Slupek napisał
Mhm, w hejtparku nawet oceny między 2 a 3 dla Czesia w 10-cio stopniowej skali, jestem w szoku. I Wichniarek powiedział coś, co tym naszym betonom przez gardło nie przechodzi raczej, że my gramy w piłkę tak, jak grało się 50 lat temu, a dziś nikt tak już nie gra. Brawo.
No i Kowal powiedział, że obok Kataru jesteśmy najgorszą drużyną mistrzostw, jak dotąd. Widać, że nie ma Stana i nie ma kto Czesia bronić, ojoj. Oglądałem z 15 minut bo więcej mi się nie chce, ale nawet dzisiaj nie gadają w koło wyświechtanych kocopołów.
Niemniej i tak debile się cieszą, że przynajmniej nie przegraliśmy, jak gówno nam to daje i przynajmniej remis z Argentyną musimy ugrać myśląc o czymkolwiek w tym turnieju.
Kowal faktycznie ładnie przez cały program grillował michniewicza za jego podejście. Widać było autentyczny wkurw i wyjaśniał pierdolenie pozostałych, którzy gadali tak, żeby nic nie powiedzieć (poza wichniarem, który też go ładnie wypunktował). W pewnym momencie zaczął mówić, że nawet jeżeli nie przegramy żadnego meczu, grając w ten sposób, to co z tego? Bo gdzie jakaś ambicja, progres... Przez chwilę pomyślałem "szacun wojtuś", ale wtedy sobie przypomniałem pewien szkopuł. Przecież kiedy po meczu ze szwecją pijany michniewicz dzwonił do kanału śmieciowego, żeby obrażać swoich krytyków, to kowal siedział uchachany i krzyczał "brawo czesiu, jedziesz z gównem!" xD A ze szwecją to wyglądało dokładnie tak samo, z tą różnicą, że wtedy robercik trafił z karnego. I można było w ciemno obstawiać, że z meksykiem żadnego progresu nie będzie. Nawet gdyby michniewicz mógł ten mecz rozegrać 100 razy, to 100 razy zagrałby tak samo. To nie był po prostu słaby mecz. To jest autorski pomysł michniewicza, żeby tak "grać". To czego on wtedy oczekiwał?
Wracając jednak do pozostałych, to koneser tajskich pyt tak to wszystko przedstawił, że można by pomyśleć, że michniewicz jest geniuszem, który zajebiście przechytrzył trenera meksykanów. A ten mecz był częścią jego misternie utkanego planu. xD Chociaż o dziwo nie obwiniał lewego za jego zniweczenie - przeciwnie, zaczął go tłumaczyć tym, że sędzia kazał mu poprawić piłkę. xD Mimo tego, i tak nie zapracował na tytuł odklejeńca odcinka. Otusz, później połączyli się z zakolakiem, po którego występie można było pomyśleć już wyłącznie o tym, czy gość nawiał z choroszczy, czy właśnie go do niej zabierają. W skrócie: dobra gra, bardzo dobry wynik, dokładnie tak miało być. Nie zacytuję, co dokładnie powiedział - polecam sobie obejrzeć, ja śmiałem się na głos.
Ogólnie to po tym meczu najbardziej mnie triggeruje przedstawianie tego jako "defensywnej gry", ubieranie w słówka takie jak "pragmatyzm" i notoryczne wycieranie sobie mordy Grecją AD 2004. Ja rozumiem, że to nie są skoki narciarskie i za styl się punktów nie dostaje. Defensywna gra też może być sposobem. Jest jednak pewien problem, bo za wybijanie piłki też nikt nagród nie przyznaje. Defensywna czy ofensywna gra - powinna być zawsze zorientowana na osiągnięcie podstawowego celu w meczu piłki nożnej - strzelenia przynajmniej jednego gola więcej niż przeciwnik. A czy my w ogóle taki cel mieliśmy? Bo jeśli nie, to my po prostu nie gramy w piłkę, tylko właśnie uprawiamy jakiś inny sport. Myślę że naprawdę mało kto by narzekał, gdybyśmy rzeczywiście grali jak tamta Grecja, ale my nawet koło niej nie staliśmy. Jeżeli prawdą jest, że poza tym karnym, mieliśmy expected goals na poziomie 0.07 to jest jakaś kpina. Grecy na tamtym turnieju w każdym meczu strzelali gola, mając za rywali dużo lepsze drużyny, a my statystycznie musielibyśzagrać 15 meczów z cienkim meksykiem, żeby strzelić łącznie jednego.
Stosując tibijską analogię: defensywnie to grała np. zasadzka na spectrum. Wtedy - podobnie do michniewicza i krychowiaka - doszliśmy do wniosku, że nie możemy sobie pozwolić na otwartą walkę, bo przeciwnik ma wyższe levele i nieograniczone zasoby, więc musimy "grać brzydko". Wynikało to z założenia, że frag to zawsze frag, nieważne czy w otwartej walce, czy w uhtrapie. Jednak nadal celem było zabijanie wrogów! Tylko zamiast walczyć na ich warunkach, uznaliśmy że będziemy to robić w trapach i w ten sposób im dojebiemy. Więc rozumiem, że tutaj zakładamy że nie stać nas na otwartą grę w piłkę, bo nie mamy w tym elemencie przewagi. Ok, ale w takim razie powinniśmy chyba wciągać przeciwnika w pułapkę i nękać kontrami, szybkimi atakami, perfekcyjnymi stałymi fragmentami, kurwa czymkolwiek, co mogłoby nam dać tego gola więcej. Tymczasem michniewicz ze swoim teamem siedzi ujebany w pzcie, bo panicznie boi się deada, i cieszy się, że nadal jest 0-0 we fragach. Komedia.
My w żadnym momencie nie podjęliśmy nawet walki o zwycięstwo. Mówię o podejściu strategicznym i taktyce, bo jeden spontaniczny zryw zielińskiego, który odebrał piłkę pod polem karnym meksyku, a potem straceńcza szarża lewego, to na pewno nie był żaden plan. Michniewicz teraz w wywiadzie opowiada, że do końca chciał walczyć o zwycięstwo i na dowód podaje, że przecież zrobił zmiany i wpuścił milika. Fakt, wpuścił - w 87 minucie, a dwóch zmian w ogóle nie wykorzystał. To tak, jakby stojąc w depo twierdził, że chciał wygrać wojnę, bo przecież załadował sdki do plecaka.
Jednak odnośnie tego "pragmatyzmu", to też jest dla mnie rzecz niezrozumiała. Pragmatyzm to powinien się wiązać z jakąś kalkulacją, a jak ona wyglądała w tym wypadku? Rozumiem, że przed mistrzostwami ktoś założył, że argentyna jest najlepsza, arabia najsłabsza, więc z meksykiem czeka nas walka o drugie miejsce. I wywnioskował, że remis z meksykiem będzie dla nas nieco lepszy, bo i my i oni powinniśmy ugrać 4 punkty, ale my z dodatkową szansą na więcej, z uwagi na korzystniejszy terminarz. Pomijam już tutaj zasadność robienia takich kalkulacji (a na pewno były robione, sądząc po tłumaczeniach kumpli otyłego bajeranta). Wichniarek zresztą dobrze to wyjaśnił, podając przykład van den broma, który też mógł piłkarzom lecha przed meczem z villarreal powiedzieć, żeby walili lagę na ishaka. A nuż ugramy 0-0, a hapoel nie wygra wysoko z austrią i wyjdziemy. A jednak kazał im grać w piłkę i dzięki temu nie tylko wyszli z grupy (do czego remis by ostatecznie nie wystarczył), ale jeszcze zrobili to w stylu godnym zapamiętania. Tutaj też może się okazać, że nie dość, że się ośmieszyliśmy taką "grą", to ten remis i tak nam nic nie da. To swoją drogą też jest niezła manipulacja, albo regularne ograniczenie umysłowe, że w dyskusjach cały czas jako alternatywę grania na 0-0 podaje się "piękną porażkę". Smokowski wprost wyjechał z takim pytaniem do swoich rozmówców - czy woleliby porażkę np. 3-4 od tego remisu; ale wichniarek go wtedy szybko sprowadził na ziemię.
Wracając jednak do grubasowych kalkulacji, to przecież do meczu przystępowaliśmy wiedząc już o wygranej arabii. A ten wynik powoduje, że po pierwsze, atut termianarza w korespondencyjnym pojedynku z meksykiem już nam odpadł, bo argentyna na pewno zagra z nami o życie i w najsilniejszym składzie, natomiast w sobotę gramy z uskrzydloną arabią . A po drugie, w ogóle może się zaraz na przykład okazać, że to nie arabia, a meksyk będzie najsłabszą ekipą, z którą tylko my stracimy punkty. Wygrywając wczoraj, stanęlibyśmy przed szansą wywalczenia awansu już po drugim meczu. Z opcją wygrania grupy, nawet przy ewentualnej porażce z argentyną. A teraz? W sobotę i tak bezwzględnie musimy wygrać, tyle że 4 punkty mogą już do awansu nie wystarczyć. Prawda jest taka, że jesteśmy na musiku, Nie dość, że musimy wygrać, to jeszcze najlepiej kilkoma bramkami, bo te mogą decydować o awansie. A jak mamy to nagle zrobić, skoro od początku wszyscy powtarzają, że nie możemy grać inaczej, niż bronić w dziesięciu i walić lagę na robercika?
Mam nadzieję, że się to skończy wpierdolem od arabów i poprawką od argentyny, żeby nie było wątpliwości, gdzie jest nasze miejsce z tą prymitywną kopaniną i umysłową impotencją. A najlepiej, żeby meksyk też skończył z tym jednym punktem, żeby i tu nie było wątpliwości, ile naprawdę znaczy ten remis. Bo inaczej będzie forsowana narracja, że było blisko jak nigdy, wystarczyło tylko wykorzystać karnego, a wtedy diskopolowy głupek z całą pewnością będzie gotów wręczyć grubemu kontrakt na kolejne lata. Tylko doszczętna kompromitacja może nas uchronić przed tym, i przed mianowaniem jakiegoś probierza na jego następcę.
Zakładki