Dlatego śmieszą mnie te wszystkie filmiki na youtubie motodoradców czy innych baranów z poradami że jak dzwonimy po auto to unikamy handlarzy, a prywatnych osób pytamy się czy samochód nie stał smutny w nocy.
Ja ze swojej strony powiem tak, kiedyś sprzedawałem a4b5 1.8t, zaczęło się pierdolić na potęgę, problemy z mocą, z ciśnieniem oleju, cykający łańcuszek rozrządu, znowu problemy z ciśnieniem oleju, wpierdalanie oleju jak pojebana. Sprzedałem człowiekowi, jeszcze przed tym jak poprosił mnie żeby zajechać na stację sprawdzić auto popierdoliłem na podnośnik, umyłem zarzygany olejem silnik i później po błocie żeby nie było widać że świeżo był myty. Człowiek z uśmiechem na twarzy to auto kupił, ja z największą ulgą mojego życia pozbyłem się kłopotu. Bo tym te auto było, miałem jedno auto którym musiałem jeździć, a nie mogłem bo było co chwile rozjebane więc bez żadnych rozterek wcisnąłem te auto dalej żeby samemu się pozbyć kłopotu i mieć pieniądze na samochód który by jeździł.
Sprzedając skodę, przy telefonach mówiłem wszystko na temat auta co wiedziałem, na stację diagnostyczną z typem pojechałem i powiedziałem niech sobie wszystko sprawdzają mnie to nie interesuje, jak mi zaczeli wymyślać że jakieś tulejki są do wymiany to powiedziałem że jak się nie podoba to ja mogę jechać do domu, jak nie on to ktoś inny ten samochód kupi. Ja mam czym jeździć, skoda jeść nie prosi, może stać do końca ubezpieczenia, nie oddam jej bez swojego zarobku a i nie mam powodu czegoś ukrywać, zrobiłem tym autem z 400km, na tyle na ile auto poznałem, tyle przekazałem człowiekowi. Fakt że sprzedałem te auto.
I teraz zgadnijcie którego kupującego nie chciałbym spotkać na ulicy, a wydaje się że prywatny sprzedawca taki zajebisty bo zna auto, nie?
Zakładki