Georg nieco przejęty wrzaskiem, lecz ciekawy sytuacji, wszedł w dziurę między dwoma budynkami.
Mam dla ciebie propozycję-zaczął brudas-ty dasz mi kilka sztuk złota, a ja opowiem ci historię, która jest tak nieprawdopodobna, że nie można powiedzieć, aby usnuł ją człowiek. Tylko życie tworzy takie historie...
Georg bez zawachania rzucił garść złotych monet mężczyźnie.
<<<Złoto nie było warte wiele; trzy złote monety wystarczały na zakup ciepłego posiłku i butelki taniego wina. Największą wartością był magiczny kryształ, a zaraz po nim platyna. Złoto było łatwo dostępne, gdyż krasnoludzka warownia zwana Kazordoon była otoczona kopalniami tego kruszca. Platynę górnicy pozyskiwali w dżungli Tiquandy, zaś magiczny kryształ w zamkniętych już kopalniach Formorgar.>>>
Aaaah! Dzięki ci! Siadaj i słuchaj. Niech twój słuch stanie się jedynym twoim zmysłem.-rozkręcał się łachmaniarz.
Georg wziął te słowa do siebie. W rzeczy samej lepiej było skupić się na słuchaniu, niżli na przykład wąchaniu... (Brodacz śmierdział tanim alkoholem i czymś, czego Georg nie był w stanie określić, jednak nie był to zapach odrzucający, choć intensywny.)
Łachmaniarz usiadł wygodnie, podpalił resztkę nieznanego zielska w drewnianej fajce, którą wyciągnął z lewej kieszeni kamizelki i zaczął opowieść.
Gdy byłem młody, tak jak ty, robiłem to co robisz teraz. Słuchałem opowieści! A jakie to były opowieści... Przemierzałem ziemię pałając rządzą poznawania co raz to nowych historii. Rozmawiałem z kapłanami, podróżnikami, strażnikami miejskimi, BA! Nawet z Królem.
Dowiedziałem się wiele...
Gdy miasto Thais przeżywało swoje dni chwały, pod powierzchnią ziemi, w głębokich kanałach (wyżłobionych przez nieznane siły) czaiły się przerażające bestie. Jednookie, umięśnione cyklopy budziły grozę w sercach wielu rządnych przygód podróżników, ale to co czaiło się pod ziemią przerosło oczekiwania wielu. Legendarne dziś miasto Mintwallin, w którym siedzą te bestie (minotaury) kiedyś było zamieszkane przez ludzi.
Jednak pewnego dnia przyszła apokalipsa... Demoniczna bestia, wysoka na trzydzieści stóp, albo więcej, zaatakowała ludzi. To była krwawa kaźnia. Nikt nie przeżył. Demon zniknął...
W wielu innych historiach, już bardziej aktualnych, słyszałem o tym, że w jaskiniach na wyspie Edron odkryto siedzibę demonów. Powstały przeciw nim krucjaty. Nie długo później odkryto dlaczego magiczny kryształ nie był już wydobywany... Kolejne demony zagnieździły się w kopalniach Formorgar. Później odkryto, że bardzo niedaleko znajduje się wejście do jam piekielnych...
A teraz Henricus szykuje bitwę przeciw siłom zła, a mężni bohaterowie chcą powstrzymać kultystów pragnących przywołać demony na zaginionej wyspie Yalahar...-Dodał Georg
Taaaak-westchnął brodacz i ciągnął dalej.
Podniecony tymi wszystkimi opowieściami, chciałem rozwiązać jedną tajemnicę, o której nie mogłem zapomnieć... Pewnego dnia usłyszałem o pająku, który zniszczył wyspę obok wsi Fibuli. Słyszałem, że na tę wyspę da się wejść przez magiczne drzewo, gdzieś w podziemiach fibuli. Wyruszyłem w poszukiwaniu. Zszedłem głęboko pod ziemię, szukałem wszędzie. Podobno było tam legowisko smoków. Znalazłem też pęknięte drzewo, wszedłem w nie lecz niestety nic tam nie znalazłem.
Chociaż... Znalazłem stałe zatrudnienie. Pracowałem w polu i broniłem mieszkańców przed wielkimi, podgniłymi robakami... Prowadziłem spokojne, stabilne życie.
Lecz przyszła wojna... Wojna między ludźmi a........-tutaj przerwał na chwilę i spuścił głowę. Ludźmi....-westchnął z żalem.
Zło z którym wszyscy obcowali i walczyli wygrało wojnę w sercach władców. Stowarzyszenia kupieckie, łowieckie i tym podobne zaczęły między sobą konflikt. Nawet wieśniacy bili się ze sobą. Co się dziwić? Wojna wielkich frakcji przyniosła ze sobą wielką biedę. Głodni ludzie poczęli zabijać innych, na pozór bogatszych. Ale wszyscy klepali tą samą biedę... Bogaci byli tylko ci, którzy popierali wielkie frakcje, albo zaciągnęli się do armii.
Ja pociągnięty chęcią stania się bohaterem chciałem stanąć w szranki z najdestruktywniejszą frakcją. Moja bojaźliwość wobec śmierci, nie pozwoliła mi jednak robić niczego niebezpiecznego. A frakcja zabijała coraz więcej ludzi, niewinnych wieśniaków, leśniczych a w szczególności magów, którzy nie chcieli przyłączć się do wojny.
Myślałem, że wojna mnie ominie.
Spójrz na mnie! To zrobiła ze mną wojna!
To był cichy letni wieczór. Siedziałem przy oliwnej lampce i czytałem zapiski wielkich podróżników. Wtedy do domu wpadło jakichś dwóch zakapturzonych mężczyzn. Ich twarzy nie pamiętam, ale ich głosy do dziś brzmią w mojej głowie. "Wojna, albo śmierć"...
Poszedłem z nimi. Bałem się umierać, nie chciałem umierać. Z każdym krokiem było mi coraz ciężej. Gdy dochodziliśmy już do miasta, zobaczyłem ognistą łunę unoszącą się nad świątynią.
Paliła się.
Doszliśmy bliżej i zobaczyłem żołnierzy wielkiej frakcji, poganiającej do bitwy z "rebeliantami" (tak określano ludzi wiernych królowi). Wiedziałem, że przyjdzie mi zginąć, gdy stanę na polu bitwy. Wiedziałem, że będzie to śmierć godna potępienia. Śmierć w walce przeciw własnemu królowi!
Coś we mnie wybuchło, coś dało mi ogromną siłę. Wytrąciłem miecz jednemu z moich strażników, a drugiemu uciąłem nim głowę. Pobiegłem w stronę dowódcy okrutników i zamachnąłem się mieczem. Spojrzał na mnie i skamieniałem. Upadłem nieprzytomny.
Obudziłem się, jak mi powiedzieli ludzie, wiele lat później. Opiekowali się mną moi przyjaciele z Fibuli, lecz pod koniec konfliktu i oni zgineli. A mnie wyrzucili w kanały. Tam zaopiekowali się mną bezdomni żebracy. Obudziłem się w kanałach. Tyle lat starszy, choć tyle lat nie minęło. Rzucili na mnie klątwę.
Teraz jestem słaby.
Ale wtedy też nie byłeś przesadnie silny!-Oburzył się Georg.
Powiem ci coś czego nie powiedziałem wcześniej... Gdy żyłem na Fibuli, uczyłem się magii. Byłem w tym dobry. Utraciłem te zdolności. A w dniu gdy mnie schwytano, uciekłem. Wypowiedziałem wojnę frakcji... Zabiłem kilku kluczowych dowódców. Gdy ostatni dech wydał mój ostatni cel, przyszedł ich szef. O końcu cię nie skłamałem. Rzuciłem się na niego i padłem.
Jestem nikim. Zostało mi tylko wino. Ciesz się wolnością, póki ją masz. Dopóki ludzie walczą z demonami, są zjednoczeni, ale gdy zagrożenie mija, ich umysły są mącone przez najgorszą skazę-chciwość.
Georg zmęczony długą opowieścią zasnął. Gdy się obudził staruszka już nie było, za to znalazł w swej kieszeni naszyjnik z zębów wielkiego pająka.
A jednak dokonał tego czego chciał-zdziwił się Georg i ruszył do swojego domu.
Przygoda opowiada o zjawisku, które nawiedza mietka flachę-opowiadaniu swoich przygód, ludziom mającym chęć wysłuchać starych dziejów (a o dziwo na infernie jest wielu RPG-owców!)
Ufff. Mam nadzieję, że się spodoba.
W rzeczy samej lepiej było skupić się na wąchaniu, niżli na przykład wąchaniu
EDIT. Poprawiłem wystrój graficzny :D
Zakładki