Mały sorcerer z Furory
Jak co dzień wybrałem się aby pohuncić na dwarfy guardy. Poszedłem do sklepu magicznego, kupić mana potiony na hunta.Sprzedałem viale i zamieniłem je na manaski, zamówiłem jeszcze kilka run tak dla ostrożności i mogłem wybierać się na exp.
Po drodze do kopalń wybrałem się jeszcze na dragona i kilka wywern. Jak zwykle nic wartościowego mi nie wypadło a waste było bardzo duże.
Gdy dotarłem już do wybranej kopalni otoczyły mnie wolfy nie chciałem marnować many ale nie było innego wyjścia musiałem użyć wand of inferno, na te syfy poszło mi ze 100 many no ale cóż takie uroki gry sorcem. Zszedłem na niższy poziom by móc dojść na moje wymarzone dwarfy guardy, kopalnia wyglądała na pustą co chwile byłem otaczany słabymi potworkami, wiedziałem że to dobry znak (przynajmniej tak mi się zdawało).
Schodziłem coraz niżej i niżej w końcu dotarłem na przed ostatni poziom tej kopalni, a na nim czekały na mnie hordy dwarfów.
Przez kilka godzin expienia wylotowałem tylko tysiąc oz lota no ale nie tym dzisiejszego dnia się sugerowałem. Gdy już wbiłem wymarzony
czterdziesty czwarty lvl wyszedłem z kopalni przerzuciłem baga przez rzekę. Wszedłem na mostek lecz uderzyła mi do głowy myśl że zabije sobie dragona, poszedłem tam i zabiłem zielonego bydlaka (:P). Ok załatwiłem potrzebę zabicia draga i wróciłem pod brzeg rzeki, wziąłem
baga po czym zatachałem go na poczte oraz wysłałem. Wracając do thais skręciłem w lewo na cyce wiedziałem że będzie dłużej ale po prostu taki miałem kaprys. Było mało cyklopów, dużo ludzi oblega ten teren już byłem blisko wyjścia gdy nagle drogę zaszedł mi sto dwudziesty dziewiąty royal palladyn włączył skula i zaczął nawalać we mnie power boltami, po chwili spytał się jaki mam armor odpowiedziałem mu że blue robe na to on odparł że przestanie mnie bić w zamian za ten właśnie armor. Stanowczo odmówiłem dodając że może mnie zabić ale i tak nic mu nie dam.
Uciekając przed nim sam wpędziłem sie w pułapkę, wszedłem w jakiś ślepy zaułek, on dobiegł rzucił za siebie fire fielda i dalej nalegał o oddanie armora.
Byłem na jakiejś skale, potiony już mi się skończyły nie było wyboru wyrzuciłem bp za jakieś drzewo na dole.
Po krótkim czasie pojawił się jakiś trzynasty sorc i zaczął mnie napierdzielać z wanda miałem już żółte hp ze łzami w oczach wpatrywałem się na mój licznik hp który spadał, byłem bezbronny, nie wytrzymałem napięcia i wyłączyłem tibie mówiąc sobie że już nigdy nie będę w nią grał. Wszedłem na forum odpowiedziałem użytkownikom na parę ich pytań. Z ciekawości chciałem ocenić jakie straty poniosła moja postać wpisałem pasy, nacisnąłem dwa razy enter z przyzwyczajenia, nagle moim oczom ukazała się zadziwiająca rzecz byłem zalogowany w tym miejscu ,w którym się exitnełem.
Obok mnie leżał dead tego trzynasto levelowca ,który mnie bił. Albo mnie wylogowało albo w tym rp odezwały się uczucia (mało prawdopodobne) w każdym
bądź razie nie padłem i niczego po za potionami nie straciłem. Poszedłem po bp na dół, wróciłem do miasta, kupiłem mikstury i mogłem nadal cieszyć się nowo zdobytym levelem. Tego dnia mogłem spokojnie położyć się i spać z myślą co przyniesie mi kolejny dzień.
Przygoda wydarzyła się na świecie furora a ten royal był z gildi Vision :P Wiem że jest wiele błędów interpunkcyjnych i stylistycznych może następnym razem będzie lepiej...
Mam nadzieję że chociaż po części spodobało wam się.
Koniec
Zakładki