Obudziłem się w moim łóżku. Był wczesny poranek. Szybko się ubrałem i ruszyłem do depozytu. Carlin to przepiękne, malownicze miasto rządzone przez śliczne wojownicze kobiety. Gdy dotarłem na miejsce zdziwiłem się, że o tej porze jest tu tyle osób. Moja skrytka znajduje się w podziemiach tego ogromnego budynku. W mgnieniu oka założyłem moje uzbrojenie i schowałem do plecaka kilka Zaczarowanych Włóczni. W skład mojego ekwipunku poza zbroją i bronią wchodziły również wszelkiego rodzaju mikstury, które pomogłyby mi pokonać ewentualnych przeciwników. Z uśmiechem na ustach wyruszyłem w moją daleką i męczącą podróż. Słońce silnie grzało. Nie było ani śladu chmur. Mniej więcej w połowie drogi zauważyłem plamy krwi. Prowadziły one w stronę pobliskiego lasu. Postanowiłem sprawdzić co się tam dzieje. Po niedługiej chwili ujrzałem walczącą parę. Nie zastanawiając się ruszyłem na pomoc kobiecie. Pijany mężczyzna nie miał zemną szans w ewentualnej walce. Przez chwile spoglądał to na mnie to na swoją wcześniejszą rywalkę. W końcu odwrócił się i uciekł. Zamieniwszy z tą damą kilka słów, dałem jej kilka z moich mikstur i nakazałem natychmiastowe udanie się do miasta, a następnie opowiedzenie wszystkiego tamtejszej władczyni. Poprosiłem ją również aby czekała na mnie w depozycie. W chwilę później byłem już w dalszej drodze do Elvenbane. Miejsce te zamieszkują liczne odmiany tych zielonych, paskudnych monstrum. Walkę z nimi zacząłem od zabicia straży przedniej. Nie było z tym problemu. Następnie udałem się w stronę sekretnego wejścia do podziemi. Odkopałem go moją łopatą. Trochę zmęczony postanowiłem odpocząć. Po kilku minutach sprawdziłem mój ekwipunek i ruszyłem wąskim korytarzem do ich sali jadalnej. Na spotkanie ruszyło kilka tych stworów. Ujrzałem także trolle, które są hodowane przez orków, oraz krasnoluda, który zaopatruje te paskudy w wyborne krasnoludzkie piwo. Po dłuższej chwili nie było już świadków mojej obecności. Przeszukałem ich ciała i znalazłem kilkadziesiąt monet oraz trochę jedzenia i wybornego piwa. Odsapnąłem chwilę i ruszyłem na niższe poziomy. Nie miałem tam problemów, choć chwilę zajęło mi zabicie opancerzonego minotaura. Podobnie jak wcześniej znalazłem pieniądze oraz żywność. Chwilę później stałem przed schodami wiodącymi na mury zamku. Zadowolony z moich wcześniejszych sukcesów w jadalni i piwnicach ruszyłem na mury. Pilnowały ich hordy orków, elfów i rogatych pół ludzi pół byków. Pierwszy poziom oczyściłem z tych stworów w kilka chwil. Pozostawili oni po sobie monet i jedzenie. Drugi był trochę silniej uzbrojony, ale wszystko potoczyło się podobnie jak na pierwszej kondygnacji. Teraz była kolej na wieże obserwacyjne. Północno – wschodnia była pilnowana przez myśliwego. Musiałem użyć czaru leczącego, gdyż zranił mnie swoją strzałą. Południowo – wschodnia była pilnowana przez zielone stworzenia, elfich mieszkańców i minotaura łucznika. Południowo – zachodnia przez elfy, a ostatnia przez orki i silniejszego orka berserka. Ten ostatni zafundował mi szybsze bicie serca, gdyż wieża jest tak mała, że nie było jak przednim uciekać, a ciągłe wspinanie się na drabiny jest zbyt męczące. Mieszkańcy wież bardzo obciążyli mi sakwy swoimi kosztownościami. Pozostało już tylko zabić mieszkańców środkowej, największej wieży obronnej. Drogi do niej pilnowali ork berserk i opancerzony minotaur. Jednak tym razem nie było z nimi kłopotów, gdyż miałem sporo miejsca do trzymania ich na dystans. Pierwsze piętro było pełne zatruwających pułapek. Na drugim mieszkał smok. Zatrzymałem się przed schodami i sprawdziłem ekwipunek. Następnie ruszyłem na górę. Gdy tylko wychyliłem głowę z dziury w podłodze zauważyłem czerwone ślepia mojego wroga. W mgnieniu oka był przymnie i uderzył mnie swoją łapą. Nie byłem gorszy. Zalał go grad moich włóczni. W pewnej chwili zostałem trafiony kulą ognia. Życie uratowała mi moja zbroja która jest częściowo odporna na ogień. Wzmocniłem się moimi miksturami i kontynuowałem walkę z przeciwnikiem. Po kilku chwilach leżał on nieruchomo na posadce tego poziomu. Odkroiłem sobie kawałek jego ciała i wyrwałem dwa kły i pazury, które później będę mógł z zyskiem sprzedać. Trzeciego z kolei poziomu pilnowali dwaj magiczni przeciwnicy Ork szaman i minotaur mag. Ten drugi sprawił mi większy kłopot, lecz i tym razem z walki wyszedłem zwycięsko. Ostatni poziom zamieszkiwały dwa demoniczne szkielety oraz elfi czarownik. Szkielety niebyły problemem gdyż założyłem pierścień niewidzialności. Elfa zabiłem dwoma trafieniami. Przeszukałem ciała i jak to zawsze bywa znalazłem pieniądze. Przeszukałem też pułki i skrzynie. Były w nich różne kosztowności. Zadowolony z takiego obrotu sytuacji ruszyłem w długą, teraz już trudniejsza drogę powrotną. Podróż utrudniały mi pieniądze, które teraz mocno obciążyły moje sakwy. Innym powodem trudnej podróży była kompletna ciemność, która zapadła gdy byłem w drodze powrotnej i mijałem podziemia Elvenbane. Gdy w końcu dotarłem na miejsce schowałem wszystko do mojej skrytki i udałem się na spotkanie z moją przyszłą koleżanką. Czekała na mnie w umówionym miejscu. Po krótkiej rozmowie udaliśmy się do karczmy świętować tak zakończony dzień.
Proszę o komentarze i surową krytykę.
P.S. To moje drugie opowiadanie.
Ludzie czytają, a niekometują ;/
Zakładki