Safios napisał
Czytam sobie temat i w sumie nie chce mi się pisać czy prostować niektórych tutaj ludzi, którzy mają bardzo płytkie myślenie. W pewnej chwili jednak nachodzi mnie wena i piszę.
Wtrącę swoje pięć groszy na przykładzie który jest mi bliski. Studiuję budownictwo na pwr. Gówno prawda, że do zawodówki idą głąby bez perspektyw. Kiedyś na większej budowie był jeden inżynier, dwóch po technikum budowlanym, 5 po zawodówce budowlanej i 10 po czymś innym / bez niczego.
Obecnie, coraz więcej osób idzie na studia i je kończy, jeśli są to studia inżynierskie to pół biedy, bo prace zawsze znajdzie, gorzej jak to jakaś turystyka czy coś. Uczył się 5 lat i nie ma nic, zatem co robi? Idzie do zawodówki! Tak, człowiek po studiach w których nie możne znaleźć pracy idzie po to, żeby mieć jakiś wartościowy papier. Gówno prawda, że zawodówka to syf. Tam uczysz się jak pracować i jak żyć. Ponad to nie wymagasz nie wiadomo jakiej kasy, jak typek który przychodzi i "ja jestem mgr i chce 10k na rękę". Starcza się 2-2,5k, bo tyle spokojnie na budowie wyciągniesz po zawodówce + dodatkowo masz perspektywy. Zgadnijcie kogo pracodawca wybierze? Odpowiem, żeby nie było durnych spekulacji. Tego typka po zawodówce, bo nie dość, że "wie jak trzymać łopate" to jeszcze jest ogarnięty w temacie.
Nadzorować to by każdy chciał, a robić to nie ma komu.
Reasumując, dobry fachowiec zawsze w cenie. Jeśli nie masz zamiaru studiować, a z tego co przeczytałem to nie masz, wybierz dobre technikum, zawodówkę. Tylko odradzam, kucharzy i kelnerów, bo do roznoszenia to nie potrzeba specjalnych umiejętności, jak nie masz smaku to go cie w szkole też nie nauczą, a często na budowach się zdarza, że ten po zawodówce, ma większą wiedzę od technika czy nawet inżyniera. W dzisiejszych czasach nie liczy się sam papier, ale przede wszystkim doświadczenie.
Ponadto wrzucę tutaj jeszcze, że za granicą dobry rzemieślnik, których jest bardzo malutko, bo każdy "studiuje", z fachem w rękach, żyje jak pączek w maśle.