W ogóle bilans Nawałki jest niewiarygodny. Odkąd jest selekcjonerem przegraliśmy w sumie 4 mecze, z czego dwa pierwsze - towarzyskie na samym początku, gdy przejął burdel po Fornaliku, w 2013 jeszcze przed startem eliminacji, trzecia z Niemcami, i czwarta ta z Holandią. W meczach o punkty jedna porażka na 15 meczów, z mistrzami świata na wyjeździe.
Po euro w rankinguśmiechufifa będzie najwyższe miejsce w historii, ale pewnie niewiele wyższe niż za Janasa i Benhałera. Wtedy było 17 i 16, teraz szczelam, że około 13-14. A mogło być top10 spokojnie. Jak Nawałka przejmował reprę, byliśmy w ósmej dziesiątce i przez ostatnie 5-6 lat o punkty wygraliśmy tylko jeden mecz - z Mołdawią (plus mecze z San Marino).
Tak jak nie byłem zwolennikiem zatrudnienia go po Fornaliku, tak muszę powiedzieć, że zajebiście wszystko poukładał. Nie powiem, że najlepszy nowożytny selekcjoner, bo Engele, Janasy i inni nie mieli Lewandowskich, Krychowiaków, Piszczków itd. (no poza Smudą i Fornalikiem, ale o czym tu gadać..), personalnie tak mocni dawno nie byliśmy, ale też po raz pierwszy byliśmy przygotowani do mistrzostw. Nie biegaliśmy dwa razy wolniej i nie skakaliśmy dwa razy niżej, jak zawsze. Kiedyś za każdym razem na mistrzostwach wyglądaliśmy 2x gorzej niż wcześniej w eliminacjach. Pierwszy raz było inaczej, a nawet zagraliśmy lepiej. Nie graliśmy kosmicznie, ale wszystkie te mecze były co najmniej wyrównane.
Odpadłyby mecze z drużyną z ostatniego miejsca, więc nie, nie weszlibyśmy.
9 zwycięzców grup eliminacyjnych + Francja, to 10. Zostaje 6 miejsc dla 9 drużyn z drugich miejsc. Weszłyby zapewne 3 z najlepszym bilansem, a pozostałe 6 grałoby baraże.
Islandia, Słowacja, Rumunia i Rosja po 16 punktów, my 15, więc elo.
Tak czy siak, te rozważania są bez sensu, bo eliminacje mogłyby wyglądać zupełnie inaczej (inna liczba grup), poza tym każdy grałby z inną świadomością.