Okej, post sponsorowany przez
master lol, który użyczył mi swego konta na allegro.
Paczka przyszła, jestem wam coś winny.
To będzie nieudolne naśladowanie
tego posta.
Dziś w szkole, gdy tylko Michał mnie zobaczył, przybiegł podekscytowany.
- Przyszła twoja paczka, wreszcie się dowiem, co w niej masz! - wykrzyknął tak, że wszyscy stojący bliżej, czy dalej myśleli pewnie, że jestem jakimś zboczeńcem, co to zamawia "zabawki" przez internet.
- Super - odpowiedziałem, umiejętnie kryjąc radość.
Mimo, że godzina była wczesna, a ja jeszcze pogrążony w snach, zdecydowałem się na degustację, nie wiedziałem jeszcze, którego z proszków. Udałem się do łazienki, jeszcze pachnącej po wieczornym sprzątaniu i wraz z dwoma kolegami zdecydowaliśmy się na Ozonę President. Wysypałem, nie bez trudności, po trochę na ręce kolegów (bo tak wypada), a następnie na rękę swoją. Kolor i sypkość jak inne Ozony, zbita w kuleczki, kolor... po prostu tabaczany. Smak: w pierwszej króciutkiej chwili uderza w nos jak Red Bull, ale po niezwykle krótkim czasie zostaje to, na co czekałem - mięta, po pewnym czasie dochodzi jeszcze słodycz. Zapach trzyma się bardzo długo, a ja nie czuję w nim zapachu tytoniu. Na tej tabace się nie zawiodłem, a wręcz przeciwnie, myślałem, że żadna z pozostałych nie będzie lepsza. I jak się okazało... ale o tym za chwilę.
Minęła religia (yeah, 4 na półrocze!), minęła historia (mniej yeah, 3) i przed wuefem (5) nadszedł czas na kolejną próbę. Tym razem "błagam, nie wciągajcie mnie, ja chcę żyć" krzyczała tabaka o nazwie Gawith Hoggarth, o aromacie truskawki. Sypka, łatwo wydobywalna z dużego (metalowo-plastikowego) pudełka. Dobra, poddaję się, nie będę więcej opisywał koloru tabaki, bo dla mnie różnice są niewielkie. Wróćmy do tego, co w tabace najważniejsze - pudełka. Żartuję, chodzi o zapach, czy jak kto woli - smak.
- Gdybym miał sobie wyobrazić coś, co pachnie zupełnie nie jak truskawka, to to byłby ten zapach - stwierdził dowcipnie jeden z kolegów. Rzeczywiście - zapach kojarzył mi się z tanim mydłem, następnie ze starymi ludźmi (:/). Dopiero, gdy tabaka "uleżała" się chwilę w nosie, po 2-4 minutach w tle poczułem zapach oranżadki o smaku truskawkowym. Sprzedawali kiedyś takie w papierowych woreczkach (jak kisiel) za 30-40 groszy. Nos dość szybko przyzwyczaja się do zapachu (a może to zapach się ulatnia?). Po wuefie polski (3), a po nim - matematyka (4).
Po matematyce, na przerwie nadszedł czas na tabakę o nazwie Wilson of Sharrows. Smak pomarańczowo - czekoladowy, czy, jak sugeruje napis na pudełku - czekoladowo - pomarańczowy. O konsystencji nie powiem nic więcej, niż, że jest to tabaka sypka i drobna. Aromat?
- O szit! - krzyknął pierwszy z towarzyszy z widocznym grymasem niesmaku na twarzy.
- Racja. - potwierdził drugi.
Ja tylko ze smutkiem pokiwałem głową, ale, ale! Pierwsze uderzenie jest nieprzyjemne. Tabaka pachnie, jakby pleśniała przez ostatnie 5 lat, co jest niemożliwe, bo wypuścili ją na rynek w listopadzie zeszłego roku. Po pewnym czasie przychodzi
ten smak. Koledzy pluli sobie w brodę, chcieli się biczować w pokucie za to, co wcześniej mówili. Ten zapach można określić dokładnie tak: czekolada Wedla z pomarańczowym nadzieniem. Jest to świetny zapach, a za drugim razem i pierwsze wrażenie (nieprzyjemny zapach z początku) wydaje się, jakby mniej irytujące. Uśmiechnięci ruszyliśmy na angielski (6). To znaczy oni ruszyli, bo ja stwierdziłem, że zrobię sobie wolne (i tak nic nowego się tam nie uczę :/) i udam się do domu, pozostawiając kolegów niezapoznanych z zapachem tabaki Toque.
Wróciłem do domu i pewnie rzuciłbym plecak w kąt, gdyby nie to, że w nim znajdują się pudełeczka z naszym proszkiem. Wyjąłem z niego wszystkie cztery pudełka, by wykonać zdjęcie. Ostatnią z tabak Toque Toffee zażyję dopiero teraz. Chwila, sięgam po snuff bullet. Właśnie zauważam, że ten typ opakowania nie podoba mi się. Odkryłem, jak ją się wysypuje. Na mojej ręce pojawia się taka ilość, że będę musiał przekręcić tym plastikowym gównem jeszcze ze 4 razy. Na jedną dziurkę. Odkryłem lepszą metodę. Trzeba wyjąć ten dzyndzel i wysypać dowolną już ilość na rękę. Tabaka bardzo sypka i bardzo drobno zmielona. Okej, wciągam (do tej chwili pisałem jedną ręką). Cóż, zawiodłem się. Czuję... kurz. W tle słodycz. Nic więcej. Może jeszcze kiedyś dam szansę wyrobom firmy Toque, ale nie sądzę, by nastąpiło to szybko. Choć może to z powodu małej ilości wciągniętej tabaki... Później jeszcze dam jej szansę w większej ilości. [edit] Po chwili: zaczynam czuć to tofi, ale to wciąż nie to, czego oczekiwałem i jest baaardzo słabo wyczuwalne.
Ah! Zapomniałem o rankingu.
1. Ozona President Snuff.
2. WoS czekoladowo - pomarańczowy.
3. Gawith Hoggarth truskawkowy.
4. Toque Toffe.
To wszystko.
A nie! Jeszcze zdjęcie.
#down: 45,76 zł wliczając w to przesyłkę. Wiem, dużo. Ale starczy mi to na długo raczej.
Zakładki