Witam! Opowiem wam pewną "przygodę". Nie wiem czy się będzie podobać, muszę się wypowiedzieć bo mnie szlak trafi.
No więc expiłem sobie swoim 29 palkiem na Pacerze. Biłem sobie lvl.. biłem... biłem. Wbiłem 30 - padłem. Opanowany odrobiłem to po czasie. Wbiłem nareszcie 30 następnego dnia i... padłem. Ja już wkurwiony na maxa następnego dnia odrobiłem ten 30. Się nacieszyłem bardzo długo, bo zaraz jak poszedłem na exp... padłem! Ja taki wpieniony, myślałem że coś rozjebie. Przeniosłem się na moją postać na Refugii. No ale... miałem wolny dzień więc pomyślałem, że wejdę na postać na pacerze i odrobię sobie lvl. No i tak się stało... expie, expie... już prawie mam lvl i padłem -.- ok idę odrabiać od nowa. Wbiłem! W końcu kurwa wbiłem. Następnego dnia idę na exp. Jest spoko, zlazłem pod mount sternum by iść na crypt shamblery. Musiałem coś zrobić więc na poziomie ze szkieletami przystanąłem na 5 minut. Wracam, patrze... wylogowało mnie. Pierwsza myśl to ded, druga to "pewnie wylogowało mnie bo byłem afk". No i loguję się. Loguję w świątyni! Myślę sobie "KURWA!!!!". No i już miałem iść do miasta gdy widzę brak w moim eq... a co mi spadło? BOHY! Cały w nerwach wyłączyłem tibie i już jej nie włączę. Może nie dlatego przez same dedy i stracenie bohów (no dobra, trochę), ale przez to co tibia potrafi zrobić z człowiekiem. Zmarnowałem na tę grę hmm... 5-6 lat z przerwami.
Zakładki