Strzał!
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Raz, dwa...
Jeszcze tylko kilka osób, już tak blisko...
… trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Raz, dwa...
Tutaj nic dobrego... tak, to koniec.
… trzy, cztery...
Maryś! Co z moją Marysieńką?!
… pięć!
Strzał!
O, jak bezlitośnie muszą się z nimi obchodzić. Nie wracają. To kolejka na nic dobrego.
Raz, dwa...
To tak oczywiste, a pomimo tego tak trudno to powiedzieć.
… trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Włączyli jakieś maszyny, nic tu prawie nie słychać, co oni z nimi robią?!
Raz, dwa...
Olekiewicz, „o”, więc „s” tak już niedługo.
… trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Raz...
To ostatnie notatki. Na razie czy na zawsze? Boję się odpowiedzi.
… dwa...
Mam nadzieję, że Oleńka choć zdrowa. Boże! Co z nimi będzie? Miej je w opiece. Ale ja... nie wiem nawet czy żyją. Boże, to takie ciężkie!
… trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Raz, dwa...
Jak to wygląda? Czy to boli? Cela pustoszeje. Jeszcze ja i dwóch innych mężczyzn. Nikt nie pokazuje, że się boi. Ale nie tylko mnie dręczą takie myśli. Wszyscy siedzą w skupieniu, jest tak cicho... Maryś, tak chciałbym wrócić!
… trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Przyszli po Romańskiego. Boże, Ty już tak niedaleko!
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć.
Strzał!
Tempo mają tak szybkie, teraz ja. Został tylko Zgubiński. Ułamek sekundy na pożegnanie. Kto wie, czy się jeszcze kiedyś spotkamy. Kto wie, czy spotkamy jeszcze kogokolwiek innego niż wszechobecni tu Rosjanie.
Prowadzili go wąskim i ciasnym korytarzem. Narzucili tak szybki krok. Spieszyli się. Szybka wymiana zdań z jakimś innym Ruskiem, szybkie wyjście na zewnątrz, szybkim krokiem do lasu. Szybko, szybko! Byle jak najwcześniej, byle jak najwięcej. Popychali, szturchali, niech się pospieszy wreszcie! Tak, piękny oficer, co marszu porządnego odprawić nie umie!
Szybko! W stronę lasku. Tam ciemno, a w okolicy szum maszyn tylko słychać. Och, jak tam głośno! Nic to, nic dobrego. Raz, dwa... Kolejne kroki okupione kolejnymi sekundami wyczekiwania i niepewności.
Dziś mi przyjdzie umrzeć, tak bez pożegnania. Wybacz Marysieńko, wybacz mi, kochanie!
… trzy, cztery...
Weszli w ciemny lasek, już wie, co go czeka. Już jest tego pewien.
… pięć!
Strzał!
W tył głowy, ciało do dołu. Okrucieństwo bezgraniczne. Bezosobowość. Nic, nic nie ważne. Dalej, dalej!
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...
Strzał!
Raz, dwa, trzy...
I w kółko ten schemat „raz, dwa, trzy (…), pięć, śmierć!”
I jeszcze raz: raz, dwa, trzy...
I znowu...
I nie widzą nic. Ich oczy umarły razem z trzecim trupem.
Okej, ja nie wiem, co o tym myśleć. Tak jakoś wyszło. Zbyt długie stanie ze sztandarem chyba nie wpływa za normalnie na moją pomysłowość. Możecie mi powiedzieć, co z tym fantem zrobić, bo nie mam pojęcia jak to wygląda z perspektywy kogoś, kto nie jest mną. Mnie podoba się ostatnie zdanie chyba.
A, zapomniałabym, żeby nie było: te powyższe warunki i to, jak cały ten proces wyglądał to tylko moje wyobrażenie, nic zawartego w jakiś aktach czy coś.
Edit
Jasne, Eda, bardzo chętnie, tylko najpierw musiałabym coś napisać, a w pisaniu czegoś dłuższego niż 3 strony w wordzie to ja nie jestem zbyt wyćwiczona niestety. :/A tak w ogóle to dziękuję, tak mi się miło zrobiło po tym komentarzu. <3
Zakładki