Prolog
Z pogrążonego w ciemności korytarza dobiegał odgłos kroków. Dźwięk ten odbijał się od nagich ścian i zdawał się wypełniać całe pomieszczenie. Stłuczone żarówki nad głowąwysokiego mężczyzny w zielonym fartuchu przesuwały się leniwie, gdy ten parł przed siebie.Mijał kolejne pary drzwi i nie zważał na to, że hałas który powodował mógł obudzić śpiących za szeregiem drzwi pacjentów.
Ze zdenerwowania przeczesał ręką swoje ciemne, postawione na sztorc włosy. Przystanął na chwilę i oparł się plecami o ścianę. Była zimna. Zdawała się odpychać od siebie mężczyznę, jakby był tu nieproszonym gościem.
- Znowu ja, dlaczego to zawsze muszę być ja ? – pomyślał. – Czy oni myślą, że ja nie mam nic lepszego do roboty, tylko pilnować tych idiotów ? „Pracować” nad nimi - owszem. Pilnować ich ? A po jaką cholerę. Jakby byli w stanie coś sobie zrobić…
„Oni” oczywiście nie dbali o jego zdanie, ustalali reguły, to on miał się podporządkować. Musiał robić to, co kazali.
Ze złości uderzył pięścią w najbliższe drzwi. Usłyszał pełen niezadowolenia pomruk.
- Tak, tez cię kocham Travis. – odszczekał przez okienko w drzwiach.
Znów ruszył w kierunku drzwi umieszczonych na końcu korytarza. Znał drogę na pamięć, całkowita ciemność mu nie przeszkadzała. Doszedł na miejsce.
Sięgnął do kieszeni po pęk ogromnych kluczy. Niestety, ten wyśliznął mu się i spadł na posadzkę wydając dźwięk, który w panującej ciszy wydawał się rozrywać głowę od środka. Przeklął pod nosem schylając się po niego.
Usłyszał poruszenie w sąsiednich pokojach, rozbrzmiały odgłosy pomrukiwań i cichych przekleństw.
- Przepraszam chłopaki. Czyżbym was obudził ? - powiedział głośno z szyderczym uśmiechem na twarzy.
Włożył klucz w drzwi i przekręcił. Zamek szczęknął głośno. Zza drzwi nie dobiegały żadne odgłosy. Odetchnął spokojnie, sięgnął drugą ręką po paralizator i energicznie popchnął drzwi do przodu.
Zarośnięty mężczyzna po drugiej stronie framugi tylko na to czekał. Rzucił się z rykiem na przybysza.
Po chwili było po wszystkim. Bezwładne ciało pacjenta osunęło się na podłogę.
Mężczyzna w fartuchu westchnął teatralnie.
- Nigdy ci się nie znudzi, co ? Dobra, chyba mogę założyć, że czujesz się wyśmienicie ? – powiedział patrząc leżącemu w oczy. Poprawił jego głowę butem. – No, teraz ładnie komponujesz się z tłem. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni mały notesik i odhaczył jeden z myślników.
– Jeden z głowy. Zostało jeszcze jedenastu.Schował paralizator i notesik i obrócił się w stronę drzwi.
Już zamykał je za sobą kiedy coś go tknęło. Wrócił do pokoju. Przekroczył leżącego, podszedł do łóżka i zaczął je przetrząsać. Podniósł poduszkę i po raz pierwszy w tym tygodniu na jego twarzy zagościł niekontrolowany uśmiech i jednocześnie zdziwienie.
Książka. Mężczyzna uwielbiał czytać książki.Leżała na posłaniu. Była niewielka, obita w mocno wyświechtaną, czerwoną skórę. Nosiła wyraźne ślady używania, najwyraźniej chory wielokrotnie ją przeglądał.
- Pamiętnik ? – zaśmiał się zaglądając do środka - Znakomicie. To może być ciekawe. – ucieszył się w myślach.
- Brant, ty pacanie. – wspomniał niedawno przyjętego strażnika. Jakim cudem udało ci się to przeoczyć przy rewizji tego obdartusa. – pomyślał.
– No, kolego – spojrzał na nieprzytomnego – chyba nie masz nic przeciwko, żebym sobie trochę poczytał ? – podrzucił pamiętnik do góry i pozwolił mu leniwie wpaść powrotem do swoich rąk. - Nie obrazisz się, prawda ? – Nie czekając na odpowiedź skierował się w stronę szpitalnego łóżka i zatopił się w lekturze.
Mialo byc na opko miesiaca ale nie mialem czasu skonczyc. Bede dodawal kolejne rozdzialy z czasem jak aie spodoba bo teraz matura ;-)
Zakładki