Druga była na temat dowolny.
Autor 1
Czas
Drugie Dziecko Eru
Krótko płonie nasz ogień,
choć podobno
intensywnie
Nie zdążyłem jeszcze dorosnąć,
a już się zestarzałem
Nie zdążyłem piersi wypiąć dumnie
jak mąż,
a już mi plecy trud przygarbił
i żal
Dobra rada brzmiała: nie przegap
tych najlepszych lat
Baw się
Kochaj
i się śmiej
A ja
studiowałem księgi
nienawidziłem
i płakałem
Ale co straciłem? A co oni zyskali?
Tak, zaprawdę
krótki jest czas dany Edainom
Ale to przekleństwo jest naszym
błogosławieństwem
Darem Eru
dla jego Drugich Dzieci
Krótko płonie nasz ogień,
choć podobno
intensywnie
Nie zdążyłem jeszcze dorosnąć,
a już się zestarzałem
Nie zdążyłem piersi wypiąć dumnie
jak mąż,
a już mi plecy trud przygarbił
i żal
Dobra rada brzmiała: nie przegap
tych najlepszych lat
Baw się
Kochaj
i się śmiej
A ja
studiowałem księgi
nienawidziłem
i płakałem
Ale co straciłem? A co oni zyskali?
Tak, zaprawdę
krótki jest czas dany Edainom
Ale to przekleństwo jest naszym
błogosławieństwem
Darem Eru
dla jego Drugich Dzieci
Szedłem kiedyś nocą przez park Kasprowicza,
ni żywego ducha, ludzkiego oblicza,
widzę wtem na drodze, jak na mnie spoziera,
dziadyga kaleki, wzrokiem mnie pożera,
"Czy z tobą jest wszystko w porządku, mój starcze?"
wnet zaś się spostrzegłem, że niesie on tarczę,
złotem ozdobiona, kunsztownie wykuta,
litery żłobione, od wprawnego dłuta,
'Salvatoro nostre, light of world entire,
pogromca szatana, pride, sloth, lust, desire"
takimi zdańmi pokryta była tarcza,
nim się spostrzegę, starzec mię nią obarcza,
"Dotknij, synu, oto tarcza Gabryjela,
świadkiem bądź mojego smutku i wesela"
zanim ciemność oczy moje przesłoniła,
postać tamta starcza oblicze odkryła,
zdaje się, żem zobaczył twarz zbawiciela,
Syna, Nazarejczyka, Emmanuela,
gdy oczy otwarłem, oto co ujrzałem,
wpierw kraj w płomieniach, na widok ten zadrżałem,
potem tłum pątników, wszystkich ras i ludów,
potem Jej oblicze, piękne jak cud cudów,
widziałem też wojnę, śmierć, strach i wygnanie,
słyszałem krzyk bólu i pojękiwanie,
ujrzałem tedy także łoże śród bieli,
śpiącą w nim dziewczynę, uśmiej jej anieli,
była sama, leżąc pośród zimnej głuszy,
wiedziałem, że żadnym członkiem nie poruszy,
choroba jej władzę w kończynach odjęła,
gdy się obudziła, głową nie kiwnęła,
trwała tak w czekaniu, żalu, samotności,
aż czas włos wybielił, rozłożył jej kości,
całe życie w łóżku, myśląc o bieganiu,
robieniu zakupów i o gotowaniu,
dech mi utknął w krtani, niczym rybie ości,
gdy poznałem, że marzyła o miłości,
wtem na chronometrze dwunasta wybiła,
ze snu się otrząsłem, wizja się skończyła,
rzekłem: "O, litości, czekam końca świata,
wszak on prawie nadszedł, brat zabija brata,
nie będę już czekał dnia sprawiedliwości,
ani bóg, ni człowiek nie zna wszak miłości,
przeklęta bądź, ach po co’ś mnie z sobą wzięła,
przeklęta po trzykroć, tarczo Gabryjela!"
do kogo jednakże słowa te mówiłem?
nie było już dziada, próżno się trudziłem.
*
Baalem'ś jest, nie bogiem, nie znasz ty litości,
skazując swe dzieci, by żyć w samotności,
Belialem, nie zbawcą, boże Izraela,
pustym posągiem, nadzieją próżną wiela,
za ból tak licznych i za ich płacz wyklęty,
przeklinam cię Jahwe, czarcie, a nie święty!
ni żywego ducha, ludzkiego oblicza,
widzę wtem na drodze, jak na mnie spoziera,
dziadyga kaleki, wzrokiem mnie pożera,
"Czy z tobą jest wszystko w porządku, mój starcze?"
wnet zaś się spostrzegłem, że niesie on tarczę,
złotem ozdobiona, kunsztownie wykuta,
litery żłobione, od wprawnego dłuta,
'Salvatoro nostre, light of world entire,
pogromca szatana, pride, sloth, lust, desire"
takimi zdańmi pokryta była tarcza,
nim się spostrzegę, starzec mię nią obarcza,
"Dotknij, synu, oto tarcza Gabryjela,
świadkiem bądź mojego smutku i wesela"
zanim ciemność oczy moje przesłoniła,
postać tamta starcza oblicze odkryła,
zdaje się, żem zobaczył twarz zbawiciela,
Syna, Nazarejczyka, Emmanuela,
gdy oczy otwarłem, oto co ujrzałem,
wpierw kraj w płomieniach, na widok ten zadrżałem,
potem tłum pątników, wszystkich ras i ludów,
potem Jej oblicze, piękne jak cud cudów,
widziałem też wojnę, śmierć, strach i wygnanie,
słyszałem krzyk bólu i pojękiwanie,
ujrzałem tedy także łoże śród bieli,
śpiącą w nim dziewczynę, uśmiej jej anieli,
była sama, leżąc pośród zimnej głuszy,
wiedziałem, że żadnym członkiem nie poruszy,
choroba jej władzę w kończynach odjęła,
gdy się obudziła, głową nie kiwnęła,
trwała tak w czekaniu, żalu, samotności,
aż czas włos wybielił, rozłożył jej kości,
całe życie w łóżku, myśląc o bieganiu,
robieniu zakupów i o gotowaniu,
dech mi utknął w krtani, niczym rybie ości,
gdy poznałem, że marzyła o miłości,
wtem na chronometrze dwunasta wybiła,
ze snu się otrząsłem, wizja się skończyła,
rzekłem: "O, litości, czekam końca świata,
wszak on prawie nadszedł, brat zabija brata,
nie będę już czekał dnia sprawiedliwości,
ani bóg, ni człowiek nie zna wszak miłości,
przeklęta bądź, ach po co’ś mnie z sobą wzięła,
przeklęta po trzykroć, tarczo Gabryjela!"
do kogo jednakże słowa te mówiłem?
nie było już dziada, próżno się trudziłem.
*
Baalem'ś jest, nie bogiem, nie znasz ty litości,
skazując swe dzieci, by żyć w samotności,
Belialem, nie zbawcą, boże Izraela,
pustym posągiem, nadzieją próżną wiela,
za ból tak licznych i za ich płacz wyklęty,
przeklinam cię Jahwe, czarcie, a nie święty!
Czas
Godzina pierwsza – godzina niespełnionych snów
Kiedy bliżej niż kiedykolwiek są twoje marzenia
Czujesz jak odpływają, jak czas je zmienia
Jak giną w zamęcie gadających głów
Godzina druga – godzina emocji
Miłości pożoga hula po twej duszy
Przez łzy w strachu potulnie chylisz uszy
By z szatańskim śmiechem zwrócić się do dewocji
Godzina trzecia – godzina grzechu
Kiedy pod nogami nic prócz twardej skały
Kiedy każdy prócz Ciebie wydaje Ci się mały
I nic Cie nie trzyma, nic nie dusi oddechu
Godzina czwarta – godzina sztuki
Muzyka przez twoje ciało przepływa
Od chłodnego rzeźb dotyku nic Cię nie odrywa
I nic Ci nie zakłóca spokojnej świata nauki
Godzina szósta – godzina pokuty
Cierpisz katusze za zło przeszłości
Chciałbyś się odwrócić i rozpłynąć w nicości
Lecz trwasz kajdanami bólu skuty
Godzina siódma – godzina płomienia
Który twarz twoją w blasku ukazuje
I niszcząc dobytek ludzki bogactwo buduje
Nie zostanie oszczędzone nic prócz kamienia
Godzina ósma – godzina spokoju
Kiedy bliżej niż kiedykolwiek są twoje marzenia
Czujesz jak odpływają, jak czas je zmienia
Jak giną w zamęcie gadających głów
Godzina druga – godzina emocji
Miłości pożoga hula po twej duszy
Przez łzy w strachu potulnie chylisz uszy
By z szatańskim śmiechem zwrócić się do dewocji
Godzina trzecia – godzina grzechu
Kiedy pod nogami nic prócz twardej skały
Kiedy każdy prócz Ciebie wydaje Ci się mały
I nic Cie nie trzyma, nic nie dusi oddechu
Godzina czwarta – godzina sztuki
Muzyka przez twoje ciało przepływa
Od chłodnego rzeźb dotyku nic Cię nie odrywa
I nic Ci nie zakłóca spokojnej świata nauki
Godzina szósta – godzina pokuty
Cierpisz katusze za zło przeszłości
Chciałbyś się odwrócić i rozpłynąć w nicości
Lecz trwasz kajdanami bólu skuty
Godzina siódma – godzina płomienia
Który twarz twoją w blasku ukazuje
I niszcząc dobytek ludzki bogactwo buduje
Nie zostanie oszczędzone nic prócz kamienia
Godzina ósma – godzina spokoju
Stoisz przed płótnami, w dłoni barw paleta
Czujesz na powiekach ciężar nocy nieprzespanych
Kolejna już się kończy, zaraz dzień zawita
A ty stoisz i patrzysz wśród pędzli porzuconych
Jak złodziej do atelier poranek się wkrada
I rzuca na twe dzieło nowe światła i cienie
Chociaż zachwyt w świetle księżyca już z niego opada
Widzisz całkiem nowe twego arcydzieła brzmienie
Wyraźne linie którym godziny poświęciłeś
Nim każda z nich do twego oka się nagięła
Kolory, którymi obraz do końca wypełniłeś
Ty jeden do końca pojmujesz głębie dzieła
Stoisz teraz i podziwiasz swoje dzieło
Dostrzegając całe jego piękno po raz pierwszy
W płótno tego obrazu wiele łez wsiąknęło
Jak żadna inna farba sztuki dopełniwszy
Skończyłeś
Czujesz na powiekach ciężar nocy nieprzespanych
Kolejna już się kończy, zaraz dzień zawita
A ty stoisz i patrzysz wśród pędzli porzuconych
Jak złodziej do atelier poranek się wkrada
I rzuca na twe dzieło nowe światła i cienie
Chociaż zachwyt w świetle księżyca już z niego opada
Widzisz całkiem nowe twego arcydzieła brzmienie
Wyraźne linie którym godziny poświęciłeś
Nim każda z nich do twego oka się nagięła
Kolory, którymi obraz do końca wypełniłeś
Ty jeden do końca pojmujesz głębie dzieła
Stoisz teraz i podziwiasz swoje dzieło
Dostrzegając całe jego piękno po raz pierwszy
W płótno tego obrazu wiele łez wsiąknęło
Jak żadna inna farba sztuki dopełniwszy
Skończyłeś
Kolejność zamieszczania prac jest losowa.
Głosować mogą osoby z datą rejestracji przed 01.06.2012
Walczący nie mają prawa głosować w swoich walkach.
Ankieta trwa 4 doby.
[Do rozdysponowania każdy z userów ma 2 głosy. Jeden na lepszą pracę o tematyce "Czas", drugi na lepszą pracę o tematyce dowolnej. Można zagłosować również na tylko jedną pracę, jeśli mamy problem z wyborem.
Userzy, którzy oddadzą więcej niż 2 głosy, nie będą brani pod uwagę przy wynikach ankiety.]
Zakładki