Przepraszam za nagłą i niespodziewaną (również przeze mnie) przerwę i lecimy dalej:
Miasto tajemnic (darkan)
Ten tekst spodobał mi się najbardziej. Krótki, ale bardzo plastyczny, wywołujący u czytelnika coś w rodzaju niedosytu zmieszanego z żalem. Sprawne, dopasowane do objętości opowiadania opisy, przejrzyste, wiarygodne dialogi, niemal zupełny brak błędów technicznych (jeśli miałbym się czegoś przyczepić, to na przykład tego, że w zapisie dialogu na 1 str. "To" i "Pierwszy", na str. 2 słowa "Nareszcie" i "Wierzcie" po wypowiedziach dziewczyny, a także na str. 3 "To" w siódmej linijce raczej winny zaczynać się dużą literą oraz tego, że na drugiej połowie strony 2 aż sześć kolejnych zdań zaczyna się w identyczny sposób - "Zamocowałem", "Zatrzymałem", "Poczułem", "Oparłem", "Miałem", "Wysiadłem").
Ładnie opisane są takie małe drobiazgi, jak na przykład sprawa związana z figurką jaguara, waniliowy tytoń, który bardzo sprawną klamrą zamyka opowiadanie (wraz z kwestią imienia dziewczyny, a raczej braku wiedzy na jego temat), dobre wtrącenia wątków pobocznych (np. kwestia zamiłowania do hazardu), które bardzo ubarwiają tekst.
Zabrakło mi chyba tylko jedynie nieco bardziej oryginalnego pomysłu (proszę zwrócić uwagę na pewne podobieństwa do pierwszego tekstu), ale też rozumiem, że w tak krótkiej formie nie zawsze można się wykazać (choć z drugiej strony - długość formy była kwestią wyboru dokonanego przez Autora).
Miasto tajemnic - Dzzej
Pierwszy (acz nienajwiększy) feler tego tekstu jest taki, że jest to jedynie fragment większej całości. Jest to coś w rodzaju początku powieści, więc trudno jest oceniać go w konkursie litrackim, do którego zgłaszać przecież należy utwory, a nie ich fragmenty.
Sporo do życzenia pozostawia warszatat - w tekście można znaleźć sporo błędów (również ortograficznych - zwłaszcza dotyczących pisowni łącznej i rozłącznej), trafiają się literówki (ale - jak pisałem na wstępie, nie stanowi to dla mnie kwesti "być czy nie być" dla danego tekstu). Najgorsze jest to, że akcja poprowadzona jest jak coś w rodzaju zapisu gry komputerowej. Wydarzenia ciągle gonią do przodu, w niewielkiej partii tekstu jest nagromadzenie tylu miejsc, postaci, wydarzeń i czego tam jeszcze, że - o dziwo! - czytelnik po krótkiej lekturze zaczyna się czuć znużony. Brak oddechu, jakiegoś zatrzymania, pomysłu na zaciekawienie, zaintrygowanie odiorcy... Nie, tu po prostu wszystko jest jak na przyspieszonym filmie.
Przyjrzyjmy się pierwszemu rozdziałowi. Rozpoczyna go bezsensowny dwuwersowy dialog, który absolutnie nie ma kontynuacji w dalszej części tekstu. Byłoby super, gdyby po nim nastąpił opis tego, czym aktualnie zajmuje się bohater, tego czy idzie dać w końcu tym świniom jeść (tak na marginesie - dość dziwna jest forma, w jakiej matka zwraca się do dorosłego już przecież mężczyzny), czy też puszcza dyspozycję matki mimo uszu. Nie wiemy (i się nie dowiemy, niestety) jak wygląda, jak jest ubrany itd., a to akurat jest dość istotne - chociażby w kontekście walki, która wkrótce (wkrótce? - o tym potem) nastąpi. Zamiast tego kolejnym akapicie (rozpoczynającym się od dużego nagromadzenia spraw związanych z rzeczownikiem "wioska") dowiadujemy się (w zamyśle Autora) wiele o otoczeniu przyrodniczym miejsca (w tym, że otaczają m.in. malutkie drzewka zwane ząbkami - to właśnie jedan z przykładów lierówek, które świadczą o tym, że tekst nie był należycie sczytany przyd wysłaniem), a położeniu wioski, jej zasobności itp.
Są też w pewne niezręczności - na przykład z zapisu wynika, że do lasu ciągną Alenroda:
- jakaś tajemnicza siła,
- jego łuk.
Później w kilku zdaniach mamy charakterystykę bohatera, jego sytuację rodzinną oraz opis pasji i zainteresowań. Generalnie - groch z kapustą w jednym akapicie. Na koniec - kolejna niezręczność językowa: "miał siostrę, jedną pośród sześciu braci", co sugeruje wprost, że jego siostra była jednym z braci (nie piszę tego dlatego, żeby się wyzłośliwiać, a dlatego, by pokazać, jak bardzo podczas pisania trzeba uważać z każdym zwrotem).
Później następuje wers przerwy i... zaczyna się znów akcja wraz z rozmaitymi opisami (i danej sytuacji, gdy widać ptaszyska, i miasta, które trudno zdobyć), a czytelnik nie wie nawet czy to się dzieje tego samego dnia (czego się raczej spodziewa), czy też po upływie wspomnianych (mijających bez pośpiechu) dni. Scena wjazdu żołnierzy, którą można byłoby rozbudować, dodać jej nieco grozy, wywołać niepokój u czytelnika wygląda na "pstryk i już" podobnie ze sceną walki, z motywacją chłopaka, by narazić całą wioskę, skoro (może?) wystarczyło wcześniej ukryć dziewczynę? Znów mamy ogromne nagromadzenie fabuły i opisów (np. nagle wtłoczony opis tego, jak wyglądała dziewczyna). Potem krótka walka, pogoń, czas na ocucenie się i postać w kapturze. A gdzie myśl o konsekwencjach własnych czynów u dorosłego Alenroda? Przecież było jasne, że czymś takim skazuje wioskę na zagładę (o czy mowa jest później). Nie lepiej było zaczaić się na wracających żołnierzy i korzystając z ich nieuwagi uwolnić siostrę? Ot, to taka opcja, któa na poczekaniu przyszła mi do głowy...
Później (jeśli chodzi o moje zastrzeżenia do tekstu) jest podobnie i wydaje mi się, że Autor powinien napisać go jeszcze raz, bo widać, że wyobraźni i zapału mu na pewno nie brakuje. Widać też zdolność do kreowania rzeczywistości świata fantasy, ale brakuje doświadczenia i literackiego "otrzaskania").
Dalsze opinie wkrótce. Nie sądziłem, że aż tak się rozpiszę...;)
Zakładki