Witam to moje drugie opowiadanie. Starałem się napisać stylem RPG. Wytykajcie mi błędy i mówcie co zrobiłem źle. Tym razem nie będę miał do nikogo pretensji.
3
2
1
Crusader Helmet Quest
W podziemiach Venore znajduje się karczma. Atmosfera w niej jest bardzo miła. Tworzy ją kilkunastu magów i druidów, trzech rycerzy, a także jeden człowiek siedzący w kącie, którego życiowym mottem są słowa:
Piję by paść,
Padam by wstać,
Wstaję by pić,
Piję by żyć…
Jest to Hunterius. Królewski Paladyn szanowany wśród ludu i dworu za niezwykłą skromność a także odwagę. Znany jest z wielu czynów jednak większość ludzi kojarzy go z zabiciem złego smoka, który jeszcze nie tak dawno podjadał wieśniakom pszenicę z pól. Było to niespełna dwa lata temu. Od tamtego czasu Hunter nabrał sporo doświadczenia. Po kilku miesiącach znudziło mu się już bezustanne zabijanie jednookich cyklopów na polach spustoszenia. Postanowił spróbować czegoś nowego, zapuścić się w niezbadane tereny, oszukać przeznaczenie, odkryć swoją drugą młodość! Przecież na całym kontynencie są jeszcze dziesiątki jak nie setki dziewiczych lasów i niezmierzonych pustyń. Chciał się gdzieś wybrać, lecz nie wiedział za bardzo, w którą stronę ma się udać. Siedząc w tej właśnie karczmie postanowił spytać o pomoc Marię gospodynię. Wstał z kącika, w którym chlał piwko, podszedł do lady, po czym rzekł:
- Witaj Mario.
- Więcej już dzisiaj nie dostaniesz! – Surowym głosem odrzekła Maria.
- Eeee ale ja nie w tej sprawie…
W tym momencie cała ludność karczmy zaprzestała rozmowy i spojrzała z ogromnym zdziwieniem na Hunteriusa.
- Nie? – Zapytała jeszcze raz z niedowierzaniem Maria.
- Słuchaj, szukam jakiegoś miejsca, w którym mógłbym się nieźle zabawić…
- Ha! Burdel u Froda! Tanio i…
- NIE! Nie o to chodzi! Szukam przygody!
- Aaaa… Znam jedno miejsce zamieszkałe przez gigantyczne pająki. Chodzą plotki, że można tam zdobyć hełm Krzyżowca… Niedaleko miasta Kazoordon znajdują się kopalnie. Którąś z nich na pewno prowadzi na miejsce.
- Takie buty… Nie sądzisz, że ktoś powinien się tym zająć? – Spytał podniecony Hunter.
- Nie. – Zgasiła go gosposia.
- Ja i tak tam pójdę i wrócę z tym hełmem! – Krzyknął pełen wiary.
Postanowił udać się na wyprawę, lecz nie zamierzał iść sam. Potrzebował towarzysza, który wspierałby go zarówno duchowo jak i fizycznie. Uznał, że nada się jego kolega z czasów młodości. Razem opuszczali wyspę Rookgard. Teraz ten potężny starszy druid, jest głównym czarodziejem na dworze króla Tibianusa. Wysoki, inteligentny, zdobiony błękitną peleryną i kapeluszem maga, w płytowych nogawicach, trzymający różdżkę o lodowych właściwościach w dłoni jest idealnym kandydatem na kompana. Hunterius wytężył umysł i skontaktował się z nim telepatycznie. Ustalili, że spotkają się na moście krasnoludów. Nie czekając chwili dłużej Hunter pobiegł do swego domu, który miał teraz w Venore, otworzył skrzynię ze swoimi rzeczami, po czym kolejno nakładał na siebie przeróżne elementy ochronne. Założył zieloną zbroję wykonaną ze smoczych łusek, hełm z koronnymi zdobieniami, tarczę pokrytą zesztywniała skórą demona, spodnie rycerskie oraz skórzane buty. Na siebie zarzucił plecak słabych mikstur leczniczych, na ramię linę, w rękę chwycił pięć włóczni i wyruszył na most krasnali. Droga mijała spokojnie i bez żadnych przeszkód po około dwudziestu minutach był już na miejscu. Jak się spodziewał spotkał tam swojego przyjaciela. Przywitali się i szybko ruszyli dalej. Doszli do kopalni. Tu postanowili być ostrożni. Roiło się tam od przeróżnych krasnali. Nie stanowiły one problemu dla tak doświadczonych podróżników. Szli dalej tunelem, w międzyczasie kilka razy schodzili w dół, wchodzili w górę aż doszli do wielkiej dziury.
- No, to chyba tutaj – Rzekł Visio.
- Skąd ta pewność? – Spytał Hunter.
- Przeczuwam to – Odrzekł mu.
Dziura była odkopana. Hunter zarzucił linę w dół, górną część przymocował kamieniami tak, żeby lina całkiem nie spadła. Kolejno zsunęli się po niej. Kiedy byli na dole zastali okropny widok. Ściany tego pomieszczenia całe pokryte były śluzem a smród, który się z nich wydobywał był nie do opisania. W dodatku było ciemno jak… tak ciemno, że nic nie widzieli.
- Visio: Utevo Gran Lux
Po chwili nastała jasność. Szli wąskim korytarzem. Visio szedł pierwszy. Zaraz za zakrętem ujrzeli wielką pajęczynę, która blokowała dostęp do dalszej części tunelu. Hunter rozdarł ją swoją włócznią. Nie zdążyli się zorientować, kiedy wyskoczył na nich gigantycznych rozmiarów pająk! Jezu! Był tak ogromny, jak demon! Dreptał oślizgłymi odnóżami po mokrej ziemi w ich kierunku a jego owłosione cielsko sprawiało, że oczy same się zamykały ze strachu! Visio, co chwilę wypowiadał inkantacje zaklęć a Hunter ciskał włóczniami jak szalony! Wbijały się one w pająka niczym nóż w masło, którym Visio smarował chleb na dzisiejsze śniadanie (Nie preferuje bowiem margaryny). Walka była krótka i treściwa. Ogromny pajęczak padł nieżywy na glebę. Waleczni i niebezpieczni podeszli do jego ciała, rozdarli je i wnet ukazała się im niewielka porcja pajęczyny. Bardzo ucieszyli się z tego znaleziska, gdyż bogata szlachta chcąc nadążyć za wschodnimi trendami skupuje takie rzeczy w hurtowych ilościach.
Wiedzieli, że to nie koniec. Ruszyli pewnie przed siebie. To był błąd. Dwa gigantyczne stwory naraz rzuciły się na Visio. Biedaczek z każdą sekundą tracił energię i czuł się coraz bardziej osłabiony. O ucieczce nie było mowy. Nie dałby rady. W ostatnich sekundach swojego pięknego życia, rzucił swą szatę w moją stronę na pamiątkę, wyszeptał
- Żegnaj
Po czym z całym sił krzyknął:
- EXEVO GRAN MAS FRIGO!!!
Padł nieżywy na glebę. W tym momencie ziemia stwardniała, zawiało artktycznym chłodem a skały pokryły się szronem! Gigantyczne pająki nieprzyzwyczajone do zimnego klimatu Wszystkie umarły. Zostałem tylko ja. Sam porzucony przez los. Podszedłem do szkieletu poległego żołnierza, który leżał nieopodal, zabrałem hełm krzyżowca i wróciłem do domu.
Zyskałem hełm, straciłem przyjaciela. Przyrzekłem sobie, że już nigdy nie będę miał nic wspólnego tymi stworami. Nie chciałem nawet o nich słyszeć. Przygnębiony położyłem się w swoim łóżku i zasnąłem.
Zakładki