Elo, zgodnie z deklaracją poszedłem wpierdolić szlamcie. Pierwsze podejście skończyło się podobnie do wypadku w którym nieprzygotowany wpadłem do dziury. Co prawda teraz miałem już exane pox, ale wyszło tak jakbym jej nie miał – przypisałem sobie umyślnie pod hota bez automata i chciałem po przejściu przez pierwsze fieldy rzucić exane, a po wylurowaniu szlamu i odwrocie rzucić drugą ale po kilkukrotnym wciśnięciu F4 nie pojawiła się formuła, więc nie patrząc na ekran dałem >enter, exana pox, enter< i w ten sposób rzuciłem dwie exany i zostałem bez many
Do tego klon zablokował matkę, ja zapomniałem, że slime przesuwa kwiatki i skrzynki, a do tego zostawiłem maczugę w depo żeby wziąć więcej włóczni i strapował mnie rat, który się akurat zrespił na plecach
skończyło się na kilku lepach na łeb od synka ale udało się uciec i zatańczyć makarenę wokół kamienia z wojownikiem orków, który niestety pomylił kroki i upadając połamał kręgosłup w 21,2 miejscach. Aby uczcić jego pamięć wziąłem kolczugę, która po nim została i sprzedałem ją Samowi.
Poczekałem do następnego dnia żeby szlamta nie wysyłała syna tylko sama stanęła do walki. Po powrocie z roboty zjadłem tylko zupę z obiadu zostawiając stygnące drugie danie i przygotowałem się porządnie do wyprawy. Przytargałem więcej zapasowych włóczni i trochę fooda, wziąłem ze sobą również miksturę życia od Hiacynta, którą trzymałem jako pamiątkę z Rookgaardu. To wszystko okazało się niepotrzebne, gdyż na dzieńdobry szlamcisko zebrało klapsa, którego sam Boruciarz by się nie powstydził
a może nawet Jego żona, gdy widzi, że Poncjusz umywa ręce od rodziny i bawi się w Barabasza na brązowym forum tak że spokojnie wystarczyły te włócznie które miałem. Zrobiłem wszystko na jednej exanie, a Tibiarz za odwagę nagrodził mnie awansami w umiejętnościach. Łuk zdobyty, honor niesplamiony.
Po przygodach poszedłem wytwarzać strzały. Na szybko zająłem miejscówkę na dachu zabudowań portowych i zacząłem wycinać zdjęcia dla Was. Niespodziewaną wizytę złożyli mi rodacy, którzy postanowili pomóc i zadbać, żebym nie tylko miał amunicję i poziom magiczny, ale również wyższe umiejętności w posługiwaniu się tarczą, aby ciosy byle lapsa nie były dla mnie groźne. Niestety wystraszyłem się i panicznie uciekłem od treningu, czym nieco speszyłem sympatycznych kawalerów i sobie poszli. Zostało po nich jedynie dogasające ognisko przy drzwiach wejściowych do stoczni. Pozdrawiam serdecznie chłopaków i życzę równie udanych przygud
Zakładki