Reklama
Pokazuje wyniki od 1 do 9 z 9

Temat: [Esej] O twórczości własnej

  1. #1
    Avatar Minsafo
    Data rejestracji
    2004
    Posty
    2,619
    Siła reputacji
    22

    Domyślny [Esej] O twórczości własnej

    Miało być bez wstępu, wszystko co miałem do powiedzenia chciałem zawrzeć w samym tekście, ale jednak muszę zmienić zdanie. Esej miałem opublikować już wczoraj, kliknąłem nawet 'nowy temat', jednak po chwili dałem sobie spokój - trochę się bałem, że przyniesie więcej szkody niż pożytku. Dzisiaj pokazałem go jednak Edzie, stwierdziła żebym wrzucał, bo nie ma szans aby pogorszył sytuację w dziale, tak więc wrzucam.

    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Nie dalej niż dwa miesiące temu zostałem poproszony o wypełnienie ankiety. Ankiety, którą wszyscy z pewnością dobrze znacie, wszak dotyczyła właśnie tego zapomnianego przez Boga i ludzi działu, do którego od lat zagląda tylko topniejąca garstka zapaleńców, a nowe twarze widujemy rzadziej niż podobiznę króla Zygmunta na banknocie NBP. W zeszłym tygodniu natknąłem się na opracowanie wspomnianego kwestionariusza, co było bezpośrednią przyczyną, dla której teraz to czytacie. Otóż czytając podsumowanie wyników, przypomniałem sobie, że padło tam pytanie „Dlaczego nie publikujesz swoich tekstów w dziale "Twórczość własna"?” oraz uświadomiłem, że nie pamiętam odpowiedzi. Nie pamiętam nawet czy było jakieś miejsce na wpisanie własnego responsu czy też wybór ograniczał się do przygotowanej wcześniej listy. Spotkałem się kiedyś z opinią głoszącą, iż człowiek, który nigdy nie kłamie, nie musi mieć dobrej pamięci. Nic bardziej błędnego – jestem stuprocentowo pewny, że moja odpowiedź nie była kłamstwem czy wymówką, a fakt że jej nie pamiętam świadczy iż albo się zestarzałem i dopadają mnie przypadłości, jakie jeszcze do niedawna rezerwowałem dla rodziców, albo (do czego bardziej się skłaniam) uznałem, że odpowiedź zawierająca całą prawdę nie zmieściłaby się w tak małej ankiecie, więc napisałem zaledwie parę słów, które nie wyczerpały tematu. No cóż - lapidarność nigdy nie była cechą, którą mógłbym przypisać swojemu stylowi wypowiedzi. Jednocześnie nie znoszę żadnych form zatajania prawdy, ukrywania jej za wygodniejszymi półprawdami, niedopowiedzeniami czy odpowiedziami, które pytający chciałby usłyszeć. Zaparzyłem więc herbatę i usiadłem do komputera.
          Zaczynam od dwóch rzeczy, wykonywanych właściwie jednocześnie. Pierwszą jest uświadomienie sobie, że moja opinia na ten temat ani nikogo nie obchodzi ani też nie jest specjalnie rewolucyjna, w związku z czym uprawiam sztukę dla sztuki. Nic to jednak nowego, bowiem drugą rzeczą jest odgrzebanie katalogu z moimi dotychczasowymi tworami literackimi - naliczam ich kilkanaście, a więc dokładnie tyle samo co podczas poprzedniej tu wizyty, jakieś cztery do sześciu miesięcy temu. Tylko dwa spośród nich zostały opublikowane i to wyłącznie dlatego, że były pisane pod konkursy, których nie mogłem sobie odpuścić. Pozostałych dwanaście przeznaczonych jest, zupełnie jak dwunasty film z Jamesem Bondem, tylko dla moich oczu. Przeglądam pobieżnie te kilkadziesiąt stron odpowiedzi na pytanie ankietowe, których nie potrafiłem skrócić do sensownych gabarytów.
          Dalej nie potrafię, dlatego klikam prawym na pulpit i tworzę nowy dokument Word, nadając mu szumną nazwę „felieton”. Jednak jeszcze przed otwarciem, uświadamiam sobie, że już nie pamiętam czym tak naprawdę felieton jest. Pewnie, czasem czytuję gazety, gdzie można znaleźć kolumny felietonistów, jednak jakość współczesnego dziennikarstwa pozostawia tak wiele do życzenia, że trudno właściwie dalej je nazywać dziennikarstwem. Czort jeden wie czy to, co tak zwani „publicyści” tam wypisują, faktycznie kwalifikuje się pod felieton czy może jednak żurnaliści nawet tego dziś stworzyć nie potrafią. Sięgam więc pamięcią do czasów licealnych, kiedy to pani profesor edukowała nas na temat form publicystyki i w ciągu miesiąca poprosiła o napisanie kolejno: felietonu, reportażu oraz eseju. I choć (jak większość Polaków) zawsze lubiłem i dalej lubię zabierać głos w dyskusjach czy przedstawiać swoje spostrzeżenia na przeróżne tematy, to od tamtego pamiętnego miesiąca nigdy nie miałem okazji aby to zrobić w sposób usystematyzowany. Krótko mówiąc: nie pamiętam czym jedno od drugiego się tak naprawdę różni. Mimo wszystko może się okazać, że to jednak skleroza odpowiada za to, iż nie mogę sobie przypomnieć odpowiedzi na pytanie ankietowe. Odrzucam tę myśl w najdalszy zakamarek umysłu i sięgam do wikipedii. Kilka minut później zmieniam nazwę pliku na „esej”, dopijam resztki herbaty, idę zaparzyć nową i zastanawiam się przy tym, od czego zacząć wypowiedź. Przypomina mi się scena z „Dnia świra”, w której główny bohater czeka na pełną godzinę, podciąga spodnie, poprawia sweter, ustawia obok fotela idealnie odmierzoną porcję kawy, zlewa ze spodeczka to, co mu się po drodze wylało, poprawia spodnie ponownie i orientuje się, że cały ten proces zajął mu tyle czasu, że pełna godzina właśnie minęła i teraz musi czekać z rozpoczęciem pisania do kolejnej. Scena przesadzona do granic absurdu, niemniej jednak brutalnie prawdziwa. Przygotowuję więc dwa kubki herbaty utożsamiając się z Adamem Miauczyńskim, który zdecydował się przestawić zegarek na za minutę do pełnej godziny i siadam do komputera z poczuciem satysfakcji, że oszukałem system, oraz solennym postanowieniem, iż nie ruszę się już sprzed ekranu, dopóki nie zakończę pracy.
          W wieku około późnopodstawówkowym większość dzieciaków rozpoczyna swoją przygodę z literaturą. Oczywiście czytają już wcześniej, sam zresztą pamiętam jak w ciągu pierwszych trzech lat edukacji szkolnej co środę, w iście karnym dwurzędzie, punkt ósma pięćdziesiąt pięć, wyruszaliśmy pod opieką nauczycielki spod sali o zapomnianym już numerze do szkolnej biblioteki, gdzie każde z nas miało obowiązek wypożyczenia minimum jednej książki. Nie wiem czy ten zwyczaj się jeszcze uchował, nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż mówiąc „przygoda z literaturą”, mam na myśli czytelnictwo świadome, takie w którym człowiek z własnej, niczym nieprzymuszonej woli decyduje się sięgnąć po książkę, która nie została mu podana na tacy, a którą sam sobie wybrał. Przykrym faktem jest, że większość z tej świeżo wyklutej trzódki czytelników kończy karierę jeszcze szybciej niż szkołę elementarną, chociaż pewien odsetek odkrywa na czym polega cud literatury i już do końca życia mniej lub bardziej regularnie sięgać będzie po kolejne powieści. Ewolucja odbywa się jednak nie tylko na płaszczyźnie biologicznej, toteż spora część tych dzieciaków dojdzie w końcu do wniosku, że fajnie byłoby samemu coś stworzyć i pewnego dnia budzą się z przekonaniem, że oto wymyślili niesamowitą historię, którą koniecznie trzeba opowiedzieć całemu światu. W większości przypadków okazuje się, że historia wcale nie była taka niesamowita, a autor nie potrafi pisać i im szybciej znajdzie sobie nowe hobby, tym lepiej będzie dla wszystkich. Innym się jednak udaje – ci zostają pisarzami, choć zważywszy na względnie niskie honoraria, niekoniecznie zawodowymi. Oczywiście gdzieś pomiędzy jest ciężka praca, determinacja, konsekwentne dążenie do celu czy szumnie wypowiadane hasło „nie poddam się!”. Choć postawa jest godna podziwu, to może niekoniecznie naśladowania.
          Mam wrażenie, że dokładnie w tym momencie widzę grymas niezadowolenia i niezgody wypisany na twarzach części z czytelników, nawet niekoniecznie tych, którzy piszą i publikują. Bo jakże to tak – tyle się mówi o pogoni za marzeniami, o realizowaniu siebie, wmawia się ludziom że nie mogą się nigdy poddawać, dzieciom w bajkach przemyca się idee o wytrwałym stąpaniu po zarośniętej ścieżce i jej przewadze nad wybrukowaną, prostą drogą, a on ot tak mówi, że to jest złe!?
          Ano mówi. Literatura jest formą sztuki, a sztuka powinna być wybitna. Powinna reprezentować wartości estetyczne i wprawiać w zachwyt. Pozostawiać w osłupieniu i zadumie nad geniuszem twórcy, który potrafił coś tak niesamowitego stworzyć. W sztuce nie ma miejsca na szmirę, sprzeczna jest ona z samą definicją sztuki. Wraz z postępem cywilizacyjnym doczekaliśmy się egalitaryzacji kultury, co doprowadziło do zalania nas morzem już nawet nie dzieł, a produktów zaledwie pretendujących do tego miana: tandetnych jednolicie czarnych obrazów, które potrafi namalować dosłownie każdy, rzeźb fallusów, których wystawa cieszy się większym zainteresowaniem niż „Dyskobol” Myrona czy właśnie powieści, które traktują dosłownie o niczym, a napisane są byle jak. Dochodzi do absurdów, gdy osoba zwiedzająca muzeum zastanawia się, czy wyrwane gniazdko ma być przejawem artystycznego geniuszu, za obejrzenie którego zapłaciła dwadzieścia złotych, czy może jednak zwykłą usterką, której nie zdążono jeszcze naprawić.
          Oczywiście można się spierać, że artyzm nie jest już jedynym zadaniem sztuki, a wraz z jej upowszechnianiem (szczególnie wśród prostych ludzi) coraz częściej powinna służyć zwykłej rozrywce. Zgadzam się i z tym, sam wszakże jestem człowiek prosty, który choć dużo by chciał, to jednak pewnych rzeczy nie przeskoczy i czerpie dziką przyjemność z rozrywek nieskomplikowanych, nie wymagających zbyt aktywnego udziału mózgu – takich, którymi może się rozkoszować po ciężkim dniu pracy bez obaw, że nie zrozumie co się dzieje i w efekcie zmarnuje jedynie czas, który mógłby przeznaczyć na coś innego. Osobną kwestią pozostaje czy literatura bez wartości artystycznych to jeszcze sztuka, ja jej jednak nie będę tutaj roztrząsał – i tak już za bardzo odszedłem od tematu. Na potrzeby tego tekstu pozostanę przy stanowisku, że mimo wszystko jest. Sztuką niską, sztuką niekompletną, ubogą, prostą czy jakkolwiek jeszcze by tego nie nazwać (a może jednak sztuką pełnoprawną? w końcu umiejętne zabawienie odbiorcy też wymaga nie lada umiejętności, do czego zresztą dążę – miałem jednak tego nie roztrząsać, zostawiam więc pytanie bez odpowiedzi) pozostaje jednak pewną formą sztuki, która musi być wybitna, wprawiać w osłupienie, zachwycać i robić wszystko inne, co do jej zadań należy.
          W międzyczasie skończyły mi się obie herbaty, łamię więc słowo dane samemu sobie, zaparzam kolejną i wykorzystuję ten czas na zastanowienie się jak skierować ten quasi-esej na właściwe tory, bo ostatnie kilka akapitów sprawia wrażenie jakby wymknęły się nieco spod kontroli. Kuszą aż o postawienie pytania jaki to ma związek ze mną, śpieszę więc aby na nie odpowiedzieć. Mam pełną świadomość, że czternaście tekstów skrytych na moim komputerze dało się napisać lepiej. To jeszcze by było pół biedy, gorzej natomiast, że one wielokrotnie zostały napisane lepiej. Przez innych ludzi, którzy mieli ten sam pomysł i lepiej go wykorzystali. Lubię o sobie mówić, że jestem człowiekiem oczytanym. To nie do końca jest prawda, bo choć czytam stosunkowo dużo, to jednak znam ludzi w wieku zbliżonym do mojego, którzy przeczytali dziesięciokrotnie więcej książek ode mnie. Używam (a właściwie to częściej jest ono używane na mnie przez innych ludzi, że tak połechcę swoją próżność) jednak tego określenia właściwie tylko w rozmowie z osobami, których dorobek czytelniczy jest kilkunastokrotnie mniejszy od mojego – mam więc pewne relatywne prawo do słowa „oczytany”, które z dumą egzekwuję. W każdym razie pozwoliło mi to na zapoznanie się z wieloma pomysłami, które zostały już lepiej lub gorzej wykorzystane. Zazwyczaj nie przeszkadza mi to w ponownym użyciu idei, wykreowaniu własnej wizji danego motywu, realizacji tematu po swojemu. W końcu piszę przede wszystkim dla siebie – dla przyjemności, dla rozwoju czy dla odciążenia umysłu (kolejna myśl, z jaką się kiedyś spotkałem: nie wiesz co tak naprawdę uważasz na dany temat, dopóki nie zaczniesz się z kimś o to kłócić – jest w tym sporo prawdy i wydaje mi się, że przelewanie swoich myśli na papier jest pewną formą jednoosobowej kłótni, jakiej można dokonać z braku równorzędnego partnera zainteresowanego rozmową na dany temat a posiadającego odmienne poglądy). Nie widzę jednak żadnego powodu, dla którego miałbym zabierać innym ludziom czas, oferując im do przeczytania teksty wadliwe, przemyślenia wtórne i pomysły, których lepszą realizację już widzieli. Posunę się nawet dalej – w oparciu o wcześniejsze akapity uważam, że publikowanie takich tekstów jest zbrodnią przeciwko literaturze, do której ja nie chcę przykładać ręki. Taka jest właśnie moja odpowiedź na pytanie „Dlaczego nie publikujesz swoich tekstów w dziale "Twórczość własna"?”.
          Wypiłem kolejną herbatę, jednak tymczasowo kolejnej już nie zaparzę. Siedzę nad pustym kubkiem i biję się z myślami: doskonale widzę, że tekst jest daleki od perfekcji, aczkolwiek tym razem nie jest to aż tak wielki problem – raz, że forma luźnego eseju rządzi się swoimi prawami, jakże odmiennymi od literatury pięknej, a dwa: od początku był pisany jako swoiste wyznanie, które przecież musi być uczynione przy świadkach aby miało jakikolwiek sens. Niepokoi mnie jednak co innego: cała idea forum takiego jak to opiera się na wszystkim tym, czego robić nie chcę: na publikacji tekstów niedoskonałych. Czy w związku z tym „Twórczość własna” jest rakiem, którego jak najszybciej trzeba się pozbyć zanim rozpoczną się przerzuty? Pozornie można moje przemyślenia tak odebrać, jednak nic bardziej błędnego. Dział istnieje właśnie po to, aby każdy początkujący mógł się dowiedzieć, ile warte są jego teksty zanim zaleje nimi szerszy rynek. Nikt nie oczekuje, że będą się tu pojawiać arcydzieła i przyszłe klasyki gatunku. Internet potrzebuje miejsc takich jak nasze, m. in. właśnie po to, aby nie pojawiały się w miejscach zarezerwowanych dla prawdziwych dzieł, a jednocześnie aby publikujący choć minimalnie mogli się przybliżyć do upragnionego celu, jakim jest zostać pisarzem z prawdziwego zdarzenia. Czytam zatem każdy nowy tekst, jaki się pojawi, mimo iż wiem, że będzie w najlepszym przypadku dobry, a zazwyczaj po prostu znośny. I cieszę się tą lekturą. Cieszę się, że pojawił się właśnie tutaj. Cieszę się, że zobaczy go jedynie kilkadziesiąt osób, z których każda będzie z góry wiedziała, czego mniej więcej może się spodziewać. I cieszę się na myśl, że kolejny tekst będzie albo lepszy, albo nie będzie go w ogóle.
          Ale nie opublikuję swoich. Nie, dopóki jestem w stanie na własną rękę znaleźć w nich błędy.

    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

    Posłowie z kolei miało być, ale nie będzie - chciałem wyjaśnić dlaczego dokładnie rozmyśliłem się początkowo z publikacji, jednak obawiam się, że może to zakrzywić Wasz odbiór tekstu, toteż wstrzymam się z tym i ewentualnie wyjaśnię później, po pierwszych komentarzach.

  2. #2
    Avatar Nosikamyk
    Data rejestracji
    2010
    Położenie
    Rzeszów
    Wiek
    32
    Posty
    1,479
    Siła reputacji
    15

    Domyślny

    Dobrze piszesz, przyjemnie się to czyta oraz widać, że faktycznie jesteś oczytany. Wprawdzie stylistycznie tekst mi się podoba, jednak muszę poniekąd przyznać rację Andrzejowi - temat Twojego eseju jest dość błahy, co ostatecznie sprawia, że praca może nudzić, szczególnie tych mniej zaprawionych w literackich bojach czytelników. Proponuję więcej śmiałości w publikowaniu swoich prac, które, mocno na to liczę, w przyszłości będą traktowały o nieco bardziej ważkich i ciekawych kwestiach.

    Nie wiem co dokładnie miałeś na myśli pisząc, że dopóki dostrzegasz w swojej pracy błędy, dopóty jej nie zaprezentujesz na forum, ale jeśli chodziło o drobnostki typu brak tu i ówdzie przecinka, to nalegam na porzucenie tych trosk, gdyż codziennie widzę gorsze potknięcia w artykułach publikowanych na portalach takich jak interia czy onet. Jeśli chodzi natomiast o stylistykę, to także nie masz powodu do wstydu. Nie będę się rozwodził nad ogólną spójnością tekstu, ponieważ uważam, iż jest to w znacznej mierze kwestia praktyki.
    Ostatnio zmieniony przez Nosikamyk : 16-01-2013, 19:16

  3. Reklama
  4. #3
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    Minsafo raczej miał na myśli, że dopóki dostrzega, to sam umie poprawić - więc nie ma potrzeby publikacji, skoro nie ma tu fachowców = tak mi się wydaje :D
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

  5. #4
    Avatar Master_Tv
    Data rejestracji
    2007
    Posty
    1,564
    Siła reputacji
    19

    Domyślny

    Ah, jeden, wielki, literacki pojazd na piszących w tym dziale - nie ma nic piękniejszego, dziękuję.
    Przepraszam za moje posty - czasami nie mam czasu aby sformułować je krócej.

  6. #5
    Avatar Dr.Mentos
    Data rejestracji
    2005
    Położenie
    City of Splendors
    Posty
    216
    Siła reputacji
    20

    Domyślny

    Żarło, żarło i zdechło – trochę donikąd ten esej zmierza. Mam wrażenie, że w meandrach dygresji gdzieś zagubiła się główna myśl, jednak poruszyłeś sporo interesujących wątków.
    Ano mówi. Literatura jest formą sztuki, a sztuka powinna być wybitna. Powinna reprezentować wartości estetyczne i wprawiać w zachwyt. Pozostawiać w osłupieniu i zadumie nad geniuszem twórcy, który potrafił coś tak niesamowitego stworzyć. W sztuce nie ma miejsca na szmirę, sprzeczna jest ona z samą definicją sztuki.
    Chyba nie do końca tak to wygląda - sztukę też można wartościować na lepszą lub gorszą. Masz bardzo romantyczne podejście do sprawy, artysta niekoniecznie musi być od razu jakimś półbogiem, który w przypływie natchnienia tworzy ponadczasowe dzieła ukazujące prawdziwą naturę wszechświata. Samo rozumienie pojęcia sztuki zmieniało się na przestrzeni wieków wielokrotnie, obecnie chyba najbardziej popularna jest definicja alternatywna Tatarkiewicza, która w swej istocie jest bardzo szeroka.
    Wraz z postępem cywilizacyjnym doczekaliśmy się egalitaryzacji kultury, co doprowadziło do zalania nas morzem już nawet nie dzieł, a produktów zaledwie pretendujących do tego miana: tandetnych jednolicie czarnych obrazów, które potrafi namalować dosłownie każdy, rzeźb fallusów, których wystawa cieszy się większym zainteresowaniem niż „Dyskobol” Myrona
    A nie uważasz właśnie, że symptomatyczny jest fakt nikłego zainteresowania rzeźbą antyczną? Sztuka niosąca za sobą głównie wrażenia estetyczne stała się mało interesująca, piękno stało się zbyt powszednie, by w takiej formie móc elektryzować olbrzymie rzesze widzów. Obecna publiczność potrzebuje mocniejszych, bardziej aktualnych bodźców, które współcześni artyści starają się wygenerować.
    Dochodzi do absurdów, gdy osoba zwiedzająca muzeum zastanawia się, czy wyrwane gniazdko ma być przejawem artystycznego geniuszu, za obejrzenie którego zapłaciła dwadzieścia złotych, czy może jednak zwykłą usterką, której nie zdążono jeszcze naprawić.
    Są wystawy lepsze i gorsze, proste. Natomiast powyższy argument, przytaczany w różnych wersjach niemal w każdej dyskusji o sztuce współczesnej, jest mocno przejaskrawiony i odnosi się do jakiegoś bardzo małego skrawka tzw. art worldu.
    Oczywiście można się spierać, że artyzm nie jest już jedynym zadaniem sztuki, a wraz z jej upowszechnianiem (szczególnie wśród prostych ludzi) coraz częściej powinna służyć zwykłej rozrywce. (…) Osobną kwestią pozostaje czy literatura bez wartości artystycznych to jeszcze sztuka, ja jej jednak nie będę tutaj roztrząsał – i tak już za bardzo odszedłem od tematu. Na potrzeby tego tekstu pozostanę przy stanowisku, że mimo wszystko jest. Sztuką niską, sztuką niekompletną, ubogą, prostą czy jakkolwiek jeszcze by tego nie nazwać (a może jednak sztuką pełnoprawną? w końcu umiejętne zabawienie odbiorcy też wymaga nie lada umiejętności, do czego zresztą dążę – miałem jednak tego nie roztrząsać, zostawiam więc pytanie bez odpowiedzi) pozostaje jednak pewną formą sztuki, która musi być wybitna, wprawiać w osłupienie, zachwycać i robić wszystko inne, co do jej zadań należy.
    Według mnie oczywistym jest, że nie każdy kawałek literatury (filmu, malarstwa, czy czegokolwiek innego) w ogóle musi mieścić się w zbiorze o nazwie „sztuka”. Gość piszący tanie kryminały sprzedawane w kiosku zwykle nie jest artystą, a jego książki nie są dziełami sztuki. Koniecznie trzeba w tym miejscu rozgraniczyć twory czysto rozrywkowe/tworzone bez większych aspiracji przez rzemieślników od dzieł większego kalibru.
    Nie widzę jednak żadnego powodu, dla którego miałbym zabierać innym ludziom czas, oferując im do przeczytania teksty wadliwe, przemyślenia wtórne i pomysły, których lepszą realizację już widzieli. Posunę się nawet dalej – w oparciu o wcześniejsze akapity uważam, że publikowanie takich tekstów jest zbrodnią przeciwko literaturze, do której ja nie chcę przykładać ręki. Taka jest właśnie moja odpowiedź na pytanie „Dlaczego nie publikujesz swoich tekstów w dziale "Twórczość własna"?”.
    Nawet jeśli tekst jest słaby, to na pewno jego publikacja nie będzie żadną zbrodnią przeciw literaturze. Kultura potrzebuje bodźców, które będą generować w niej ruch – nawet słabe teksty mogą powodować jakiś intelektualny ferment wokół siebie, choćby za sprawą ich krytyki. To zawsze jest plus.
    Jednak w dużym stopniu się z tobą solidaryzuję, bo również czuję pewne onieśmielenie publikując cokolwiek swojego. To chyba normalne, że po przeczytaniu jakiegoś Prousta, czy Manna ma się wrażenie, że każde napisane przez siebie słowo jest kompletnie idiotycznym banałem. Kwestia wysokości na której zawieszona jest poprzeczka - nie ma co przesadzać z aspiracjami.

  7. #6
    Avatar Minsafo
    Data rejestracji
    2004
    Posty
    2,619
    Siła reputacji
    22

    Domyślny

    Cytuj Nosikamyk napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Dobrze piszesz, przyjemnie się to czyta oraz widać, że faktycznie jesteś oczytany. Wprawdzie stylistycznie tekst mi się podoba, jednak muszę poniekąd przyznać rację Andrzejowi - temat Twojego eseju jest dość błahy, co ostatecznie sprawia, że praca może nudzić, szczególnie tych mniej zaprawionych w literackich bojach czytelników. Proponuję więcej śmiałości w publikowaniu swoich prac, które, mocno na to liczę, w przyszłości będą traktowały o nieco bardziej ważkich i ciekawych kwestiach.

    Nie wiem co dokładnie miałeś na myśli pisząc, że dopóki dostrzegasz w swojej pracy błędy, dopóty jej nie zaprezentujesz na forum, ale jeśli chodziło o drobnostki typu brak tu i ówdzie przecinka, to nalegam na porzucenie tych trosk, gdyż codziennie widzę gorsze potknięcia w artykułach publikowanych na portalach takich jak interia czy onet. Jeśli chodzi natomiast o stylistykę, to także nie masz powodu do wstydu. Nie będę się rozwodził nad ogólną spójnością tekstu, ponieważ uważam, iż jest to w znacznej mierze kwestia praktyki.
    Akurat interpunkcja czy ortografia mają dla mnie marginalne znaczenie - takich błędów robię mało a jak się już jakiś zdarzy (wiadomo, lepiej żeby się nie zdarzały - ale czasem jednak nie ma siły), to poprawić je może korektor. Bardziej mam na myśli problematykę, bogactwo językowe, płynność tekstu czy samo piękno używanego języka - bo tego nikt za mnie nie poprawi, a ja sam widzę, że daleko mi do najlepszych. Mając przy tym świadomość, że ludzie mają ograniczony czas, nie chcę im (zazwyczaj) go zabierać na czytanie złych tekstów.

    Cytuj ProEda napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Minsafo raczej miał na myśli, że dopóki dostrzega, to sam umie poprawić - więc nie ma potrzeby publikacji, skoro nie ma tu fachowców = tak mi się wydaje :D
    Nawet nie chodzi o fachowców, bo oczywistym jest że sam zauważę 30 błędów, a ktoś inny wytknie mi 10 kolejnych, których nie zauważyłem. Po prostu wolałbym, żeby tych "moich 30" nie było, zanim dam to komuś do przeczytania.

    Cytuj Master_Tv napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Ah, jeden, wielki, literacki pojazd na piszących w tym dziale - nie ma nic piękniejszego, dziękuję.
    Ja wiem czy pojazd... Uważasz, że piszesz na poziomie zbliżonym do Manna, Hemingwaya, Goethego, Dostojewskiego, Poego, Norwida, Tolkiena, Byrona, Lema...? Czy nawet trochę niżej - Bułhakowa, Moliera, Keatsa, Mickiewicza, Dicka, Orwella, Kafki? Albo nawet jeszcze niżej: Sapkowskiego, Martina, Szymborskiej, Rowling, Browna? Bo mi się wydaje, że ani Ty ani ja ani nikt na tym forum nie dorównuje do ich poziomu, nikt nawet blisko nie jest. I w żadnym stopniu nie uważam tego za pojazd, obrazę czy cokolwiek innego - to zwykłe stwierdzenie faktu. Nie znaczy to oczywiście, że nikt z nas nie ma szans do tego poziomu kiedyś dojść, ale droga jest jeszcze baaaardzo daleka.


    Duża prośba, aby nikt nie wyskoczył nagle z komentarzem "a dlaczego Szymborska jest dwie ligi niżej od Norwida, a Tolkien wyżej niż Kafka" - kolejność nie jest ścisła, często oceniana po jednym dziele które akurat miałem okazję czytać oraz, poniekąd, po osobistej sympatii jaką darzę poszczególnych autorów.


    Cytuj Dr.Mentos napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Żarło, żarło i zdechło – trochę donikąd ten esej zmierza. Mam wrażenie, że w meandrach dygresji gdzieś zagubiła się główna myśl
    Z tym się muszę w stu procentach zgodzić, to jest chyba mój największy problem nie tylko w pisaniu, ale ogólnie w każdej dłuższej wypowiedzi (czy to ustnej czy pisemnej) - nie dość, że to co, da się powiedzieć w trzech zdaniach, rozwlekam do zdań dziesięciu, to jeszcze tylokrotnie odchodzę od głównego tematu, że na końcu sam już się gubię o czym w ogóle mówiłem. Walczę z tym jak tylko mogę, ale progres następuje bardzo powoli.

    Cytuj Dr.Mentos napisał Pokaż post
    Cytat został ukryty, ponieważ ignorujesz tego użytkownika. Pokaż cytat.
    Chyba nie do końca tak to wygląda - sztukę też można wartościować na lepszą lub gorszą. Masz bardzo romantyczne podejście do sprawy, artysta niekoniecznie musi być od razu jakimś półbogiem, który w przypływie natchnienia tworzy ponadczasowe dzieła ukazujące prawdziwą naturę wszechświata. Samo rozumienie pojęcia sztuki zmieniało się na przestrzeni wieków wielokrotnie, obecnie chyba najbardziej popularna jest definicja alternatywna Tatarkiewicza, która w swej istocie jest bardzo szeroka.

    A nie uważasz właśnie, że symptomatyczny jest fakt nikłego zainteresowania rzeźbą antyczną? Sztuka niosąca za sobą głównie wrażenia estetyczne stała się mało interesująca, piękno stało się zbyt powszednie, by w takiej formie móc elektryzować olbrzymie rzesze widzów. Obecna publiczność potrzebuje mocniejszych, bardziej aktualnych bodźców, które współcześni artyści starają się wygenerować.

    Są wystawy lepsze i gorsze, proste. Natomiast powyższy argument, przytaczany w różnych wersjach niemal w każdej dyskusji o sztuce współczesnej, jest mocno przejaskrawiony i odnosi się do jakiegoś bardzo małego skrawka tzw. art worldu.

    Według mnie oczywistym jest, że nie każdy kawałek literatury (filmu, malarstwa, czy czegokolwiek innego) w ogóle musi mieścić się w zbiorze o nazwie „sztuka”. Gość piszący tanie kryminały sprzedawane w kiosku zwykle nie jest artystą, a jego książki nie są dziełami sztuki. Koniecznie trzeba w tym miejscu rozgraniczyć twory czysto rozrywkowe/tworzone bez większych aspiracji przez rzemieślników od dzieł większego kalibru.

    Nawet jeśli tekst jest słaby, to na pewno jego publikacja nie będzie żadną zbrodnią przeciw literaturze. Kultura potrzebuje bodźców, które będą generować w niej ruch – nawet słabe teksty mogą powodować jakiś intelektualny ferment wokół siebie, choćby za sprawą ich krytyki. To zawsze jest plus.
    Jednak w dużym stopniu się z tobą solidaryzuję, bo również czuję pewne onieśmielenie publikując cokolwiek swojego. To chyba normalne, że po przeczytaniu jakiegoś Prousta, czy Manna ma się wrażenie, że każde napisane przez siebie słowo jest kompletnie idiotycznym banałem. Kwestia wysokości na której zawieszona jest poprzeczka - nie ma co przesadzać z aspiracjami.
    Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że piękno sztuki nigdy nie elektryzowało olbrzymich rzesz widzów, było raczej skierowane do niewielkiego procentu elity społeczeństwa - reszta ludzi znacznie więcej radości czerpała z prostych, bardziej przyziemnych bodźców, których zawsze ktoś im dostarczał, a które nic wspólnego ze sztuką nie miały. Cały sęk w tym, że dawniejsze metody zadowalania mas nie miały nic albo niewiele wspólnego z rozrywką dla elit, a obecne współdzielą z nią formę: są książki, które można określić jako "studium ludzkiej psychiki" i są książki, do których raczej pasują słowa "trzymający w napięciu dreszczowiec z wartką akcją". W samym tym nie byłoby nic złego (wręcz przeciwnie - to dobrze, że każdy teraz może znaleźć książkę dla siebie), jednak ten drugi typ powieści dociera do większej rzeszy odbiorców, w związku z czym rośnie też jego podaż. I obok "trzymających w napięciu dreszczowców" dostajemy tandetne czytadła, nie warte poświęconych im trzydziestu złotych i siedmiu godzin życia, a które zostały rozreklamowane dokładnie tym samym hasłem. To jest właśnie istota problemu (choć rzeczywiście nie do końca wynika to z eseju) - zalewa nas fala tandety a jej odsianie pochłania nasz czas i energię. Nie mam nic przeciwko rzemieślnikom bez większych aspiracji, nie odbieram im prawa do pisania książek ani broń Boże nie chcę stwierdzić, że to co tworzą, to nie jest literatura. Chciałbym po prostu, aby to byli rzemieślnicy, a nie partacze.
    Trzymając się wspomnianych przez Ciebie tanich kryminałów sprzedawanych w kiosku - nie uważasz, że lepiej by było, gdyby te tanie kryminały w ogóle się nie ukazały na rynku, a zamiast nich ludzie mogliby nabyć w kiosku kryminały z najwyższej półki, które przecież głębszych wartości mają taką samą (znikomą bądź zerową) ilość, ale za to mają ciekawsze dialogi, bogatsze opisy, bardziej nieprzewidywalną intrygę?




    Dzięki wszystkim za komentarze, doceniam że chciało Wam się to przeczytać i napisać parę zdań opinii. Pozwolę sobie dodać jeszcze to, co miałem zrobić na początku a co jednak zataiłem:
    Posłowie z kolei miało być, ale nie będzie - chciałem wyjaśnić dlaczego dokładnie rozmyśliłem się początkowo z publikacji, jednak obawiam się, że może to zakrzywić Wasz odbiór tekstu, toteż wstrzymam się z tym i ewentualnie wyjaśnię później, po pierwszych komentarzach.
    Jak wspomniałem w tekście: to był mój pierwszy esej od czasów liceum, kompletnie nie mam doświadczenia w tego typu tekstach. Początkowo miał traktować stricte o poziomie mojej pisaniny i wynikającej z tego niechęci do chwalenia się nią, ale jak słusznie zauażyliście - wkradło mi się "trochę" dygresji, które ostatecznie przyciemniły główny wątek do tego stopnia, że spłynął chyba na dalszy plan. Co więcej - po napisaniu pierwszej wersji eseju przeczytałem go i z niejakim zdziwieniem dostrzegłem, że na końcu nie zgadzam się już z samym sobą. Rozwinąłem kilka skrótów myślowych, dodałem parę dodatkowych spostrzeżeń, później zmieniałem tekst jeszcze dwa razy i w końcu zaprezentowałem to, co widzicie. Gdybym się wstrzymał jeszcze jakiś czas, to poprawiłbym go kolejne pięć razy, jednocześnie z każdą kolejną poprawką tracąc coraz bardziej ochotę na pokazywanie go komukolwiek, aż wreszcie wylądowałby jako trzynasty tego typu plik w folderze.

    Jednocześnie jest coś, do czego doszedłem w trakcie drugiej czy trzeciej poprawki: klarowność tekstu i jego przesłania. Choćbym nie wiem jak kombinował, to pozostanie to jedną z tych rzeczy, których sam nigdy nie będę w stanie prawidłowo ocenić, bo stosuję wiele skrótów myślowych i choć jako autor doskonale wiem, co miałem na myśli pisząc dane słowa, to jednak czytelnicy już niekoniecznie to wiedzą, toteż mogą opatrznie rozumieć moje pomysły. Wydaje mi się, że w moich wypocinach jest to dosyć istotny problem, więc im szybciej się tym zajmę, tym lepiej, w związku z tym następne opowiadanie (czy cokolwiek to będzie) na pewno opublikuję tu do oceny

  8. #7
    Avatar ProEda
    Data rejestracji
    2008
    Położenie
    Z bidy z nendzo
    Wiek
    24
    Posty
    2,040
    Siła reputacji
    17

    Domyślny

    A ja może powiem w końcu ocenę swoją, że całość bardzo ciekawa i czyta się przyjemnie, właśnie taka falująca, monotonna troszkę stylistyka jest fajna, bo w taki trans przy czytaniu wpadłam, niezależnie od problematyki poziom serio duży prezentujesz jeśli chodzi o pisaninę, ale porównywanie, że ktoś gorszy od Szymborskiej itp. niezbyt jest słuszne, bo jednak wszyscy jeszcze młodzi jesteśmy i wiele lat przed nami, a kto wie jaki oni poziom prezentowali w wieku nastu/dziestu lat, praktyka czyni mistrza c'nie :D
    WHO?!
    WHO WHO WHO?!

  9. #8
    Avatar Aravons
    Data rejestracji
    2011
    Położenie
    Chojnów
    Posty
    245
    Siła reputacji
    13

    Domyślny

    Może nie powinienem się wypowiadać w kwestiach pisania tekstów. Sam czasem coś napiszę, ale od tak zaraz to porzucam. Zawsze to jakoś człowieka uspokaja i pozwala trochę pomyśleć, popatrzeć z innej perspektywy.
    Sam tekst czytało się na prawdę fajnie. Nie jestem osobą wielce oczytaną, bo książki które miałem w rękach w ciągu ostatnich 5 lat, z własnej woli można by zliczyć na palcach obydwu dłoni. Według mnie źle robisz, że stawiasz sobie poprzeczkę której możliwie nigdy nie przeskoczysz. Jako młody artysta/pisarz nie możesz rzucać sobie takich kłód pod nogi. Nie publikując, nie dając ludziom do oceny i porównania, nie zauważysz progresu.
    Też borykam się z problemem pisania/mówienia w zbyt wylewny, otwarty sposób, po chwili gubiąc sens i cel wypowiedzi. To takie natręctwo, słyszę w głowie - "Powiedz więcej, bo teraz nie rozumieją tego tak jak tego oczekujesz".

    Uważam, że jesteś o wiele lepszy niż wielu jakichś pismaków i podrzędnych dziennikarzy piszących artykuły dla portali informacyjnych, czy nawet do popularnych gazet.
    Życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu, no i kontroli nad wylewnością zbędnych zdań, bo nad tym trzeba pracować.

  10. #9
    Avatar Szantymen
    Data rejestracji
    2007
    Położenie
    Szczecin
    Posty
    1,729
    Siła reputacji
    18

    Domyślny

    Hmm... Moje zdanie na ten temat jest takie, że warto publikować swoje teksty, choćby miały być słabe. Każdy tekst, umyślnie czy nie, jest zbiorem pewnych idei czy schematów myślenia autora. Może więc dojść do takiej sytuacji, że czytasz tekst i myślisz sobie "To opowiadanie jest chujowe, składnia leży, bogactwo językowe równe zero. Ale sam pomysł nie jest taki zły..." Później zapominasz o tym, co przeczytałeś, ale twoja podświadomość pamięta. Ziarenko zostało zasiane, kto wie co z niego wykiełkuje?
    Myślę, że wszystkie wielkie idee i dzieła sztuki swe źródła miały nie w umysłach ich twórców, lecz dużo wcześniej. Każda idea, każda myśl w naszej głowie opiera się na czymś co już było, na czymś co już widzieliśmy.
    Także myślę, że nawet kiepski tekst może zainspirować kogoś do stworzenia czegoś nowego. Może czegoś lepszego? Może czegoś wybitnego?

Reklama

Informacje o temacie

Użytkownicy przeglądający temat

Aktualnie 1 użytkowników przegląda ten temat. (0 użytkowników i 1 gości)

Podobne tematy

  1. League of Legends zbiorczy temat twórczości mojej
    Przez Lyszczu w dziale Inne gry
    Odpowiedzi: 19
    Ostatni post: 10-07-2014, 16:50
  2. mikroekonomia - esej - wybór tematu
    Przez Black Dragon w dziale Szkoła i nauka
    Odpowiedzi: 7
    Ostatni post: 04-02-2013, 16:42
  3. Odpowiedzi: 4
    Ostatni post: 26-12-2012, 13:15
  4. [Poradnik] Tworzenie własnej skórki do Tibii.
    Przez Pikso w dziale Tibia
    Odpowiedzi: 106
    Ostatni post: 15-01-2010, 07:25

Zakładki

Zakładki

Zasady postowania

  • Nie możesz pisać nowych tematów
  • Nie możesz pisać postów
  • Nie możesz używać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •