Kolejne dni pełne treningu umiejętności walki mieczem doprowadzały mnie do szału. Penetrując niedawno jaskinie nieopodal miasta zwanego Thais natknąłem się na dziurę, lecz bałem się tam wejść ze względu na zbyt małe doświadczenie w posługiwaniu się bronią, wszakże stawiałem wtedy pierwsze kroki w walce z potworami. Po nocach nie mogłem zasnąć zastanawiając się co takiego może być na niższym poziomach tychże jaskiń. Zaopatrzywszy się w sklepie magicznym w różnego rodzaju eliksiry życia postanowiłem ruszyć w dalszą podróż. Początkowo walczyłem z Cyklopami, które nie stanowiły już dla mnie większego wyzwania, aż w końcu wpadłem do wcześniej wspomnianej dziury. Tam początkowo atakowali mnie nieumarli, ale walka z nimi to była błaha sprawa. W końcu wpadłem do kolejnej dziury, a tam przyszło mi się mierzyć z uzbrojonymi krasnoludami, które wiedziały czym jest walka i raz po raz zadawały mi bolesne ciosy.
Po pokonaniu kilku z nich zauważyłem, że są dla mnie za silny i czym prędzej wspinałem się po mojej linie, aby opuścić ich terytorium. Idąc dalej napotykałem kolejnych nieumarłych i kolejnych i kolejnych, aż wreszcie natrafiłem na kolejną dziurę. Tam od razu do walki ze mną przystąpiły dziwne stworzenia, które wydawały dziwne odgłosy. Walka z nimi była wymagająca, ale moje umiejętności w posługiwaniu się mieczem i kolejne pchnięcia szybko osłabiały przeciwnika, który padł po kilku bolesnych uderzeniach.
Idąc dalej walczyłem z mumiami, które w jakiś dziwny sposób opóźniały moje ruchy, a dodatkowo próbowały otruć mnie jakąś dziwną substancją. Jednak to nie one stanowiły dla mnie wyzwanie, idąc dalej zaatakował mnie dziwny okrągły galaretowaty stwór, który nie podchodził do mnie, ale uderzał mnie z dystansu. Dodatkowo czarował wokół siebie nieumarłych, którzy blokowali mi dostęp do walki wręcz z nim. Po dłuższej walce udało mi się pokonać, dzięki czemu czułem się bardziej doświadczony. Miałem odczucie, że moje umiejętności w walce wzrosły.
Przestraszony tym co mogę tu jeszcze spotkać postanowiłem opuścić nieznane mi dotąd tereny, błądziłem po jaskiniach natykając się na nieumarłych, ale w końcu udało mi się wyjść! Szedłem zadowolony do wyjścia z jaskini, ale tam rzuciło się na mnie kilka Cyklopów, które zastawiły na mnie zasadzkę, wiedząc że wracam osłabiony po wielogodzinnych badaniach jaskiń. Walka z nimi wymagała ode mnie taktycznego podejścia, nie mogłem walczyć z wszystkimi na raz, postanowiłem że wykorzystam ciasnotę pomieszczenia, przez co wrogowie nie będą mogli atakować mnie razem, tylko pojedynczo. Po kilku chwilach było już po sprawie, a ja z ulgą na sercu wracałem do miasta, by sprzedać pobliskim handlarzom to co udało mi się zarobić. W banku z dnia na dzień zwiększała się ilość złotych monet, co wprawiało mnie z zadowolenie :)!
Zakładki