Bardzo dużo osób idzie na filologię angielską, bo angielski jest najprostszym egzaminem maturalnym. Potem masa osób ma z tego egzaminu najlepszy wynik (najlepszy spośród egzaminów maturalnych, co wcale nie znaczy, że dobry...) przez co pchają się na anglistykę i tylko zaniżają poziom. Co gorsze, nie wszyscy odpadają po I roku, bo uczelnie są pazerne na kasę, a im więcej studentów, tym więcej kasy. A więc poziom niezbyt wysoki, praca w szkole publicznej jako nauczyciel przejebana (całe życie z debilami, a dzieci są coraz głupsze i gorzej wychowane), wielu studentów narzeka na przedmioty takie jak historia literatury czy obszaru językowego (ale to w większości właśnie ci, którzy na filologii nie powinni się znaleźć), więc lepiej się nad tym zastanów. Do tego, jeśli idziesz na specjalność nauczycielską, to wymogiem ministerialnym jest ogarnięcie drugiego przedmiotu, którego potem możesz nauczać w szkole (w moim przypadku jest to wos i historia) na co wiele osób też narzeka. Poszedłem na filologię mając 84% z rozszerzonego angielskiego (pisemnego, podstawa 100) i teraz mam stypendium, przynajmniej taki z tego plus. ;P
Co do innych języków to się nie zniechęcaj, bo co prawda są to języki mniej popularne, ale i znacznie mniej osób je zna, w związku z czym ceny tłumaczeń są wyższe.
Xijeg napisał
Jak chciałbyś być nauczycielem to dodatkowe kilkaset godzin zajęć z pedagogiki i psychologii (w trakcie całych studiów ofc, "kilkaset" brzmi strasznie, ale to po prostu kilka dodatkowych godzin w tygodniu)
No i z metodyki, ale metodyka jest przynajmniej prowadzona po angielsku i można się czegoś ciekawego dowiedzieć, a na pedagogice i psychologii się strasznie nudzę. Gdyby nie uprzejme koleżanki to pewnie nawet I semestru bym nie zaliczył z tych przedmiotów...
Zakładki