Jak to było ze mną?
Zawsze kochałem strzelać z łuku. Już jako dziecko, kiedy rozpadła się moja proca, potrafiłem błyskawicznie naciągnąć strzałę na cienciwę i trafić w kukłę z niemałego dystansu. Pierwszy łuk dostałem od siostry, moi rodzice nie chcieli bym w przyszłości był paladynem w służbie panującego króla Tibianusa III. Miałem zostać kupcem, ewentualnie druidem. Druidem! Mój dziadek nim był, a wcześniej jego dziadek. Ród Mellitus zawsze był w jakiś sposób związany z dwoma żywiołami, którymi władali najstarsi z druidów.
Nie wiem kiedy i jak to się stało, znalazłem się na jakimś statku. Zabrali mi wszystko, całe złoto, które ze sobą miałem, mój miecz, a nawet szatę. Wyrzucili mnie na jakiejś wyspie, na plaży. Ja, przyszły druid, pan Diabetes Mellitus, sam na jakimś wygwizdowie! Poszedłem jedyną sensowną drogą na wschód, a tam niejaki Santiago wysłał mnie do zabijania karaluchów. Koszmar. Zaopatrzyłem się w podstawowy ekwipunek (eh no dobra, dostałem podstawowy ekwipunek) i poszedłem na północ.
W świątyni, gdzie najpierw chciałem zanieść modły o mą nieszczęsną duszę, spotkałem starego mnicha. Uciąłem sobie z nim miłą pogawędkę, ten Cipfriend to naprawdę porządny mnich.
Załącznik 241429
Musiałem zmierzyć się z pierwszym potworem tutaj, pilnował, jak się okazało, pochodni.
Załącznik 241430
Załącznik 241431
Wychodząc z głównego budynku natknąłem się na topór, pewnie jakiś drwal zostawił go, ponieważ był wbity do drzewa. Wykrzesałem trochę pieniędzy na tarczę i sprawiłem sobie wooden shield, przynajmniej przy takiej nazwie upierał się sprzedawca. Poczułem, że jestem potężny i poszedłem kroić szczury.
Załącznik 241432
(Bywało ciężko, ale się nie dałem)
Załącznik 241433
Wróciłem się napić, znalazłem beczkę wina (nie pamiętam gdzie) i trochę zabalowałem z kimś, kogo imienia nie pamiętam. Wino lało się hektolitrami, więc kiedy ów pan wbił mi do głowy, że idziemy urżnąć łeb smokowi, który gdzieś tu jest, zgodziłem się. Długo wędrowaliśmy na północ, co jakiś czas schodząc coraz głębiej. Mój przyjaciel zszedł w pewnym momencie po drabinie i już się nie pokazał, a z dołu dochodził odgłos rozrywania go na strzępy. Zrzuciłem więc inteligentnie linę i wciągnąłem wkurzonego, zielonego, śmierdzącego orka do góry. Trochę mnie pogonił, więc musiałem dać nogę.
Załącznik 241434
Choć były sytuacje bez wyjścia...
Załącznik 241435
...nie zapominajcie, że jestem mocny.
Załącznik 241436
Nie pamiętam, jak znalazłem się pod regałem w tej małej biblioteczce, ale kiedy się obudziłem, trzymałem pudełko z prezentem w ręce (dzisiaj są moje urodziny, prawdopodobnie coś dostałem, ale chyba to wypiłem). Zagadałem do pierwszego gościa, którego spotkałem, co to za pudełko po prezencie, a ten mi dał hełm. Dziwny typ.
Załącznik 241437
Byłem jeszcze przeszukać skrzynie w pokoju pełnym wściekłych pół-byków-pól-ludzi, którzy nie byli zachwyceni moją wizytą. Podobno mówią na te stwory Minotaury. Z ich rogów spływała świeża jeszcze krew śmiałków, którzy ośmielili się zakłócać ich spokój.
Załącznik 241438
Zakładki