Koniec sezonu kopania balona w Polsce jak zwykle lepszy niż kabaret. GKS Katowice, który tradycyjnie "walczył o awans", spadł po golu bramkarza Bytovii w doliczonym czasie. Wynik ten pozwolił Bytovii przeskoczyć GKS, ale i oni spadli, gdyż - również w doliczonym - Wigry strzeliły zwycięskiego gola z Rakowem i dzięki obu wynikom to one się utrzymały.
Bytovia po spadku prawdopodobnie zbankrutuje i przestanie istnieć, a podkładający się Raków zastępuje Zagłębie w Sosnowcu, gdzie będzie grać przy średniej 400 widzów.
Tymczasem w ekstraklasie walcząca o utrzymanie Miedź wygrała na wyjeździe z Wisłą Kraków 5:4, chociaż siedzący na varze Szymon Marciniak z Płocka (miejsce zamieszkania podaję nie bez powodu, ale o tym za chwilę) mocno się starał, by do tego nie dopuścić. Gola na 4:4 z karnego w 97 minucie strzelił 40-letni młody talent brat jednobrwiowiec, ale obrońcy Wisły nie ułatwiali Marciniakowi sprawy, bo przy ich biernej postawie Miedź zdążyła jeszcze wpakować piątego gola. Utrzymania to i tak nie dało, bo Wisła Płock (tak, z tego samego Płocka, co sędzia Marciniak) bohatersko wybroniła 0-0 ze zdegradowanym i wspomnianym już Sosnowcem.
Teraz uwaga, podaję rozkład jazdy na jutrzejszą niedzielę cudów: Piast - Lech 1:1 po golu kapitana pałki albo Jevticia z karnego w 90 minucie; piłkarze Lecha najszybszy sprint wykonają po meczu, uciekając przed jakimś widmem (na pewno nie przed kibicami Lecha, bo ci mają nie zostać wpuszczeni, by czasem nie załatwili walkowera). Tymczasem Legia - Zagłębie 3:1 (gol Carlitosa z karnego). Ale największe jaja to będą w pozostałych dwóch meczach, gdzie Probiesz (polska guardiola) będzie rywalizował z Jagiellonią o możliwość odpadnięcia w 1 rundzie eliminacji LE.
Jak to powiedział mentor polskich zapijaczonych kopaczyn, z czerwonym od przechlania ryjem kowalczykiem - "w każdej lidze musi być odrobina reżyserii". Już nie mogę się doczekać tego spektaklu.