie talkie!
    - Spoko!
    Zdałem sobie sprawę, że w domu będzie kompletnie ciemno – nikt nie płacił rachunków, więc nie będzie prądu. Być może Josh zobaczy coś w świetle lamp ulicznych, a jeśli nie, to nie wiem, co zrobi.
    Po krótkiej chwili usłyszałem kroki nad głową.
    - Josh, to ty?
    - Tu „człowiek macho”. Orzeł wylądował. Co u ciebie, księżniczko Jasmine? Odbiór.
    - Dupek.
    - „Człowiek macho” jest w twojej łazience i przegladam kupkę gazet. Wygląda na to, że masz magazyny dla mężczyzn. Co mi o tym powiesz? Odbiór.
    Usłyszałem śmiech i sam też zacząłem się śmiać. Kroki się oddaliły – Josh zmierzał do mojego pokoju.
    - Chłopie, ale tu ciemno – powiedział. – Jesteś pewien, że są tu pudełka z ubraniami? Nie widzę żadnych.
    - Tak, kilka kartonów powinno stać koło szafy.
    - Nie ma tu żadnych pudełek. Ale sprawdzę jeszcze, czy nie wsadziłeś ich do szafy przed przeprowadzką.
    Pomyślałem, że moja mama mogła wrócić, zabrać moje ubrania i po prostu je komuś oddać, bo ja i tak z nich wyrosłem. Ale pudełka na pewno zostawiłem koło szafy – nie miałem nawet czasu zamknąć ostatniego z nich, zanim wyjechaliśmy.
    Kiedy czekałem aż Josh powie mi, co znalazł, machnąłem nogą z nudów i uderzyłem w coś. Spojrzałem w dół i zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Koc wokół którego stały miseczki. Podszedłem bliżej. Koc pachniał wilgocią, miseczki były puste oprócz jednej.
    Kocia karma.
    To był inny rodzaj niż dostawał Boxes, ale zrozumiałem. Moja mama przygotowała to miejsce dla niego, żeby nie uciekał za bramkę. To miało sens i wydawało się prawdopodobne, że Boxes mógł tu wrócić.
    - Znalazłem twoje ubrania – odezwał się Josh.
    - Świetnie. Gdzie były pudełka?
    - Tak jak mówiłem, nie ma pudełek. Twoje ciuchy są w szafie... wiszą na wieszakach.
    Zadrżałem. To było niemożliwe. Spakowałem WSZYSTKIE moje ubrania. Na pewno nie wyciągałbym ich i nie wieszałbym w szafie. Spakowałem je, a ktoś je wyciągnął. Ale dlaczego?
    Josh musiał się stamtąd wynosić.
    - To nie w porządku, Josh. Powinny być w kartonach. Przestań się wygłupiać i chodź na zewnątrz.
    - Nie żartuję. Patrzę na nie właśnie. Może tylko ci się wydawało, że je spakowałeś. Haha! Jaaaa! Lubisz na siebie patrzeć, co?
    - Co? O czym ty mówisz?
    - Twoje ściany, haha. Całe ściany są pokryte twoimi zdjęciami! Są ich setki!. Wynająłeś kogoś, żeby....
    Cisza.
    Sprawdziłem moje walkie talkie, ale nie wyłączyło się. Słyszałem kroki Josha, ale nie byłem pewien, dokąd zmierza. Czekałem aż dokończy urwane zdanie, bo pomyślałem, że przez przypadek palec ześlizgnął mu się z przycisku. Kroki sugerowały, że chodził z pokoju do pokoju. Miałem właśnie coś powiedzieć do niego, kiedy usłyszałem:
    - Ktoś jest w domu.
    Głos Josha był cichy i drżał – byłem pewien, że walczy ze łzami. Chciałem odpowiedzieć, ale zastanawiałem się jak głośny będzie mój głos. Co jeśli ten ktoś mnie usłyszy? Nic nie powiedziałem tylko czekałem i nasłuchiwałem.słyszałem kroki. Ciężkie kroki. A potem głośne uderzenie.
    „O boże, Josh.”
    Znalazł go, byłem pewien. Ten człowiek znalazł Josha i krzywdził go. Rozpłakałem się. Był moim jedynym przyjacielem, po Boxes. I wtedy zdałem sobie sprawę: co jeśli Josh wygadał się, że tu jestem? Co powinienem zrobić? Nagle usłyszałem głos Josha:
    - On coś ma, chłopie. Dużą torbę. Rzucił ją właśnie na podłogę. I... o Boże... torba... chyba się poruszyła.
    Byłem sparaliżowany ze strachu. Chciałem uciekać do domu. Chciałem uratować Josha. Chciałem iść tam i mu pomóc. Chciałem zrobić wiele rzeczy, ale nie mogłem się ruszyć. Przez przypadek oświetliłem latarką przeciwległy róg w szczelinie. Nie mogłem oddychać po tym, co zobaczyłem.
    Zwierzęta. Mnóstwo zwierząt. Wszystkie martwe. Leżały na kupie. Czy Boxes był między nimi? To po to ktoś zostawił tutaj kocie żarcie?
    Zobaczenie tego wyrwało mnie z szoku i wiedziałem, że muszę się stąd wydostać. Dotarłem do deski, popchnąłem ją, ale ani drgnęła. Byłem uwięziony. „Pieprz się, Josh!’” pomyślałem ze złością. Słyszałem głośne kroki nad sobą. Cały dom się trząsł. Usłyszałem krzyk Josha, a zaraz po nim drugi krzyk przerażenia.
    Nadal pchałem deskę i poczułem, że się poruszyła, ale wiedziałem, że to ktoś z zewnątrz mi pomaga. Nadal nade mną rozbrzmiewały kroki, a przed sobą słyszałem krzyki. Odsunąłem się i wyciągnąłem przed siebie rękę z walkie talkie, aby móc się bronić. Deska została odrzucona a na bok i poczułem, jak ktoś chwyta mnie za ramię.
    - Szybko, zwijamy się stąd!
    To był Josh. Dzięki Bogu!
    Wyszedłem ze szczeliny. Kiedy dotarliśmy do bramki i przeskoczyliśmy przez nią, Josh upuścił swoje walkie talkie. Próbował go dosięgnąć, ale kazałem mu o tym zapomnieć. Musieliśmy uciekać. Za nami słyszałem wrzask, ale nie były to słowa, tylko same dźwięki. Bez zastanowienia wbiegliśmy do lasu, aby szybciej znaleźć się w domu Josha, który przez całą drogę krzyczał:
    - Zdjęcie, on zrobił mi zdjęcie!
    Ale ja wiedziałem, że ten mężczyzna już miał zdjęcie Josha – zrobione w lesie ze mną. Podejrzewałem, że Josh nadal uważał tamte mechaniczne dźwięki za odgłosy robota.
    Udało nam się dotrzeć do pokoju Josha, zanim jego rodzice się obudzili. Zapytałem o wielką torbę, którą widział i czy naprawdę się poruszyła. Odpowiedział, że nie jest pewien. Cały czas przepraszał mnie, że upuścił walkie talkie. Nie spaliśmy do rana, tylko wyglądaliśmy całą noc przez okno.

    Kilka dni temu opowiedziałem mamie tę sytuację sprzed lat. Była na mnie wściekła, że wpakowałem się w takie niebezpieczeństwo. Zapytałem ją, dlaczego okłamała mnie na temat nowego właściciela – dlaczego też uważała ten dom za taki niebezpieczny? Wpadła w histerię, ale odpowiedziała mi. Złapała mnie za rękę, spojrzała mi w oczy i wyszeptała, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy:
    - Ponieważ nigdy nie umieściłam żadnych koców i miseczek w szczelinie dla Boxes. Nie tylko ty je tam znalazłeś...
    Zakręciło mi się w głowie. Rozumiałem już. Zrozumiałem, dlaczego wyglądała na zdenerwowaną, kiedy wyciągnęła kota ze szczeliny; znalazła więcej niż tylko pająki i szczury. Zrozumiałem dlaczego wyjechaliśmy dwa tygodnie wcześniej. Zrozumiałem dlaczego robiła wszystko, żebym nie próbował wrócić do tamtego domu.
    Wiedziała. Wiedziała, że zrobił sobie dom obok naszego, ale nie powiedziała mi o tym. Wyszedłem bez słowa i nie opowiedziałem jej całej historii... wam ją opowiem.

    Wróciłem do domu od Josha i po prostu rzuciłem swoje rzeczy na podłogę – jedyne czego pragnąłem to sen. Obudziłem się około dziewiątej wieczorem, bo usłyszałem miauczenie Boxes. Poczułem ulgę, kot w końcu trafił z powrotem do domu. Czułem się źle, bo gdybym zaczekał jeszcze jeden dzień, cała poprzednia noc by się nie wydarzyła. Zszedłem z łóżka i zawołałem Boxes, ale nie widziałem go. Miauczenie nadal rozbrzmiewało, więc podążyłem za nim. Dochodziło spod łóżka. Zaśmiałem się i wlazłem pod nie. Miauczenie dochodziło spod mojego podkoszulka, więc chwyciłem go i krzyknąłem:
    - Witaj w domu Boxes!
    Miauczenie dochodziło z mojego walkie talkie.
    Boxes nigdy nie wrócił do domu.

  3. #1428
    Avatar Master Dzem
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    347
    Siła reputacji
    15

    Domyślny

    wrzucaj wiecej Ishy

  4. Reklama
  5. #1429
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Jest to czwarta czesc opowiadania ot " PENPAL"


    PENPAL – MAPY


    Do poprzedniej historii otrzymałem komentarz, który przypomniał mi pewne wydarzenie z dzieciństwa. Zawsze wydawało mi się ono dziwne, ale nigdy nie łączyłem go z żadną z tych historii. Wspomnienia działają w śmieszny sposób. Szczegóły zawsze są obecne w naszym umyśle, a potem pojedyncza myśl łączy je w całość. Nigdy nie myślałem o tych zdarzeniach zbyt wiele, ponieważ skupiłem się na złych szczegółach. Wróciłem do domu mojej mamy i przejrzałem moje prace szkolne w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby być ważne. Nie mogłem nic znaleźć, ale nadal będę szukał.

    Większość starych miast i osiedli nie było przygotowanych na szybki wzrost populacji w nich. Rozkład dróg głównie ma za zadanie łączyć ważne punkty ze sobą. Kiedy już drogi są rozmieszczone, kolejne sklepy i biura powstają przy nich aż w końcu kończy się miejsce. Wtedy nie można już przeprowadzić większej zmiany.
    Moje osiedle musiało być stare kiedy byłem dzieckiem. Pierwsze domy musiały zostać wybudowane wokół jeziora i stopniowo dodawano nowe budynki, tworząc odnogi od głównej ulicy. Ale wszystkie one kończyły się w pewnym momencie – istniał tylko jeden wyjazd z całego osiedla. Wiele z pierwszych domów ma ogromne ogrody, a niektóre z nich zostały podzielone. Widok z lotu ptaka na moje osiedle sprawiał wrażenie, jakby ogromna kałamarnica umarła na środku lasu, a osiedle wybudowano wzdłuż jej macek.
    Z mojego ganku można było zobaczyć stare domy otaczające jezioro, ale najbardziej lubiłem dom pani Maggie. Miała około 80 lat, ale była najbardziej przyjazną osobą pod słońcem. Miała głowę otoczoną białymi lokami i zawsze nosiła lekkie sukienki w kwiaty. Rozmawiała ze mną i Joshem, kiedy pływaliśmy w jeziorze i zawsze zapraszała nas na coś słodkiego. Powiedziała kiedyś, że czuła się samotna, bo jej mąż, Tom, zawsze był w delegacjach. Ale ja i Josh nie korzystaliśmy z jej zaproszeń, bo mimo że bardzo miła, pani Maggie wydawała nam się dziwna.
    Od czasu do czasu jak pływaliśmy, wołała do nas: „Chris i John, zawsze jesteście u mnie mile widziani.” Nadal słyszeliśmy ją, kiedy szliśmy do mojego domu.
    Pani Maggie, jak wielu starych właścicieli domów, miała w ogrodzie zraszacz ustawiany na czas, który musiał się zepsuć, bo uruchamiał się o różnych porach dnia, a nawet w nocy. Nigdy nie było u nas wystarczająco zimno, żeby padał śnieg, ale podwórko pani Maggie zmieniało się z arktyczny raj z powodu zamrożonej wody. Piękny lód zwisał z każdej gałęzi, z każdego liścia obok jej domu. Nawet jako dziecko widziałem, jakie to było piękne. Razem z Joshem chodziliśmy tam co jakiś czas i bawiliśmy się w wojnę używając wielkich sopli jako mieczy.
    Pewnego razu zapytałem moją mamę, dlaczego pani Maggie zostawia podwórko w takim stanie. Moja mama szukała odpowiedzi przez chwilę, po czym powiedziała:
    - Pani Maggie jest chorą kobietą i czasami, kiedy gorzej się czuje, jest zdezorientowana. To dlatego czasami myli wasze imiona. Ma kłopoty z pamięcią. Mieszka sama w tym wielkim domu i możecie z nią czasami porozmawiać, kiedy pływacie, ale nie wchodźcie do jej domu. Grzecznie odmawiajcie, a nie zranicie jej uczuć.
    - Ale ona jest mniej samotna, kiedy przyjeżdża jej mąż, prawda? – zapytałem. – Jak długo jest w delegacji? Wygląda, jakby zawsze był na delegacji.
    Widziałem, że twarz mojej mamy posmutniała. W końcu powiedziała:
    - Kochanie, Tom nie wróci do domu. Jest w niebie. Umarł wiele lat temu, ale pani Maggie tego nie pamięta. Czasami jest zdezorientowana i zapomina o takich rzeczach, ale Tom nie wróci już do domu.
    Miałem chyba pięć, czy sześć lat, kiedy rozmawiałem o tym z mamą, więc niewiele z tego zrozumiałem. Było mi żal starej kobiety.


    Teraz wiem, że pani Maggie chorowała na Alzheimera. Razem z mężem mieli dwóch synów: Chrisa i Johna. Oboje pomagali jej finansowo, ale nigdy jej nie odwiedzali. Nie wiem, czy coś się między nimi wydarzyło, czy to było z powodu choroby, czy mieszkali zbyt daleko, ale nigdy nie widziałem ich w okolicy. Nie miałem pojęcia, jak wyglądali, ale czasami pani Maggie musiała myśleć, że Josh i ja jesteśmy podobni do nich, kiedy były dziećmi. Albo widziała to, co chciała widzieć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jaka musiała być samotna.

    W ciągu lata po szkole podstawowej, przed wydarzeniem z balonami, Josh i ja poszliśmy do lasu koło mojego domu. Wiedzieliśmy, że lasy między naszymi domami są połączone i pomyśleliśmy, że byłoby fajnie gdyby jezioro koło mnie również było połączone ze stawem obok jego domu. Zdecydowaliśmy się tego dowiedzieć.
    Chcieliśmy stworzy mapy.
    Zaplanowaliśmy narysowanie dwóch map, a potem połączenie ich. Jedną z nich mieliśmy zrobić chodząc po okolicy mojego domu, a drugą koło domu Josha. Początkowo miała to być jedna mapa, ale okazało się to niemożliwe, bo zacząłem rysować mapę mojej okolicy w takiej skali, że więcej by się na niej nie zmieściło.
    Przez pierwsze kilka tygodni wszystko szło nam bardzo dobrze. Chodziliśmy po lesie przy linii jeziora i zatrzymywaliśmy się co kilka minut, że dodać kolejne szczegóły do mapy. Wyglądało na to, że obie mapy połączą się lada chwila. Nie mieliśmy żadnego sprzętu potrzebnego do sporządzania map – nawet kompasu – ale bardzo się staraliśmy, żeby była dokładna. Mieliśmy pomysł, by wbić w ziemię patyk w miejscu, gdzie kończyła się pierwsza mapa. Wtedy wiedzielibyśmy, że udało się je połączyć, gdy z drugiej strony dojdziemy do patyka. Być może byliśmy najgorszymi kartografami na świecie.
    W pewnym momencie las stał się zbyt gęsty przy jeziorze, żebyśmy mogli iść dalej. Straciliśmy zainteresowanie całym projektem na jakiś czas, kiedy zaczęliśmy sprzedawać śnieżki.

    Po pokazaniu mojej mamie zdjęć, które przyniosłem ze szkoły i kiedy zabrała mi moją maszynę do śnieżek, znów zajęliśmy się mapami. Musieliśmy wymyślić nowy plan. Nie rozumiałem dlaczego, ale moja mama wprowadziła w domu nowe zasady i kazała mi się meldować w domu regularnie, kiedy wychodziłem na dwór z Joshem. To oznaczało, że nie mogliśmy zostawać w lesie przez wiele godzin w poszukiwaniu nowych dróg. Pomyśleliśmy, że przepłyniemy po prostu na drugą stronę, kiedy dojdziemy do zbyt gęstego lasu, ale nie mogliśmy tego zrobił, bo pomoczylibyśmy mapę. Staraliśmy się maszerować szybciej, kiedy wyruszaliśmy z domu Josha, ale zawsze napotykaliśmy ten sam problem. I wtedy wpadliśmy na genialny pomysł.
    Zbudujemy tratwę.
    W lesie znaleźliśmy mnóstwo pozostałości po budowach, które zabrano z dróg, bo nie były już potrzebne. Najpierw chcieliśmy wybudować łódkę z masztem i kotwicą, ale szybko z tego zrezygnowaliśmy. Pozostaliśmy przy tratwie.
    Spuściliśmy ją na wodę w pobliżu domu pani Maggie, która zawołała nas do siebie, ale nic nie mogło nas powstrzymać.
    Tratwa działała świetnie, co, muszę przyznać, odrobinę mnie zaskoczyło. Oboje mieliśmy duże gałęzie, które miały służyć jako wiosła, ale okazało się łatwiej po prostu odpychać tratwę od ziemi pod wodą. Kiedy zrobiło się za głęboko, po prostu kładliśmy się na brzuchu i wiosłowaliśmy rękami. Pomyślałem nawet, że z brzegu musiało to wyglądać, jakby na tratwie leżał gruby mężczyzna z małymi ramionami.
    Kilka dni zajęło nam dopłynięcie tratwą do miejsca, gdzie las był za gęsty. To miejsce było dość daleko i zajęło nam więcej czasu dotarcie tam, niż oczekiwaliśmy. Wyciągnęliśmy tratwę na brzeg w tym miejscu i następnego dnia wróciliśmy, by popłynąć kawałek dalej.
    Robiliśmy to przez długi czas w pierwszej klasie. Josh i ja trafiliśmy do innych grup, więc nie widywaliśmy się już tak często. Z tego powodu nasi rodzice pozwalali nam spędzać całe weekendy razem. W dodatku ojciec Josha znalazł nową pracę i nie było go w domu na weekendy, a jego mama pozwalała mu nocować u mnie.
    Powinniśmy dać radę zrobić duże postępy w sprawie mapy, ale kiedy w końcu udało nam się ominąć gęsty las, okazało się, że nie mamy gdzie zaczepić tratwy. W dodatku ziemia przy brzegu była tak podmokła, że po wyjściu zakopalibyśmy się w błocie. Za każdym razem byliśmy zmuszeni zawrócić i zostawić tratwę w tym samym miejscu. Co gorsze, przyszła zima.

    W sobotę około siódmej wieczorem, Josh i ja bawiliśmy się w domu, kiedy do drzwi zapukała jedna ze współpracowniczek mojej mamy. Miała na imię Samantha. Dobrze ją pamiętam, bo oświadczyłem się jej kilka lat później, kiedy odwiedziłem mamę w pracy. Mama musiała wyjść, by rozwiązać jakiś problem i powiedziała, że wróci za dwie godziny. Jej samochód był w naprawie, więc pojechała z Samanthą. Przed wyjściem nakazała nam pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu i nikomu nie otwierać drzwi. Zaczęła też mówić, że będzie co jakiś czas dzwoniła, ale urwała kiedy przypomniała sobie, że nasz telefon był odłączony. To dlatego Samantha przyjechała bez zapowiedzi. Spojrzała mi w oczy z poważnym wyrazem twarzy i powiedziała:
    - Nigdzie się stąd nie ruszaj!
    To była nasza szansa.
    Patrzyliśmy jak samochód odjeżdża i znika nam z oczu. Potem szybko pobiegliśmy do mojego pokoju. Założyłem plecak, kiedy Josh pakował mapę.
    - Masz latarkę? – zapytał Josh.
    - Nie, ale wrócimy zanim zrobi się ciemno.
    - Pomyślałem, że powinniśmy ją mieć na wszelki wypadek.
    - Moja mama chyba ma latarkę, ale nie wiem gdzie ją trzyma... Czekaj!
    Podbiegłem do szafy i wyciągnąłem z niej pudełko.
    - Masz latarkę w tym pudle? – zapytał Josh.
    - Nie do końca...
    Otworzyłem karton i wyciągnąłem trzy świeczki i zapalniczkę, którą udało mi się gwizdnąć mamie kilka miesięcy wcześniej. To zawsze zapewni nam jakieś światło, jeśli będziemy go potrzebować. Wrzuciliśmy wszystko do plecaka i ruszyliśmy do drzwi, pilnując, żeby Boxes nie uciekł na dwór. Została nam godzina i pięćdziesiąt minut.
    Biegliśmy przez las najszybciej jak potrafiliśmy i dotarliśmy na miejsce w piętnaście minut. Pod ubraniami mieliśmy stroje kąpielowe, więc szybko ściągnęliśmy koszulki i spodnie i zostawiliśmy je na kupkach przy brzegu. Odwiązaliśmy tratwę od drzewa, złapaliśmy za wiosła i odpłynęliśmy.
    Staraliśmy się szybko dotrzeć do miejsca, w którym kończyła się nasza mapa, nie mieliśmy czasu na oglądanie starych widoków. Wiedzieliśmy, że na tratwie poruszaliśmy się wolniej i że niestety będziemy musieli też na niej wrócić, bo nie damy rady przedrzeć się przez las.
    Kiedy minęliśmy ostatni punkt na naszej mapie, woda stała się naprawdę głęboka i kij nie dosięgał dna, więc położyliśmy się na brzuchach i wiosłowaliśmy rękami. Robiło się coraz ciemniej i coraz trudniej było nam rozróżnić poszczególne drzewa, przez co zaczęliśmy się denerwować. Musieliśmy się spieszyć, więc staraliśmy się wiosłować szybko, ale przez to robiliśmy dużo hałasu. Cały czas słyszeliśmy też odgłosy spadających patyków i szelest liści w lesie po naszej prawej stronie. Kiedy przestawaliśmy wiosłować, aby nasłuchiwać, wszystko cichło. Myśleliśmy, że tak naprawdę tylko nam się wydawało i nic nie słyszeliśmy. Nie wiedzieliśmy jakie zwierzęta zamieszkują tę część lasu, ale wiedzieliśmy, że nie chcemy się tego dowiedzieć.
    Kiedy Josh rozwijał mapę, a ja oświetlałem ją zapalniczką, zrozumieliśmy, że nie wyobraziliśmy dobie tych dźwięków. Słyszeliśmy rytmiczne
    chrupnięcie
    trzaśnięcie
    chrupnięcie
    Wyglądało na to, że dźwięk odsuwa się od nas i przedziera się przez las poza naszą mapą. Było zbyt ciemno, by coś zobaczyć. Pomyliliśmy się co do czasu, po którym zajdzie słońce.
    Zawołałem nerwowo:
    - Halo?
    Na moment oboje wstrzymaliśmy oddech. Cisza została nagle przerwana śmiechem.
    - Halo? – wychrypiał Josh.
    - Więc co?
    - Hej, panie potworze-z-lasu. Wiem, że czaisz się w lesie, ale może odpowiesz na moje powitanie? Haaaaaaloooooo!
    Zdałem sobie sprawę, jakie to było głupie. Jakiekolwiek zwierzę siedziało w lesie, nie mogło odpowiedzieć. Cokolwiek tam było, nie mogłem oczekiwać, że odpowie.
    - Haaaaaloooo – kontynuował Josh.
    - Haloooo – zawtórowałem mu.
    - Hej kolego!
    - Halo, halo.
    - HAAAAAAAAALOOOOOOOOO!
    Przedrzeźnialiśmy się jeszcze chwilę, po czym usłyszeliśmy:
    - Hej!
    Był to szept. Dochodził z lasu za nami, bo obróciliśmy tratwę w drugą stronę. Powoli podniosłem się i odwróciłem w stronę głosu, przy okazji wyciągając świeczkę. Chciałem to zobaczyć.
    - Co ty wyprawiasz? – wysyczał Josh.
    Ale ja już zapaliłem świeczkę i uniosłem ją wyżej. Nic nie zobaczyłem.
    - Po prostu stąd chodźmy – naciskał Josh.
    - Jeszcze chwila – powiedziałem, ale nadal nic nie było widać.
    Upuściłem świeczkę, która wpadła do wody i zaczęliśmy wiosłować w stronę domu. Wtedy usłyszeliśmy głośny szelest od strony lasu. Łamanie gałęzi było głośniejsze niż dźwięk naszego uderzania rękami o wodę.
    To coś biegło.
    W panice zaczęliśmy wiosłować intensywniej i poczułem, że jedna z lin się obluzowała.
    - Josh, uważaj!
    Ale było za późno. Tratwa się rozpadała. Po chwili całkiem się rozleciała. Każdy z nas trzymał się teraz jeden deski, nasze nogi zamoczyły się w jeziorze.
    - Josh, szybko! – krzyknąłem i wskazałem palce na wodę obok niego.
    Wyciągnął rękę, ale nie zdążył złapać mapy, która odpłynęła od nas.
    - Zimno mi – zatrząsł się Josh. – Wyjdźmy z wody.
    Dopłynęliśmy do brzegu, ale nie daliśmy rady wyjść z wody. Poddaliśmy się, było nam zbyt zimno, by próbować dalej.
    Miarowo uderzaliśmy nogami o wodę, aż udało nam się dotrzeć do miejsca, skąd wyruszyliśmy. Chcieliśmy wyciągnąć deski na brzeg, ale nie udało nam się i odpłynęły. Zdjęliśmy stroje kąpielowe, zdesperowany by jak najszybciej założyć suche ubrania. Wskoczyłem w spodnie, ale coś było nie tak. Zwróciłem się do Josha:
    - Gdzie moja koszulka?
    Wzruszył ramionami i powiedział:
    - Może wpadła do wody?
    Powiedziałem Joshowi, żeby sam wracał do mojego domu i wyjaśnił mojej mamie, że bawimy się w chowanego, kiedy się pojawi. Ja musiałem odnaleźć moją koszulkę.
    Biegałem na tyłach domów i spoglądałem na wodę z brzegu. Pomyślałem, że może przy okazji uda mi się też znaleźć mapę. Biegłem szybko, bo musiałem wracać do domu i już miałem się poddać, kiedy usłyszałem dźwięk za sobą:
    - Hej.
    Odwróciłem się. To była pani Maggie. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w nocy. W tym świetle wyglądała na bardzo kruchą. Ciepło, którym zwykle emanowała, było zastąpione powagą na jej twarzy. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem ją bez uśniechu. Jej twarz wyglądała dziwnie.
    - Witam, pani Maggie.
    - Cześć Chris – uśmiechnęła się znowu. – Nie widziałam czy to ty, bo było za ciemno.
    Zażartowałem, czy chce zaprosić mnie na coś słodkiego, ale odparła, że może innym razem. Byłem zbyt zajęty szukaniem mapy i koszulki, żeby spędzić z nią więcej czasu, ale wydawała się szczęśliwa, więc nie przejąłem się tym. Powiedziała jeszcze kilka słów, ale nie skupiałem się na tym. Pożegnałem się i ruszyłem biegiem w stronę mojego domu. Słyszałem za sobą, jak idzie przez zmrożone podwórze, ale nie odwróciłem się, żeby jej pomachać – musiałem szybko wrócić do domu.

    Dotarłem na miejsce kilka minut przed moją mamą i zdążyłem nawet przebrać się w ciepłe ciuchy. Tym razem nam się udało, mimo że straciliśmy mapę.
    - Nie znalazłeś? – zapytał Josh.
    - Nie, ale widziałem panią Maggie. Znowu nazwała mnie Chrisem. Mówię ci, ciesz się, że nigdy nie widziałeś jej w nocy.
    Roześmialiśmy się oboje, a Josh zapytał mnie, czy zaprosiła mnie do domu. Przy okazji zażartował, że jej słodycze musiały być okropne, skoro nikt ich nie chciał. Powiedziałem mu, że nie zaprosiła mnie, co go zaskoczyło.
    Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o pani Maggie, kiedy zdałem sobie sprawę, że zapalniczka wciąż spoczywa w mojej kieszeni i będę miał przechlapane jeśli moja mama ją tam znajdzie. Podniosłem spodnie z podłogi i przeszukałem kieszenie. Poczułem coś, co na pewno nie było zapalniczką. Z tylnej kieszeni wyciągnąłem złożoną kartkę papieru i zamarłem. „Mapa?” pomyślałem. „Przecież widziałem jak odpływa.” Kiedy rozłożyłem kartkę serce podeszło mi do gardła. Na papierze były narysowane dwie osoby trzymające się za ręce. Jedna z nich była większa niż druga, ale żadna z nich nie miała twarzy. Kartka była rozerwana i brakowało drugiej części, a w prawym górnym rogu zapisany był numer. To było „15” albo „16”. Nerwowo podałem kartkę Joshowi i zapytałem go, czy włożył ją do mojej kieszeni. Zaprzeczył i spytał czym się tak martwię. Wskazałem palcem na mniejszą postać, obok której napisano moje inicjały.

    Odepchnąłem te myśli od siebie i znów zaczęliśmy rozmawiać o pani Maggie. Zawsze przypisywałem jej dziwne zachowanie chorobie, aż przemyślałem to jeszcze raz wiele lat później. Kiedy teraz o tym myślę, znów żal mi pani Maggie, ale potem czuję desperację, kiedy myślę o tym, co powiedziała: „może innym razem”. Wiedziałem, co powiedziała, ale nie rozumiałem, co to znaczy. Nie rozumiałem znaczenia jej słów też kilka tygodni później, kiedy widziałem mężczyzn w pomarańczowych strojach wynoszących czarne worki z jej domu – myślałem, że wynoszą śmieci. Mimo że całe osiedle pachniało wtedy śmiercią. Nie rozumiałem, dlaczego okna jej domu zostały zabite deskami na jakiś czas przed moją przeprowadzką. Teraz rozumiem. Rozumiem, dlaczego jej ostatnie słowa do mnie były takie ważne, nawet jeśli ani ja, ani ona nie zdawaliśmy sobie wtedy z tego sprawy.
    Pani Maggie tamtej nocy powiedziała mi, że Tom wrócił do domu, ale wiem, kto tak naprawdę się wprowadził. Tak samo wiem już, dlaczego nigdy nie widziałem jej ciała na noszach.
    Worki nie były wypełnione śmieciami.

  6. #1430
    Avatar Blus
    Data rejestracji
    2008
    Posty
    1,775
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Masz nocnego wędrowca więcej? Może być po angielsku.

  7. #1431
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Przeszukalem internet, i prawdopodobnie nocny wedrowiec konczy sie na IV czesci.
    Jednak od siebie polecam creepypaste Penpal.

  8. Reklama
  9. #1432
    Avatar Blus
    Data rejestracji
    2008
    Posty
    1,775
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Skąd je bierzesz, tak btw?
    I sam tłumaczysz?

  10. #1433
    Avatar Ander Twenty
    Data rejestracji
    2007
    Wiek
    29
    Posty
    4,414
    Siła reputacji
    21

    Domyślny

    paranormalne.pl

  11. #1434
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    5 czesc serii penpal



    PENPAL – EKRANY


    Celowo ukryłem niektóre szczegóły w moich poprzednich historiach. Ale nie widzę już w tym sensu.

    Pod koniec lata pomiędzy szkołą podstawową, a kolejną szkołą, załapałem grypę żołądkową. Objawy pasowały do zwyczajnej grypy, ale wymiotowałem do wiadra, a nie do kibla, bo cały czas na nim siedziałem. Trwało to około dziesięciu dni, ale zanim całkiem wyzdrowiałem, załapałem coś, na wzór różowego oka. Moje powieki były tak mocno sklejone z rana, że pierwszy raz jak się obudziłem, myślałem, że oślepłem. Kiedy zacząłem pierwszą klasę, bolała mnie szyja, a oczy miałem spuchnięte i przekrwione. Josh należał do innej grupy, więc na przerwie siedziałem przy stole sam.
    Zacząłem nosić ze sobą do szkoły dodatkowe jedzenie w plecaku, które zjadałem w łazience, bo starsze dzieci zabierały mi lunch na stołówce, bo nikt się za mną nie wstawiał. Nie skończyło się to nawet kiedy całkiem wydobrzałem. Inne dzieci nie chciały zadawać się z osobą, która była ofiarą starszych osób w obawie, że też staną się ofiarami. Jedynym powodem, dla którego to się skończyło, było zachowanie dzieciaka o imieniu Alex.
    Alex chodził do trzeciej klasy i był większy od innych dzieciaków. Gdzieś tak w trzecim tygodniu szkoły, zaczął przysiadać się do mnie podczas lunchu i dzięki temu natychmiast przestano kraść mi jedzenie. Był dla mnie miły, ale wydawał się trochę opóźniony – nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy. Do czasu, kiedy zapytałem go, dlaczego ze mną siada.
    Podkochiwał się w siostrze Josha – Veronice.
    Veronica była w czwartej klasie i była najprawdopodobniej najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Nawet jako sześcio letni dzieciak, który myślał że wszystkie dziewczyny są obrzydliwe, wiedziałem, jaka była piękna. Kiedy chodziła jeszcze do trzeciej klasy, Josh powiedział mi, że dwóch chłopców pobiło się o nią. Jeden z nich uderzył drugiego w czoło rogiem książki tak mocno, że rana wymagała szycia. Alex nie był jednym z nich, ale chciał, żeby Veronica go lubiła, więc wyznał mi, że wiedział że ja i Josh jesteśmy przyjaciółmi – z tego co zrozumiałem, miał nadzieję, że przekażę Veronice, ile mi pomógł, a ona będzie poruszona jego altruizmem i zainteresuje się nim. Jeśli jej o tym powiem, Alex nadal będzie przysiadał się do mnie na lunchu.
    Ponieważ było to w czasie, kiedy to głównie Josh nocował u mnie i budowaliśmy tratwę, nie miałem szansy porozmawiać z Veronicą. Opowiedziałem o tym Joshowi i żartowaliśmy sobie z Alexa. Mimo to obiecał, że powie o tym swojej siostrze, jeśli tego chcę. Wątpiłem, że to zrobi. Josh zawsze irytował się dlatego, że tylu chłopców latało za Veronicą. Pamiętam, jak nazwał ją brzydką krową. Nigdy nie wspomniałem mu o tym, ale chciałem wtedy powiedzieć, że ona jest ładna, a pewnego dnia stanie się przepiękna.
    Miałem rację.
    Kiedy miałem piętnaście lat, oglądałem film w kinie ze znajomymi. W środku były przesuwane stoły i krzesła, więc kiedy kino było pełne, często brakowało miejsc, z którym można było zobaczyć cały ekran. Kino wciąż było otwarte. Myślę, że z trzech powodów: 1) było tanie, 2) dwa razy w miesiącu o północy puszczano tam kultowy film, 3) można tam było kupić piwo nawet jeśli nie było się pełnoletnim.
    Razem z kolegami siedzieliśmy na samym końcu. Chciałem usiąść bliżej by lepiej widzieć, ale to Ryan nas tam zawiózł, więc on decydował. Kilka minut przed rozpoczęciem filmu do sali weszła grupka dziewczyn. Wszystkie były ładne i atrakcyjne, ale ich urodę przyćmiewało piękno jednej z nich. Kiedy odwróciła się na chwilę w naszą stronę, rozpoznałem ją – to była Veronica.
    Nie widziałem jej od długiego czasu. Coraz rzadziej spotykałem się z Joshem po czasie, kiedy poszliśmy szukać kota w moim starym domu, a kiedy już go odwiedzałem, Veronica gdzieś wychodziła. Kiedy każdy wpatrywał się w ekran, ja gapiłem się na Veronicę – odrywałem od niej wzrok tylko wtedy, kiedy zaczynałem myśleć o sobie jak o idiocie. Ale to szybko mijało i znów na nią patrzyłem. Naprawdę była piękna. Kiedy na ekranie pojawiły się napisy, moi koledzy od razu wstali i ruszyli do wyjścia. Wyjście było tylko jedna, więc nie chcieli utknąć w tłumie. Zatraciłem się w nadziei, że Veronica zwróci na mnie uwagę. Kiedy mijała nas ze swoimi koleżankami, wykorzystałem okazję.
    - Cześć, Veronica – powiedziałem.
    - Tak? – odparła spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
    Zrobiłem krok w jej stronę.
    - To ja. Przyjaciel Josha z dawnych czasów... Jak... Jak się masz?
    - O mój Boże! Cześć! To było tak dawno – gestem dała znać koleżankom, że zaraz do nich dołączy.
    - Tak, kilka lat! Co słychać u Josha?
    - Haha, pamiętam wasze zabawy. Nadal udajecie żółwie ninja?
    Zaśmiała się, a ja pokryłem się rumieńcem.
    - Nie, nie jestem już dzieckiem. Teraz gramy w X-mena – miałem nadzieję, że ją rozbawię.
    I udało mi się.
    - Haha, jesteś słodki. Często przychodzisz tutaj na filmy o północy?
    Wciąż myślałem o tym, co powiedziała.
    „Naprawdę myśli, że jestem słodki? Czy miała na myśli, że jestem zabawny? Uważa mnie za atrakcyjnego?”
    Nagle zdałem sobie sprawę, że zadała mi pytanie.
    - TAK – powiedziałem zdecydowanie zbyt głośno. – Przynajmniej się staram... a ty?
    - Przychodzę od czasu do czasu. Mój chłopak nie lubi takich filmów, ale właśnie się rozstaliśmy, więc zamierzam przychodzić częściej.
    Starałem się brzmieć spokojnie, ale mi nie wyszło:
    - O, to świetnie... nie że zerwaliście! Miałem na myśli, że będziesz mogła przychodzić częściej.
    Znowu się roześmiała.
    - Przyjdziesz za dwa tygodnie? – powiedziałem. – Będą nadawać „Dzień żywych trupów”. Jest świetny.
    - Jasne, będę tutaj.
    Uśmiechnęła się, a ja chciałem zaproponować żebyśmy wtedy usiedli obok siebie, ale w tym momencie Veronica objęła mnie.
    - Miło mi było cię zobaczyć – powiedziała.
    Zastanawiałem się, co odpowiedzieć kiedy zdałem sobie sprawę, że największym moim problemem w tej chwili było to, że w ogóle zapomniałem jak się mówi. Na szczęście Ryan podszedł do mnie wtedy.
    - Koleś – powiedział. – Wiesz, że film już się skończył, nie? Idziesz?
    Veronica przestała mnie przytulać i powiedziała, że zobaczymy się następnym razem. Odprowadziło ją stękanie Ryana. Byłem na niego wściekły, ale minęło mi kiedy usłyszałem za sobą śmiech Veronicy.

    Kiedy nadszedł dzień „Dnia żywych trupów”, rodzina Ryana wyjechała z miasta i nie miał kto zawieźć nas do kina. Kilka dni przed filmem poprosiłem mamę, żeby mnie zawiozła. Odmówiła natychmiast, ale ustąpiła, kiedy usłyszała desperację w moim głosie. Zapytała dlaczego tak mi na tym zależy skoro widziałem ten film już wiele razy. Zawahałem się, zanim wyznałem, że miałem nadzieję spotkać tam pewną dziewczynę. Mama uśmiechnęła się i zapytała, czy ją zna. Z ociąganiem powiedziałem jej o kogo chodzi. Uśmiech zniknął z jej twarzy i powiedziała krótko: „Nie.”
    Zdecydowałem się zadzwonić do Veronicy i zobaczyć, czy ona mogłaby mnie zabrać ze sobą. Nie miałem pojęcia, czy jeszcze będzie w domu, ale chciałem spróbować. Wtedy zdałem sobie sprawę, że Josh może odebrać telefon. Nie rozmawiałem z nim przez prawie trzy lata. Czułem się winny, że dzwonię by rozmawiać z Veronicą a nie z nim, ale później doszedłem do wniosku, że on też mógłby zadzwonić, gdyby chciał. Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer.
    Nie odebrał Josh. Poczułem równocześnie ulgę i zawód – zdałem sobie sprawę, że naprawdę za nim tęskniłem. Osoba po drugiej stronie telefonu powiedziała mi, że to pomyłka.
    Powtórzyłem jej numer, na jaki dzwoniłem, a ona potwierdziła. Powiedziała, że musieli zmienić numer. Przeprosiłem ją za kłopot i rozłączyłem się. Poczułem wszechogarniający smutek, bo teraz nie mogłem nawet skontaktować się z Joshem jeśli bym chciał. Poczułem się okropnie, że bałem się, żeby to on odebrał telefon. Był moim najlepszym przyjacielem. Zdałem sobie sprawę, że jedynym sposobem na odnowienie kontaktu, będzie rozmowa z Veronicą. Miałem kolejny powód, by się z nią zobaczyć.

    Dzień przed filmem powiedziałem mamie, że zrezygnowałem z kina i czy mogłaby podrzucić mnie do Chrisa. Planowałem pójść pieszo od jego domu, ponieważ mieszkał tylko pół mili od kina. Zawsze w niedzielę z samego rana chodzili do kościoła, więc wiedziałem, że jego rodzice pójdą spać wcześnie w sobotę. Chris nie chciał iść ze mną do kina, bo planował rozmowę z pewną dziewczyną przez internet. Powiedział mi, że powrót będzie dla mnie dużo gorszy, bo będę zawiedziony, jak Veronica mnie wyśmieje, jeśli spróbuję ją pocałować.
    Opuściłem jego dom o 23:15.
    Starałem się utrzymać stałe tempo, żeby dotrzeć do kina na krótko przed rozpoczęciem filmu. Szedłem sam i nie chciałem później stać pod budynkiem. Doszedłem do wniosku, że nie miałem co liczyć na to, że Veronica przyjedzie w tym samym czasie, co ja i zastanawiałem się, czy powinienem zaczekać na nią na zewnątrz, czy wejść do środka.
    Nagle zwróciłem uwagę, że nie mija mnie już wiele świateł samochodów. Widziałem tylko jedna światła, które nie mijały mnie. Droga nie była oświetlona, więc szedłem po trawie. Odwróciłem się, by zobaczyć co było za mną.
    Samochód zatrzymał się jakieś dziesięć stóp za mną.
    Jedyne, co widziałem to jasne światła auta. Pomyślałem, że mógł to być któryś z rodziców Chrisa; być może poszli do jego pokoju i zobaczyli, że mnie nie ma. Chris na pewno by mnie wydał. Zrobiłem jeden krok w stronę samochodu, kiedy ten znów ruszył powoli. Minął mnie i wtedy zobaczyłem, że nie należał do rodziców Chrisa. Próbowałem dostrzec kierowcę, ale było zbyt ciemno. Zauważyłem tylko, że tylna szyba była pęknięta.
    Niewiele o tym myślałem – niektórzy lubią straszyć innych. Sam często wyskakiwałem zza rogu z krzykiem, by przerazić moją mamę.

    Do kina dotarłem dziesięć minut przed czasem. Zdecydowałem się zaczekać na zewnątrz do 23:57, co zostawi mi chwilę czasu, by odnaleźć Veronicę w środku, jeśli już tam była. Kiedy zacząłem myśleć, że nie przyjdzie, zobaczyłem ją.
    Była sama i była piękna.
    Pomachałem do niej i podszedłem bliżej. Uśmiechnęła się i zapytała czy moi koledzy są już w środku. Wyjaśniłem, że przyszedłem sam i zdałem sobie sprawę, że musiała to odebrać jako próbę wyjścia z nią na randkę. Nie wyglądała na przejętą nawet wtedy, kiedy podałem jej bilet, który dla niej kupiłem. Spojrzała na mnie pytająco.
    - Nie martw się – powiedziałem do niej. – Jestem bogaty.
    Zaśmiała się beztrosko i weszliśmy do budynku.
    Kupiłem dla nas popcorn i dwa napoje. Większość filmu spędziłem zastanawiając się, czy powinienem spróbować sięgnąć po popcorn w tym samym momencie co ona, aby nasze dłonie się zetknęły. Wyglądało na to, że dobrze się bawiła i zanim się zorientowałem, film się skończył. Ponieważ było po północy, nie mogliśmy zostać w środku, więc wyszliśmy na zewnątrz.
    Parking przy kinie był duży, bo należał też do galerii handlowej po drugiej stronie ulicy. Nie chciałem, żeby ta noc już się skończyła, więc kontynuowałem rozmowę kierując się w stronę galerii. Kiedy dochodziliśmy do zakrętu obróciłem się za siebie. Samochód Victorii nie był jedynym pozostałym na parkingu.
    Drugi miał pękniętą szybę.
    Zdenerwowałem się, ale po chwili zrozumiałem.
    „To ma sens, ten samochód należy pewnie do jakiegoś pracownika kina.”
    Małe wprowadzenie horroru w życie wydawało się dla mnie – jako fana horroru – świetnym pomysłem.
    Spacerowaliśmy wokół galerii i rozmawialiśmy o filmie. Powiedziałem jej, że dla „Dzień żywych trupów” jest lepszy od poprzednika. Ona się ze mną nie zgadzała. Powiedziałem jej też, że dzwoniłem na jej stary numer i zastanawiałem się, kto odbierze telefon. Nie uważała tego za śmieszne jak ja, wzięła mój telefon komórkowy do ręki i zapisała w nim swój numer. Przy okazji stwierdziła, że mam najgorszy telefon, jaki kiedykolwiek widziała. Zaśmiałem się i powiedziałem, że nie mogę na nim nawet odebrać wiadomości obrazkowej. Zadzwoniłem na jej numer, żeby zapisała sobie mój.
    Victoria powiedziała mi, że kończyła właśnie szkołę, ale nie szło jej za dobrze i nie była pewna, czy dostanie się do college’u. Zaproponowałem, żeby do aplikacji dołączyła swoje zdjęcie, a jeszcze zapłacą jej za patrzenie na nią. Nie śmieszyło jej to i pomyślałem, że poczuła się urażona – mogła pomyśleć, że podoba mi się tylko jej uroda, a nie ona sama. Nerwowo zerknąłem na nią. Uśmiechała się i nawet w nocnym świetle zauważyłem, że się zaczerwieniła. Miałem ochotę złapać ją za rękę, ale nie zrobiłem tego.
    Kiedy szliśmy już w kierunku kina, zapytałem ją o Josha. Nie chciała o nim rozmawiać. Zapytałem, czy chociaż powie mi, czy wszystko u niego w porządku.
    - Nie wiem – odparła.
    Doszedłem do wniosku, że Josh zmienił się na gorsze i może często pakuje się w tarapaty. Czułem się źle. Czułem się winny.
    Dotarliśmy do parkingu. Samochodu z pękniętą szybą nie było. Victoria zapytała mnie, czy chcę by mnie gdzieś podwiozła. Nie chciałem, ale powiedziałem jej, że chcę. Wypiłem za dużo koli i naprawdę musiałem pójść za potrzebą. Wiedziałem, że wytrzymam aż dojedziemy do domu Chrisa, ale miałem w planach pocałować ją na pożegnanie. To byłby mój pierwszy pocałunek.
    Nie miałem zbyt dużego wyboru. Kino było zamknięte, więc powiedziałem jej, że skoczę tylko na tył budynku i wysikam się. Zaśmiała się.
    Po drodze obejrzałem się za siebie i zapytałem, czy Josh kiedykolwiek wspomniał jej o Alexie. Okazało się, że powiedział jej o tym. Josh był dobrym przyjacielem.
    Kiedy doszedłem do brzegu budynku, okazało się, że od niego w nieskończoność ciągnie się płot. W miejscu, w którym stałem nadal byłem widoczny, więc zdecydowałem się przeskoczyć na drugą stronę.
    Znalazłem się poza zasięgiem wzroku Victorii i załatwiłem, co trzeba.
    Przez chwilę jedynym dźwiękiem, jaki słyszałem, były pasikoniki w trawie, a potem uderzenie płynu o cement. Poza tym słyszałem dźwięk, który do dzisiaj słyszę gdy jest dostatecznie cicho.
    W pewnej odległości słyszałem pisk, po którym usłyszałem wibracje. Szybko zrozumiałem, co to było.
    Samochód.
    Warczenie silnika stało się głośniejsze. I wtedy pomyślałem:
    „Nie, nie głośniejsze. Bliższe.”
    Tak szybko, jak to zrozumiałem, ruszyłem z powrotem w stronę płotu, ale zanim cokolwiek zrobiłem, usłyszałem krótki krzyk i odgłos silnika, po którym usłyszałem łomot. Zacząłem biec, ale po kilku krokach potknąłem się o kamień i upadłem, uderzając w coś głową. Byłem zdezorientowany może przez 30 sekund. Adrenalina szybko jednak postawiła mnie na nogi. Martwiłem się, że ktokolwiek uderzył w coś autem, może zrobić krzywdę Veronice. Kiedy przeskoczyłem przez płot, zobaczyłem tylko jeden samochód na parkingu. Nie było żadnych śladów wypadku. Pomyślałem, że pomyliłem się co do miejsca, z którego doszły mnie tamte odgłosy.
    Kiedy podbiegłem bliżej, zrozumiałem w co uderzył samochód. Nogi prawie całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa.
    Veronica.
    Oddzielał mnie od niej jej samochód, a kiedy podszedłem jeszcze bliżej, zobaczyłem ją w całej okazałości.
    Jej ciało było nienaturalnie wykręcone. Widziałem jej kość piszczelową, która przebiła się przez jeansy, a jej lewe ramię było zakręcone na jej szyi. Jej głowa była odchylona do tyłu, a usta miała otwarte w niemym krzyku. Było dużo krwi. Kiedy na nią patrzyłem, miałem trudności z oceną, czy leżała na plecach, czy na brzuchu. Zrobiło mi się niedobrze. Kiedy jesteś zmuszony stanąć oko w oko, z czym co wydaje się niemożliwe, twój umysł próbuje przekonać cię, że śnisz i wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Naprawdę czułem, jakbym miał się zaraz obudzić.
    Ale nie obudziłem się.
    Wyciągnąłem telefon z kieszeni, żeby zadzwonić po pomoc, ale brakowało zasięgu. Telefon Veronicy wystawał z kieszeni jej spodni. Nie miałem wyboru. Trzęsąc się wyciągnąłem rękę po niego i wtedy ona poruszyła się i gwałtownie łapała powietrze.
    Przeraziło mnie to tak bardzo, że cofnąłem się i upadłem. Z jej telefonem w dłoni. Próbowała przywrócić swoje ciało do naturalnej pozycji, ale z każdym jej ruchem rozbrzmiewał okropny dźwięk wydawany przez połamane kości. Bez zastanowienia podszedłem do niej i powiedziałem:
    - Veronica, nie ruszaj się. Nie ruszaj się, dobrze? Veronica, proszę, nie ruszaj się.
    Powtarzałem te słowa aż zacząłem płakać. Otworzyłem klapkę jej telefonu. Działał. Wciąż wyświetlał się na nim mój numer telefonu i poczułem, że zaraz pęknie mi serce. Zadzwoniłem pod 911. Czekałem z nią i powtarzałem, że wszystko będzie dobrze. Czułem się winny kłamiąc.
    Kiedy usłyszałem dźwięk syren, Veronica wydawała się bardziej przytomna. Już wcześniej była świadoma, ale teraz blask wracał do jej oczu. Jej mózg nadal chronił ją przed bólem, ale pozwolił jej już zrozumieć, że stało się coś strasznego. Spojrzała mi w oczy, jej usta się poruszyły. Zrozumiałem, co powiedziała:
    - ooooo... on.... zdjęcie... zrobił... mi.
    Nie wiedziałem, co ma na myśli.
    - Przepraszam – tylko tyle zdołałem powiedzieć.
    Jechałem razem z nią karetką, gdzie straciła przytomność. Czekałem na korytarzu, kiedy dotarliśmy do szpitala. Wciąż miałem jej telefon, więc włożyłem go do jej torebki, a do mamy zadzwoniłem ze szpitalnego telefonu. Było około czwartej nad ranem. Powiedziałem mamie, że ze mną wszystko w porządku, ale Veronica miała wypadek. Przeklęła do mnie i powiedziała, że za chwilę przyjedzie. Kazałem jej zostać w domu, bo nie zamierzałem zostawić Veronicy samej. Stwierdziła, że i tak przyjedzie.

    Nie rozmawiałem wiele z mamą. Przeprosiłem ją, że kłamałem. Myślę, że gdybyśmy wtedy więcej porozmawiali, powiedziałbym jej o Boxes i o nocy na tratwie – gdyby tylko ona wyznała mi, co wie. Wszystko mogłoby się zmienić. Ale siedzieliśmy w ciszy. Powiedziała mi tylko, że mnie kocha i że mogę zadzwonić do niej kiedy tylko będę jej potrzebował.
    Kiedy wychodziła, do szpitala wpadli rodzice Veronicy. Jej ojciec zamienił kilka słów z moją mamą, a jej matka rozmawiała z osobą za biurkiem. Jej matka była pielęgniarką, ale nie pracowała w tym szpitalu. Jestem pewien, że chciała przenieść swoją córkę, ale ta była w zbyt ciężkim stanie.
    Przyjechała policja i rozmawiała z każdym po kolei – opowiedziałem im, co się stało. Zrobili jakieś notatki, po czym wyszli.
    Veronica przeżyła operację, a jej ciało było pokryte gipsem w 90%. Miała wolne prawe ramię, ale reszta wyglądała jak w kokonie. Wciąż była nieprzytomna. Poprosiłem pielęgniarkę o marker, ale nie wiedziałem co napisać. Zasnąłem na krześle w rogu i wróciłem do domu następnego dnia.

    Przychodziłem do szpitala codziennie po południu przez kilka dni. Później w sali Veronicy znalazł się też inny pacjent i odgrodził się od niej parawanem. Veronica nie czuła się lepiej, ale częściej była świadoma. Niestety nawet wtedy niewiele rozmawialiśmy. Jej szczęka była złamana, więc nie mogła za bardzo otworzyć ust. Siedziałem z nią jakiś czas, ale nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć. Wstałem i podszedłem do nie. Pocałowałem ją w czoło, a ona wyszeptała przez zaciśnięte zęby:
    - Josh...
    Zaskoczyły mnie te słowa.
    - Nie przyszedł cię odwiedzić? – zapytałem.
    - Nie...
    „Nawet jeśli Josh pakował się w tarapaty, powinien odwiedzić swoją siostrę,” pomyślałem ze złością.
    Chciałem jej to powiedzieć, kiedy ona wyszeptała:
    - Nie... Josh... uciekł. Powinnam była ci powiedzieć.
    - Kiedy? Kiedy to się stało? – zapytałem.
    - Kiedy miał trzynaście lat.
    - Zostawił jakiś list?
    - Na jego poduszce...
    Zaczęła płakać, a ja zaraz po niej. Myślę, że płakaliśmy z innych powodów, nawet jeśli wtedy tego nie wiedziałem. W tamtej chwili nie pamiętałem wielu rzeczy z mojego dzieciństwa i nie łączyłem ich w całość. Powiedziałem jej, że muszę wyjść, ale zawsze może do mnie napisać.

    Następnego dnia otrzymałem od niej wiadomość, w której zabroniła mi do niej przychodzić. Zapytałem dlaczego, na co odparła, że nie chce żebym ją widział w takim stanie. Przystałem na to. Pisaliśmy do siebie każdego dnia, ale ukrywałem to przed mamą, bo nie lubiła kiedy rozmawiałem z Veronicą. Zwykle wiadomości od niej były krótkie i zwykle tylko odpowiadała na moje wiadomości. Raz próbowałem do niej zadzwonić, chciałem usłyszeć jej głos – odebrała, ale nie powiedziała ani słowa. Słyszałem jak ciężko oddycha. Po około tygodniu od mojej ostatniej wizyty u niej, napisała do mnie:
    „Kocham cię.”
    Wypełniło mnie wiele sprzecznych emocji, ale odpisałem to, co uznałem za słuszne:
    „Też cię kocham.”
    Odpisała, że chce być ze mną i że nie może się doczekać, kiedy znowu mnie zobaczy. Powiedziała też, że wypisano ją ze szpitala i dochodzi do siebie w domu. Pisaliśmy jeszcze przez kilka tygodni, a za każdym razem, kiedy chciałem ją odwiedzić, odpisywała „wkrótce”. Nalegałem i w kolejnym tygodniu napisała, że być może da radę pojawić się na filmie o północy. Nie mogłem w to uwierzyć, ale zapewniła mnie, że spróbuje. W dniu, kiedy miał być wyświetlany film, otrzymałem wiadomość:
    „Do zobaczenia dzisiaj.”
    Ryan podwiózł mnie do kina. Rodzice Chrisa nie chcieli, żebym pojawiał się w ich domu po tym, co się stało. Wytłumaczyłem Ryanowi, że Victoria może źle wyglądać i bardzo mi na niej zależy. Ryan powiedział, że rozumie.
    Veronica nie przyszła.
    Zająłem dla niej miejsce przy wyjściu, żeby łatwiej było jej je znaleźć, ale po dziesięciu minutach trwania filmu, usiadł na nim jakiś mężczyzna.
    - Przepraszam, to miejsce jest zajęte – szepnąłem do niego, ale on w ogóle nie zareagował – wpatrywał się tylko w ekran. Pamiętam, że chciałem się przesiąć, bo coś mi się nie podobało w sposobie, w jaki oddychał. Wyszedłem, kiedy zrozumiałem, że Veronica nie przyjdzie.

    Następnego dnia wysłałem jej wiadomość z pytaniem, czy wszystko w porządku i dlaczego się nie pojawiła poprzedniej nocy. Ostatnia wiadomość, jaką od niej otrzymałem, brzmiała:
    - Zobaczymy się znowu. Wkrótce.
    Martwiłem się o nią. Napisałem jej kilka wiadomości, ale przestała odpisywać. Byłem coraz bardziej zdenerwowany tą sytuacją. Nie mogłem zadzwonić do jej domu, bo nie znałem nowego numeru i nie byłem nawet pewien, gdzie teraz mieszka.
    Stawałem się coraz bardziej smutny, aż moja mama zapytała, czy dobrze się czuję. Ostatnio była dla mnie wyjątkowo miła. Powiedziałem jej, że Veronica przestała się odzywać.
    - Co masz na myśli? – mama spoważniała.
    - Miała się ze mną spotkać wczoraj na filmie. Wiem, że minęły dopiero trzy tygodnie od wypadku, ale napisała mi, że przyjdzie, a potem przestała się odzywać. Chyba mnie nienawidzi.
    Mama wyglądała na zdezorientowaną, a wyraz jej twarzy zdradzał, że zastanawiała się, czy oszalałem. Zaczęła nagle płakać i przytuliła mnie. Nie wiedziałem, jak to rozumieć. Wiedziałem, że moja mama niespecjalnie lubi Veronicę. Westchnęła po chwili, spojrzała mi w oczy i powiedziała coś, co do dzisiaj sprawia, że robi mi się ciemno przed oczami.
    - Veronica nie żyje, kochanie. O Boże, myślałam, że wiesz. Umarła ostatniego dnia, kiedy ją odwiedziłeś. Kochanie, ona umarła kilka tygodni temu.
    Mama zaczęła zanosić się płaczem, ale wiedziałem, że nie z powodu Veronicy. Wyrwałem się z jej objęć i odsunąłem się. To nie było możliwe. Przecież pisaliśmy do siebie wczoraj. Byłem w stanie zadać tylko jedno pytanie:
    - Więc dlaczego jej telefon nadal jest włączony?
    Mama nadal szlochała. Nie odpowiedziała.
    - DLACZEGO ZAJĘŁO IM TAK DŁUGO, BY WYŁĄCZYĆ TEN PIEPRZONY TELEFON?? – wybuchnąłem.
    - Zdjęcia... – wymamrotała mama.
    Dowiedziałem się, że rodzice Veronicy byli przekonani, że straciła telefon w wypadku. Ale przecież zostawiłem go w jej torebce. Kiedy przeszukali jej rzeczy, nie znaleźli telefonu. Zamierzali skontaktować się z firmą, która zapewniała im usługi telefoniczne i dowiedzieli się, że rachunek jest ogromny z powodu wysłania ogromnej ilości zdjęć. Zdjęć! Wszystkie te zdjęcia zostały wysłane do mnie. Zdjęcia, których nigdy nie otrzymałem, bo mój telefon ich nie obsługiwał. Wszystkie zostały wysłane po śmierci Veronicy.
    Starałem się nie myśleć o tym, co zawierały. Ale pamiętam, że zastanawiałem się, czy byłem na nich.
    Przeraziłem się, kiedy przypomniałem sobie o ostatnie wiadomości:
    „Zobaczymy się znowu. Wkrótce.”









    6 czesc serii penpal




    PENPAL – PRZYJACIELE


    Pierwszego dnia szkoły podstawowej, moja mama zdecydowała, że mnie zawiezie – oboje byliśmy zestresowani. Trochę więcej czasu niż zwykle zajęło mi przygotowanie się rano do wyjścia, z powodu mojej złamanej ręki. Gips sięgał kilka centymetrów ponad łokieć, przez co musiałem pokryć całą rękę lateksowym ochraniaczem, kiedy się myłem. Zwykle zakładanie ochraniacza nie sprawiało mi problemów, ale tamtego dnia – zapewne z powodu zdenerwowania – zrobiłem to źle. Poczułem nagle, że woda dostała się pod ochraniacz i wyskoczyłem spod prysznica. Niestety sporo wody wchłonęło się w gips.
    Ponieważ nie da rady umyć ręki pod gipsem, martwy naskórek, który normalnie by odpadł, po prostu zostaje na swoim miejscu. Kiedy styka się z czymś płynnym, jak pot, wydziela smród, którego siła jest adekwatna do stopnia zwilżenia. Wkrótce po tym, jak zacząłem suszyć gips, uderzył mnie okropny smród rozkładu. Kiedy kontynuowałem wycieranie gipsu, ten zaczął się rozpadać. Byłem coraz bardziej zdenerwowany – tak bardzo chciałem, żeby mój pierwszy dzień w szkole poszedł dobrze.
    Poprzedniego dnia razem z mamą wybierałem, w co się ubiorę, długo nie mogłem się zdecydować na odpowiedni plecak i bardzo chciałem się pochwalić pudełkiem na drugie śniadanie, na którym widniały żółwie ninja. Od mamy nauczyłem się nazywać dzieci, których jeszcze nie poznałem – przyjaciółmi. Ale w miarę jak stan mojego gipsu się pogarszał, docierało do mnie, że zapewne nie poznam nikogo do końca dnia.
    Poddałem się i zawołałem mamę.
    Pół godziny trwało zanim udało nam się pozbyć całego płynu z gipsu, równocześnie staraliśmy się uratować gips. Aby pozbyć się smrodu, moja mama włożyła do niego kilka kawałków mydła, a zewnętrzną część nim nasmarowała.
    Kiedy dotarliśmy do szkoły, dzieci zajęte były już drugą zabawą, a ja zostałem wepchnięty do jednej z grup. Nie wyjaśniono mi zasad zbyt dobrze i już po kilku minutach je złamałem. Dzieci zaczęły skarżyć się nauczycielowi i pytać, dlaczego musiałem być w ich grupie. Przyniosłem do szkoły marker z nadzieją, że uda mi się zdobyć podpisy na gipsie. Nagle poczułem się głupio, że w ogóle o tym pomyślałem.

    Szkoła posiadała stołówkę, ale było w niej za mało stołów, więc nie musiałem siedzieć sam. Jakiś chłopiec usiadł naprzeciwko.
    - Podoba mi się twoje pudełko śniadaniowe – powiedział.
    Wiedziałem, że się ze mnie nabija, co bardzo mnie rozzłościło – to pudełko było dla mnie najlepszą rzeczą w całym dniu. Nie podniosłem wzroku na chłopaka, bo poczułem zbierające się łzy. Po chwili chciałem powiedzieć mu, żeby dał mi spokój, ale coś mnie powstrzymało.
    Miał takie samo pudełko.
    - Twoje pudełko też mi się podoba – zaśmiałem się.
    Chciałem powiedzieć mu jeszcze, że najbardziej lubiłem Raphaela, kiedy chłopiec przewrócił szklankę z mlekiem i cały się nim oblał.
    Z całej siły starałem się nie roześmiać, ponieważ go nie znałem. To on roześmiał się jako pierwszy. Nagle przestałem czuć się źle z powodu mojego gipsu i pomyślałem, że ta osoba nie zauważy nawet, że jest zniszczony. Postanowiłem spróbować:
    - Chcesz podpisać się na moim gipsie?
    Kiedy wyciągałem z kieszeni marker, zapytał mnie, w jaki sposób zniszczyłem gips. Odparłem, że spadłem z najwyższego drzewa na moim osiedlu. Obserwowałem, jak bazgroli swoje imię, a kiedy skończył, zapytałem, co napisał.
    - Josh – odparł.
    Josh i ja razem jedliśmy śniadanie każdego dnia i zawsze byliśmy partnerami w zadaniach na lekcjach. Pomagałem mu z pisanie, a on przyjął na siebie winę, kiedy napisałem słowo „dupa” na ścianie. Poznałem też inne dzieciaki, ale już wtedy wiedziałem, że Josh będzie moim najlepszym przyjacielem.

    Spotykanie się poza szkołą jest trudne, kiedy ma się pięć lat. W dniu, kiedy wypuszczaliśmy balony, bawiliśmy się tak dobrze, że zapytałem go, czy chce przyjść do mnie do domu następnego dnia. Odpowiedział, że chce i że przyniesie kilka swoich zabawek.
    Kiedy wróciłem do domu, zapytałem mamę o wizytę Josha, a ona się zgodziła. Mój entuzjazm opadł, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mam jak skontaktować się z Joshem. Cały weekend spędziłem zamartwiając się, że nasza przyjaźń rozpadnie się do poniedziałku.
    W szkole dowiedziałem się, że Josh zamartwiał się o to samo i oboje się z tego śmieliśmy. Później w tym tygodniu wymieniliśmy się numerami telefonów, które nasze mamy zapisały dla nas na kartkach. Moja mama porozmawiała z ojcem Josha i zdecydowali, że moja mama odbierze nas oboje ze szkoły w piątek. Mieszkaliśmy blisko siebie, więc udawało nam się spotykać co weekend.
    Kiedy przeprowadziłem się na drugą stronę miasta pod koniec pierwszej klasy, byłem pewien, że nasza przyjaźń ma się ku końcowi – kiedy odjeżdżaliśmy od starego domu, w którym spędziłem całe swoje życie, czułem smutek nie tylko z powodu domu; czułem, że na zawsze żegnałem się z przyjacielem. Na szczęście Josh i ja dalej byliśmy ze sobą blisko.
    Pomimo faktu, że widywaliśmy się tylko w weekendy, byliśmy do siebie bardzo podobni. Śmialiśmy się z tych samych żartów, lubiliśmy te same rzeczy i nawet brzmieliśmy podobnie. Czasami żartowaliśmy, że można nas odróżnić tylko po włosach: Josh miał proste blond włosy jak jego siostra, a ja kręcone, brązowe, jak moja mama.
    Mówi się, że najlepszym sposobem na rozdzielenie młodych przyjaciół, są rzeczy niezależne od nich. Ja myślę, że nasz koniec zapoczątkowała sprawa z Boxes. Weekend po tym wydarzeniu, zaprosiłem Josha do siebie, ale powiedział, że nie ma na to ochoty. Coraz rzadziej się spotykaliśmy.

    Na moje dwunaste urodziny, mama wyprawiła dla mnie przyjęcie. Nie miałem zbyt wielu przyjaciół po przeprowadzce, więc nie było to przyjęcie-niespodzianka, bo moja mama nie wiedziała, kogo zaprosić. Podałem jej imiona kilku dzieciaków i zadzwoniłem do Josha. Powiedział, że raczej nie da rady się pojawić, ale dzień przed moimi urodzinami zadzwonił z informacją, że przyjdzie. Bardzo się ucieszyłem, bo nie widziałem go od kilku miesięcy.
    Przyjęcie wypadło świetnie. Moim największym zmartwieniem było to, czy Josh polubi się z moimi innymi kolegami, ale nie było z tym problemu. Josh był zadziwiająco cichy. Nie przyniósł dla mnie prezentu i przeprosił za to. Kazałem mu się nie przejmować – cieszyłem się, że w ogóle przyszedł.
    Próbowałem kilka razy z nim porozmawiać, ale każda rozmowa się urywała. Zapytałem go, co jest nie tak, bo nie rozumiałem, dlaczego się od siebie oddalamy. Wcześniej spotykaliśmy się co tydzień i rozmawialiśmy często przez telefon. Zapytałem, co się z nami stało. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
    - Odszedłeś.
    Zaraz po tym, jak to powiedział, moja mama zawołała, że czas otworzyć prezenty. Zmusiłem się do uśmiechu i poszedłem do salonu, by usłyszeć śpiew „Sto lat”. Na stole leżało kilka zapakowanych pudełek i mnóstwo kartek z życzeniami od rodziny. Większość podarków była banalna, ale pamiętam, co podarował mi Brian. To była zabawka Mighty Max w kształcie węża, którą miałem jeszcze wiele lat. Mama nalegała, żebym otworzył wszystkie koperty i podziękował każdemu za to, co mi podarował, bo na ostatnie święta tak szybko otworzyłem pudełka, że nie dało rady później dojść do tego, co od kogo dostałem. Rozdzieliliśmy te wysłane pocztą od przyniesionych, żeby moi koledzy nie musieli czekać aż otworzę listy od rodziny. W większości kopert od kolegów było po kilka dolarów, a w tych od rodziny były większe pieniądze.
    Na jednej kopercie nie było mojego imienia, ale ją też otworzyłem. Na kartce widniały kwiaty i nadrukowany tekst: „kocham cię”.
    Ktokolwiek dał mi tę kartkę, nic na niej nie napisał, tylko zaznaczył nadrukowane słowa długopisem.
    - Rany, dzięki za wspaniałą kartkę, mamo – zaśmiałem się.
    Spojrzała na mnie pytająco i spojrzała na kartkę. Powiedziała, że to nie od niej i rozejrzała się po twarzach moich kolegów, by odgadnąć, kto robił sobie żarty. Żaden z dzieciaków nie wyglądał na winnego, więc mama powiedziała:
    - Nie martw się kochanie, przynajmniej wiesz, że co najmniej dwie osoby cię kochają.
    Po tych słowach pocałowała mnie w czoło, co wywołało gromki śmiech moich kolegów. Wszyscy się śmiali, ale najbardziej Mike. Chciałem raczej brać udział w śmiechu, a nie być jego powodem, więc powiedziałem do Mike’a:
    - Jeśli to ty dałeś mi tę kartkę, to nie myśl, że ciebie też pocałuję.
    Nastąpiła kolejna salwa śmiechu i zobaczyłem, że Josh też się uśmiecha.
    - Wygląda na to, że ten podarunek wygrał – powiedziała mama. – Ale jest jeszcze kilka, które musisz otworzyć.
    Otworzyłem pudełko, które mama położyła przede mną i uśmiech zniknął z mojej twarzy.
    To była para walkie talkie.
    - Pokaż wszystkim – powiedziała mama.
    Podniosłem walkie talkie do góry. Kiedy spojrzałem na Josha, zobaczyłem, że zrobił się blady jak ściana. Nasze spojrzenia się spotkały, po czym wyszedł do kuchni. Widziałem przez drzwi, jak używa telefonu, kiedy mama wyszeptała mi do ucha:
    - Wiem, że ty i Josh nie rozmawiacie za wiele, odkąd jego walkie talkie się zepsuło, więc myślałam, że spodoba ci się ten prezent.
    Byłem wdzięczny mamie, że tak o mnie dbała, ale przywołało to wspomnienia, o których chciałem zapomnieć.
    Kiedy wszyscy pałaszowali tort, zapytałem Josha do kogo dzwonił. Powiedział, że nie czuje się zbyt dobrze i zadzwonił po tatę, żeby po niego przyjechał. Rozumiałem, że chciał wyjść z przyjęcia, ale powiedziałem mu, że miałem nadzieję, że moglibyśmy się częściej spotykać. Podałem mu walkie talkie, ale nie chciał go.
    - Dzięki, że przyszedłeś – powiedziałem czując się zawiedziony. – Mam nadzieję, że zobaczymy się wcześniej niż na moje kolejne urodziny.
    - Przepraszam – odparł. – Postaram się częściej dzwonić. Naprawdę.
    W milczeniu czekaliśmy na przyjazd jego taty. Spojrzałem na twarz Josha. Wyglądał, jakby czuł się winny, że nie postarał się bardziej. Powiedział mi nagle, że wiedział, co chce dać mi na urodziny – to zajmie jakiś czas, ale myślę, że będę zadowolony. Wyglądał jakby polepszył mu się nastrój i przeprosił, że był taki posępny na moim przyjęciu. Wyznał, że był zmęczony, bo nie sypiał zbyt dobrze. Zapytałem go jeszcze, dlaczego.
    - Wydaje mi się, że lunatykuję – powiedział wychodząc.
    To był ostatni raz, kiedy widziałem mojego przyjaciela. Kilka miesięcy później zaginął.

    Przez ostatnie kilka tygodni, moje stosunki z mamą pogorszyły się z powodu mojego dociekania odnośnie przeszłości. Podejrzewam, że spędzimy resztę życia próbując naprawić to, co budowaliśmy całe wieki. Mama włożyła tyle energii, by mnie chronić, fizycznie i psychicznie, a ja dopiero niedawno zrozumiałem, że miało to też na celu utrzymanie mojej stabilności emocjonalnej. Ostatnim razem, kiedy rozmawialiśmy i tyle się dowiedziałem, słyszałem drżenie w jej głosie – prawdopodobnie efekt rozpadania się jej świata. Nie wyobrażam sobie, żebym jeszcze kiedykolwiek rozmawiał z mamą o moim dzieciństwie. Wciąż nie rozumiem kilku rzeczy, ale myślę, że wiem już wystarczająco.

    Po zniknięciu Josha, jego rodzice robili wszystko by go odnaleźć. Policja zasugerowała kontakt ze wszystkimi jego przyjaciółmi i ich rodzicami, aby upewnić się, że ma go u nich. Oczywiście to zrobili, ale nikt go nie widział i nie miał pojęcia, gdzie mógłby być. Policja nie była w stanie nic ustalić poza tym, że rodzice Josha otrzymali kilka anonimowych telefonów od kobiety, która nakłaniała ich do porównania tej sprawy do podobnej sprzed sześciu lat.
    Matka Josha kompletnie załamała się dopiero po śmierci Veronicy. Widziała wielu umierających w szpitalu, ale nic nie można porównać do odejścia własnego dziecka. Odwiedzała Veronicę dwa razy dziennie – raz przed zmianą w drugim szpitalu, a drugi raz po. W dniu kiedy Veronica umarła, jej matka później wychodziła z pracy i zanim dojechała do drugiego szpitala, jej córka już nie żyła. To było dla niej za dużo i balansowała na krawędzi szaleństwa – często wędrowała po osiedlu i krzyczała do Veronicy i Josha, aby wrócili do domu. Kilka razy jej mąż znalazł ją na moim starym osiedlu w środku nocy.
    Z powodu złego stanu psychicznego żony, ojciec Josha nie mógł kontynuować pracy w podróży i zaczął brać różne fuchy, które były mniej płatne, ale bliżej domu.
    Kiedy moje stare osiedle było rozbudowywane jakieś trzy miesiące po śmierci Veronicy, ojciec Josha dostał nową pracę. Był wykwalifikowany do budowy, ale przyjął inną pozycję. Pomagał budować fundamenty i wszystko, co było potrzebne. Brał się też za inne dorywcze prace, jak na przykład koszenie trawników, naprawianie płotów – wszystko, co pozwalało mu zostać na miejscu.
    Zaczęto też wycinać lasy w okolicy, aby zmienić je w miejsce pod budynki. Tato Josha był odpowiedzialny za wyrównanie terenu, co zapewniło mu kilka tygodni stałej pracy.
    Trzeciego dnia natrafił na miejsce, którego nie mógł wyrównać. Za każdy razem, kiedy przejeżdżał przez nie, zostawało nieco niżej ziemia wokół. Sfrustrowany wyszedł z maszyny. Kusiło go, żeby po prostu przysypać to miejsce piachem, ale wiedział, że to byłoby tylko tymczasowe rozwiązanie. Zdecydował się wykopać trochę ziemi z tego miejsca na wypadek, gdyby mógł sam naprawić problem bez użycia maszyn z innego placu budowy. Mama opisała mi, gdzie to było i zrozumiałem, że byłem w tym miejscu przed wykopaniem dziury i przed zasypaniem jej.
    Poczułem ścisk w żołądku.
    Ojciec Josha wykopał małą dziurę około trzech stóp wgłąb, zanim jego łopata natrafiła na coś twardego. Uderzył w to kilka razy, myśląc, że to pozostałe korzenie drzew, aż udało mu się pokonać przeszkodę.
    Wykopał jeszcze głębszy dół. Po około pół godzinie, dokopał się do kartonu przykrytego brązowym kocem o wielkości siedmiu stóp na cztery.
    Umysł człowieka działa tak, by uniknąć nieścisłości – jeśli wierzymy w coś bardzo mocno, nasz umysł będzie walczył, by odrzucić sprzeczne dowody. To wszystko by nie zachwiać naszego rozumienia świata.
    Mimo tego, że jego mała część już wiedziała, ten mężczyzna z całych sił wierzył – wiedział – że jego syn nadal żyje.

    Moja mama otrzymała telefon o szóstej wieczorem. Wiedziała kto dzwonił, ale nie rozumiała, co mówił. Ale to co zdołała zrozumieć, zmusiło ją do natychmiastowego wyjścia z domu:
    - Tu w dole... teraz... syn... Boże ratuj.
    Kiedy dotarła na miejsce, zastała ojca Josha siedzącego tyłem do dziury. Tak mocno ściskał łopatę, że miała wrażenie, że zaraz ją złamie. Patrzył się martwym wzrokiem. Nie odpowiadał na żadne jej słowa. Zareagował dopiero, kiedy chciała zabrać łopatę z jego rąk.
    Podniósł na nią wzrok i powiedział:
    - Nie rozumiem.
    Powtarzał te słowa, jakby zapomniał istnienia innych słów. Mama podeszła do dołu, by zajrzeć do środka.
    Powiedziała mi, że wolałabym stracić wzrok, niż kiedykolwiek to zobaczyć. Kazałem jej kontynuować zapewniając, że wiem co powie. Spojrzałem na jej twarz, która wyrażała wielką desperację. Zdałem sobie sprawę, że przez wszystkie te lata wiedziała o tym i miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała mi o tym opowiedzieć.

    Josh nie żył. Jego twarz była zapadnięta. Smród rozkładu wydobywał się z tego grobowca, a moja mama musiała zakryć nos, żeby nie zwymiotować. Skóra Josha była popękana jak skóra krokodyla, a krew pokrywała wszystko wokół. Jego oczy były skierowane ku górze, do połowy otwarte. Powiedziała, że nie wyglądał na martwego od bardzo dawna, na jego twarzy widoczne było wielkie przerażenie. Mama powiedziałam, że miała wrażenie, że patrzy prosto na nią, jego otwarte usta błagały o pomoc. Reszta jego ciała nie była widoczna.
    Ktoś inny ją zakrywał.
    Był to dużo człowiek, leżał głową w dół na Joshu – mama po chwili zdała sobie sprawę, co oznaczała ich pozycja.
    Ten ktoś trzymał Josha.
    Kiedy słońce wzeszło trochę ponad czubki drzew, światło odbiło się od czegoś przyczepionego do koszulki Josha. Moja mama uklęknęła na jedno kolano, zakryła swoją bluzką nos. Kiedy zobaczyła, co to było, nogi odmówiły jej posłuszeństwa i prawie wpadła do dołu.
    To było zdjęcie...
    To było zdjęcie mnie, kiedy byłem małym dzieckiem.
    Cofnęła się cała roztrzęsiona i zderzyła się z ojcem Josha, który wciąż był obrócony tyłem. Zrozumiała, dlaczego po nią zadzwonił, ale nie mogła zdobyć się na powiedzenie mu tego, co ukrywała przed wszystkim przez lata. Rodzina Josha nie wiedziała o nocy, kiedy obudziłem się w lesie. Mama wiedziała, że powinna była im powiedzieć wcześniej – teraz to już nie mogło nikomu pomóc. Kiedy usiadła obok ojca Josha, ten powiedział:
    - Nie mogę powiedzieć mojej żonie. Nie mogę jej powiedzieć, że nasz mały chłopiec... – przerwał na chwilę zanosząc się płaczem. – Ona tego nie zniesie...
    Po chwili wstał i podszedł do dziury. Zaszlochał i wszedł do niej. Tato Josha był postawnym mężczyzną, ale nie dorównywał temu w dole. Złapał go za koszulę i pociągnął z całej siły. Koszula rozerwała się, a ciało człowieka opadło z powrotem na jego syna.
    - TY PIERDOLONY SKURWYSYNU!
    Złapał mężczyznę za ramiona i odsunął go od Josha. Spojrzał na swojego syna i cofnął się.
    - O Boże... O Boże, nie. Nie, nie, nie. Boże błagam, nie.
    Szybkim ruchem ściągnął mężczyznę całkowicie ze swojego syna i usłyszał szkło uderzające o ziemię. To była butelka. Podał ją mojej mamie.
    Eter.
    - Och, Josh – zapłakał. – Mój synek... mój mały chłopie. Dlaczego tu jest tyle krwi?! CO ON CI ZROBIŁ?
    Kiedy moja mama spojrzała na martwego mężczyznę, zdała sobie sprawę, że był to człowiek, który ciągnął się za naszym życiem cieniem. Wyobrażała go sobie wiele razy, zawsze jako złego i przerażającego, a płacz ojca Josha potwierdzał tylko jej największy strach. Jednak wyglądał jak normalny człowiek...
    Kiedy patrzyła na jego twarz, wydała jej się nawet pogodna. Kąciki jego ust były lekko uniesione, uśmiechał się. Nie jak psychopata ani jak demon, ale jak przyjaciel. To był uśmiech satysfakcji.
    Uśmiech miłości.
    Zauważyła też ogromną ranę na jego szyi, gdzie oderwana była skóra. Poczuła ulgę kiedy zrozumiała, że cała ta krew nie należała do Josha. Może nie cierpiał aż tak bardzo. Niestety była w błędzie. Podniosła rękę do ust, kiedy zrozumiała: „Oni żyli.”
    Josh musiał ugryźć tego człowieka podczas próby oswobodzenia się, ale kiedy ten umarł, Josh nie mógł się spod niego wydostać. Zacząłem płakać, kiedy pomyślałem o tym, ile czasu musiał tam leżeć.
    Mama przejrzała kieszenie mężczyzny w poszukiwaniu jakiegoś dokumentu, ale znalazła tylko skrawek papieru. Był na nim rysunek mężczyzny i małego chłopca trzymających się za ręce, a obok inicjały.
    Moje inicjały.
    Gdy ojciec Josha wyciągnął swojego syna z grobu, moja mama schowała kartkę do swojej kieszeni. On zaś mamrotał pod nosem, że włosy jego syna zostały pofarbowane. Widziała, że miał rację – były teraz brązowe. Zauważyła też, że był dziwnie ubrany – jego ubrania były za małe. Kiedy ojciec położył Josha na ziemi, zaczął obmacywać jego kieszenie. Wyciągnął z jednej z nich kartkę i od razu podał ją mojej mamie, która nie wiedziała co na niej jest.
    Zapytałem ją, co to było. Odpowiedziała, że mapa. Zamarłem. Josh próbował ukończyć naszą mapę – to musiał być jego pomysł na mój prezent urodzinowy.

    Mama usłyszała jakiś dźwięk za sobą i zobaczyła, że ojciec Josha wrzucił ciało mężczyzny z powrotem do dołu. Kiedy ruszył w stronę swojego pojazdu powiedział do mamy:
    - Powinnaś już iść.
    - Tak mi przykro.
    - To nie twoja wina. To moja wina.
    - Nie możesz tak myśleć. Nie zrobiłeś nic...
    Przerwał jej nagle.
    - Około miesiąc temu – zaczął. – podszedł do mnie mężczyzna, kiedy pracowałem na placu. Zapytał mnie, czy chcę zarobić dodatkowe pieniądze, a ja się zgodziłem. Powiedział mi, że jakieś dzieciaki wykopały kilka dziur na jego posesji i zaoferował mi sto dolarów za wypełnienie ich. Powiedział, że najpierw zrobi jeszcze kilka zdjęć dla agencji ubezpieczeniowej, ale mam przyjść po piątej po południu następnego dnia. Pomyślałem, że jest idiotą, bo ten teren i tak miał być równany za kilka dni, ale potrzebowałem pieniędzy, więc się zgodziłem. Pomyślałem też, że ten człowiek nie ma nawet stu dolarów, ale wcisnął mi banknot w rękę, a następnego dnia wykonałem tę robotę. Byłem później tak wyczerpany, że nie myślałem o tym więcej. Do czasu, kiedy tego samego człowieka ściągałem z mojego syna.
    Wskazał palcem na dziurę i rozpłakał się:
    - Zapłacił mi sto dolarów, żebym zakopał go z moim synem...
    Upadł na ziemię pogrążony w głośnym płaczu. Moja mama nie wiedziała, co powiedzieć, więc stała w ciszy. W końcu zapytała, co zrobi z Joshem.
    - Nie będzie spoczywaj tutaj z tym potworem – powiedział.

    Kiedy dotarła do swojego samochodu obróciła się i zobaczyła czarny dym na tle nieba. Miała wielką nadzieję, że rodzice Josha jakoś się pozbierają.
    Opuściłem dom mamy nie mówiąc za wiele. Powiedziałem jej tylko, że ją kocham i odezwę się wkrótce. Nie wiem tylko, co to „wkrótce” dla nas oznacza.

    Zrozumiałem, że wydarzenia z mojego dzieciństwa skończyły się wiele lat temu. Myślałem o Joshu. Uwielbiałem go wtedy i chyba nadal go uwielbiam. Bardziej za nim tęsknię teraz, kiedy wiem już, że nigdy więcej go nie zobaczę i żałuję, że nie przytuliłem go, kiedy widziałem go po raz ostatni. Myślałem też o jego rodzicach – jak wiele stracili w tak krótkim czasie. Nie wiedzą, że mam z tym wszystkim związek, ale nie mógłbym teraz spojrzeć im w oczy. Myślałem o Veronice. Myślę, że ją kochałem, mimo że znaliśmy się krótko. Pomyślałem też o mojej mamie. Tak bardzo starała się mnie chronić, była silniejsza niż ja kiedykolwiek będę.
    Ale najwięcej myślałem o Joshu. Czasami marzę o tym, że nigdy nie usiadł naprzeciw mnie tamtego dnia w szkole, że nigdy go nie poznałem. Czasami lubię wyobrażać sobie, że jest teraz w lepszym miejscu, ale nie wierzę w to do końca. Świat jest okrutny, a ludzie jeszcze gorsi. Nie będzie żadnej sprawiedliwości dla mojego przyjaciela, nie będzie ostatecznej zemsty.
    Tęsknię za tobą, Josh. Przepraszam, że mnie wybrałeś na swojego przyjaciela. Nigdy o tobie nie zapomnę.
    Byliśmy odkrywcami.
    Byliśmy towarzyszami.
    Byliśmy przyjaciółmi!

  12. Reklama
  13. #1435
    Avatar Mati
    Data rejestracji
    2009
    Wiek
    31
    Posty
    968
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Seria PENPAL jest genialna wczoraj przeczytałem całą w nocy. Jedynym źródłem światła był ekran telefonu i wreszcie poczułem to za czym tęskniłem to co dawały stare pasty. Byłem dosłownie sparaliżowany ze strachu bałem się wykonać najmniejszy ruch. Ta seria się już skończyła czy będą jeszcze? Bo ostatnia część mi wygląda na zakończenie.

  14. #1436
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Cytuj MatiBzyk napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Seria PENPAL jest genialna wczoraj przeczytałem całą w nocy. Jedynym źródłem światła był ekran telefonu i wreszcie poczułem to za czym tęskniłem to co dawały stare pasty. Byłem dosłownie sparaliżowany ze strachu bałem się wykonać najmniejszy ruch. Ta seria się już skończyła czy będą jeszcze? Bo ostatnia część mi wygląda na zakończenie.

    Niestety to juz jest koniec :( wedlug mnie jedna z najlepszych past jakie czytalem! A uwierzcie mi ze w swoim zyciu przeczytalem duzo past. Wieczorkiem jak bede mial czas to moge wrzucic kolejna paste ktora jest podzielona naa czesci podobnie jak penpal.

  15. #1437
    Avatar camile
    Data rejestracji
    2012
    Posty
    243
    Siła reputacji
    14

    Domyślny

    Cytuj Ishy napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Niestety to juz jest koniec :( wedlug mnie jedna z najlepszych past jakie czytalem! A uwierzcie mi ze w swoim zyciu przeczytalem duzo past. Wieczorkiem jak bede mial czas to moge wrzucic kolejna paste ktora jest podzielona naa czesci podobnie jak penpal.
    yes please, znowu w szkole niewyspany będę :D

  16. Reklama
  17. #1438
    Avatar Ishy
    Data rejestracji
    2010
    Posty
    488
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Jest to tak jakby kontynuacja pasty za zamknietymi drzwiami, ktora znajdziecie na poprzedniej stronie ( 50 postow na strone )


    Jest to druga z kolei historia autora poprzednich, dodanych przeze mnie opowieści. Wcześniej ją opuściłam ze względu na długość. Nie wiąże się specjalnie z pozostałymi opowiadaniami, więc można potraktować ją, jako osobną. W mojej ocenie ta pasta jest bardzo srednia, zobaczymy co wy powiecie.




    W MGNIENIU OKA I


    Zajęcia zaczynały się dopiero za tydzień, ale do szkoły przyjechałam wcześniej, żeby spokojnie wprowadzić się do akademika. Moi rodzice (adopcyjni, ale to wciąż moi rodzice) przyjechali ze mną, aby pomóc mi urządzić pokój i rozpakować walizki. Spotkaliśmy się później z Ryanem i jego mamą na wczesnym obiedzie, po czym pojechali do domu. Ryan wspomniał coś o imprezie, która miała odbyć się wieczorem i uważał, że powinniśmy na nią pójść. Nie za bardzo lubię takie spotkania, ale wyglądał na podekscytowanego tym wyjściem, więc nie chciałam mu psuć humoru. Po ostatnim incydencie (chodzi o historię „Za zamkniętymi drzwiami” – przyp. tłum.) żadne z nas nie było zbyt skłonne do beztroskiej radości.
    Na szczęście na spotkaniu nie było wielu ludzi, ponieważ część studentów nie zdążyła jeszcze dotrzeć do kampusu. Całkiem nieźle się bawiłam, siedząc na kanapie z kilkoma osobami, rozmawiając i opowiadając sobie dowcipy.
    Muszę tutaj wspomnieć, że po incydencie z ciotką, Ryan zaczął bardzo interesować się rzeczami paranormalnymi. Na początku myślałam, że wynika to z chęci zrozumienia, co się nam przytrafiło, ale z biegiem czasu analizował coraz więcej nowych, paranormalnych wydarzeń. Przyznam szczerze, że ja też uważam to za bardzo interesujące, ale równocześnie wolę trzymać się od tego z daleka.
    Dlatego skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam zaskoczona, kiedy Ryan wypalił:
    - Zna ktoś z was jakieś strasznie historie? Ale tylko te prawdziwe.
    Spojrzałam na niego groźnie, bo bałam się, że zacznie opowiadać NASZĄ historię. Ale milczał i czekał aż ktoś inny zacznie mówić. Zatrzymałam wzrok na dziewczynie siedzącej naprzeciw mnie. Była szczupła, o lekko opalonej cerze i czarnych włosach. Cały wieczór niewiele się odzywała, ale teraz wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć. Wyprzedził ją chłopak obok:
    - Jasne, słyszeliście może o pasjencie szpitala psychiatrycznego i staruszce?
    Zaczął opowiadać banalną historię o jakimś autostopowiczu, ale nie słuchałam go uważnie, bo uwagę skupiłam na dziewczynie. Wyglądała na zmartwioną przez resztę nocy, a kiedy wszyscy zbierali się już do wyjścia, poprosiłam ją na bok.
    - Wyglądałaś, jakbyś chciała coś powiedzieć, tam, na kanapie – powiedziałam do niej. – Cokolwiek to jest, ja ci uwierzę.
    Zwątpienie pojawiło się na jej twarzy, byłam już pewna, że mnie zlekceważy. Ale wzięła tylko łyk piwa i zaczęła opowiadać.

    - Studiuję pielęgniarstwo i w ciągu lata odbywałam praktyki w pobliskim szpitalu. Wszystkie przypadki były podobne do siebie, do dnia, kiedy przywieziono do nas tego mężczyznę. To było chyba cztery dni temu. Nie miał histori przebytych chorób psychicznych, testy wykazały, że nie był pod wpływem narkotyków, ale wciąż miał dziwne halucynacje.
    Powiedział nam, że za każdym razem kiedy zamyka oczy, bardzo wyraźnie widzi las. Zupełnie jakby się w nim znajdował. Według niego, wyglądał zupełnie jak las, w którym spędził poprzedni weekend, ale nie był do końca tego pewien. Ale to nie to sprawiło, że zaczął szukać pomocy. Powiedział, że poradziłby sobie z wizją lasu, ale po jakimś czasie pojawiła się w nim jakaś postać.
    Na początku nie był nawet pewien, czy to w ogóle jest postać, dopóki nie zaczęła się zbliżać. Najpierw praktycznie niezauważalnie, jednak kolejnego dnia był już w stanie dostrzec szczegóły jej wyglądu. Miała długie, bardzo długie czarne włosy i była ubrana w poszarpany, biały materiał. Nie widział twarzy, przynajmniej na razie.
    Za każdym razem, kiedy ten mężczyzna spał, lub chociaż mrugał oczami, widział tę scenę. Pomyślał nawet, że coś złego dzieje się z jego wzrokiem, ale okulista wysłał go prosto do nas. Myślę, że był zażenowany, że może mieć coś, no wiesz, z głową, bo nie chciał nam na początku wiele powiedzieć. Do czasu, kiedy twarz postaci stała się widoczna.
    Dwa dni temu przyszłam do pracy i zobaczyłam go, jak wrzeszczał na całe gardło. Trzy pielęgniarki musiały go trzymać, zby podać mu lek na uspokojenie. W końcu nieco ochłonął i zdradził nam, jak dokładnie wyglądają jego halucynacje. Postać była teraz oddalona og niego około trzydziestu stóp i widział ją bardzo dokładnie. Jej poszarpane ubranie zwisało do połowy ciała, stopy miała bose, całe w pęcherzasz. Paznokcie były żółte, długie i postrzępione. Włosy postaci były tłuste, sięgały gdzieś tak do pasa. Słuchałam tej opowieści spokojnie, dopóki nie zaczął mówić o twarzy – poczułam wtedy jak ciarki przechodzą mi po plecach.
    Jej cera była biała i popękana, oczodoły były puste – wyglądały jak czarne, wielkie dziury. Usta miała wypełnione długimi zębami. Nie były nawet ostre, ale było ich mnóstwo. Postać miała za dużo zębów, żeby mogły zmieścić się w ustach dorosłego człowieka i wyglądało na to, że wciąż rosną; niektóre przebijały się przez wargi... Mimo że postać nie miała oczu, mężczyzna był pewien, że patrzy prosto na niego.
    Próbowaliśmy go leczyć, ale jak dotąd bezskutecznie. Cały czas musiał być przywiązany do łóżka, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

    Dziewczyna wzięła drugi łyk piwa i spojrzała mi w oczy.
    - Wczoraj minął ostatni dzień moich praktyk. Wychodząc zatrzymałam się przy jego pokoju. Wciąż był na lekach uspokjających, ale gestem zaprosił mnie do środka. Zapytałam go, jak się czuje i powiedział: „Jest już tylko kilka stóp przede mną; tak blisko, że mógłbym jej dotknąć...”
    Zadrżałam, kiedy to powiedziała.
    - Myślisz, że to nie są zwyczajne halucynacje, prawda? – zapytałam znając już odpowiedź.
    - Wiem, że nie mam dużego doświadczenia – odpowiedziała. – Ale było coś w tym przypadku... Coś, co nie wydaje się w porządku. I jeszcze ten jego przyjaciel, który czasami wpadał z wizytą. Raz udało mi się usłyszeć...
    Potrząsnęła głową i zrozumiałam, że nic więcej mi nie powie.
    Wychodząc z imprezy, opowiedziałam Ryanowi, czego dowiedziałam się od dziewczyny. Wysłuchał mnie uważnie, po czym natychmiast zapytał, o jaki szpital chodzi.
    - Chyba żartujesz! - byłam zła. Wiedziałam, do czego zmierza. Chciał odwiedzić tego mężczyznę. I po co? Żeby naładować się jego przerażeniem?
    - Casey, nie bądź zła - powiedział spoglądając mi w oczy. - Nie traktuję tego, jak zabawę, lub grę. Oboje wiemy, jak straszne są takie przeżycia, których nie potrafimy wyjaśnić. Ale przeszliśmy przez to i daliśmy radę. Chcę teraz pomóc komuś innemu. Może nawet nie będę w stanie zrobić czegokolwiek, ale przynajmniej spróbuję.
    Westchnęłam. Wiedziałam, że mówi szczerze, ale wciąż uważałam to za idiotyczny pomysł.
    - Pójdę z tobą - odpowiedziałam.

    Następnego dnia, dzięki znajomej dziewczyny z przyjęcia, dowiedziałam się w jakim szpitalu leży mężczyzna oraz jak się nazywa. Razem z Ryanem dojechaliśmy na miejsce akurat, kiedy zaczęły się godziny odwiedzin.
    - O, widzę, że Matt ma dzisiaj wielu gości - powiedziała recepcjonistka, kiedy wyjaśniliśmy, do kogo przyszliśmy.
    Z Ryanem wymieniliśmy spojrzenia. Czy był to ten sam odwiedzający, o którym słyszałam na przyjęciu?
    Kiedy dotarliśmy do odpowiedniego pokoju, drzwi były otwarte. Zajrzeliśmy do środka; na łóżku leżał mężczyzna, w tej chwili nie miał związanych rąk. Jego oczy były czerwone, przytrzymywał powieki palcami, by pozostały otwarte. Rozmawiał z kimś ściszonym głosem. W pewnym momencie, jego palce obsunęły się, a oczy zamknęły. Mogłabym przysiąc, że słyszałam, jak mówi: "Jest tylko kilka centymetrów ode mnie".
    Odskoczyliśmy od drzwi, niepewni jak powinniśmy się zachować. Nagle poczułam się źle, że tu przyszłam, mimo że miałam dobre intencje. Oto leżał tu mężczyzna przechodzący katusze,a my nie mieliśmy pojęcia, jak mu pomóc. W momencie, gdy chcieliśmy wychodzić, usłyszałam przenikliwy krzyk dochodzący z pokoju.
    Przyjaciel mężczyzny odsunął się od łóżka o kilka stóp, a Matt, przywiązany do łóżka tylko za stopy, wyglądał jakby z czymś walczyć - machał rękami (i ranił swoją twarz?). Była cała we krwi i w miarę upływu czasu stawała się coraz bardziej poszarpana.
    Ryan doszedł do siebie, zanim ja byłam w stanie w ogóle zareagować, wybiegł z pokoju i zawołał pomoc.
    Wielu lekarzy zjawiło się w pokoju, a przyjaciel mężczyzny wyszedł na korytarz, bardzo zmartwiony. Przygładził włosy dłonią i zakrył usta, jakby było mu niedobrze. Po chwili zauważył mnie i Ryana stojących obok i zerknął na nasze plakietki odwiedzających.
    - Jesteście przyjaciółmi Matta? - zapytał.
    Zawahałam się, zanim powiedziałam prawdę.
    - Nie, po prostu myśleliśmy... że może moglibyśmy pomóc.
    Mężczyzna zaśmiał się nerwowo, pokręcił głową i odparł:
    - Tutaj nie można pomóc.
    Wtedy z pokoju wyszła jedna z pielęgniarek. Zdałam sobie sprawę, że wrzaski ustały i zajrzałam do pokoju. Natychmiast tego pożałowała, kiedy pielęgniarka powiedziała tylko: „Nie żyje”.
    Przyjaciel Matta wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Od razu szybko je otworzył i automatycznie jego ręka powędrowała do twarzy, aby utrzymać powieku otwarte. „Ma ten sam problem!” pomyślałam.
    - Może nie będziemy w stanie pomóc - powiedziałam stanowczo. – Ale powinieneś pozwolić nam spróbować.
    Mężczyzna zacisnął wargi, a po chwili pokiwał głową. We trójkę zeszliśmy na dół do kawiarni i zajęliśmy stolik w najdalczym rogu pomieszczenia. Mężczyzna przedstawił się jako Victor i zaczął opowiadać nam swoją historię:

    „Ja, Matt i nasz przyjaciel Derek pojechaliśmy pod namiot do lasu na północ stąd. Wiele razy już jeździliśmy razem na takie wyprawy, ale nigdy w tamtej okolicy. Pierwszej nocy dotarliśmy samochodem tak daleko w las, jak tylko się dało , a później ruszyliśmy dalej na piechotę. Znaleźliśmy małą polanę i tam rozłożyliśmy namiot. Pierwsza noc była w porządku, poza tym, że Matt rozlał większość naszego zapasu wody. Nie chcieliśmy wracać do miasta, więc zaproponowałem rozejrzenie się po okolicy w poszukiwaniu potoku lub czegoś podobnego.
    Rozdzieliliśmy się, kiedy usłyszałem krzyk Dereka. Pobiegłem w jego kierunku i zobaczyłem go stojącego przy małej, zniszczonej chatce w środku tego cholernego lasu. Wyglądała jakby stała nieużywana od dłuższego czasu, była pusta. Derek zaczął szukać pompy wodnej, kiedy usłyszałem Matta wybiegającego spośród drzew. Zawołał nas na drugą stronę chatki. Ja poszedłem, ale Derek dalej szukał pompy.
    Po stronie, gdzie był Matt, było stare miejsce na ognisko. Ale w środku, w popiole i kurzu, leżał gliniany wazonik. Tylko nie był to taki zwyczajny wazonik, jego pokrywa była przytwierdzona mocno, jakby coś skrywało się w środku. Matt podniósł naczynie, przyglądał się mu przez chwilę, po czym rzucił nim o ziemię tak, że się roztrzaskało. W tej sekundzie oślepił mnie jasny błysk – pomyślałem, że to piorun, ale niebo było całkiem bezchmurne – i wszystko na chwilę stało się ciemne.
    - Widziałeś to? – powiedział Matt.
    Byłem pewien, że mówi o błysku, więc odpowiedziałam:
    - Tak, było bardzo jasne, co to mogło być?
    Wtedy zauważyłem coś na ziemi w miejscu, gdzie Matt rzucił naczynie, więc schyliłem się, by lepiej się przyjrzeć.
    - Rany, czy to są zęby? – powiedziałem.
    - Nie, to znaczy, wydawało mi się, że widziałem kogoś w lesie – odparł Matt. – Czekaj, czy ty powiedziałeś zęby?
    Na ziemi leżało kilka długich, żółtych zębów. Razem z Mattem zaczęliśmy czuć się nieswojo i kiedy Derek wyszedł z chatki, zdecydowaliśmy się jechać do domu. Nie byliśmy może aż tak przerażenie, ale i tak nie mieliśmy zapasu wody...
    Tej nocy miałem dziwny sen, w którym widziałem jedynie las. Nie szedłem przez niego, po prostu jakbym patrzył się w jedno jego miejsce, całą noc. Dosłownie, jakby tamten błysk wypalił ten obraz w mojej głowie. Kiedy się obudziłem, dalej to widziałem przy każdym mrugnięciu oczami. Rozmawiałem z Mattem, który przezywał to samo. Potem Matt trafił do szpitala, mówiąc że coś się do niego zbliża w wizji lasu. I wtedy... resztę historii znacie. Ja nie widziałem żadnej postaci, więc myślę, że póki co nic mi nie grozi.”

    - Rozmawiałeś z Derekiem? – zapytał Ryan.
    - Raz, kilka dni po zdarzeniu, ale nie chciał o tym rozmawiać. Był chyba wystraszony, więc myślę, że przechodzi przez to samo. Hej, może wy moglibyście z nim pogadać, dam wam jego numer.
    Victor zapisał numer telefonu na skrawku papieru i oparł się na krześle. Wydawał się być bardzo spokojny, prawdopodobnie dlatego, że nie widział jeszcze postaci. I wtedy coś mi przyszło do głowy.
    - Powiedziałeś, że to było tak, jakby błysk wypalił obraz w twojej głowie – powiedziałam. – Pamiętasz, w którą stronę się patrzyłeś, kiedy go zobaczyłeś?
    - Eee, tak – Victor odparł zdezorientowany. – Miejsce na ognisko było bezpośrednio przede mną, Matta miałem na lewo. Stał trochę z tyłu tak, że go nie widziałem.
    - Możesz się rozejrzeć, kiedy zamkniesz oczy? Może spróbuj spojrzeć w dół?
    - Nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałem, spróbuję – Victor wydawał się niespokojny, kiedy zamykał oczy. – Dobrze, widzę las, teraz patrzę w dół i... tak! Widzę miejsce na ognisko! Miałaś rację, stoję dokładnie w miejscu, w którym byłem, kiedy widziałem błysk!
    Uśmiechnęłam się lekko. W końcu dokądś zmierzaliśmy.
    - Możesz popatrzeć w lewo? – zapytał Ryan. – Może zobaczysz, gdzie jest Matt?
    - Próbuję, myślę, że powinien być zaraz obok – Victor przerwał i zmarszczył brwi, wciąż miał zamknięte oczy. – Nie, czekaj... widzę coś. To chyba Matt, ale jest ubrany w białą... I jest... Boże, nie! Nie! NIE!
    Victor zerwał się z krzesła krzycząc na całe gardło. Ryan odciągnął mnie od jego machających rąk. Z przerażeniem obserwowałam jak Victor drapie swoje oczy, próbując wyrwać je z twarzy. Nie miałam pewności, ale zanim odwróciłam wzrok, widziałam zadrapania, albo nawet ślady zębów, pojawiające się na jego twarzy. Nawet po tym, jak ochroniarze go skrępowali.

    Ryan i ja zostaliśmy przesłuchani, bo byliśmy przy śmierci obu mężczyzn. Nie było żadnych dowodów, że w jakikolwiek sposób byliśmy winni, więc wypuszczono nas do domu. Kiedy wychodziliśmy, usłyszałam, jak pielęgniarki opowiadały sobie, że na rękach obu mężczyzn były ślady, jakby próbowali z kimś – lub czymś – walczyć.
    Do akademika dojechaliśmy w milczeniu, ale kiedy dotarliśmy na miejsce, Ryan podał mi kartkę z numerem telefonu Dereka.
    - Nie chcę ciebie więcej w to wciągać, to zbyt niebezpiecznie i wiesz o tym – powiedział. – Sama zdecyduj, co chcesz z tym zrobić.
    Wzięłam kartkę do ręki. „Oboje wiemy, że to straszne, kiedy dzieją się rzeczy, których nie potrafimy wyjaśnić,” przypomniałam sobie słowa Ryana. „Chcę pomóc innych ludziom przez to przejść.”
    Zanim miałam szansę pomyśleć nad tym dwa razy, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Dereka.
    - Cześć, czy rozmawiam z Derekiem? Jestem... przyjacielem i chciałabym pomóc.

  18. #1439
    Avatar Fifek
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Suwałki
    Posty
    744
    Siła reputacji
    16

    Domyślny

    Nawet spoko, zobaczymy jak się dalej rozwinie, wrzucaj więcej jak możesz :D

  19. #1440
    Avatar Drejkol
    Data rejestracji
    2008
    Posty
    1,638
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Wrzucam coś dobrego. Na razie są cztery części, ale mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec.


    Mieszkam w Ameryce. Cała moja rodzina przebywa w Europie. Rozmawiam z nimi codziennie. Mój brat również mieszka daleko od domu rodzinnego i nie jest typem człowieka, który utrzymuje z nią częsty kontakt. Pracuję od poniedziałku do piątku, a kilka minut z każdej przerwy na lunch poświęcam relacjonowaniu mojego dnia rodzicom. To sprawia im radość.
    Mój ojciec zaczął pracować nad jakimś projektem konstrukcyjnym, więc często nie ma go w domu, kiedy dzwonię do rodziców na Skype. Moja mama przeszła właśnie na emeryturę, więc ona zawsze jest dostępna i gotowa zasypywać mnie pytaniami. Zawsze odpowiadam jej z uśmiechem na twarzy.

    Tydzień temu, w poniedziałek 29 października, zadzwoniłem do mamy na Skype. Była godzina 12:29. Nasze kamery internetowe były włączone.
    - Cześć mamo! Jak leci? – powitałem ją standardowymi słowami.
    Żadnej odpowiedzi. Po prostu na mnie patrzyła. Czułem się, jakby zaglądała wgłąb mojej duszy, przysięgam. Jej źrenica były nienaturalnie duże.
    - Mamo, słyszysz mnie? – zapytałem, ponieważ jej internet nie należy do najlepszych. – Mamo?
    - Twój brat nie żyje.
    Zamarłem. Wiecie jak to jest, kiedy w środku nocy dzwoni do was telefon i przechodzą was ciarki po plecach, bo boicie się, że stało się coś złego, ktoś umarł? Mam małą obsesję na tym punkcie i zawsze kiedy dzwonię do rodziców przez Skype staram się wyczytać wszystko z ich twarzy już na samym początku. Tym razem coś zdecydowanie było nie tak.
    - Co? – wrzasnąłem. Mój brat niedawno wyjechał na misję pokojową, co od początku mnie martwiło.
    - Nie żyje. Dobrze dzisiaj wyglądasz – wyraz twarzy mamy w ogóle się nie zmienił.
    Moja mama jest naprawdę kochającą osobą i wiem, że jeśli mój brat naprawdę umarł, płakałaby jak dziecko. Pomyślałem, że szok wyczyścił ją z emocji.
    - Co? Gdzie jest ojciec? – łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
    - W pracy.
    - Co się do cholery dzieje? – zacząłem się wściekać. Co moja matka wyprawiała?
    - Twój brat. On nie żyje. I ty też niedługo umrzesz.
    Coś we mnie umarło w tamtym momencie. Moja ukochana mama siedziała przed komputerem po drugiej stronie kamery, 5000 mil ode mnie, i mówiła mi nie tylko, że mój brat nie żyje, ale że ja będę następny. Nie było po niej widać żadnych emocji. Kompletnie. Wtedy Skype się rozłączyło.

    Natychmiast zadzwoniłem do brata. Jeden raz. Potem drugi. Kurwa. Zadzwoniłem trzeci raz. Nic. Nie żyje. Ale oddzwonił.
    - Tak?
    Ulga zawładnęła mną bez reszty. Poczułem ogromne szczęście i równocześnie zdezorientowanie.
    - Ty... ty żyjesz – tylko tyle zdołałem wymamrotać.
    - Dobrze się czujesz kolego? – brat był zaskoczony.
    - Nie ważne, bracie. Kocham się, uważaj na siebie.

    Zdecydowałem się jeszcze raz zadzwonić do mamy i nawrzeszczeć na nią za robienie sobie takich okrutnych żartów. Odebrała od razu.
    - Hej [moje imię] – mama się uśmiechała. Emocje.
    - Co się z tobą dzieje? – byłem wściekły.
    - Słucham? – wyglądała na szczerze zaskoczoną.
    - Dlaczego przed chwilą mówiłaś mi takie rzeczy?
    - Jakie rzeczy? Dopiero co się zalogowałam – moja mama była świetną aktorką, albo mówiła prawdę.
    - Nie... nie ważne. Jak się dzisiaj czujesz?
    Szybko zakończyłem rozmowę, aby spokojnie pomyśleć nad tym, co się wydarzyło. Coś było nie w porządku. Zawsze staram się myśleć logicznie, ale tego nie potrafiłem wytłumaczyć. Nie miałem halucynacji. Jedynie wytłumaczenie, jakie miałem, to to, że mama sobie głupio żartowała. Ale widzicie, znam moją matkę. Nigdy by tego nie zrobiła. Coś było nie tak. W każdym razie i tak nie mogłem nic z tym zrobić.

    Następny dzień minął mi bez niespodzianek. Zadzwoniłem do mamy około 13:00 i wszystko było w porządku u niej.
    I nadeszła środa. Wybrałem jej login na Skype i zdałem sobie sprawę, że była 12:29. Nie ważne, to nie miało nic wspólnego z tym, co się stało. Mama odebrała.
    Twarz bez wyrazu.
    - Witaj! – powiedziała.
    - Mamo, czy to ty? Robisz sobie ze mnie żarty?
    - Oczywiście, że to ja, dziecko, co masz na myśli? – żaden miesień na jej twarzy nawet nie drgnął. Nie była zaskoczona. Jej źrenice były tak ciemne, że wyglądały jak dwie dziury.
    - Nie wiem, zachowujesz się dziwnie... – powiedziałem cicho.
    - Wiesz, co jest dziwne? To, że kiedy człowiek umiera, jako ostatni traci zmysł słuchu. Będziesz ślepy, stracisz zmysł dotyku, ale nadal będziesz słyszał. Będzie w stanie mnie słyszeć.
    Połączenie się zerwało. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo byłem przerażony. Przerażony, czym stała się moja matka. Oddzwoniłem.
    Moja prawdziwa mama odebrała. Zachowywała się normalnie.

    Zdecydowałem, że nigdy więcej nie zadzwonię do niej o 12:29. Wszystko było w porządku przez kilka dni.
    A dzisiaj nie wytrzymałem. Musiałem to zrobić. Musiałem wiedzieć.
    12:29. Zadzwoniłem do mamy. Odebrała.
    - Cześć kochanie – nigdy tak to mnie nie mówiła.
    - Z kim rozmawiam?
    - Głuptasie, to twoja matula – nigdy nie mówiła o sobie „matula”.
    - Nie jesteś moją mamą. Kim, kurwa, jesteś?
    Jej głos się zmienił. Stał się przerażający, głębszy, prawie męski.
    - Wyjdziesz na ulicę [nazwa ulicy] dzisiaj po pracy. Wyjdź i spotkaj się tam ze mną.
    Nikt z mojej rodziny nie zna adresu mojej pracy.
    - Co? – wydusiłem z siebie.
    - Po prostu wyjdź, słonko – słyszałem rozkaz w jej głosie.
    - Kim do cholery jesteś? – wrzasnąłem.
    - Oj, dowiesz się.
    - Gdzie jest moja mama?
    Zaczęła się śmiać. Widziałem jak sięga ręką do klawiatury. Puściła do mnie oczko i rozłączyła się.

    Teraz siedzę w pracy. Moja zmiana skończyła się pół godziny temu. Za bardzo boję się wyjść z budynku i spotkać z tym czymś, co zajęło miejsce mojej matki.

    Wyszedłem z pracy tamtego wczorajszego wieczoru i na szczęście nic się nie wydarzyło.
    Zdecydowałem się dzisiaj zadzwonić do rodziców dokładnie o 12:00 . odebrała moja mama. Widziałem ojca na kanapie w tle. Byli normalni. Rozmawialiśmy dobre dwadzieścia minut, po czym się rozłączyliśmy. Zaczęło się czekanie.
    12:28:30
    Cholera. Na pewno chcę to zrobić?
    12:28:41
    Muszę. Muszę. Muszę.
    12:28:55
    Nie wiem, czy mam odwagę znów zobaczyć moją opętaną matkę.
    12:29:00
    Nie mogę.
    12:29:34
    Muszę.
    Zadzwoniłem, po czym ktoś odebrał. Wziąłem głęboki oddech”
    - Mamo?
    Nic. Nikogo nie było po drugiej stronie, pokój był pusty.
    - Mamo, jesteś tam? Zapomniałem cię o coś spytać – powiedziałem. Odpowiedziała mi cisza.
    Kiedy już chciałem się rozłączyć, dostrzegłem ruch. Laptop zaczął się trząść. Wtedy – prawie jak w horrorze – przed kamerką pojawiła się twarz. Albo dokładniej – oczy. Twarz była tak blisko, że widziałem tylko oczy i część brwi. Wyglądała jak moja mama. Jej źrenice były przeogromne, miały kompletnie czarny kolor.
    - Mamo, wszystko w porządku?
    Poderwała się i ukazała całą twarz. Wyglądała na kompletnie zaskoczoną lub zszokowaną.
    - Ty nadal żyjesz? – zapytała.
    - Mamo, co ty do cholery gadasz?
    Początkowo wyraz jej twarzy się nie zmienił, a potem zaczęła się śmiać. I śmiać. I śmiać.
    - Gdzie jest ojciec? – zawołałem.
    Natychmiast przestała zanosić się śmiechem. Muszę tutaj zaznaczyć, że mówimy o mojej matce. Wiem, że dla was ona nic nie znaczy i możecie czytać moją historię bez większych emocji, ale dla mnie to bardzo osobista sprawa. Wyobraźcie sobie jednego ze swoich rodziców zmieniającego się z normalnego na opętanego w ciągu kilku minut. I tu pojawia się problem: nie potrafiłem nic zrobić, mogłem tylko obserwować.
    Więc kiedy przestała się śmiać, znów zbliżyła twarz do kamery. Po prostu na mnie patrzyła. Nie mrugała powiekami przez około trzy minuty. Potem odsunęła się i mogłem zobaczyć cały pokój. Zamarłem. Mój ojciec stał na środku pokoju. Po prostu stał odwrócony plecami do kamery. Był zwrócony w stronę ściany.
    - Tato! – zawołałem.
    Zero reakcji.
    - Tato! Co tam się dzieje?
    Odwrócił się. Jego oczy były czarne. Zrobił coś, czego nie robił od co najmniej piętnastu lat. Zaczął biec.
    Mój ojciec miał uraz pleców wiele lat temu i od tamtego czasu nie mógł biegać. Mógł chodzić, ale nie biegać. Poza tym mój ojciec to postawny mężczyzna. Salon w moim domu rodzinnym jest spory, ale nie wystarczająco duży na uprawianie w nim jakiegokolwiek sportu. A on – mój wielki ojciec – którego ruchy są mocno ograniczone, zaczął biegać po kanapach i krzesłach w pokoju, który mógł ledwo pomieścić mojego kota i psa.
    Kiedy tak biegał, twarz mojej mamy co chwilę pojawiała się na ekranie. Jakby jej głowa wisiała na czymś i bujała się. Śmiała się.
    Teraz wyobraźcie sobie to. Siedzicie na schodach w budynku waszej firmy z laptopem i obserwujecie swoich rodziców zachowujących się jak opętani. Są 5000 mil od was. Co możecie zrobić? Siedzieć w szoku i patrzeć. Nic więcej.
    Po kilku minutach, po prostu się zatrzymali. Połowa twarzy matki była widoczna przez kamerę – wciąż uśmiechnięta – a ojciec zastygł w półkroku, plecami do kamery.
    Wtedy odwrócił tylko głowę w moją stronę. Otworzył usta, ale nic jeszcze nie powiedział. Zacząłem słyszeć niski dźwięk. Później stał się głośniejszy. Ooooo. Głośniej. OOOooo. Zdałem sobie sprawę, że wydawał go z siebie mój ojciec. OOOOOOOOOOO. Krzyczał. Patrzył na mnie. Nieruchomy. Moja mama przechyliła głowę, przestała się uśmiechać i wyglądała na smutną. Dostrzegłem łzę.
    - Nie idź – powiedziała.
    Połączenie zostało zerwane.
    Wiecie, że od razu oddzwoniłem. Wiecie, że odebrali moi normalni rodzice. Wiecie, że nie wiem, jak to wytłumaczyć...

    - Czy kiedykolwiek wcześniej zachowywałem się dziwnie?
    - Tak.
    - Cholera, spoważniej. Ja mówię poważnie. Zachowywałem się dziwnie?
    - Nie...
    - Ok, więc dlaczego myślisz, że teraz się wygłupiam?
    - Ponieważ to, co mówisz, jest niemożliwe.
    - Słuchaj... mówię poważnie. Coś jest nie tak z mamą i ojcem.
    - Pokaż mi jakieś dowody, to pogadamy, braciszku.

    To była moja rozmowa z bratem w południe. 29 minut później, znów wkroczyłem do piekła.
    Zdecydowałem się skorzystać z waszej rady. Zaplanowałem zadzwonić o 12:29, zrobić zdjęcia i potem zadzwonić do rodziców z telefonu komórkowego. (Mam nadzieję, że rozumiecie, dlaczego nie pokażę wam tych zdjęć – to w końcu moja rodzina, a chciałbym pozostać anonimowy.)

    12:29. Zadzwoniłem. Kurwa. Mój ojciec stał na środku pokoju bez ruchu i patrzył się na mnie. Nigdzie nie było widać mamy. Ale to nie dlatego byłem cholernie zaskoczony. W trakcie pracy zawsze słucham muzyki. Mam mnóstwo playlist. Przed przerwą na lunch słuchałem utworu The Rolling Stones. „Gimme Shelter”. Usłyszałem to podczas rozmowy. W moim rodzinny domu, w salonie, gdzie stał mój opętany ojciec. Jego oczy były tak samo czarne, jak wczoraj. Jego ramiona wisiały przy jego bokach luźno, jakby zapomniał, że je posiada.
    - Tato!
    Zero reakcji.
    Wciąż słyszę „Gimme Shelter”.
    - TATO! Obudź się do cholery!
    Nic.
    - Musisz się obudzić, musisz...
    - Witaj synu – matka pojawiła się przed kamerką.
    - Mamo?
    - Lubisz tę piosenkę? Słuchałeś jej niedawno.
    - Jak... Pieprzyć to! Porozmawiaj ze mną, proszę. Co się dzieje? – zrobiłem zdjęcie.
    - Mam dla ciebie prezent – uśmiechnęła się mama. Nigdy wcześniej nie widziałem tak złowrogiego uśmiechu.
    Wstała i podeszła do mojego nieruchomego ojca.
    - Kochasz swojego ojca, prawda? – zaczęła go przytulać. On wciąż na mnie patrzył i kompletnie się nie ruszał.
    - Co? Co się z wami dzieje, ludzie? - jęknąłem.
    - Kochanie... Myślę, że powinieneś zobaczyć swój prezent.
    Matka wyciągnęła nóż. Ogromny, pierdolony nóż. Był cały we krwi.
    - Co ty kurwa robisz?! – wrzasnąłem.
    - Założę się, że ci się spodoba. To sprawi, że znowu będziemy razem, dziecko.
    Przyłożyła ostrze noża do prawego policzka taty. On nadal ani drgnął. Nadal wpatrywał się we mnie oczami, które wyglądały jak puste dziury. Matka rozcięła mu policzek. Zobaczyłem krew.
    Musiałem coś zrobić. Nie mogłem patrzeć jak moja matka zabija ojca. Ale co mogłem zrobić będąc tak daleko od nich?
    Wziąłem do ręki telefon. To była moja jedyna szansa. Wybrałem numer rodziców. To było najdłuższe kilka sekund oczekiwana w moim życiu. Słyszałem sygnał. Telefon zadzwonił też w tym piekielnym domu z opętanymi rodzicami.
    Moja matka odwróciła wzrok od ojca i spojrzała na telefon (który stał obok laptopa). Wyglądała na okropnie zaskoczoną. Wpatrywała się w dzwoniący telefon przez jakiś czas.
    Proszę odbierz...
    Upuściła nóż i ruszyła w stronę telefonu bardzo powoli. Usiadła przed komputerem. Odebrała.
    Skype natychmiast utraciło połączenie.
    Odebrała moja prawdziwa mama. Poczułem wielką ulgę. A po chwili zamarłem i prawie upuściłem komórkę. W tle słyszałem „Gimme Shelter”.
    - Mamo?
    - Tak [moje imię]? Dlaczego nie dzwonisz przez Skype? Zadzwoń na Skype – i rozłączyła się.
    Zdołałem się jakoś pozbierać i zadzwoniłem z laptopa. Odebrała normalna mama. Wciąż słyszałem utwór Rolling Stones.
    - Co się stało? – zauważyła przerażenie na mojej twarzy.
    - Dlaczego słuchasz tej piosenki?
    - Co masz na myśli? Leci w telewizji.
    - Gdzie... gdzie jest tata?
    - W łazience. Zranił się, kiedy rąbał drewno.
    - Mamo. Mamo, gdzie tato się zranił?
    Miałem nadzieję, że usłyszę, że rozciął sobie nogę albo rękę. Ale dowiedziałem się, że ojciec rozciął sobie policzek.

    Wielu z was powiedziało mi, żebym po prostu nie dzwonił więcej do rodziców o 12:29. To oczywiście ma sens. Ale jeśli wysilicie się i wyobrazicie sobie siebie w tej sytuacji, zrozumiecie, że to nie jest takie proste. Mam ogromny dylemat: próbować zrozumieć ten horror i zobaczyć, co się stanie, albo zignorować to i zobaczyć, co się stanie. Wydaje mi się jednak, że to nie minie samo z siebie i zdecydowałem, że będę szukać odpowiedzi. Znacie mnie już trochę i wiecie, że doświadczyłem w życiu okropnych rzeczy, więc to nie jest znowu takie dziwne.

    Skontaktowałem się z przyjacielem, który mieszka w moim rodzinnym mieście. Po krótkiej wymianie zdań, opowiedziałem mu o całej sytuacji. Nie chciał mi za bardzo wierzyć. Starałem się brzmieć najpoważniej, jak potrafiłem, ale i tak uważał, że żartuję. Ostatecznie zapytał, jak może mi pomóc.
    Planowałem zadzwonić do brata o 12:20 na Skype i zaczekać do 12:29, kiedy mielibyśmy nawiązać rozmowę konferencyjną z rodzicami. W tym samym czasie (12:20), mój przyjaciel miał pójść do mieszkania rodziców i czekać na mój telefon, by wejść do środka. Mój dom posiada duży balkon, który prowadzi do drzwi frontowych. W salonie są szklane drzwi, więc Alex (tak będę nazywał przyjaciela) swobodnie będzie mógł zajrzeć do środka. W skrócie, chciałem aby mój brat zobaczył na własne oczy, co się dzieje u rodziców przez Skype, kiedy mój przyjaciel będzie widział to „na żywo”. Zaplanowaliśmy to na dwa dni temu.

    12:20. Miałem problemy z dodzwonieniem się do brata. Wyglądało na to, że ma słaby sygnał. To mogło zepsuć mój plan.
    12:26. W końcu udało mi się dodzwonić do brata. Dostałem wiadomość od Alexa, że jest już na miejscu. – Jesteś gotowy braciszku? – zapytałem.
    - Tak, miejmy to już za sobą – mój brat wcale nie miał ochoty na patrzenie na opętanych rodziców. Nie dziwię mu się.
    Zadzwoniliśmy do rodziców. Nie odbierali. Nikt nie odbierał.
    12:29:48.
    Ostatni raz. Zadzwoniliśmy.
    - Chłopcy – odebrała mama. Stała przed kamerą. Miała ciemne i puste oczy. Jej twarz pokrywał zrujnowany makijaż. Jakby szła w deszczu, albo płakała.
    - Mamo? Wszystko w porządku? – odezwał się mój brat.
    - Ostatnim razem, twój młodszy braciszek próbował mnie podejść – powiedziała mama patrząc mi w oczy.
    - Co? – mój brat brzmiał, jakby był przerażony.
    Oparłem się na krześle. Miałem mieszane uczucia. Z jednej strony wciąż byłem przerażony, a z drugiej czułem dziwną satysfakcję, że nie okazałem się szalony i mój brat też to wszystko widzi.
    - Zamknij się, chłopcze – matka wrzasnęła do brata. Nie odezwał się.
    To był czas, by do akcji wkroczył Alex. Zadzwoniłem do niego. Puściłem sygnał i rozłączyłem się. Na taki znak się umawialiśmy. Musiałem teraz zająć czymś matkę.
    - Mamo, czego od nas chcesz? – powiedziałem.
    - Chcę, żebyście przyjechali do domu – powiedziała to tak smutno, że prawie uwierzyłem, że to prawdziwa mama.
    - Dlaczego?
    - Jesteście moimi dziećmi. Ja i ojciec bardzo za wami tęsknimy. Bardzo – powiedziała te słowa i wybuchnęła histerycznym śmiechem. Widziałem na ekranie, jak mój brat robi się biały jak ściana. Odebrało mu mowę.
    Kamera rodziców ukazywała większość salonu, również szklane drzwi. Zobaczyłem cień – Alex.
    Tylko to nie był on. To nie był Alex, jakiego chciałem zobaczyć. Widziałem osobę zaglądającą przez szybę, uśmiechającą się od ucha do ucha – miała czarne oczy. Czarniejsze niż oczy mojej matki.
    - Alex – wyszeptałem.
    Moja mama zbliżyła się do kamerki i zakryła sobą widok pokoju. Nie mrugała powiekami. Potem się odsunęła.
    Zobaczyłem mojego ojca stojącego w drzwiach i patrzącego na Alexa. Alex bez ruchu wpatrywał się w mojego ojca. Wtedy tato zaczął się poruszać, a Alex naśladował wszystko. Kiedy mój ojciec przejechał palcami po włosach, Alex zrobił to samo.
    Mój przyjaciel był jednym z nich. Bałem się, że przeze mnie stała mu się krzywda. Zdecydowałem się powiększyć okienko z rozmową z nim - ekran był czarny, żadnego dźwięku.
    W życiu jest kilka rzeczy, które sprawiają, że człowiek czuje się okropnie. dla mnie, uczucie niemocy jest na szczycie. Jedyne, co mogłem zrobić w mojej sytuacji, to obserwować. Poza tym nie miałem pojęcia, co stało się z moim bratem.
    Wtedy zauważyłem ruch na ekranie rozmowy z bratem. Zamarłem. To nie były problemy z połączeniem, ani wcale nie zgasły u niego światła. Czerń była jego źrenicą. Zobaczyłem to, kiedy się odsunął. Patrzył na mnie w ten sam sposób, co moi rodzice. Jego oczy były kompletnie czarne, policzki zapadnięte, uśmiechał się.
    Zrobiłem to, co pewnie każdy by zrobił w tej sytuacji. Rozłączyłem się. To było dla mnie za dużo. Cały się trząsłem. Miałem w głowie miliony pytań. Czy mój brat... stał się jednym z nich? Czy wszystko u nich w porządku?
    Natychmiast oddzwoniłem do brata. Odebrał. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to coś więcej, niż początkowo myślałem. Mój brat powiedział, że nie mógł dodzwonić się do mnie na Skype. Nigdy więcej nie rozmawiałem z przyjacielem.

  20. Reklama
Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. Smiechowisko - tylko tutaj linki do smiesznych rzeczy
    Przez Palladni w dziale O wszystkim i o niczym
    Odpowiedzi: 668
    Ostatni post: 24-09-2013, 18:23
  2. Najstraszniejsza CREEPYPASTA - konkurs
    Przez konto usunięte w dziale Artyści
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post: 20-07-2013, 17:55
  3. Straszne przyciny
    Przez bojkowY w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post: 24-12-2012, 18:54
  4. Straszne spowolnienie internetu. OTL
    Przez Pro Gimbus w dziale Sprzęt i oprogramowanie
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post: 24-11-2012, 12:08
  5. Straszne schody - mini gra - 30mb na zawał.
    Przez Scyther w dziale Inne gry
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post: 03-02-2012, 15:43

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •