- Cisza! Cisza! Bardzo proszę o ciszę – Heimerdinger próbował przekrzyczeć tłum, ale odgłos uderzającego klucza francuskiego w niewiele większe od Poro działka nie robił na nikim wrażenia. Gwar rósł z każdą chwilą. Spotkanie zaczęło wymykać się spod kontroli. Heimerdinger otarł chusteczką czoło, usiadł na jakiejś skrzyni i spojrzał jednocześnie błagalnie i bezradnie w stronę zorganizowanej części uczestników. Po chwili z tłumu wyszła mała postać z dużymi oczami owinięta na zielono. Przecisnęła się na środek i zniknęła na chwilę w gąszczu intensywnie dyskutujących postaci. Po chwili gruchnęło, trzasnęło a wszystkich oplotły bandaże. Ucichło. Nieco zbita z tropu mumia odrobinę przestraszyła się tak dużej skuteczności swojego działania i szybciutko wróciła na swoje miejsce chowając się za tarczą Leony.
- Bardzo dziękuję, Amumu – przerwał milczenie Heimerdiner. Skoro już udało się mi dojść do słowa, chciałbym przypomnieć, że nasze spotkanie powinno się zacząć już jakiś czas temu, a dalej nawet nie sprawdziliśmy chociażby listy obecności.
- Ale nie ma tu o czym dyskutować – Draven zabrał głos, ale nie przeszkadzało mu to w oglądaniu samego siebie w odbiciu swojego topora – potrzebuję tylko jakiegoś wsparcia na linii i kończymy to szybciutko… i ze stylem! – błysk w oku zdawał się przypadkowo zgrać z delikatnym uśmiechem.
- To może ja! Obronię Cię jeśli będzie trzeba, potrafię też być nieco bardziej agresywny… jeśli zechcesz – bujna czupryna Tarica wyglądała zabawnie obok wąsów Dravena
- Spierdalaj z tymi koralikami – Draven przestał być szarmancki i uroczy – najwyraźniej nie był zachwycony możliwością współpracy. Znów zaczęła się szamotanina. Malzahar uciszył wszystkich jednym zaklęciem zanim znów zainterweniował Heimerdinger.
- Panowie, proszę o spokój! To jest bardzo ważny mecz i nie po to sprowadzałem tutaj wszystkich, żebyście teraz skakali sobie do gardeł. Zaczynamy o wschodzie słońca a nic jeszcze nie ustaliliśmy, więc bardzo proszę o chwilę ciszy! Przeanalizowałem wszystkie dotychczasowe mecze jakie były rozgrywane i doszedłem do jednego bardzo kluczowego wniosku – jeśli opanuje się jeden element, to mecz się wygra.
- Smoka? – Shyvana zapytała z nutką nadziei
- Pustkę! – głos Kassadina brzmiał jak rozkaz
- Samego siebie – filozoficznie wtrącił mężczyzna z opaską na oczach.
- Nie, nie, nie. To wszystko już było. Potrzebujemy innowacji, czegoś, czego przeciwnik się nie spodziewa. Powiewu świeżości, złamania standardów…
- Czyli tak właściwie to co jest takiego ważnego…? – niewinnie wyglądająca dziewczynka o blond włosach i niebieskich oczach uważnie słuchała każdego słowa, wyglądała jak uczennica w szkole.
- Początek! Demotywacja wroga! Szybkie zyskanie przewagi! Presja! Sabotaż! Inwazja! – Heimerdinger akcentując każde słowo zaczął delikatnie podskakiwać. Widać, że dochodził do sedna swojego pomysłu. Odpowiedziała mu jednak cisza i pomruki niezadowolenia.
- I to jest ta słynna taktyka? Po to nas tu wszystkich zebrałeś? To jest to legendarne zagranie którym zaskoczymy? Przecież tego typu zagrywki zdarzały się zanim… zanim… dawno temu – wzrok Garena utonął w dekolcie Ahri która akurat schylała się zrywając kwiatki dla Zyry. Huk zagłuszył ewentualną ripostę. Brodaty mężczyzna z piracką czapką swoim pistoletem dał znak, że teraz on zabierze głos.
- Rzygać mi się chce jak na Was patrzę, ziemioluby. Gadanie i gadanie, zero działania. Ten mechanik ma rację, a ja wiem jak to zrealizować. Jeśli chcecie biegać po lesie w kierunku przeciwników, to proszę bardzo, ale przy odrobinie oleju w głowie Was wszystkich wyłapią i tyle będzie z waszej początkowej przewagi – Gankplank prześmiewczo zaakcentował ostatnie dwa wyrazy – Mam statek! Czy ktokolwiek z Was ma cokolwiek tego typu z którego może korzystać i nie zostać zdyskwalifikowanym? Nie słyszę? Halo? – pirat bawił się sytuacją.
- Co Ci po statku, co ma jedno do drugiego – Heimerdinger próbował ratować swoją pozycję organizatora spotkania.
- Ano to – kontynuował Gankplank – że możemy kogoś wystrzelić w stronę dżungli przeciwników!
- Ale jak to… wystrzelić? – Garenowi nie podobało się to słowo. Wciąż nie mógł sprzed oczu wyrzucić obrazu Ahri.
- Normalnie. Mam jedno nadszarpnięte działo, nieco ucierpiało w walce, ale może służyć jako katapulta. Co nie jest zabronione, jest dozwolone!
Znów rozległy się szmery. Tym razem dyskusja chociaż była na temat.
- To idiotyzm! Kompletny bezsens! Jak można wpaść na tak beznadziejny pomysł – grzmiał Zilean – mieliśmy wymyślić coś nowego, użyjmy wyobraźni, mózgu, myślenia!
- Pomysł jest dobry! W końcu coś nowego – odezwał się Alistar.
- Potrzebujemy kogoś małego, najlepiej kogoś, kto potrafi zniknąć jak już będzie na miejscu. Wyślemy go w strategiczne miejsce w przeciwnej dżungli i zaatakuje w odpowiednim momencie – Gankplank kontynuował ignorując komentarze.
- Twitch! Szczur! – zgromadzeni przekrzykiwali się nawzajem!
- Nie wpuszczę tego śmierdziela na statek, zdechłe makrele to perfumy w porównaniu z tym czymś - protestował pirat
Twitch wydawał się nieporuszony. Wydawało się wręcz, że przyjął tę ocenę z ulgą
- A gdzie jest ten harcerzyk z dmuchawką? On by się w końcu na coś przydał – Garen wpadł w końcu na jakiś dobry pomysł, powoli skutki zauroczenia wydawały się mijać. Grupka bohaterów zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu Teemo.
- Przecież był tu niedawno, gadał z dziewczynami – Gankplank spojrzał pytająco na Sonę. Twierdzący dźwięk z jej instrumentu utwierdził go w przekonaniach, że ważny punkt jego planu jeszcze przed chwilą gdzieś tu był.
Po chwili poszukiwań znaleziono ślady maleńkich stópek. Podejrzanie kończyły się w martwym punkcie z którego nic dalej nie wychodziło. Lisica wskazała bez słowa palcem na dziwne zjawisko. Podeszła do miejsca ukrycia i wysłała gorącego całusa w powietrze. Trafiła.
- Nigdzie nie idę! Nie będę żadnym pociskiem armatnim! – grzmiał Teemo. Nie miał jednak siły przebicia, całość została już przegłosowana. Na dodatek jego możliwość ucieczki i wyrażenia swojego niezadowolenia były mocno ograniczone – przywiązany łańcuchem Thresha do pobliskiego drzewa i z przyczepionym różowym totemem widzenia do czapeczki nie miał jak się przeciwstawić reszcie grupy.
- Mamy pierwszego ochotnika! Teemo będzie wspomagać naszą drużynę z lasu! – Heimerdinger był wyraźnie podekscytowany, że w końcu udało się coś ustalić – czy mamy jakiegoś ochotnika na górną aleję?
Kilka osób wystąpiło przed szereg
- Nie ma szans, żebym z kimkolwiek przegrał. Jestem silny, mocny i nikt mi nie ucieknie. Wygraną mamy w kieszeni – Darius na pewno nie był o wiele mniej skromny od swojego brata.
- Potrafię robić to samo co on… ale mam 4 nogi! – Centaur wyróżniał się wielkością, teraz jeszcze barwą głosu. Do pojedynku już chciał startować Rengar, ale znów zaczął podskakiwać Heimerdinger.
- Panowie, najmocniej przepraszam. Przecież ta rola jest już obsadzona. Bardzo proszę o wielkie brawa na cześć Gankplanka! – Heimerdinger był bardzo zadowolony, że obsadził już dwie pozycje. Odpowiedziała mu cisza. Po chwili najodważniejsi lub najmniej cierpliwi przestali ukrywać rozbawienie i wybuchali śmiechem.
- Jak to Gankplank? Przecież on nic nie umie. Strzela tylko tym pistolecikiem który na dodatek wiecznie się zacina i żre te limonki z adrenaliną które mu niby pomagają w walce. To ma być zawodnik najlepszy z najlepszych!? – Jarvan zwrócił się do tłumu który głośno wyraził swoje niezadowolenie popierając syna króla.
- Bardzo proszę w takim razie o inną taktykę, równie dobrą bądź lepszą. W przeciwnym wypadku wracam na morze – Gankplank bronił się stawiając ultimatum. Cisza. Nikt nie miał tak naprawdę pomysłu. – No to powodzenia, ahoj szczury lądowe!
Jarvan usiadł zły. Hecarim wydał z siebie półludzki dźwięk demonstrując zażenowanie, Yorick ze złości kopał jednego ze swoich ghouli.
- No widzicie! A jednak potraficie myśleć! – Gankplank z wyraźnym zadowoleniem na twarzy w geście triumfu wyciągnął cytrusowaty owoc nasączony rumem. – Za wygraną!
Heimerdinger nerwowo przeglądał notatki. Zostało mało czasu, a trzeba było jeszcze wybrać trzech bohaterów. Spojrzał po kandydatach. Znów zrobiło się luźniej i każdy zająć się swoimi sprawami. Zyra dyskutowała z Maokaiem o roślinach. Sona zgromadziła niemałą widownię i umilała czas jedną ze swoich pieśni. Zaraz obok w kółku grupa dyskutowała o wyborach Heimerdingera
- Uważam pomysł za całkowicie chybio… ała! – Katarina nie mogła dokończyć myśli, gdyż kolejny raz rozstała porażona przez Blitzcranka – nie możesz tego… wyłączyć? – pytała, masując rękę.
- To zebrane całodniowe napięcie, co jakiś czas strzela małymi piorunami. Jak wybuchnie i spuści prądu, to na jakiś czas będzie spokój. – Garen nie odrywał wzroku od tułowia Ahri.
- Czy mógłbyś łaskawie się skupić i nie gadać o spuszczaniu napięcia gapiąc się na jej cycki? Będę wdzięczna! – Katarina była zła, nie wiadomo czy na fakt, iż została przerwana interesująca rozmowa, czy na to, że Garen dławił się śliną patrząc nie na nią. Tak czy inaczej debatę – ponownie – przerwał największy taktyk, który wraz z Victorem i Zileanem opracowywali księgi, manuskrypty i starożytne zapiski szukając taktyki idealnej.
- Szanowni zgromadzeni, przyszedł czas na wybranie odpowiednika naszego prowadzącego na dolnej alei – Draven poprawił wąsy, Ezreal wypiął dumnie klatkę do przodu. Zac prześmiewczo nadmuchał się jak balon czym wprawił w złość złotowłosego i jednocześnie rozbawił resztę grupy – wspólnie postanowiliśmy, że na tę pozycję wybierzemy Rammusa.
- Jak to Rammusa? – długą ciszę zdecydowała się przerwać Ashe – jaki to ma sens? Gdzie logika? Czy to znowu wymyślił ten pirat?
- Rozumiem zdenerwowanie a wręcz rozczarowanie – spokojnym głosem odezwał się człowiek z dziwaczną fryzurą oraz zegarkiem na plecach – ale uważamy, że to bardzo dobre rozwiązanie. Posłużę się przykładem. Dravenie, kogo najbardziej chce dopaść drużyna przeciwna podczas walk drużynowych?
- Dravena! Bo jest najlepszy! – odpowiedział o sobie w trzeciej osobie jednocześnie żonglując toporami.
- Pani Ashe? – Zilean kontynuował. Ashe wydawała się być zbita z tropu. To ona miała zadawać pytania a nie odpowiadać.
- No, teoretycznie też mnie. Ale to nie zmienia faktu, że…
- …że każdego prowadzącego będą chcieli pozbawić życia na początku. – dokończył – Nasz Rammus będzie spełniał taką rolę, ale jednocześnie będzie na tyle silny i wytrzymały, że nie będzie łatwo go wykluczyć z walki. Doskonała umiejętność prowokacji oraz naturalnie ciężki pancerz czynią z Rammusa idealnego kandydata na zajęcie czasu przeciwników podczas gdy my będziemy robić to samo z ich prowadzącym… lekkim i bezbronnym jak piórko.
Rammus stał sparaliżowany. Nieprzyzwyczajony do bycia w centrum uwagi mruknął coś pod nosem.
- Przecież to jest bez sensu. – Ezreal nie dawał za wygraną. – jak on ma strzelać? Czym? Rzucać kamieniami?
- Wystarczy, że będzie odbijać otrzymane strzały w stronę napastnika. Jemu nic się nie stanie, a agresor sam sobie zrobi krzywdę. A resztę zrobi… reszta – Zilean wytłumaczył swój wybór. Heimerdinger siedział cicho, wydaje się, że nie był zachwycony tym pomysłem. Draven usiadł na kamieniu zrezygnowany. Vayne i Varus wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- To szaleństwo… a co na to sam zainteresowany? – Rammus stanął na dwie nogi. Duża skorupa rzeczywiście była twarda niczym diament i ciężko było coś zrobić właścicielowi.
- Ok!
- Proszę Państwa, dwa miejsca zostały, a zaczynamy za naprawdę niedługo! Propozycję co do osoby na środkowej alejce, ktoś chętny? Śmiało! – Viktor zachęcał do głosowania – Z racji tego, że chcemy wygrać mecz bardzo szybko potrzebujemy kogoś, kto mógłby w bardzo sprytny sposób oszukać przeciwnika. Potrzebujemy Yordla, który będzie zamieniać się z Teemo ciuchami.
- Ale jak to… ciuchami? – Veigar poczuł się niekomfortowo.
- Wyobraź sobie taką sytuację! Trwa mecz, widzisz jakie przeciwnik ma przedmioty! Wracasz, kupujesz coś na odporność na magię, a tu bach – Twój przeciwnik kolekcjonuje już ekwipunek zwiększający obrażenia od ataku! Wracasz ponownie a tu znowu niespodzianka – wróg przychodzi w dużej, czerwonej czapce. Powoduje to kompletną dezorganizację, stratę czasu oraz pieniędzy! – Heimerdinger miał dziś oryginalne pomysły. Na swój sposób okazywały się jednak one ciekawe i niebanalne.
- No to ja! – Tristana wybiła się w powietrze i z hukiem wylądowała w tym samym miejscu – przy okazji mam ten sam rozmiar co Teemo, mam armatę więc mogę go z powrotem wystrzelić i dogadam się z Gankplankiem, kiedyś byłam piratką!
Heimerdinger nic nie powiedział. Po prostu zaczął klaskać. Całość układanki zaczynała przypominać drużynę.
- Ostatnie miejsce – dla supporta! – Victorowi też udzielało się ogólne podekscytowanie. Już za chwilę miał rozpocząć się mecz. Nie było czasu na gierki i głosowanie. Trzeba było wybierać od razu.
- Support nie musi tworzyć wizji, bo wygramy w pierwszych minutach. Ważne, żeby wyeliminował najniebezpieczniejszego przeciwnika w drugiej drużynie – Heimerdinger przedstawił opis stanowiska.
- To może ja! – patyczakowata postać zabrała głos – potrafię wystraszyć na tyle dobrze, że przez pewien okres czasu delikwent jest przerażony i chodzi bezradnie w kółko!
- A ja mogę wykopać go z mapy, zanim wróci minie dużo więcej czasu niż ten Twój śmieszny strach – Alistar postanowił przesłać swoją kandydaturę.
- Bardzo dobrze! Proszę o szybkie głosowanie całą społeczność! Ręka do góry kto jest za Panem Fiddlesticksem! Tak, odnóże też może być Skarnerze… - Zilean postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zakończyć wybory. Organizatorzy liczyli naprędce głosy.
- A ja zajmę się przeciwnikiem na dużo więcej, niż Wy słodziaki razem wzięci – Ahri puściła oczko do pozostałej dwójki kandydatów. Wyglądali dość komicznie obok siebie jak zupełne przeciwności.
- A co Ty niby chcesz tam zrobić? To może Jaxa sobie weź, on Ci latarnie przyniesie od razu – Katarina wciąż szukała zaczepki za poprzednią sytuację z Garenem.
- Nie wiem, jakoś sobie dam radę. No bo kto mi się oprze? – Ahri wzruszając ramionami zupełnie przypadkowo poprawiła sobie guzik przy dekolcie oraz nastroszyła ogony, delikatnie się uśmiechając. Męska część grupy nerwowo zaczęła stąpać w miejscu. Taric stał niewzruszony i obrażony, że został pominięty podczas wyboru ostatniej pozycji.
- Mmm tak! Niech będzie! – Heimerdinger, pomimo wieku, dalej miał kłopoty z odparciem uroku. - Pani Ahri zajmie się przeciwnym prowadzącym w… – zapauzował na chwilę w poszukiwaniu słowa – …swoim stylu. Proszę o brawa!
- Żenada. Żenada. Żenada. – Katarina niedbale uderzała dłonią w dłoń. Ahri wysłała jej buziaka.
================
- Myślicie, że to wyjdzie? – ciszę przerwał Zilean.
- Sam nie wiem, na papierze wyglądało to całkiem dobrze, czysto teoretycznie. No i trzeba przyznać, że na pewno będziemy mieć efekt zaskoczenia. Byleby tylko nie zepsuć początku. – Heimerdinger był przekonany o sukcesie.
Wszystko było gotowe, mecz miał się zacząć lada moment. Wszyscy widzowie zgromadzili się na skale z której widać było całą arenę bitwy.
Zakładki