Witam
Piszę tutaj, ponieważ mam lekki problem. Generalnie nie jest to problem, ale jest to coś, co mnie męczy.
Zacznę od tego, że przez całe życie byłem chory. Miałem coś w rodzaju zaburzeń zachowania (psychiatra stwierdził, że są to zaburzenia psychotyczne). Nie ukrywam, że jeszcze 2 miesiące temu byłem w ciężkim stanie, ale się wyleczyłem.
Co do moich zaburzeń zachowania, wyglądało to tak, jakby zależnie od sytuacji zmieniał mi się "charakter". Po prostu przez większość swojego życia byłem jakby "idiotą". Nie dostałem się do żadnej szkoły, choć mam zadatki i ambicje. Jestem w dość średnim liceum. Nauczyciele są dobrzy, niektórzy nawet bardzo dobrzy. Jednak problem jest taki, że ja wyleczyłem się w 3 klasie. Jestem teraz absolutnie zdrowy.
Mam wrażenie, że w szkole jestem o kilka poziomów wyżej od większości ludzi. Przez cały czas miałem słabe oceny (jedynka z matmy w 2 klasie). Byłem chory, nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że miałem najgorsze oceny w klasie, mimo, że otacza mnie tam wielu idiotów. Deklarację maturalną przyszło mi wypełniać podczas najmocniejszego nasilenia mojej choroby (nawet babcia mi zaniosła do szkoły, bo ja się bałem tam iść).
Kmina jest taka. Szkoła mi nic nie daje, żadnych perspektyw. Każdy przedmiot, oprócz matematyki jest dla mnie nieprzydatny. Wos do niczego mi się nie przyda, na pp uczymy się o tym czym jest pieniądz (to jest żałosne), polski nuda, angielski tragedia (mam skończony certyfikat FCE, mimo tego w szkole mam podstawe, nudzę się). Jedyny ciekawy przedmiot to matematyka.
Nie chce mi się tam chodzić. Zarabiam już pieniądze (Gram w kapeli weselnej, średnio ponad 1-3k na miesiąc). Dostaje również rentę rodzicielską.
e: co do tej matematyki. Po prostu całe życie na tych lekcjach byłem jak debil. Nie zastanawiałem się nad tym.
Zakładki